Reklama

Jerzy Brzęczek? Nie, nie, nie, nie, nie!

Jakub Białek

27 czerwca 2025, 11:48 • 4 min czytania 116 komentarzy

Planem A Cezarego Kuleszy jest na ten moment zatrudnienie Jerzego Brzęczka. Tak twierdzi „Przegląd Sportowy”. Jeśli podczas wielkiego kryzysu – sportowego, wizerunkowego, ludzkiego – twoim najlepszym pomysłem jest sięgnięcie po słabego trenera, którego cztery lata temu słusznie zwolniono z reprezentacji i którego przerosło wtedy wszystko, co go mogło przerosnąć… Nie jest dobrze. Nie pchajmy się w to. To nie jest dobre wyjście.

Jerzy Brzęczek? Nie, nie, nie, nie, nie!

Przebija się w ostatnich miesiącach narracja, że Jerzy Brzęczek mógł zostać pochopnie zwolniony z reprezentacji, bo dziś o takich wynikach możemy tylko pomarzyć. I rzeczywiście – rezultaty dowiózł, zadania wykonał. Mieliśmy spokojny awans na Euro, ogarniętą defensywę (siedem meczów z czystym kontem w eliminacjach), dowiezioną Ligę Narodów (z trzyzespołowej spadł, lecz uratowała go reforma; w czterozespołowej już się utrzymał). Faktycznie – dziś takie wyniki przyjęlibyśmy w ciemno.

Reklama

Zapominamy jednak przy tym, że punkt wyjścia był zupełnie inny niż dziś. Tamtejsza kadra była świeżo po sukcesie. Dzisiaj? Wspomnienie o Euro 2016 to już prehistoria, a wtedy mogliśmy stawiać poprzeczkę naszych oczekiwań mniej więcej na poziomie ćwierćfinału mistrzostw Starego Kontynentu. Aspirowaliśmy do tego, by być kimś pokroju Szwajcarii, którą wyrzucaliśmy z dużego turnieju i mieliśmy najlepsze pokolenie piłkarzy w XXI wieku. A Brzęczek to pokolenie po prostu marnował.

Jeśli Michał Probierz odszedł z kadry po nieudanej próbie sił z Robertem Lewandowskim, to… jakim cudem uzdrawiać relacje najlepszego zawodnika z kadrą ma akurat Brzęczek, którego ten sam Lewandowski zwolnił ośmiosekundowym wywiadem? Jednego trenera, którego nie szanuje nasza gwiazda, naprawdę musimy zastępować innym trenerem, którego też nie szanuje nasza gwiazda? Jak to się ma do siebie dodać?

Brzęczek faworytem Kuleszy? To błąd

Brzęczek – jak wielu innych selekcjonerów – poległ przede wszystkim na zarządzaniu nastrojami wokół reprezentacji. Serial „Niekochani” to cyrk, na jaki nie zdecydowałby się żaden inny trener tej drużyny. Było to zbudowanie muru pomiędzy kadrą a kibicami. Podział na my (niesłusznie krytykowani piłkarze) i oni (którzy się na nas uwzięli). Do tego doszła farsa z książką Małgorzaty Domagalik, napisaną tak, jakby Brzęczek był cudotwórcą, magikiem i bohaterem, którego trzeba wielbić. Selekcjoner burczał na media, czuł się niesłusznie traktowany, otwarty atak wytoczył nawet w stronę Michała Pola (Michała Pola!).

Ale przede wszystkim poległ piłkarsko. Na grę naszej kadry trudno się patrzyło. Cztery punkty z Austrią mogą robić wrażenie na papierze, ale już nie robi wrażenia to, że w tym dwumeczu przeprowadziliśmy może z pół składnej akcji. Przepychaliśmy mecze. W starciach z najlepszymi naszą jedyną strategią była gra na przetrwanie. Zdarzały się spotkania, gdy mieliśmy problem z wyściubieniem nosa poza własną połowę. Widzieliśmy, że jeszcze jakoś to działa, ale już za chwilę przestanie, bo kadra z każdym kolejnym miesiącem staje się coraz bardziej rozregulowana.

Nie przegrywaliśmy wysoko. Za najgorsze mecze kadencji Brzęczka wybraliśmy kiedyś porażki z Włochami (0:2) i Holandią (0:1). Patrząc na suchy wynik można było zapytać – no tak, jednobramkowa porażka z topową reprezentacją, czego wy oczekujecie? Tylko że my dosłownie nie wychodziliśmy z własnej połowy. W najlepszym wypadku mogliśmy wymęczyć w tych meczach 0:0, a chyba nie potrzebujemy trenera, którego jedynym sposobem jest zamknięcie się we własnym polu karnym i który przy niekorzystnym obrocie spraw nie zmienia swojej taktyki, żeby nie przegrać wyżej. Ostrożność, zachowawczość i w konsekwencji bojaźń – takie cechy charakteryzowały grę naszej kadry za tego selekcjonera. Wchodzącego z ławki Bielika instruował: „Krystian, próbuj”. O Zielińskim mówił, że musi mu coś przeskoczyć i dopiero wtedy zacznie grać na miarę swojego potencjału.

Żeby jeszcze było tak, że fiasko w reprezentacji uczyniło Brzęczka mocniejszym trenerem. Ale nie, nic takiego przecież nie zaszło. Były selekcjoner po zwolnieniu z kadry pracował tylko w jednym miejscu – Wiśle Kraków. I spektakularnie spadł z nią z ligi. Wygrał z nią jeden mecz na trzynaście. Owszem, przejmował zespół w trudnej sytuacji, ale nie beznadziejnej – zaczynał na trzynastym miejscu (bezpiecznym) i dostał do wprowadzenia kilku nowych piłkarzy. Nie mógł narzekać ani na warunki pracy, ani na zaufanie – zatrudniał go przecież Jakub Błaszczykowski, czyli siostrzeniec.

Poniósł kompletną klęskę.

Ale to jeszcze większa klęska Cezarego Kuleszy, że w ogóle rozpatruje taką kandydaturę jako opcję numer jeden (o ile nie jest to żadna zasłona dymna, a pomni przeszłości nie możemy takiej opcji wykluczyć). Prezes PZPN tak się zakiwał w swoich działaniach, że…

  • najlepsi polscy trenerzy nie chcą z nim pracować
  • nie zatrudni zagranicznego trenera, bo ci go nie szanują
  • zostało mu grzebanie w słabych polskich trenerach

Wybijmy sobie z głowy takie durne pomysły. Od 2018 roku zmarnowaliśmy wystarczająco dużo czasu przez bezsensowne obsadzanie pozycji selekcjonera. Ten pomysł wydaje się jeszcze głupszy niż wszystkie poprzednie razem wzięte, bo z góry jest skazany na niepowodzenie.

WIĘCEJ O WYBORZE SELEKCJONERA:

Fot. FotoPyK

116 komentarzy

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama