Wisła Płock wygrała z Zagłębiem Lubin, co oznacza, że po sześciu kolejkach ma dokładnie tyle samo punktów, co w feralnym sezonie 22/23, który zakończył się spadkiem. Od siódmej serii gier zaczęła się wówczas długa droga w dół „Nafciarzy”. Piszemy to tylko po to, żeby u nikogo w tym uroczym mazowieckim mieście nie pojawiły się myśli, że zespół Mariusza Misiury na serio może powalczyć o złoty medal. Nie warto odlatywać, ale nie można też nie docenić tego, co robi beniaminek.

Choć dziś akurat trudno było zakochać się w grze lidera z Płocka. Może nie był to poziom niedzielnych meczów, ale „Nafciarze” i tak musieli namęczyć się (i nas), żeby podnieść z boiska komplet. Wyczyn ten nie byłby możliwy, gdyby nie dwa kardynalne błędy piłkarzy Zagłębia.
Wisła Płock – Zagłębie Lubin 2:1. Piękny sen beniaminka trwa
Zacznijmy od Nalepy. Piłka po strzale Kuna trafiła najpierw w nogę, a potem w rękę obrońcy. W rękę, która odstawała od ciała i była nienaturalnie ułożona, dodajmy. Defensor zrobił ruch, jakby zgłaszał się do tablicy. I to dlatego, kiedy futbolówka dotknęła jego kończyny, sędzia Arys wskazał na jedenastkę. Tak Wisła strzeliła na 1:1 (karnego wykorzystał Sekulski).
Lider się nie poddaje! 💪 Łukasz Sekulski wyrównuje z karnego! ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/WhcSEv834P
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 25, 2025
Kolejny błąd przyszedł już w doliczonym czasie gry. Salvador, który chwilę wcześniej postraszył gołębie strzałem rzutu wolnego, posłał celną bombę na bramkę Zagłębia. Czy zanosiło się na gola? Nie, bo ośmiu na dziesięciu bramkarzy w tej lidze spokojnie odbiłoby ten strzał. Rzecz w tym, że akurat Hładun widocznie do nich nie należy, bo piłka przelała mu się po rękach. Tak „Nafciarze” zdobyli bramkę na 2:1.
𝐈𝐁𝐀𝐍 𝐒𝐀𝐋𝐕𝐀𝐃𝐎𝐑 𝐃𝐀𝐉𝐄 𝐖𝐘𝐆𝐑𝐀𝐍𝐀̨ 𝐖𝐈𝐒́𝐋𝐄 𝐏Ł𝐎𝐂𝐊! 💪
Piąte zwycięstwo w szóstym meczu liderów @_Ekstraklasa_! 🔥 pic.twitter.com/pvIpvdZQ8T
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 25, 2025
A już się wydawało, że stracą punkty. Byłoby to trochę pokraczne, no bo jak to – wygrywasz z Rakowem, Legią czy Koroną, by nie potrafić później opędzlować u siebie Zagłębia? Jasne, podopieczni Ojrzyńskiego spuścili ostatnio łomot Lechii, strzelając jej aż sześć goli, ale to nie tak, że w tym meczu obudził się w nich jakiś ofensywny demon. To dalej była ta sama drużynka – toporna, niezbyt kreatywna, nastawiona na bronienie jednobramkowego prowadzenia, na które wyszła po szybkiej akcji Sypka, Radwańskiego i Reguły.
Takie podejście zemściło się na Zagłębiu. Już pod koniec pierwszej połowy było tak cofnięte, że Wisła nie wychodziła z jego połowy. Gospodarze nie grali dziś z takim rozmachem jak w poprzednich meczach, a gościom czasem pomagało szczęście. Na przykład jak wtedy, gdy po interwencji głową na murawie położył się Jakuba, a później… Nowak strzelił dokładnie w jego nogę. Młody piłkarz z Płocka był tak pewny powodzenia akcji, że aż rozpoczął cieszynkę, z której musiał po chwili zrezygnować.
Wisła nie zamierza się zatrzymywać. Cokolwiek wydarzy się w następnej kolejce, za tydzień nadal będzie liderem Ekstraklasy. Jest się z czego cieszyć. Oby tylko nie za dużo myślała o tym, co wydarzyło się w sezonie 22/23.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kibice Blackburn podekscytowani Morishitą. „Świetny transfer!”
- Dobrzycki o Widzewie: Nie chcę wymówek, że nie mamy jakości. Trzeba inwestować
- Ziółkowski o krok od Romy. „Sprawa na finiszu”
Fot. newspix.pl