To nie był najlepszy zawodnik Lecha na przestrzeni właśnie zakończonej kampanii. Wyżej można ustawić Afonso Sousę czy Joela Pereirę, a pewnie nawet Ali Gholizadeh załapałby się na większą liczbę głosów. Ale to jeden z tych bohaterów, który pokonał najcięższą drogę do najlepszego sezonu w swojej karierze. Po poprzednim roku były słuszne wątpliwości, czy „Kolejorz” aby nie potrzebuje nowego klasowego snajpera. Ale Mikael Ishak nas – i pewnie niejednego kibica z Poznania – po prostu zadziwił.

Nie musisz być MVP sezonu mistrzowskiego, ba, nie musisz być nawet najlepszym napastnikiem w Ekstraklasie. Ale i tak zasługujesz na szereg pochwał, skoro na poziomie Ekstraklasy wykręcasz 21 goli i 5 asyst. Co więcej, w przypadku Ishaka wybrzmiewa to jeszcze mocniej, bo przecież w 2023 roku jego dalsza przygoda z piłką stanęła pod dużym znakiem zapytania. Lekarze postawili mu diagnozę: drogi człowieku, chorujesz na boreliozę.
Mikael Ishak znów jest szefem
Objawów choroby nie dało się ukryć. Ani w życiu codziennym, ani na boisku. Co prawda Szwed trzy pierwsze sezony w barwach Lecha miał naprawdę dobre (G/A – 20/1, 18/6 i 20/9), ale ten ostatni 2023/2024 wyglądał jak równia pochyła. Nie przystawało takiemu napastnikowi z uznaną marką skończyć z 11 trafieniami, choć wiedzieliśmy, że mają na to wpływ problemy zdrowotne.
Pytanie brzmiało, czy Ishak będzie w stanie wrócić do wcześniejszej formy. Sam przecież mówił: – Walka z boreliozą była bardzo trudna. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałem, co mnie czeka. Na początku doktor powiedział mi, że jedyną dopuszczalną aktywnością fizyczną jest spacer. Spacer? Co to jest dla człowieka, który przez całe życie codziennie uprawia sport? To było bardzo trudne.
Gość, który słyszy, że może uprawiać co najwyżej pieszą podróż po bułki, nie może być mentalnie we właściwym miejscu. Zwłaszcza gość, który robi tygodniowo kilkadziesiąt kilometrów na wysokiej intensywności, żyje z tego i sam musi opłacać zaufanie pracodawcy. Jeśli ktoś bał się o przyszłość Ishaka w Lechu, miał do tego pełne prawo. Wiele wskazywało na to, że z tak upierdliwej chorobie jak borelioza się nie wywinie. A przynajmniej nie w takim stopniu, żeby wrócić na poziom mistrzowski.
Ale codzienny kaszel, który był nie do zniesienia, ból mięśni i brak energii, które odbierały chęć do gry w piłkę, wreszcie zniknęły. Nie całkowicie, to nie tak, że Ishak już nigdy nie będzie narzekał na efekty choroby. Ale lekarze, a potem on sam, w ostatnich kilkunastu miesiącach zrobili świetną robotę. Gdybyśmy nie słyszeli wcześniej o szwedzkim napastniku, mając wgląd tylko do jego książeczki zdrowia, nie uwierzylibyśmy, że da się rozegrać taki sezon.

Liczby mówią same za siebie. To nagroda dla Lecha za zaufanie
Ishak rozegrał najlepsze zawody strzeleckie w swojej karierze. Wcześniej zatrzymywał się na dwudziestu trafieniach, teraz je przebił. A pewnie gdyby Lech grał w europejskich pucharach albo trochę dłużej potrwałaby jego przygoda w Pucharze Polski, wynik miałby odrobinę lepszy. A zresztą – nie idźmy w tworzenie niedosytu. Trochę uciekając w terminologię podbojów morskich, kapitan trochę się nachorował i musiał zejść do kabiny, ale wyszedł z powrotem na pokład i znowu zaczął rządzić. Strzelać, dyrygować. I nie tylko.
Bo Szwed to też mnóstwo pożytecznej pracy poza strzelaniem goli. Nie jest typowym „target-manem”, a na pewno dalej mu do niego niż choćby Koulourisowi, królowi strzelców Ekstraklasy. Ishak wybiega mecz w pressingu, pomoże w defensywie, zejdzie do klepki i aktywuje dodatkową akcję w rozegraniu. Mówiliśmy już o tym tysiąc razy, owszem. Ale warto to podkreślić jeszcze raz z prostego względu – absolutnie nie było oczywiste, że po ewentualnym wyciszeniu objawów boreliozy zobaczymy ten sam kawał piłkarza. To jak z poważną kontuzją, która w pewnym sensie zabiera zawodnikowi część duszy. Później niewielu udowadnia, że była to na przykład 1/10, a nie 1/3 jakości.
Zauważalny progres Ishaka z sezonu na sezon

Piękna to historia, ale raczej nie mogłaby się wydarzyć, gdyby nie zaufanie włodarzy Lecha. Tu trzeba przywołać ich do tablicy, bo przedłużyli kontrakt ze swoim kapitanem w listopadzie 2024 roku, świeżo po słabszym sezonie. Gdyby nie to, być może szwedzki napastnik przeglądałby dzisiaj oferty na stole jako wolny zawodnik. A tak nie dość, że w kapitalny sposób spuentował walkę z chorobą, wydatnie pomagając Lechowi w zdobyciu mistrzostwa Polski, to jeszcze może dawać pociechę przez kolejne dwa lata.
No i skoro dał radę teraz, dlaczego nie miałby poprawić dorobku i dalej budować swojego pomnika w Poznaniu? Na razie ma 169 występów i 90 bramek. Przed nim dwa fajne jubileusze, o których jeszcze dwa lata temu mało kto w ogóle myślał. A jednak – o ile po drodze nic złego nie nawiedzi 32-latka – powinny się urzeczywistnić. Tego mu życzymy, bo Ishak skutecznie zwalczający własne słabości to na polskie warunki prze-piłkarz i przede wszystkim rzadki przypadek dla klubu, który nie musi się obawiać, że zawodnik po dobrym sezonie tupnie nóżką i czmychnie dalej w Europę.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWIE LECHA:
- Trela: Mistrzostwo sytych kotów. Długie trwanie jako siła Lecha
- Frederiksen. Zastał Lecha rozbitego, zrobił mistrzowskiego
- Pięciu głównych bohaterów mistrzowskiego Lecha
- Sousa bohaterem Kolejorza! Lech Poznań mistrzem Polski 2024/25!
- Media: Lech już szuka wzmocnień. Chce ściągnąć napastnika
Fot. Newspix