W Poznaniu rodzi się nowa tradycja – impreza na koniec ekstraklasowego grania. O ile jednak przed rokiem była to szydercza, prześmiewcza forma wyrażenia frustracji z legendarnym „mamy kurwa dosyć” wyciągniętym z szafy, tak teraz okazja była przyjemniejsza. Nie było żadnej mokrej szmaty, nie dał o sobie znać gen przegrywu. Lech wygrał, Lech został mistrzem Polski!
Kto dał wiarę Aleksandarowi Vukoviciowi, ten dał się podpuścić. To nie był mecz, w którym chłopcy zeszli z leżaków, żeby odbębnić ostatnią zmianę i wrócić do bimbania. Piast Gliwice może i odpoczywał trzy dni, może i przyjechał do Poznania pokiereszowany kadrowo, ale do ostatniej chwili mogło wydarzyć się – nawet przypadkowo – coś, co sprawiłoby, że stos tekstów trafiłby do kosza.
Lech Poznań – Piast Gliwice 1:0. Sousa z golem na wagę tytułu
Michał Chrapek strzela z ostrego kąta, Antonio Milić zdążył wstawić nogę. Jeszcze chwila. Jakub Czerwiński skacze najwyżej w polu karnym, Bartosz Mrozek przenosi piłkę nad poprzeczką. Już naprawdę blisko, pięć minut z groszami. Jorge Felix gubi balansem ciała obrońcę, robi sobie miejsce, trafia w słupek. Czasu coraz mniej, tak mało, że można odliczać w sekundach.
Robił to cały Poznań, bronił się cały Lech. Im dalej w las, tym bardziej stres pętał nogi. Wrzutka, wstrzelenie, szukanie gola. Piast nie odpuszczał zupełnie tak, jakby Raków… aj, nieważne.
Tylko gdy strzelał Maciej Rosołek, trybuny były spokojne. Może i chciał najbardziej – wiadomo, dlaczego – ale najmniej potrafił. Gdy walnął na wiwat, pod membranę, nawet przejęci i skoncentrowani obrońcy Lecha mogli się na chwilę uśmiechnąć. Na chwilę, bo Piast nie zwalniał. W pole karne posłał Frantiska Placha, Mario Gonzalez ledwo piłkę przyblokował, wybił, wyjaśnił.
Wiele więcej już nie było. Tylko wyczekiwany gwizdek, rozwinięty transparent MISTRZ POLSKI 2025, race, dym, więcej dymu i piłkarze tonący w objęciach kolegów. Dowieźli.
TEN MOMENT! 🏆
Gratulacje dla piłkarzy i kibiców @LechPoznan 💪 pic.twitter.com/qVsLNRBR2a
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 24, 2025
Feta w Poznaniu. Kolejorz wrócił na ekstraklasowy tron
Dowieźli, bo zasłużyli. Można mówić, że Piast Gliwice cisnął, walczył, szarpał, ale pierwsza połówka Lecha Poznań była dobra, jakościowa. Kilka sprytnych, inteligentnych podań między linie. Szukanie przewagi, właściwego podania. Lecha prawie wyręczył Miguel Munoz, gdy po wrzutce Joela Pereiry zgrywał piłkę klatką piersiową tak, że niemal pokonał Placha. Szansę miał Ali Gholizadeh, lecz za długo szukał lewej nogi.
Piast szczypał, nieźle w pole karne wbiegł Tiho Kostadinov, lecz nijak miało się to do okazji Lecha. Kolejorz przygotował to, czego brakowało do tej pory: niekonwencjonalne rozwiązania stałych fragmentów gry. Dwa razy gola po nich szukał Antonio Milić, zablokowany w ostatnich chwili został Mikael Ishak. Wreszcie znakomicie zagrał Ali Gholizadeh, przytomnie głową zagrał Rasmus Carstensen i Afonso Sousa z bliska zrobił, co trzeba.
Gol na wagę tytułu zapisany na konto gościa, który chyba najbardziej na to zasłużył. Prawdopodobnie zostanie najlepszym piłkarzem Ekstraklasy, bo był równy i skuteczny. Taki też był mistrzowski Lech. Nawet jeśli nie domknął tego spotkania na czas, choć mógł, bo przecież Ishak był tak blisko bramki po sprytnym podaniu Dino Hoticia z rzutu wolnego, że sprawa mogłaby być zamknięta jeszcze przed przerwą.
Może jednak dobrze, że nie była? Lech się denerwował, pocił, ale dowożąc sukces, zerwał z łatką przegrywa.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Sousa to MVP, Zieliński – najlepszy trener. Janczyk wybiera najlepszych w Ekstraklasie
- Jak głosował Przemysław Michalak i dlaczego? Poznaj kulisy narady w Canal+
- Nominacje za sezon 2024/25 w Ekstraklasie. Jak głosował Wojciech Górski?
- Jacek Klimek szantażował trenera Stali? “Zapowiedział, że będzie nas niszczył”
- Żona Kallmana żegna Polskę: Benjamin był nikim, nienawidzony przez fanów
- Czy Raków wyciągnął już konsekwencje wobec kibiców-rasistów?
- Feio miał odpowiedzieć Legii. “Nie podpisał kontraktu”
fot. NewsPix.pl