Ani jednego mistrzostwa Anglii. Ani jednego krajowego pucharu, o europejskich zdobyczach nie wspominając. Gablota pusta od tak dawna, że grasujące po niej pająki z pewnością doczekały się już prapraprawnuków. Na tym jednak koniec ich sielanki, z oddali słychać już złowrogi szum odkurzacza. Crystal Palace po raz pierwszy w blisko 120-letnich dziejach klubu wywalczyło bowiem Puchar Anglii. W wielki finale rozgrywek ekipa Orłów pokonała na Wembley faworytów z Manchester City, a sfrustrowany Pep Guardiola po końcowym gwizdku nie chciał nawet przybić piątki z Deanem Hendersonem, bramkarzem i bohaterem Palace, który zdołał zachować czyste konto w konfrontacji z Obywatelami.

– Sądziłem, że tego nie dożyję – przyznał z rozbrajającą szczerością jeden ze starszych fanów Palace.
Crystal Palace z pierwszym trofeum w historii. Jak do tego doszło?
Jako się rzekło, wczorajszy triumf w finale Pucharu Anglii to dla Crystal Palace wyczyn ze wszech miar historyczny.
Dotychczas ekipa z Selhurst Park tylko dwukrotnie była równie blisko wywalczenia tak prestiżowego trofeum – w 1990 i 2016 roku. Jednak w obu tych przypadkach jej występy w finałach FA Cup kończyły się niepowodzeniem, zresztą dwukrotnie po starciach na Wembley z Manchesterem United. Szczególnie interesujący przebieg miała rywalizacja z 1990 roku. Pierwsze starcie finałowe zakończyło się bowiem wynikiem 3:3 po dogrywce, a wtedy zasady turnieju w przypadku remisu zakładały konieczność rozegrania drugiego meczu. Po pięciu dniach na trybunach Wembley ponownie zgromadziło się zatem 80 tysięcy widzów, ale tym razem spotkanie potoczyło się już mniej ekscytująco. Czerwone Diabły zwyciężyły 1:0 po trafieniu Lee Martina i zgarnęły pierwszy puchar za kadencji sir Alexa Fergusona.
W obu spotkaniach nie pojawił się na boisku ani jeden zawodnik spoza Zjednoczonego Królestwa. Mało tego, szkoleniowiec Crystal Palace – Steve Coppell – w finałowym dwumeczu korzystał wyłącznie z usług angielskich piłkarzy. Sam szkoleniowiec także był zresztą Anglikiem (a właściwie jest, bo przecież facet żyje).
Z Coppellem na ławce trenerskiej Crystal Palace rozegrało też swój najlepszy sezon ligowy. W 1991 roku Orły uplasowały się na trzecim miejscu w First Division, tylko za plecami Arsenalu i Liverpoolu. Nie zapewniło im to jednak przepustki do europejskich pucharów z uwagi na beznadziejną sytuację Anglii w rankingu UEFA po wieloletnim zakazie występów na arenie międzynarodowej. Zdecydowanie największą gwiazdą Crystal Palace był w tamtym okresie Ian Wright, odkryty przez Coppella w rozgrywkach amatorskich. Ale , John Salako, Andy Gray, John Humphrey czy Mark Bright to także nie byli przypadkowi zawodnicy.
Po nadzwyczaj udanym początku lat 90., Orły zaczęły jednak szybko balansować między Premier League a jej zapleczem. Wreszcie w latach 2006-2013 zakotwiczyły na drugim poziomie rozgrywkowym, zresztą często ocierając się o dalsze degradacje z uwagi na finansowo-organizacyjne tarapaty klubu. Zapaść udało się przerwać dopiero w sezonie 2012/13, gdy Crystal Palace przedarło się z powrotem do elity po niespodziewanym triumfie w play-offach.
Drużynę uratowała przed bankructwem grupa kibiców-biznesmenów, na czele ze Steve’em Parishem, który do dziś zasiada w fotelu prezesa Crystal Palace i jest nadal mniejszościowym udziałowcem klubu. Pełna struktura właścicielska Orłów zdążyła się już jednak znacząco zmienić. Największy pakiet akcji znajduje się bowiem w tej chwili w rękach Amerykanina Johna Textora, znanego ze swoich futbolowych inwestycji (Olympique Lyon, Botafogo, RWD Molenbeek). Udziały w ekipie Orłów posiadają także dwaj inni biznesmeni ze Stanów Zjednoczonych – Josh Harris (współwłaściciel wielu amerykańskich organizacji sportowych) oraz David Blitzer (pierwszy inwestor, który wszedł jednocześnie w posiadanie udziałów w klubach występujących w pięciu największych ligach w USA).

Zniecierpliwienie kibiców. Hodgson i Parish na celowniku
Od 2013 roku Crystal Palace nieprzerwanie występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej, choć nierzadko bywało wskazywane przez ekspertów jako jeden z głównych kandydatów do spadku. No i fakt faktem, że na ogół Orły nie wzlatywały w tabeli zbyt wysoko, bo ich największym osiągnięciem w angielskiej ekstraklasie w latach 2014-2024 było… dziesiąte miejsce w stawce, zajęte w sezonach 2014/15 i 2023/24. Zresztą w bieżącej kampanii nie będzie wcale lepiej, jeśli chodzi o Premier League. W tej chwili drużyna z Selhurst Park plasuje się na dwunastej lokacie – niżej już nie spadnie, ale do TOP10 też zapewne się nie wciśnie.
Owszem, w 2016 roku Crystal Palace awansowało wspomnianego już wcześniej finału Pucharu Anglii, w którym musiało uznać wyższość Manchesteru United. Patrząc jednak na postawę klubu w lidze, to trudno określić go inaczej, niż jako wiecznego średniaka, w pełni usatysfakcjonowanego uniknięciem degradacji.
To zaczęło lekko irytować kibiców. Jasne, w pierwszych sezonach po awansie fani byli raczej wyrozumiali dla działaczy – pamiętali przecież, w jakim bagnie znajdował się klub, gdy Steve Parish i jego wspólnicy chwytali za ster. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, a przynajmniej – powinien wzrastać. Tymczasem sympatycy Orłów ocenili, że szefostwo nie potrafi lub nie chce zaryzykować walki o wyższe cele i zadowala się przeciętniactwem. Na celowniku kibiców znalazł się między innymi Roy Hodgson – szkoleniowiec Crystal Palace w latach 2017-2021 i 2023-2024, gwarant solidności i… braku boiskowych fundamentów. Choć trener-weteran jest od dekad mocno związany emocjonalnie z drużyną Orłów, trybuny nie miały dla niego litości. – Zmarnowany potencjał na boisku i poza nim. Kiepskie decyzje. Cofanie nad w rozwoju – mógł przeczytać na transparencie doświadczony szkoleniowiec podczas jednego z ostatnich spotkań w swojej trenerskiej karierze.
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Piłkarskie podróże Roya Hodgsona
Parishowi także się obrywało. Dziennikarze The Athletic zastanawiali się nawet przed rokiem, czy jego działalność w klubie nie zbliża się przypadkiem do końca.
– Pojawiają się sugestie, że Parish nie poświęca się już klubowi w całości, stąd aktualne trudności. Z pewnością widać sygnały, że przyszłość Crystal Palace bez niego może być coraz bliższa. Niedawno wydało się, że w klubie doszło do spotkania z przedstawicielami amerykańskiego banku inwestycyjnego, który specjalizuje się we wspieraniu płynnych zmian właścicielskich i pozyskiwaniu nowych inwestorów dla klubów piłkarskich – pisał Matt Woosnam. – W praktyce Parish ma ostatnie słowo we wszystkich decyzjach Palace, choć jego pakiet akcji wynosi tylko 10%, a jego osobisty majątek nie może się równać z fortuną pozostałych głównych udziałowców. Do 2021 roku ten system się sprawdzał, bo Josh Harris i David Blitzer nie interesują się codziennym zarządzaniem organizacją. Dołączenie Johna Textora odmieniło tę dynamikę. To on naciska na strategiczne zmiany – chce położyć nacisk na rozwój pierwszej drużyny, a nie inwestycje w infrastrukturę.
To właśnie Textor miał naciskać na swoich partnerów zimą 2024 roku, by schorowanego Roya Hodgsona na ławce trenerskiej zastąpił Oliver Glasner, który zaimponował Amerykaninowi pracą w Eintrachcie Frankfurt (swoją drogą – w zespole również zwanym Orłami). No i faktycznie, Austriak przeleciał z frankfurckiego do londyńskiego gniazda z zadaniem rozpoczęcia nowego etapu w dziejach klubu. Miał zerwać z nerwowym zerkaniem w stronę strefy spadkowej.
Kapitalny finisz sezonu 2023/24 – uświetniony efektownymi triumfami nad West Hamem United (5:2), Manchesterem United (4:0) i Aston Villą (5:0) – uwiarygodnił Glasnera w oczach fanów z Selhurst Park, wyposzczonych w oczekiwaniu na naprawdę spektakularne granie.

Oby tylko plecy wytrzymały…
Latem minionego roku Crystal Palace opuścili między innymi Michael Olise oraz Joachim Andersen. To zresztą pierwszy przypadek w historii, gdy Orły zarobiły na transferach tak potężne pieniądze, mówimy tu bowiem o skoszeniu około 100 milionów euro odstępnego (w tym 80 baniek za wspomnianą dwójkę) w trakcie jednego okna transferowego. Do zespołu dołączyli zaś równolegle Eddie Nketiah, Maxence Lacroix, Ismaïla Sarr czy Chadi Riad, w sumie za porównywalnie okazałą kwotę. Wyglądało jednak na to, że przemeblowana drużyna ponownie może liczyć wyłącznie na utrzymanie w Premier League. A i wokół tego podstawowego celu pojawiły się poważne wątpliwości. Po dwunastu kolejkach sezonu 2024/25 podopieczni Glasnera znajdowali się na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli.
Jedna wygrana w trzynastu meczach – Crystal Palace zanotowało wręcz katastrofalne wejście w sezon. W październiku 2024 roku przez brytyjskie media po raz pierwszy przetoczyły się pogłoski o możliwym zwolnieniu austriackiego managera. – Nie tego się spodziewaliśmy – przyznał Glasner na antenie Sky Sports. – Nie szukamy usprawiedliwień, choć muszę zaznaczyć, że wzmocnienia w trakcie letniego okna transferowego nadeszły dość późno. Wielu naszych zawodników wystąpiło na igrzyskach olimpijskich, wrócili do treningów z zespołem tuż przed startem rozgrywek. Nie mieliśmy czasu, by porządnie razem potrenować.
– Z drużyny odeszli piłkarze, którzy byli tutaj przez lata, byli bardzo ważni dla zespołu. To wpływa na morale grupy i relacje wewnątrz szatni. Dokonaliśmy świetnych transferów, ale dokonaliśmy ich późno. Teraz chodzi o to, by odbudować grupę i nauczyć się współpracować – zaznaczył trener.
Niedoceniony przez Wilki. Uwielbiany przez Orły
W listopadzie medialna presja jeszcze wzrosła, ale działacze Orłów szybciutko ją rozładowali, wypuszczając do dziennikarzy przekaz o pełnym zaufaniu do trenera i zrozumieniu dla niełatwych okoliczności, w jakich przyszło mu rozpocząć sezon. Okazało się to rozsądnym posunięciem, ponieważ Crystal Palace w grudniu wygrzebało się wreszcie z dołka i zaczęło naprawdę solidnie punktować, a potem – trochę niepostrzeżenie – pokonywać również kolejne szczeble drabinki Pucharu Anglii.
- 3. runda – 1:0 u siebie ze Stockport County (League One)
- 4. runda – 2:0 na wyjeździe z Doncaster Rovers (League Two)
- 5. runda – 3:1 u siebie z Millwall (Championship)
- ćwierćfinał – 3:0 na wyjeździe z Fulham
- półfinał – 3:0 u siebie z Aston Villą
Triumfy nad przeciwnikami z niższych klas rozgrywkowych można było jeszcze traktować z przymrużeniem oka, ale już rozbicie Fulham i – przede wszystkim – Aston Villi robiło kolosalne wrażenie. Orły wparowały do finału Pucharu Anglii z przytupem. Glasner starał się jednak tonować nastroje. – Mam nadzieję, ze będę miał okazję do wzniesienia trofeum, o ile moje plecy to wytrzymają – żartował. – Ale staramy się o tym nie myśleć. Pamiętam półfinał mistrzostw świata, gdy reprezentanci Brazylii płakali podczas hymnu, tak przepełniały ich emocje i marzenia o awansie do finału. W efekcie przegrali z Niemcami 1:7. […] Nie rozmawiam o tym z piłkarzami, nie spekuluję. Mamy przed sobą wielki mecz i wszyscy to rozumiemy, ale o sukcesie będziemy rozmawiać dopiero po ewentualnym zwycięstwie.

Guardiola nie przybił piątki
W finale na Wembley ekipie Orłów przyszło się zmierzyć z Manchesterem City. Z jednej strony – chyba najsłabszym, najmocniej poturbowanym za kadencji Pepa Guardioli. Z drugiej – nienasyconym, stojącym przed ostatnią szansą na wywalczenie w sezonie 2024/25 choć jednego znaczącego trofeum.
Eberechi Eze przekreślił marzenia Obywateli o triumfie, trafiając do siatki w 16. minucie finałowej konfrontacji. Jak się okazało, była to bramka na wagę zwycięstwa. Choć trzeba zaznaczyć, że gracze Crystal Palace mieli w tym finale naprawdę mnóstwo szczęścia. Wystarczy wspomnieć, że w 23. minucie gry bramkarz Dean Henderson dotknął piłki ręką poza obrębem szesnastki, co umknęło uwadze sędziów. Niedługo potem ten sam Henderson obronił jedenastkę wykonywaną przez Omara Marmousha. – To niewiarygodne. Czuliśmy, że dziś jest nasz dzień. Trener solidnie przygotował nas do tego spotkania, a my bezbłędnie zrealizowaliśmy jego taktyczne założenia. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo – ekscytował się golkiper w rozmowie z BBC. – Jeśli chodzi o rzut karny, to – jeśli mam być szczery – Haaland powinien był wziąć go na siebie. Kiedy oddał piłkę Marmoushowi, to byłem pewien, w którą stroną się rzucić. Wiedziałem, że obronię tego karnego.
Henderson zadedykował triumf w FA Cup zmarłemu niedawno ojcu. Nie doczekał się jednak gratulacji od Pepa Guardioli.
– Chciałem podać mu dłoń, ale on to odrzucił. Myślę, że był rozgoryczony moją grą na czas. Nie mam mu tego za złe – zapewnił bramkarz. A co na to manager Obywateli? – On broni swojej drużyny, ja swojej. Grał na czas. Rozumiem, że robisz to w końcówce, ale przez cały mecz? To Brytyjczyk, to finał Pucharu Anglii. Musisz grać w piłkę – wypalił Guardiola. Później złagodził ton, ale tylko odrobinę. – Każdy gra tak, jak uzna za stosowne. Nie przegraliśmy dlatego, że Henderson kradł czas. Sędzia doliczył dziewięć czy dziesięć minut, ale to niczego nie zmienia. Chodzi o rytm gry. Kibice przychodzą, by oglądać 22 zawodników w grze. Grze, grze, grze, grze. Kiedy Barcelona przegrywa, widzisz atak. Atak, atak, atak, atak. Drugi zespół – atak, atak, atak. Takie widowiska są piękne.
😡😡 Guardiola niega su saludo al portero del Crystal Palace por considerar que había perdido mucho tiempo durante la final de la FA Cup
💥 Henderson le respondió diciéndole que no se quejara, que habían dado 10 minutos de añadido pic.twitter.com/ogtxyW739d
— MARCA (@marca) May 17, 2025
Brytyjscy eksperci wciąż spierają się oto, czy Henderson powinien był wylecieć z boiska. Specjaliści w zakresie przepisów przekonują, że nie. Byli piłkarze argumentują, że w takim razie należy… zmienić przepisy. – Jak można twierdzić, że Henderson nie pozbawił City klarownej szansy strzeleckiej? To żenujące – przyznał Ian Wright w studiu ITV. – To szaleństwo, przecież napastnik z pewnością zakończyłby tę akcję bramką. Po co wymyślać takie zasady i te wszystkie elokwentne uzasadnienia? Żeby namieszać nam wszystkim w głowach? To była sytuacja na czystą czerwoną kartkę – dodał były napastnik. Zgodził się z nim Joleon Lescott, były obrońca City. – To jedna z najgorszych decyzji sędziowskich, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie dlatego, że jest błędna, ale z racji na to, jak ją uzasadniono.
Steve Parish nie ma wątpliwości, że architektem sukcesu Palace jest trener.
– On nie tylko przemawia z pozytywnym przekazem, on nim naprawdę żyje – stwierdził prezes londyńskiego klubu. – Sprawił, że wszyscy zmieniliśmy sposób myślenia. Nazywam to grą w szachy na wysokiej intensywności. Piłkarze muszą realizować jego pomysły, ale on potrafi sprawić, by im się to udawało.
„Myślałem, że nie dożyję”
Jak wiele ten sukces znaczy dla kibiców Crystal Palace, nie trzeba chyba wyjaśniać. Klub we wrześniu będzie przecież obchodził 120-lecie istnienia, ale zbudowany został na bazie amatorskiej drużyny, której historia sięga lat 60. XIX wieku. I nigdy dotąd Orły niczego nie wygrały, nie licząc triumfów w niższych klasach rozgrywkowych, turniejach regionalnych i zapomnianym już kompletnie Full Members’ Cup. Mało tego, jak dotąd Crystal Palace zaliczyło tylko jeden mikroskopijny epizodzik na arenie międzynarodowej. Konkretnie w sezonie 1998/99 – działacze zgłosili wówczas drużynę do Pucharu Intertoto, gdzie Orły zebrały lanie w dwumeczu z Samsunsporem.
Mówimy więc o wielkim przełomie. Pierwsze trofeum, pierwsza europejska przygoda. Niesamowite doświadczenie dla fanów, którzy w ostatnich latach uchodzą za jednych z najbarwniejszych i najbardziej kreatywnych w kraju, jeśli chodzi o tworzenie meczowej otoczki.
The story behind Crystal Palace’s tifo in yesterday’s final 👇
In 2011, Palace fan Mark was pictured in an emotional moment with his two sons celebrating a goal against Man United.
Mark sadly passed away in 2017, but his two sons Dominic and Nathan were in the stands to watch… pic.twitter.com/T56AWBfFbr
— Football on TNT Sports (@footballontnt) May 18, 2025
Ta rozmowa z jednym z fanów Palace mówi zresztą wszystko. – Czekałem na ten moment przez 70 lat. Myślałem, że do tego nie dojdzie. Sądziłem, że tego nie dożyję. Więc to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Z pewnością było to jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w moim życiu.
‘I’ve waited 70 years for this moment” 🥹 pic.twitter.com/reOauMKq0c
— Mail Sport (@MailSport) May 17, 2025
Pozostaje życzyć fanom Palace, by na kolejny sukces nie musieli czekać aż tak długo.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wzruszony Łukasz Fabiański żegna się z West Hamem [WIDEO]
- Kibice wniebowzięci po triumfie Crystal Palace. “To pieprzony surrealizm”
- Frimpong już w drodze. Liverpool znalazł następcę Alexandra-Arnolda
- Amorim spokojny o przyszłość? “To by było szaleństwo”
fot. NewsPix.pl