Piętnasta kolejka na szczęście skończyła się w wczoraj, dzięki czemu zapamiętamy ją pogodnie, w świetle zachodzącego słońca, w wirze unoszonych jesiennym wietrzykiem liści i padających bramek. Mecz poniedziałkowy, rozgrywany w takich warunkach atmosferycznych jakie widzimy za oknem… Nie, nie i jeszcze raz nie! To nie są warunki na Ekstraklasę, to pogoda na statystyki, nadrabianie zaległości w lekturze i wieczorne zerkanie z fotela jak Sankt Pauli walczy o awans do Bundesligi.
ZAGŁĘBIE LUBIN – WISŁA KRAKÓW 1:3
Odruch bezwarunkowy to wtedy, gdy człowiek pisze: „po zaciętym i dynamicznym spotkaniu Wisła Kraków zremisowała w Lubinie 3:1”.
Ładnie się zaczęła 15. Kolejka – cztery bramki, Kung-Forenc temperujący Burligę, Burliga udający Mazka, Boban Jović jak profesor, Wilde-Donald Guerrier rozwijający skrót „WDG” w „Wywrotka de Głód” i trener Stokowiec, który zaciął się w pierwszej połowie w trybie „klask-klask-klask” i funkcjonował w nim do końca spotkanie, niezależnie od tego, co działo się na boisku. Najsmutniejszy był prezes Cupiał, który stracił pretekst do zwolnienia trenera Moskala. Nie, żeby jakiegoś potrzebował – nie tacy trenerzy wylatywali z Wisły bez powodu, ale zawsze to jakoś głupio, tak po wygranej…
CRACOVIA – ŚLĄSK WROCŁAW 4:1
– Nie wyjdę – dygotał w rogu szatni piłkarz Śląska – Ono tam na nas czeka.
– Kto? – zdziwił się masażysta.
– Powietrze – jęknął piłkarz. – Już w pierwszej połowie się mnie czepiało, obrażało mi mamusię i ciągnęło za spodenki.
„Perła ukryta we mgle” złomotała Śląsk bez litości, a piłkarze z Wrocławia przez cały mecz oglądali się na ławkę, jakby chcieli sprawdzić, czy trener Pawłowski jest tam jeszcze, czy może, nie czekając na dymisję, spakował się poszedł na dworzec.
– W drugiej połowie pokazaliśmy, że jak się ich przyciśnie… – pocieszał się Mariusz Pawełek, sprawiając wrażenie, jakby naprawdę wierzył, że to Śląsk przycisnął Cracovię, a nie Cracovia pozwoliła Śląskowi wreszcie pograć.
TERMALICA BRUK-BET NIECIECZA – PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA 0:2
– Piękna nasza! Polska cała! – śpiewali kibice podróżujący z Niecieczy do Mielca. – By ta Polska! Ocalałaaaaaaaaaaaaa…
Najpierw odpadli emeryci, potem renciści, następnie pani Zosia z wnuczkiem…
– …aaaaaaaaaaaaa…
Potem bramkę strzelił Mateusz Możdżeń…
– …aaaaaaaaaa…
– …aaaaekhekhekhmhyyyyy… – pan Wacław sięgnął po inhalator.
– …aaaaaaaaaaaa…
Na 0:2 podwyższył Robert Demjan.
– …aaaaaaaa… – wnuczek pani Zosi odpoczął i wrócił na pierwszą linię frontu wokalnego, co ucieszyło pana Zbyszka i jego szwagra, których „aaaaaa” zaczęło niebezpiecznie przechodzić w „ghhhrrrr…”
Pan Jakubik odgwizdał koniec meczu.
– …aaaaaaaa! – zakończył magnetofon.
RUCH CHORZÓW – LECHIA GDAŃSK 3:2
– Ruch! Ruch! Ruch! Gol! Gol! Gol!
W paradoksie Zenona z Elei ścigający się z żółwiem Achilles dawał zwierzakowi fory, potem zaczynał go gonić, lecz wg filozoficznych założeń nigdy nie miał go dopaść, o wyprzedzeniu nie wspominając. Ruch Chorzów zmodyfikował starożytną przypowiastkę, amputując jej warstwę filozoficzną – obsadził się w roli Achillesa, poszedł jak burza, pyknął trzy szybkie (czytaj: odbiegł odpowiednio daleko), a potem stał i spokojnie patrzył na wysiłki żółwiowatych gości, by przyspieszyć, by dogonić, by wyrównać.
– Gdyby mecz potrwał jeszcze dwie godziny… – jęczeli zrozpaczeni kibice Lechii.
– To by nam pociąg uciekł – tłumaczyli realiści.
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK – PIAST GLIWICE 0:2
– There can be only one – mruknął Krugan w połowie szesnastego wieku. W pierwszej połowie… Siedemnastego lipca dokładnie.
Nie wiem, czy bracia Makowie pochodzą z rodu MakLeodów…
– MacLeodów – wtrącił Głos Wewnętrzny, dusząc dowcip w zarodku.
Enyłej, drugi Mak poszedł w ślady brata i zapakował gola samemu Bartłomiejowi Drągowskiemu, Piast urządzał obronie Jagiellonii prawdziwe „reportaże penetrujące”, trener Probierz strasznie plątał się w przed i pomeczowych zeznaniach, a Piasta i Jagiellonię dzieli już 19 punktów.
– Czeska drużyna, czeski trener, słyszałem, że nawet odprawy po czesku robią – przewodniczący rady nadzorczej Jagiellonii próbował wbijać szpileczki rywalom.
– Przegrać z liderem to nie wstyd – próbował ratować twarz jakiś czas później. Chyba mu się nie udało.
GÓRNIK ZABRZE – KORONA KIELCE 0:1
– Polub nas – migały bandy reklamowe.
Nie, tego rozkazu… Można polubić sery pleśniowe, można polubić ośmior…bueee…nicę w czosnku, nawet „Warszawa da się lubić”, ale tak grającego Górnika polubić nie sposób. Tradycją w Zabrzu stało się, że najlepszy piłkarz dostaje od pana Stanisława Sętkowskiego koguta lub indyka. A gdyby tak wprowadzić zasadę, że po przegranym meczu najgorszy piłkarz zostaje rzucony indykom na pożarcie? Jakiś sposób trzeba znaleźć… W niedzielę na rzucenie indykom zasłużył trener Ojrzyński. Że nie chciał w drużynie Bartosza Iwana – jego sprawa, że ściągnął Korzyma – dobra, może widzi w nic, coś, czego nie widzą inni, ale że ze strzelającego dotąd bramki Romana Gergela robi sierotkę Marysię rzucając nim po boisku w tę i w którąś… Kamaaan!
LECH POZNAŃ – GÓRNIK ŁĘCZNA 3:1
Trener Urban nie powiedział „dzień dobry w przedmeczowym wywiadzie, a kiedy trener Urban nie mówi „dzień dobry”…
– To mówi „Dobry wieczór”?
…to wiedz, że coś się dzieje. I działo się. Widzów podobno było więcej niż na Fiorentinie i chyba nie żałowali: Lech grał mądrze i skutecznie, Górnik ładnie i ambitnie, działo się sporo, obudził się Gergo Lovrencsics…
– Nice… nice… nice… nice… nice… – cieszyły się bandy reklamowe.
Cios za cios, akcja za akcję, strzał za strzał i Maciej Gajos za dwóch.
– Bjutul futbol! – grzmiały głośniki – Disis emejzing!
Nawet Pele się cieszył.
LEGIA WARSZAWA – POGOŃ SZCZECIN 1:0
Na czym polega wyższość oglądania meczu w domu? Primo – cieplej. Sekundo – są powtórki. Tercjo – nikt nie zagląda ci w Kindle’a, dziwiąc się, że czytasz „Drugie życie doktora Murka”. Kwarto – kiedy zaśniesz, nikt cię nie budzi, tylko otula cię kocem i głaszcze po głowie.
– Kwinto?
Wyjechał z Duńczykiem.
Legia zrobiła swoje i jakby rzeczywiście zaczynała wracać do równowagi, a Pogoń rozczarowała. Grała tak słabo i tak wolno, że trener Michniewicz włączył sobie mecz na Sopcastcie, żeby zobaczyć, co się za chwilę stanie na boisku.
Dla porządku: „Drugie życie doktora Murka” też rozczarowało.
BRAMKA KOLEJKI
Baczność! W szeregu zbiórka! Kolejno odlicz!
– 4:0!
– 2:0!
– 1:0!
– 3:1!
– 1:0!
Było!
– Ale ja z innego meczu.
A, chyba że tak… W kategorii indywidualnej wygrywa 4:0, w kategorii drużynowej – 2:0. Z różnych meczów.
KIKS KOLEJKI
To, co zrobił Konrad Forenc to nie kiks, tylko premedytacja, Maciej Korzym miał pecha, Krystian Nowak jest ciapa, Dwaliszwilego dobijać nie będę, Grzegorz Piesio… cóż, on sam wie, co, choć chyba do dziś nie wie, jak. W tym tygodniu wygrywa Arkadiusz Głowacki, który tak się zapatrzył w aksamit ócz Jakuba Tosika, tak go oczarowała linia jego bioder i kocie ruchy, że zapomniał, gdzie jest, że mecz, że emocje, że punkty – przylgnął do piłkarza Zagłębia, w objęcia go chwycił, w uszko dyszeć począł… i nie tylko pomógł Zagłębiu strzelić bramkę, ale jeszcze – gdyby Woźniak jakimś cudem spudłował – zafundowałby przeciwnikowi rzut karny.
ASYSTA KOLEJKI
Kandydatów tylu, że trzeba by ich ustawić w dwuszeregu dwuszeregów – a stałby tam wszystkie asysty Cracovii plus połowa asyst drugiego stopnia, podanie Jakuba Kowalskiego do Mateusza Możdżenia, wrzutka Adama Mójty… i tak dalej i tak dalej… aż do ostatniej asysty kolejki czyli podania Tomasza Nowaka do Leandro. Wygrywa – Kebba Ceesey, po którego podaniu gola strzelił Karol Linetty, przed Grzegorzem Boninem podającym do Grzegorza Piesio, który to Grzegorz Piesio… [ocenzurowano].
INTERWENCJA KOLEJKI
Przyjemnie się patrzyło w 15. kolejce na fruwających bramkarzy, na skoki, chwyty, interwencje świadome i odruchowe. Oraz na obrońców, w ostatniej chwili ratujących skórę bramkarzom (Szyndrowski, Bozić). W tym tygodniu gratki i propsy dla – w kolejności – Jakuba Szmatuły za interwencje w 20. i 23. minucie oraz dla Grzegorza Sandomierskiego (56’) i Emiliusa Zubasa (39’, 83’).
RANKING SĘDZIOWSKO-OKULISTYCZNY
Pan sędzia Raczkowski (ZL-WK) momentami zaskakująco się gubił – w przypadku Forenca w ogóle nie ma dyskusji, ale wyciąganie faulu przed pole karne (jeśli to w ogóle był faul, choć jeśli sędzia gwizdnął…), odpuszczanie ciągnięcia za koszulkę w polu karnym itd… Minus cztery dioptrie.
Pan sędzia Kwiatkowski (C-ŚW) – tu mógł dać, tam powinien gwizdnąć, ówdzie nie powinien, ale w sumie gdzieś między minus jedna a minus dwiema dioptriami. Zaokrąglijmy więc w górę.
Pan sędzia Jakubik (TBBN-PBB) zaczął dobrze, potem zaliczył rolniczy kwadrans, ale na szczęście opanował się do końca meczu dotrwał… No, właśnie, czy bez błędu? Czy Stano deptał Demjana na rzut karny, a jeśli, czy dało się to wyłapać z boiska? IMHO jeśli – to chyba tylko przez liniowego, więc pan Jakubik dostaje minus dwie dioptrie.
Pan sędzia Gil (RCh-LG) długo dawał się nabierać na drobne symulki, a potem jakby ktoś przestawił wajchę: precyzja, konsekwencja, „pan mi tu nie płacze – pan idzie grać”. Minus dwie dioptrie.
Pan sędzia Frankowski (JB-PG) nerwowo, ale równo – tylko to zdarzenie z 78 minuty… No, formalnie to jednak powinien być karny – minus pięć dioptrii zatem.
Pan sędzia Złotek (GZ-KK) zastąpił sędziego Przybyła i gwizdał w swoim stylu, co wszystkim pasowało do 65 minuty, gdy obiekcje zgłosił Łukasz Madej. I znowu, choć dusza mi się wykręca, bo przecież ani by Madej do tej piłki doszedł, ani by z nią – gdyby nawet – nic już sensownego nie zrobił, to jednak formalnie karny jak dzwon. Minus pięć dioptrii.
Pan sędzia Marciniak (LP-GŁ) – nie bądźmy panią od geografii, nie czepiajmy się, że szlaczek nierówny. Zero dioptrii.
Pan sędzia Musiał (LW-PSz) skoncentrowany był bardzo – momentami za bardzo. Na szczęście piłkarze nie dali mu okazji do zrobienia poważnego błędu, zatem kończymy na minus trzech dioptriach.
CYTAT KOLEJKI
Michał Zawadzki: „Gol samobólczy”
Logika i empatia – jak widać, to się nie wyklucza.
Grzegorz Mielcarski: „Na litość boską, zróbmy coś z tym powietrzem w Krakowie”
Moja propozycja: pokroić, podzielić na równe bloczki, wybudować z nich stadion dla Garbarni.
Kamil Kosowski: „Diabeł tkwi w tym, że Cracovia poprawiła grę defensywną”
Czyli w skrócie – diabeł tkwi w Rymaniaku?
Remigiusz Jezierski: „Tylko jeden Kuświk w polu karnym”
W trosce o efektywność domagamy się po dwóch Kuświków na metr kwadratowy!
Kornel Osyra: „Cieszę się, że wracamy na tarczy”
…bo odcięliśmy łeb Hydrantowi.
Paweł Wojtala: „Zrobił zamach, żeby piłka była mocno zgłówkowana”
Zgłówkowanie zostało zblokowanie przy pomocy skleszczenia i zmłotkowane znaciskiem.
„POLIGON” W „USTAW LIGĘ”
– Trzech z Piasta: 21 punktów – liczył prezes LZS Poligon – Trzech z Legii: 27 punktów, Stępiński i Centarski: 20 punktów…
W sumie LZS Poligon ugrał punktów 79 i awansował w klasyfikacji generalnej na miejsce 912 oraz 207 w lidzie „poligonowej” (kod: 726135177). Pani Jadzia też trafiła z transferami prowadzona przez nią drużyna rezerw wskoczyła aż na miejsce 7316. Niestety, nie wszystkim drużynom ligi „poligonowej” poszło tak dobrze: nasz lider, StandardŚwięcany spadł na ósme miejsce w „generalce”, w pierwszej dwudziestce mamy już tylko cztery zespoły, a liga „poligonowa” (kod: 726135177) wciąż zajmuje siódmą pozycję w klasyfikacji lig prywatnych. Niby wciąż wysoko, niby stratę do lidera zmniejszyliśmy do 55 punktów, ale zostaje jednak pewien niedosyt, nieprawdaż?
– Prawdaż! – odpowiedzieli prezesi 2284 drużyn grających w lidze „poligonowej”,
Z nowości: w pierwszej dziesiątce ligi „poligonowej” (kod: 726135177) powitaliśmy drużyny: Gladiator Opole (prezes Pablo, miejsce szóste), Brakuje Świeżości (prezes Michał Gutka, miejsce siódme), FC AC tu i tam (prezes BRS, miejsce ósme) oraz Janovia (prezes Blanco19, miejsce dziewiąte), Legia Brroadway ustąpiła miejsca drugiego drużynie FC MKPW, a prezes Smyku z miejsca 143. zrobił mi krzywdę nazywając swój zespół Nudny Lajonel, przez co (i przez reminiscencje) od rana śpiewam w kółko „Hellooooooł! Is it me your looking for” i chyba znielubią mnie sąsiedzi.
Andrzej Kałwa
Fot. FotoPyk, AJK