Po meczu z Holandią duże emocje budzi sytuacja z kibicami, którzy w drugiej połowie rzucili na boisko race, co doprowadziło do przerwania spotkania. To była forma protestu przeciwko działaniom policji, która nie pozwoliła wnieść na mecz przygotowanej oprawy. W ostrych słowach działania służb opisał w rozmowie z Kanałem Sportowym Mateusz Pilecki – szef stowarzyszenia „To my Polacy”, które organizuje doping. – Zaglądano nam między pośladki – stwierdził.

Race wylądowały na murawie w okolicy 60. minuty. Mecz przerwano na kilka minut, a kiedy go wznowiono, grupa ultrasów postanowiła opuścić trybuny. Po spotkaniu Pilecki w ostrych słowach oceniał to, czego doświadczył pod Narodowym.
Szef stowarzyszenia kibiców: „Grzebano nam w majtkach. Zaglądano między pośladki”
– Spędzasz nad czymś tygodnie, wydajesz 10 tysięcy złotych ze swoich prywatnych pieniędzy, przygotowujesz gniazdo, nagłośnienie, a PZPN nic ci nie dokłada. Zostaliśmy dziś potraktowani jak małe dzieci, gdy powiedziano nam, że nic nie wniesiemy. Dlaczego nie? Bo nie. Bo taka jest decyzja służb – mówił Pilecki w rozmowie z Kanałem Sportowym.
Pilecki opisał również, w jaki sposób policja przeszukiwała kibiców. Jego zdaniem urągało to ludzkiej godności.
– Zostaliśmy upokorzeni. Byliśmy osłonieni kordonem policji. Wchodziliśmy do specjalnego namiotu, gdzie zaglądano nam między pośladki i grzebano w majtkach. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego. Na Litwie sama ochrona chwaliła nas za doping. Nie wypada mi nawet mówić, jak odzywała się do nas polska policja – dodał.
Fot. Screen (Kanał Sportowy)
WIĘCEJ O MECZU POLSKA – HOLANDIA NA WESZŁO:
- Lewandowski: Dziś remis z Holandią to minimum
- Race na murawie. Już lepszy jest piknik niż taki chlew
- Kamiński w gazie i błąd Grabary [NOTY POLAKÓW]