Wystarczyła jedna, premierowa kolejka sezonu, żeby wszystko, co dzieje się w Pogoni Szczecin podać w wątpliwość i zacząć rozmawiać o tym, czy posada trenera Roberta Kolendowicza wisi na włosku oraz o tym, czy aby na pewno kadra Portowców zalicza progres względem minionych lat. Jaka jest prawda o Pogoni?

Przyjąć piątkę na starcie, w dodatku w Radomiu, czyli od przeciwnika, którego nikt nie typuje na kogoś, z kim Pogoń Szczecin będzie bezpośrednio rywalizowała o miejsce w tabeli, to fatalny początek nowej ery. Portowcy z Radomiakiem zaprezentowali się źle, kiepsko, mizernie, beznadziejnie. Wszystkie odpowiedzi są poprawne, nawet jeśli uwzględnimy fakt, że niewykorzystane sytuacje gości wpłynęły na obraz spotkania.
Pytanie jednak, czy nie mogliśmy się spodziewać, że Pogoń nie ruszy po medale z rozpędem godnym faworyta rozgrywek, którym chciałaby być według wizji Aleksa Haditaghiego? Przecież szczecińskie lato niczym nie sugerowało, że przebudowa klubu zmierza w we właściwym kierunku.
Pogoń Szczecin przebudowała kadrę i jest słabsza niż była?
Szczecińscy kibice, dziennikarze, żartują, że Pogoń zrobiła transfery i jest słabsza niż przed nimi. Tego z pełnym przekonaniem stwierdzać nie wypada, lecz proces roszad kadrowych na pewno wyglądał bardzo chaotycznie. Przede wszystkim dlatego, że z łatwością rozmontowano nie tylko wyjściowy skład, ale i bezpośrednie zaplecze. Od zawodników, którzy odchodzili z Pogoni, dało się usłyszeć, że kiepsko działał proces komunikacji, że wielu z nich nie do końca wiedziało, na czym stoi.
W każdym razie Portowcy stracili pięciu zawodników istotnych z punktu widzenia budowy zespołu, w dodatku większość z nich wypełniała środek boiska. Strefę, która miała zyskać dzięki ruchom w przeciwnym kierunku. Zyskać intensywność, jakość, bo wzmocnienia miały być dobierane z myślą o bardziej ofensywnym, nastawionym na pressing stylu gry. I tu po raz pierwszy plan rozjeżdża się z rzeczywistością, bo:
- Jose Pozo to jakościowy zawodnik, ale też człapak, który ma ogromne problemy z intensywnością gry — szybko przekonaliśmy się o tym w Radomiu;
- Mor Ndiaye zbiera wewnętrznie kiepskie recenzje, poszukiwania kolejnej szóstki nie dziwią — choć eksperci od portugalskiego rynku z Radomia wspominali, że nie jest to kiepski ruch;
- Jan Biegański przez pół roku leczył urazy, niemal nie grał, więc oczywiste, że nie będzie w optymalnej dyspozycji.
Środkowa strefa boiska Pogoni to obecnie lej po bombie, przede wszystkim pod względem motorycznym. Dawid Musiał, trener przygotowania fizycznego Radomiaka, mówił nam niedawno, że różnica w przebiegniętym dystansie, która wskazuje na to, że wytrzymujesz tempo gry, musi mieścić się w trzech kilometrach ogólnego dystansu oraz trzystu metrach dystansu przebiegniętego na wysokiej intensywności. W Radomiu Portowcy zmieścili się w widełkach ogólnego dystansu, lecz rzut oka na bebechy i dostrzegamy przepaść — ponad 700 metrów mniej w sprincie, ponad 1000 metrów mniej na wysokiej intensywności (sprint + HSR).
Duży wpływ na tę różnicę miała intensywność środkowych pomocników. Czy raczej jej brak. Podstawowa trójka Radomiaka przebiegła na wysokiej intensywności ponad 2500 metrów. Wyjściowa trójka Pogoni nie dobiła nawet do 2000 metrów.
Tan Kesler zapowiedział w Canal+ Sport, że Pogoń celuje w absolutnie topowy transfer na pozycję defensywnego pomocnika. W porządku, wierzymy na słowo, tylko kiedy? Faktem jest, że zespół Roberta Kolendowicza przystąpił do sezonu z przetrąconym kręgosłupem. Można (trzeba) uznać za liderów Kamila Grosickiego oraz Efthymisa Koulourisa, jednak środek pomocy to centrum każdego zespołu. Trener Pogoni też zauważył problem z intensywnością gry, który trzeba naprawić bardzo szybko, bo w Ekstraklasie ma on wielki wpływ na wyniki.

Jakość transferów w Pogoni Szczecin? Poprzeczka wisi wysoko
Gdyby jednak chodziło tylko o intensywność, obawy byłyby mniejsze. Cały projekt Pogoni Szczecin wydaje się chwiejny. Tan Kesler w „Przeglądzie Sportowym” mówił, że nowe władze nie budują od nowa, lecz rozwijają. Szkopuł tkwi w tym, że ciężko ocenić jako bardziej rozwinięty na przykład pion sportowy klubu. Dariusz Adamczuk i Sławomir Rafałowicz zawiesili poprzeczkę skuteczności transferowej cholernie wysoko. Można mieć zarzuty do tego, jak Jarosław Mroczek prowadził klub, jednak bardzo często nowi piłkarze po prostu dowozili. Od momentu zmian właścicielskich wygląda to znacznie mniej składnie i solidnie.
- Benjamin Rojas — szczeciński król Tindera, już wyleciał z klubu;
- Luizao — grał tylko z przymusu (aczkolwiek najgorszy nie był);
- Renyer — od urazu do urazu.
Alex Haditaghi wybroni się, że to nie są ludzie, za których odpowiada, że to Nilo Effori. Transferów dokonanych za rządów Kanadyjczyka piłkarsko jeszcze nie ocenimy, ale ocenić można proces, który do nich prowadzi. Tan Kesler w „Przeglądzie Sportowym” wprost przyznaje, że wzmocnienia Pogoni pomaga ocenić agent Mariusz Mowlik oraz angielski spec Lee Darnsbrough. Na Wyspach Brytyjskich mówią, że Lee, który współpracował z Keslerem w Hull City, obecnie prowadzi konsulting dla różnych klubów. Tan wspomniał też o „zaufanej sieci skautów międzynarodowych”, kimkolwiek oni są.
Czyli od sytuacji, w której klub miał specjalistów od skautingu i rekrutacji, doszliśmy do momentu, w którym połowę miejsc w komitecie decydującym o ruchach do Pogoni zajmują ludzie niezwiązani z klubem, prowadzący własne biznesy.
W środowisku mówią, że sporą rolę w procesie wyszukiwania zawodników do Pogoni mają agenci, którzy podrzucają swoje kandydatury. Kesler maluje niezbyt jasny obraz całego schematu. – Zamiast polegać na zawodnikach napędzanych przez agentów, działamy bardziej poprzez kluby. (…) Nadal jesteśmy otwarci na polskich agentów rekomendujących zawodników, którzy mogliby pasować, a także na agencje międzynarodowe – ale mamy system filtrowania, który zmniejsza ryzyko podpisania kontraktu z kimś, kto nie pasuje.
Panowie, filtruje dzisiaj każdy, to jeszcze nie powód do dumy. Fakty są takie, że Pogoń miała rozsądnie ułożony pion rekrutacji, którego dziś nie ma. Zresztą, pytanie, jak zadziałają wspomniane filtry, bo sporo mówi się o tym, że do Szczecina ściągnięto zawodników piłkarsko niezłych, jednak niezbyt poukładanych poza boiskiem. W chwilę można się dowiedzieć o miastowych podbojach Paula Mukairu, przez które nie powiodło mu się w Kopenhadze. Wiadomo, że takich ludzi było wielu i część z nich pokazywała talent mimo tego, co siedziało pod kopułą, może uda się i z nim, i z Musą Juwarą, lecz wątpliwości są uzasadnione.
Wygląda na to, że to filtrowanie działało lepiej u poprzedników, a i obecnie w lidze znajdziemy kluby działające na rynku transferowym bardziej skrupulatnie (przykładowo — Cracovia).

Aura wątpliwości. Pogoń potrzebuje fundamentów, nie obietnic
Wszystko to prowadzi do wniosku, że sufit oczekiwań w przypadku Pogoni Szczecin jest trochę zbyt wysoko. Może z przyzwyczajenia, może dlatego, że nowe władze same liczą na to, że Portowcy utrzymają status drużyny z czołówki, którą byli w ostatnich latach. Ciężko jednak stwierdzić, że poczyniono stosowne kroki, żeby w coraz bardziej konkurencyjnej lidze zbudować stabilny i solidny zespół, że trener Robert Kolendowicz dostał wszystkie możliwe narzędzia (co nie zmywa z niego wszelkich win, żeby była jasność).
Ostatnie zawirowania wokół szkoleniowca też zresztą nie pomogą. Co prawda on sam odpalił w kierunku autora tekstu o sondowaniu innych opcji trenerskich, Piotra Koźmińskiego, lecz działo wycelowano chyba w niewłaściwą osobę. W końcu podobne głosy pojawiają się od dawna, sam zainteresowany musi dostrzegać aurę niepewności, która unosi się nad jego pracą.
Wymowne zresztą, że Alex Haditaghi, który potrafił dziennikarzy wulgarnie zwyzywać, który ostatnio oburzył się o brak rzetelności autora wpisu informującego o powrocie Wojciecha Lisowskiego do pierwszego zespołu, tym razem nie grzmi o fake newsach, mimo że liczba szczegółowych zarzutów pod adresem Kolendowicze, które ujawniono w tekście Goal.pl, jest bardzo długa. W dodatku odnosi się do konkretnych nazwisk czy sytuacji, więc ciężko uwierzyć, że lubujący się w słownych potyczkach Kanadyjczyk przepuściłby okazję do potężnej naparzanki, gdyby były one wyssane z palca.
Wciąż zbyt wcześnie, żeby spisywać sezon Pogoni Szczecin na straty, natomiast w zarządzaniu klubem i budowaniu zespołu przydałoby się po prostu mniej kowbojskich klimatów, za to więcej solidnych podstaw. Tak, żeby nie okazało się, że Alex Haditaghi owszem, wprowadził stabilizację, lecz jedynie w zakresie finansów Portowców. Za to należy mu się wielkie uznanie i szacunek, natomiast zasypanie dziury samo w sobie pomnikiem nie będzie.
Oby inwestycja w struktury oraz mądrzejsze planowanie kadry były wnioskami, które nowy właściciel wyciągnie po swoim pierwszym oknie transferowym w Szczecinie.
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN NA WESZŁO:
- Grosicki miał dość. Po piątym golu prosił sędziego, żeby kończył mecz
- W oczekiwaniu na przełom. Koniec z “zero tituli” w Pogoni?
- Haditaghi dla Weszło: Wydałem na Pogoń już prawie osiem milionów euro
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix