Marketa Vondrousova, a więc mistrzyni sprzed dwóch lat. Ons Jabeur, dwukrotna finalistka. Naomi Osaka. I wiele innych. Wszystkie te tenisistki były nierozstawione w tegorocznym Wimbledonie, co oznaczało, że trafić może na nie w pierwszej rundzie każda zawodniczka. W tym Iga Świątek. Polka wylosowała jednak dość szczęśliwie, podobnie jak jej koleżanki po fachu – Magda Linette i Magdalena Fręch. Szczęście miał też Hubert Hurkacz, który pierwszy raz od lat sam nie był rozstawiony. Jedynie Kamil Majchrzak miał pecha.

Wimbledon. Krajobraz po losowaniu. Jak daleko zajdzie Iga Świątek?
Zacznijmy od najważniejszego. Iga Świątek w pierwszej rundzie trafiła na Polinę Kudiermietową. Rosjanka jest aktualnie 63. w rankingu WTA, a jeśli wydaje wam się, że powinna być wyżej, to pewnie przez to, że jest młodszą siostrą bardziej utalentowanej – a przynajmniej tak na razie się wydaje – Weroniki. Z tą drugą Iga kilkukrotnie już grała, z Poliną jeszcze nie miała okazji. W starciu z nią będzie jednak zdecydowaną faworytką, a to również dlatego, że Polina na trawie sobie po prostu nie radzi. W całej karierze w tourze zagrała na tej nawierzchni siedem meczów. Wygrała trzy, zawsze z przeciwniczkami spoza setki.
Owszem, Iga też nie jest specjalistką od gry na trawie, ale w turnieju w Bad Homburg udowadnia, że swoje potrafi i na zielonej nawierzchni. Polinę powinna więc ograć, najpewniej w dwóch setach. A co będzie dalej? W drugiej rundzie ktoś z pary Caty McNally/Jodie Burrage. Groźna może być opcjonalnie ta druga, ale tylko dlatego, że to reprezentantka gospodarzy, a Brytyjczycy i Brytyjki potrafią się nagle na Wimbledonie zaprezentować z bardzo dobrej strony. Załóżmy jednak, że Iga wypełni swój „obowiązek” i przejdzie dalej.
Tu zaczną się bowiem schody. Trzecia runda to możliwy pojedynek z Danielle Collins. Amerykanka nigdy na trawie spektakularnych wyników nie osiągała, co może dziwić, bo jej styl gry – z mocnym serwisem i szybkimi, płaskimi zagraniami – bardzo tam pasuje. Natomiast Iga miała z nią wielkie problemy już w ich ostatnim starciu, na mączce, gdy w Rzymie przegrała w dwóch setach. Z drugiej strony to był moment jej najgorszego w tym sezonie kryzysu, a patrząc na postawę na Roland Garros i w trwającym turnieju w Bad Homburg – zdaje się, że Polka nieco się już odbudowała. Z Collins powinna więc mieć szanse (opcjonalnie wtej fazie turnieju może też zagrać np. z Martą Kostiuk), trudniej może być – jeśli wszystko ułoży się tak, jak powinno – z Jeleną Rybakiną, a więc mistrzynią Wimbledonu z 2022 roku, w IV rundzie.
Dalej? Chyba na razie nie ma co patrzyć. Na Wimbledonie nikt zbyt wiele od Igi nie oczekuje, po prostu chcielibyśmy, by zagrała dobry turniej. A IV runda i porażka z tak renomowaną na tej nawierzchni rywalką jak Jelena pewnie nikogo by przesadnie nie zaskoczyła. W tej sytuacji można więc uznać, że ćwierćfinał, gdzie może czekać Coco Gauff, będzie już wynikiem naprawdę dobrym.
Linette i Fręch wylosowały nieźle
Dwie Magdy też miały nieco szczęścia, choć zdecydowanie więcej ta starsza. Ona w pierwszej rundzie zagra bowiem z Elsą Jacquemot, zawodniczką, która przechodziła przez kwalifikacje, by w ogóle zagrać w turnieju głównym. W drugiej Polka trafić może albo na Alycię Parks, a więc solidną rywalkę ze Stanów Zjednoczonych, albo na… Belindę Bencić. Szwajcarka nadal nie jest w najlepszej formie po tym, jak wróciła po ciąży, ale Wimbledon to turniej, na który jej gra pasuje wręcz idealnie, choć nigdy nie przeszła tam IV rundy. A ostatnio w Bad Homburg zdemolowała ją Jekatierina Aleksandrowa.
Gdyby Magdzie udało się przejść i tę przeszkodę, w trzeciej rundzie – co byłoby wyrównaniem jej wimbledońskiej życiówki – czekałaby najpewniej turniejowa „3”, czyli Jessica Pegula. I tu już potrzebny byłby mały tenisowy cud.
Magdalena Fręch? Ona dostała rywalkę o znanym nazwisku, w osobie Anastasiji Potapowej. 44. w rankingu światowym Łotyszka swoje potrafi, w przeszłości była przecież nawet 21. na świecie, ale w ostatnim czasie spuściła z tonu. Z Fręch grała już raz w karierze i wtedy lepsza była Polka, która wygrała w trzech setach. Jak jednak obie zaprezentują się, gdy będą musiały rywalizować ze sobą na trawie, to pewna zagadka. Magdalena w ostatnim czasie rozgrywa w końcu wiele meczów solidnych, w których prezentuje się dobrze… ale rzadko wygrywa.
Gdyby udało jej się to w pierwszej rundzie Wimbledonu, to w drugiej czekać może łatwiejsze zadanie – bo albo Sorana Cirstea, albo Hailey Baptiste, czyli z jednej strony zawodniczka doświadczona, ale już od dłuższego czasu w drugiej setce rankingu, a z drugiej młodsza, która ostatnio osiągnęła życiówkę w rankingu, ale bez wielkiego doświadczenia na trawie. Opcjonalna trzecia runda to dla Magdy mecz z Mirrą Andriejewą. I z jednej strony brzmi to jak moment, w którym Polka powinna odpaść z turnieju, a z drugiej… ostatnio Andriejewą pokonała. Na trawie właśnie, w Berlinie.
Napiszemy więc tak: Magdalena Fręch może zrobić na Wimbledonie wszystko. I nie zdziwi nas ani odpadnięcie w I rundzie, ani awans do IV.
Szczęście Hurkacza
Hubert Hurkacz wypadł ostatnio poza grono zawodników rozstawionych w turniejach wielkoszlemowych, bo w rankingu światowym znalazł się na 39. pozycji. I mało brakowało, a mógłby tego z miejsca żałować, bo jeden numer żetonu, które losowano, dzielił nas od tego, by Hubi trafił w pierwszej rundzie na Novaka Djokovicia. Serba udało się jednak uniknąć, a zamiast niego Polak zmierzy się z Billym Harrisem. I to niezłe losowanie, ale też trochę pułapka.
Harris to Brytyjczyk, zna się z trawiastymi kortami dobrze. Do tego wysoki, podobnie jak Hurkacz dysponujący naprawdę solidnym serwiem. Obaj grali zresztą w tym sezonie w United Cup i skończyło się wynikiem 7:6, 7:5 na korzyść Hurkacza, ale mimo rankingu rywala – aktualnie jest 142. na świecie, nigdy nie przebił się do TOP 100 – łatwo po prostu nie było. Poza tym historia uczy nas, że Hubert lubi z takimi przeciwnikami w Szlemie się pomęczyć, a często i przegrać. Niepokoją też ostatnie – kolejne – problemy zdrowotne Polaka.
Tak więc: tu wszystko się może zdarzyć. Gdyby zdarzyła się jednak wygrana, to dalej Huberta czeka mecz z kimś z pary Nuno Borges/Francisco Cerundolo. To już dwaj naprawdę solidni rywale, ale żaden z nich nie jest specjalistą od trawy i tu Polak może mieć przewagę. Ba, szczęście Hubiemu dopisało i pod kątem tego, na kogo może trafić w trzeciej rundzie, bo tam zdaje się, że jego rywalem powinien być Karen Chaczanow. W IV rundzie teoretycznie mógłby za to trafić na… Kamila Majchrzaka.
Będziemy jednak zdumienie, jeśli drugi z Polaków przejdzie nawet przez pierwszą rundę, bo tam zmierzy się z Matteo Berrettinim. Owszem, Włoch od dłuższego czasu raz gra, raz nie i urazy „zabijają” mu karierę, ale nawet nie w pełni zdrowy na Wimbledonie ma ogromną przewagę w postaci serwisu, który doprowadził go już kiedyś do finału tej imprezy. Stąd o Majchrzaku nie napiszemy nic więcej i nie będziemy analizować jego dalszych rund – bo gdyby miał pokonać Włocha, będzie to po prostu wielka sensacja.
AKTUALIZACJA: Hubert Hurkacz poinformował, że wycofał się z rywalizacji w Wimbledonie.
Fot. Newspix