Reklama

Carlos Alcaraz dogonił Igę Świątek. Szósty tytuł wielkoszlemowy Hiszpana!

Sebastian Warzecha

08 września 2025, 00:04 • 5 min czytania 9 komentarzy

Tak jak i wimbledoński, tak i ten finał Carlosa Alcaraza z Jannikiem Sinnerem nie dorównał temu z Roland Garros, który przeszedł już do historii tenisa. Dziś nie było tak wybitnego grania, bo Włoch nie wszedł na poziom, na którym mógłby na dłuższą metę zagrozić swojemu rywalowi. Hiszpan za to grał znakomite zawody i nawet przegrany drugi set nie wybił go z rytmu. Carlos tym samym wygrał szósty tytuł wielkoszlemowy w karierze i znów ma ich tyle, co… Iga Świątek.

Carlos Alcaraz dogonił Igę Świątek. Szósty tytuł wielkoszlemowy Hiszpana!

Carlos Alcaraz znów wielki. Hiszpan drugi raz wygrał US Open

Nikt nie obronił tytułu na US Open, odkąd Roger Federer… wygrał ich pięć z rzędu w latach 2004-2008. Jannik Sinner mógł być pierwszym od czasów Szwajcara. Ale i jemu się nie udało. Może ze względu na kwestie zdrowotne – miał nieco problemów w czasie turnieju – a może po prostu dziś nie dał sobie rady ze znakomitym Alcarazem. W każdym razie na obronę tytułu w turnieju mężczyzn – bo u kobiet dopiero co zrobiła to przecież Aryna Sabalenka – nadal musimy poczekać.

Reklama

Nie musimy za to czekać na wykształcenie się duopolu i kolejnej wielkiej rywalizacji.

Bo taką już mamy. W ostatnich dwóch sezonach Carlos i Jannik zgarnęli wszystkie Szlemy. Łącznie osiem, po cztery na głowę. W trzech ostatnich mierzyli się ze sobą w finale – dwa z tych meczów wygrał Carlos, ale na Wimbledonie, tam gdzie wydawało się, że Hiszpan jest nie do ogrania, lepszy był Sinner.

Co najmniej tak długą serię Szlemów wygrywanych przez „parę” widzieliśmy do tej pory w tenisie tylko dwukrotnie – gdy trofea rozdawali między sobą Roger Federer i Rafa Nadal, którzy najlepsi byli przez 11 turniejów z rzędu (w latach 2005-2007), aż wmieszał się w to wszystko Novak Djoković na Australian Open 2008. Druga taka seria to duopol Djokovicia i Nadala kilka sezonów temu (2018-2020, 9 turniejów z rzędu).

Alcaraz i Sinner już niemal im dorównali. Gdyby w przyszłym sezonie wciąż rozdawali karty i znów to do nich należały wszystkie wielkoszlemowe triumfy – nawet by ten wynik przebili. A że aktualnie trudno wskazać kogoś, kto miałby stanowić dla nich zagrożenie, to naprawdę jest to możliwe. Przed każdym Szlemem pytamy aktualnie nie „kto wygra?”, a „Jannik czy Carlos?”.

Na kortach US Open padło na Hiszpana.

Bez wątpliwości. Alcaraz rozmontował Sinnera

Nawet jeśli Jannik Sinner faktycznie miał dziś problemy zdrowotne i nie grał na sto procent, to nie sposób nie podziwiać tego, jak metodycznie podszedł do sprawy Carlos Alcaraz. W pierwszym secie od razu przełamał Sinnera, a potem nie pozwolił mu rozwinąć skrzydeł. Przyspieszał akcje, skracał, naciskał, atakował. Korzystał z wypracowanej przewagi (a potem nawet ją powiększył), wiedząc, że w gemach serwisowych Włocha może sobie pozwolić na nieco szaleństwa.

I to działało świetnie. Alcaraz wygrał pierwszą partię zaskakująco łatwo – do dwóch.

W drugim secie, tak się zdaje, Carlos popełnił błąd. Oddał nieco pola, pozwolił wejść Jannikowi na obroty. Nie grał tak ofensywnie, wycofał się. A Sinner tylko na to czekał. Teraz to on przejął inicjatywę. Grał po swojemu – długie wymiany, ale dyktując warunki na korcie. Do tego Carlos wspomógł go kilkoma pomyłkami i oddał serwis. A to jedno przełamanie wystarczyło, bo Włoch podciągnął też procenty serwisu i ograniczył błędy własne. Nie było mowy o tym, by akurat w tamtej fazie gry mógł oddać podanie.

Ale dziś na tyle było go stać.

Bo od trzeciego seta obraz gry znów się zmienił i inicjatywę raz jeszcze przejął Alcaraz. Hiszpan powrócił do opanowanej gry. Nie szalał z atakami już tak bardzo, jak w pierwszym secie, ale był uważniejszy, bardziej skoncentrowany i znakomicie rozmontowywał Jannika. Korzystał ze skrótów, dobrze serwował, świetnie odnajdywał kierunki, którymi utrudniał rywalowi życie. Sinner był w trzeciej partii absolutnie bezradny. A w czwartym secie też w końcu skapitulował wobec znakomitej, dokładnej, uważnej i pełnej idealnie wymierzonych zagrań gry Carlosa.

Co prawda ten potrzebował w ostatnim gemie trzech piłek meczowych, ale nawet gdy Jannik od 15:40 zrobił 40:40 – w dużej mierze za sprawą skutecznych returnów – to Alcaraz się nie zawahał. Następną wymianę ustawił sobie mocnym zagraniem, a gema, seta i mecz zakończył asem serwisowym. Sięgnął po drugi tytuł wielkoszlemowy w tym sezonie, a szósty w karierze. Powrócił na tron w Nowym Jorku po trzech latach – to tam przecież zdobywał swój pierwszy tytuł tej rangi.

Rywalizacja na remis

I wyrównał stan rywalizacji z Jannikiem Sinnerem w ostatnich dwóch sezonach – czyli od momentu, gdy Włoch też wszedł na szczyty. Remis jest też w korespondencyjnym pojedynku Carlitosa z Igą Świątek, czyli najlepszych zawodników obecnej generacji odpowiednio w ATP i WTA – oboje mają teraz po sześć Szlemów. Ale podejrzewamy, że obie te rywalizacje jeszcze trochę potrwają, a i Jannik, i Carlos, i Iga (a także Aryna Sabalenka, która po wczorajszym triumfie ma tyle tytułów co Sinner) do dorobku dołożą sporo tytułów.

Oby. Bo właśnie takie zmagania wielkich to sól sportu. Choć nie obrazilibyśmy się, gdyby kolejny mecz finałowy Sinnera i Alcaraza był bliższy temu, co zagrali w Paryżu. Bo ten dzisiejszy – choć momentami stojący na świetnym poziomie – pod kątem emocji jednak nieco rozczarował.

Carlos Alcaraz – Jannik Sinner 6:2, 3:6, 6:1, 6:4

Fot. Newspix

9 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama