Venus Williams to przede wszystkim siedem wygranych turniejów wielkoszlemowych. Była też liderką rankingu WTA i zdobywała złoto olimpijskie. Ma swoje miejsce w gronie 10 najlepszych tenisistek w historii ery open, to pewne. Ale obecnie Venus ma już 45 lat na karku i gdy wróciła do tenisa po 16 miesiącach bez gry, nikt nie spodziewał się cudów. A tymczasem wygrała mecz z 35. na świecie Peyton Stearns. Dziś jednak Magdalena Fręch przywróciła naturalny porządek rzeczy i pokazała Venus, że ta może i wciąż swoje potrafi, ale metrykę po prostu trudno oszukać.

Magdalena Fręch pokonała Venus Williams
Przed meczem strategia dla Polki była jasna: jak najdłużej utrzymywać piłkę w grze. Odgrywać głęboko, by Amerykanka nie mogła atakować. A poza tym – rozrzucać rywalkę. Na boki, skrótami, lobami, czymkolwiek. Byle biegała. Bo w wieku 45 lat – i po dwóch meczach debla oraz spotkaniu singla – trudno będzie wytrzymać narzucone wyższe tempo. Dla Williams jedynym ratunkiem mogłyby w takiej sytuacji być mocne zagrania. Ryzykowne, często straceńcze. Takie, które zamieniają się w błędy.
I w sumie opis tej strategii to też opis spotkania.
Bo Fręch dobrze wywiązała się z powierzonych jej zadań, a w dodatku świetnie funkcjonował jej serwis. Właściwie tylko na początku – zapewne przez nerwy – i pod koniec meczu miała lekkie problemy. Ale po tym, jak pierwszy raz przełamała Venus – a stało się to już w piątym gemie spotkania – po czym potwierdziła tego breaka przy swoim serwisie, to wszystko zaczęło układać się na jej korzyść. Williams próbowała, walczyła – nie można jej tego odmówić.
Zresztą, jak powiedziała Magdalena po spotkaniu – to niewiarygodne, że ona wciąż gra, bo sama Fręch „nie wyobraża sobie siebie za 17 lat na korcie”. Za 17, bo wtedy byłaby w wieku Amerykanki.
CZYTAJ TEŻ: STARA, ALE JARA. VENUS WILLIAMS MA 45 LAT I NA KORCIE WCIĄŻ DAJE RADĘ
Trzeba to przyznać – kariera Venus rozciągnęła się w czasie jak niemal żadna inna. Ten sezon jest już 32. (!), w którym wystąpiła w turnieju rangi WTA. Wygrywając z Peyton Stearns została drugą najstarszą – po Martinie Navratilovej – triumfatorką meczu na tym poziomie. Kiedy Magdalena miała dwa lata, Williams wygrywała pierwsze turnieje wielkoszlemowe. Gdy Polka przygotowywała się do świętowania 11. urodzin, Venus sięgała po siódmy taki tytuł w karierze. Kiedy Fręch była przed dwudziestką, Amerykanka zaliczała ostatni wielki sezon w tourze – mając 37 lat doszła do dwóch wielkoszlemowych finałów.
Magdalena w tym samym czasie mozolnie przebijała się w rankingu i nie tylko o tytułach, ale nawet występach wielkoszlemowych mogła jedynie marzyć. Dopiero w kolejnym sezonie udało jej się w turnieju tej rangi zadebiutować. A ponad siedem lat po tym debiucie – i osiem po ostatnim wielkoszlemowym finale Venus – obie spotkały się na korcie po raz pierwszy.
Spotkały, bo Venus wciąż gra. I to niesamowite, że nadal chce jej się na ten kort wychodzić. Bo „chce” jest tu słowem najważniejszym. Williams nic nie musi. Ma mnóstwo pieniędzy, jest nie tyle w słusznym, co naprawdę zaawansowanym jak na tenisistkę wieku, prowadzi rozmaite biznesy. Ale jednak kocha ten sport i faktycznie haruje – czy to na treningach, czy w czasie meczu. A że była dziś gorsza? Była, bo… musiała. Gdyby znów wygrała, byłaby to ogromna sensacja. Przegrała, w dodatku dość gładko – nawet jeśli w kilku gemach trwała zażarta walka.
Ale ani na moment nie można było jej odmówić zaangażowania.
Venus pokazała dziś, że nadal daje radość fanom i… Magdalenie, która ewidentnie cieszyła się z tego, z kim się mierzy na korcie. Po meczu Polka podziękowała Amerykance za spotkanie i powiedziała, że to honor z nią grać. Bo tak jest. Nawet jeśli to Venus 45-letnia, dawno po najlepszych latach. Fręch po prostu zrobiła swoje, zagrała stosunkowo łatwy mecz i dopisała wygraną. A przy okazji – wielkie nazwisko do CV pokonanych przez siebie tenisistek. A że to już nie ta Venus Williams, co przed laty? To szczegół. Po karierze i tak będzie o czym opowiadać.
A wracając do teraźniejszości – teraz poprzeczka dla Magdy powędruje w górę. W kolejnej rundzie czeka bowiem na nią Jelena Rybakina. Ten mecz w nocy z piątku na sobotę polskiego czasu.
Magdalena Fręch – Venus Williams 6:2, 6:2
Fot. Newspix