Reklama

Były kłopoty, ale skończyło się wygraną. Iga Świątek w III rundzie Wimbledonu

Sebastian Warzecha

03 lipca 2025, 19:31 • 5 min czytania 16 komentarzy

To był trudniejszy mecz, niż można było przypuszczać. Caty McNally postawiła bowiem Idze Świątek twarde warunki, wygrała nawet pierwszego seta. Ale na tyle było ją stać, bo im dalej w mecz, tym pewniej na korcie wyglądała Polka. I kolejne dwa sety wygrała już stosunkowo gładko. Przed meczem III rundy to jednak spore ostrzeżenie, że Świątek musi podnieść poziom swojej gry.

Były kłopoty, ale skończyło się wygraną. Iga Świątek w III rundzie Wimbledonu

Iga Świątek lepsza od Caty McNally, Ale łatwo nie było

Z czego polski kibic może kojarzyć Amerykankę? Głównie z Roland Garros 2018, gdy wygrała juniorski turniej debla w parze z… Igą Świątek. Z kolei w półfinale singlowej rywalizacji była od Igi lepsza (a potem uległa w finale Coco Gauff). Ale ich seniorskie kariery już mocno się rozjechały. Iga – wiadomo, fantastyczne sukcesy, pięć tytułów wielkoszlemowych. Caty – momentami czołowa deblistka świata (dwa razy była w finale US Open), ale w singlu zawodniczka, która nigdy w pełni nie zrealizowała swojego potencjału.

Reklama

W dużej mierze przez kontuzję łokcia. Tej doznała w 2023 roku, sporo czasu straciła na rehabilitacji. Gdy wróciła, pograła jakiś czas i łokieć znów się odezwał. Potrzebna była operacja, znów dłuższy okres rehabilitacji. Dopiero w tym sezonie Caty wróciła do gry i na razie używa chronionego rankingu, bo ten jej – jest w trzeciej setce – mógłby utrudnić jej nawet zakwalifikowanie się do Wimbledonu.

A tak znalazła się w głównej drabince, wygrała mecz I rundy i po raz drugi w seniorskiej karierze miała zagrać z Igą Świątek.

Ich pierwszy mecz miał miejsce w Ostrawie, w 2022 roku, a więc wtedy, gdy Caty zaliczała niezły okres, jeszcze przed kontuzją. Polka wygrała 6:4, 6:4, ale McNally potrafiła się pokazać z dobrej strony. Dziś spodziewaliśmy się z jednej strony nieco łatwiejszego meczu, a z drugiej trzeba było mieć na uwadze, że Amerykanka ma sporo atutów, które na trawie są istotne – przede wszystkim dobrą grę przy siatce i umiejętność złożenia się nawet do trudnych wolejów. Nieźle też potrafi returnować, a przy nieregularnym serwisie Igi to również rzecz istotna.

Caty McNally

Caty McNally. Fot. Newspix

Innymi słowy: trzeba było wystrzegać się utraty koncentracji. Bo Caty mogła skorzystać.

Niespodziewane kłopoty

I skorzystała. Mecz zaczął się bowiem od dominacji Igi, która szybko przełamała rywalkę i poszła za ciosem. Bardzo dobrze działało wtedy w grze Igi wszystko. Ale z czasem zaczęły się oznaki tego, że McNally może łapać się na grę. Lepszy return Amerykanki, poprawiła też swój serwis, zaczęła nieco ryzykować, gdy mogła sobie na to pozwolić – chodziła do siatki, atakowała. Z kolei gdy to Świątek przejmowała w akcji inicjatywę, to była w stanie utrzymać piłkę w grze i czekać na błąd Igi.

Na początku meczu tych ostatnich było mało. Ale z czasem zaczęły się pojawiać.

Nie od dziś wiemy bowiem dwie rzeczy. Po pierwsze, że gra Polki najmniej odpowiada temu, co trzeba prezentować na trawie. Jej top spinowy forehand jest przydatny na mączce i kortach twardych, a na Wimbledonie owszem, daje punkty, ale często lepiej zmienić uchwyt i zagrać w inny sposób. A Świątek o tym zapomina. Po drugie, Iga przy wielu jej ogromnych tenisowych atutach, nie jest mistrzynią dobierania taktyki na bieżąco. To, co trener jej kazał robić, potrafi zaimplementować świetnie. Ale zmieniać nastawienie na korcie, zauważyć, co robi rywalka – z tym ma problemy.

Więc gdy McNally zaczęła zdobywać punkty w sposób, który już opisaliśmy – graniem slajsów, utrzymywaniem piłki w grze, podchodzeniem do siatki, gdy można to zrobić – Iga nie do końca sobie z tym poradziła. Próbowała atakować, szukała linii, cały czas pchała ten top spinowy forehand. Efekty? Sporo niewymuszonych błędów, przegranych piłek i straconego w końcu podania. Najpierw jednego, a potem kolejnego. McNally w dobrym stylu wróciła od stanu 1:4 i nie tylko wyrównała, ale ostatecznie triumfowała w secie i to bez potrzeby grania tie-breaka.

A my ewidentnie widzieliśmy, że jeśli Iga chce tu coś ugrać, to musi zmienić nastawienie.

Lepiej, znacznie lepiej

Początek drugiego seta jeszcze wielkich rzeczy nie zwiastował. Owszem, znów szybko przyszło przełamanie na korzyść Świątek, ale jej gra nadal była mocno szarpana. Z czasem jednak dało się dostrzec, że Polka zareagowała na to, co proponowała McNally. Zwolniła nieco grę, nie szukała za wszelką cenę kończących zagrań, pozwoliła rywalce biegać po korcie, ale tak, by ta nie była w stanie zrobić nic ponad odgrywanie piłki. Czasem, co oczywiste, nadal zdarzały jej się niewymuszone błędy. Ale na ogół ta strategia przynosiła punkty.

McNally, widząc, że musi coś zmienić, zaczęła za to biegać do siatki jeszcze częściej. Tyle że oznaczało to gorsze przygotowanie do takich akcji. A to z kolei – punkty dla Igi, bo ta częściej mijała koleżankę.

W drugiej partii Polka lepiej też serwowała, przede wszystkim jeśli idzie o procenty pierwszego podania, ale też jakość drugiego serwisu. W efekcie utrzymywała swoje gemy serwisowe. A wreszcie dołożyła też drugie przełamanie, dzięki czemu całego seta wygrała 6:2. W trzecim, decydującym od początku dominowała. Dopiero w piątym gemie McNally załapała się na grę, ale Iga skutecznie wybroniła break pointy i gema wygrała. Caty wreszcie dołożyła małą partię przy swoim serwisie.

I nie mając nic do stracenia, zaatakowała w kolejnym gemie. Tyle że Świątek nie była już tą Igą z pierwszego seta, która w takiej sytuacji by pękła. Tym razem wybroniła każdy moment zagrożenia i asem zakończyła całe spotkanie. Po pierwszym secie, pełnym problemów, kolejne dwa były w wykonaniu Polki dużo lepsze.

I tego się trzymajmy.

Tym bardziej, że teraz czeka na Igę dużo większe wyzwanie. Zgodnie z oczekiwaniami bowiem awansowała tam Danielle Collins. Szybkie, płaskie piłki odgrywane przez kolejną Amerykankę, w połączeniu z jej umiejętnościami gry przy siatce i pewną dozą nieprzewidywalności w grze mogą sprawić Idze wielkie problemy. Collins przecież dwukrotnie Igę w jej karierze pokonała – w tym w Rzymie w tym roku. Ale wtedy Iga była w prawdopodobnie najgorszym momencie tego sezonu, w środku swojego kryzysu.

Teraz, tak się wydaje, zostawiła go już po części za sobą. Więc może nastąpi rewanż?

Iga Świątek – Caty McNally 5:7, 6:2, 6:1

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

16 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama