Reklama

Złoto PlusLigi dla Lublina. Wilfredo Leon: „Ten medal to prezent dla Pana Boga” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski

10 maja 2025, 23:36 • 11 min czytania 22 komentarzy

Choć Wilfredo Leon wywalczył dziś 36. złoto w zawodowej karierze, widać było, że niespodziewane mistrzostwo Polski z Bogdanką LUK Lublin to dla niego bardzo wiele. Gdy rok temu trafiał do tego klubu, jedni mówili, że będzie gwiazdą rozgrywek, ale sporo osób zastanawiało się, czy nie posypie się zdrowotnie. W mistrzostwo Bogdanki nie wierzył nikt. Po złoto, po pokonaniu po raz trzeci Aluronu CMC Warty Zawiercie, sięgnęła dziś drużyna, która jeszcze 12 lat temu pałętała się po niższych ligach i nie miała pieniędzy, by organizować mecze u siebie. Grała wyłącznie na wyjazdach. Dziś ma środki na jednego z najlepszych siatkarzy świata.

Złoto PlusLigi dla Lublina. Wilfredo Leon: „Ten medal to prezent dla Pana Boga” [REPORTAŻ]

Kiedy Wilfredo Leon stał na podium i odebrał złoty medal z rąk prezesa związku, Sebastiana Świderskiego, najpierw najdłużej ze wszystkich zawodników patrzył na krążek, a później spojrzał w niebo.

Reklama

To jest medal, dzięki którem spełniłem marzenie. To prezent dla pana Boga. On trzymał mnie i całą naszą drużynę – powiedział nam po meczu.

Wilfedo Leon: „Zawsze ufam w swoje możliwości”

Godzinę później, gdy siatkarze nowego mistrza Polski skończyli obchodzić trybuny, Leon ucałował obecną na hali swoją żonę, Gosię, a medal powiesił na szyi jednego ze swoich dzieci, które przytulił.

Wcześniej trener Bogdanki Massimo Botti, który odchodzi po tym sezonie, mówił dziennikarzom, że Leon zawsze miał bardzo dobry wpływ na kolegów z drużyny. Że mógł grać źle, ale będąc obok niego, inni stawali się lepsi.

Bardzo mu dziękuję za te słowa. Nie każdy trener wypowiadał się tak na mój temat. Inni ludzie też wypowiadali się różnie. Trener Botti zaufał mi. Wiedział, kiedy powinienem trochę odpocząć, kiedy zrobić zastrzyk. Miał świadomość, kiedy trzeba przerwać, a kiedy poćwiczyć mocniej, zapierdalać. Powiedział też, że jako Bogdanka idziemy wszyscy razem do celu. I teraz wszyscy razem osiągnęliśmy złoto. Od samego początku wierzyłem, że możemy zdobyć mistrzostwo. Jestem człowiekiem, który zawsze ufa w swoje możliwości i wierzy w drużynę. Kiedy na samym początku sezonu nie mogłem wystąpić, a nasz zespół wygrał z Aluronem, niektórzy pisali, że to było na farcie. Pamiętajcie, że my jesteśmy ludźmi. Ale na górze znajduje się ktoś, kto jest kimś więcej i ma wpływ na wiele rzeczy – dodawał wyraźnie przejęty tą chwilą przyjmujący LUK-u i reprezentacji Polski.

Siatkarze Bogdanki z pucharem

Siatkarze Bogdanki z pucharem

Kewin Sasak, atakujący Bogdanki: – Nie starczyłoby mi czasu, by zachwalać w tym wywiadzie Leona. To jest klasa światowa. Jestem niesamowicie wdzęczny losowi, że jesteśmy razem w drużynie. On w tym sezonie mocno nas ciągnął za uszy i przy tak topowym zawodniku każdy chce być jeszcze lepszy. U nas to właśnie się działo. A poza tym Leon prywatnie to bardzo ciepły człowiek, który troszczy się nie tylko o siebie, ale i o innych. Mieliśmy trochę ważnych dla mnie rozmów, też na tematy pozasportowe.

Prezes mistrza: „Emocje ciągle są we mnie”

Siatkarze Bogdanki LUK Lublin cieszyli się ze złota, a w tym czasie ich rywale z Aluronu CMC Warty Zawiercie schodzili do szatni ze srebrnymi medalami na szyjach. Środkowy, Jurij Gładyr, który w drugim spotkaniu finałów doznał kontuzji, w pewnym momencie zdjął medal z szyi, jakby ten krążek, przynajmniej w tej chwili, zupełnie go nie cieszył. Ale trudno się dziwić. Gładyr to lider, mentalny przywódca. Urodzony zwycięzca, który na pewno źle zniósł porażkę i fakt, że nie mógł pomóc na boisku kolegom, tylko wszystko oglądał zza band.

Teraz jestem smutny i zły, ale pewnie niebawem pomyślę, że rywalizacja w półfinale była bardzo ciężka i tam jedna piłka decydowała o naszym awansie. Tamte spotkania mega nas wyniszczyły. Za chwilę docenimy to srebro. Każdy siatkarz marzy o tym, by w ogóle grać w finałach PlusLigi, a niewielu zawodników dostaje taką szansę – powiedział nam po meczu środkowy Aluronu Mateusz Bieniek.

Krzysztof Skubiszewski, prezes lubelskiego klubu, po ostatniej piłce wyglądał, jakby nie za bardzo zdawał sobie jeszcze sprawę z tego, co się wydarzyło. – Te emocje jeszcze ciągle są we mnie. Wykonaliśmy w tym sezonie milowy krok, wywalczając Puchar Challenge, po finale z bardzo silnym włoskim Lube, i sięgając po mistrzostwo. Ciężko będzie w kolejnym coś poprawić. Po półfinale wydawało mi się już, że sięgniemy po złoto. Gdybyśmy ten czwarty mecz mogli zagrać na hali mieszczącej 15 tysięcy ludzi, myśle, że by się zapełniła. Mamy wspaniałych kibiców, Lublin pokochał siatkówkę. Nasi zawodnicy byli dzisiaj gotowi na bitwę, ale pierwszy set przez pewien czas nie układał się po naszej myśli. Bardzo ważna była jego końcówka – mówił prezes nowego mistrza Polski.

Zawiercie gasło w oczach

Było tak: wydawało się, że jest remis 23:23, ale sztab Bogdanki LUK poprosił o sprawdzenie akcji. Okazało się, że rozgrywający gości, Miguel Tavares, jednak popełnił błąd. A zatem 24:22, piłka setowa, a na zagrywce Leon, najmocniej uderzający z serwisu siatkarz świata. „Wilfredo! Wilfredo!” – ryczy hala Globus im. Tomasza Wójtowicza, kolejnego geniusza siatkówki. Reprezentant Polski podrzuca sobie piłkę i w swoim stylu uderza ją z prędkością ponad 120 km/h. Nie ma czego zbierać. Nie ma nawet sensu winić Aarona Russella, który nie potrafił jej dobrze przyjąć. Jest po secie, hala w euforii.

To był najbardziej wyrównany set dzisiejszego spotkania. W drugim gospodarze bombardowali rywali z zagrywki, a ci nie mieli odpowiedzi. Fynnian McCarthy już na samym początku zagrał trzy asy z rzędu i zrobiło się 5:1. Kiedy Leon kiwał z wyjątkowo trudnej pozycji, zrobił to idealnie i wywalczył punkt. Jednym wychodziło wszystko, a drugim prawie nic. W dodatku Zawiercie gasło w oczach – trochę fizycznie, trochę mentalnie. Przed trzecim setem wiadomo było, że odwrócenie tego spotkania byłoby siatkarskim cudem.

Mecz Bogdanki z Aluronem

Mecz Bogdanki z Aluronem

Cudem, który nie nastąpił. A kiedy już wydawało się, że Zawiercie jest nieco bliżej, bo przewaga gospodarzy wynosiła tylko dwa punkty, Leon znów przyładował z całej siły z zagrywki. Kolejny as. Od stanu 20:13 w trzecim secie wszyscy w hali Globus oglądali spotkanie na stojąco. Przy piłce meczowej kilka tysięcy osób wyciągnęło telefony. A po chwili, po błędzie gości, nastąpiła euforia. Jedni padli na parkiet, inni zaczęli tańczyć. Jeden z kibiców dumnie prezentował transparent: „LUK Lublin mistrzem PlusLigi jest!” Nagrodę MVP otrzymał rozgrywający Marcin Komenda, dla którego to pierwsze mistrzostwo Polski w karierze. Mało tego – dla każdego siatkarza LUK-u to pierwsze w historii złoto wywalczone w naszym kraju. Kilku zawodników zaczęło rozcinać siatkę, by mieć ją na pamiątkę. A później zaczęło się świętowanie z fanatycznymi kibicami LUK-u, których doping przypomina trochę ten fanów włoskiego Lube.

W pewnym momencie wodzirejem został Maciej Czyrek, 24-latek, który w tym sezonie często pojawiał się na boisku z ławki, aby poprawić przyjęcie. Zaczął tańczyć, naśladowali go koledzy i kibice, którzy przez długi czas nie opuszczali trybun. Dostali za to nagrodę. Po tym, jak drużyna odśpiewała na środku „Lublin on fire” do melodii „Freed from Desire”, zawodnicy udali się na spacer po trybunach. Każdy kibic mógł przybić z nimi piątkę.

To czwarty sezon i już są mistrzami

Już przed meczem numer trzy, rozgrywanym w środę w Sosnowcu, można było usłyszeć w środowisku, że w rywalizacji o złoto między drużynami z Zawiercia i Lublina jest chyba pozamiatane. Jedni – są ewidentnie na fali po sensacyjnym wyeliminowaniu w półfinale zespołu z Jastrzębia, a drudzy mają olbrzymiego pecha, bo wypadł im ze składu podstawowy atakujący Karol Butryn i musieli przeprowadzić transfer medyczny, którego zasady budzą kontrowersje. Ściągnęli niemieckiego weterana, 40-letniego Georga Grozera, ale przez całą tę sytuację mieli problem z limitem obcokrajowców.

Mało tego – w meczu finałowym numer dwa kontuzji – podobno poważnej – doznał Gładyr. Zawiercie było w ostatnich tygodniach trochę jak Hiob, na którego spadają kolejne cierpienia. W środę powalczyło i dzięki znakomitej grze przede wszystkim Grozera i Bartosza Kwolka zwyciężyło, doprowadzając do stanu 1:2 w rywalizacji. – Zaskoczyli nas wtedy zmianą ustawienia. Nie umieliśmy na to odpowiedzieć. Ale na czwarte spotkanie potrafiliśmy przygotować się też pod tym kątem – dodawał Skubiszewski. Dziś zawiercianie – zawodnicy Michała Winiarskiego – nie mieli w Lublinie szans.

Mamy nowego mistrza Polski. Zespół z Lublina gra w PlusLidze od 2021 roku. To jego czwarty sezon w elicie. Najpierw było 11. miejsce, później 10., w poprzednim sezonie piąte. Teraz jest mistrzostwo. Całkowicie zasłużone mistrzostwo Polski.

Wilfredo Leon ze swoimi dziećmi

Wilfredo Leon ze swoimi dziećmi

Wilfredo Leon ma na koncie trzy mistrzostwa Kuby, cztery tytuły w Rosji z wielkim Zenitem Kazań, mistrzostwo Włoch, które w końcu w 2024 roku zdobył z Perugią. Dziś sięgnął po swój dziewiąty tytuł w karierze, którego mało kto spodziewał się przed sezonem. O ile powszechnie cieszono się, że wreszcie trafia do PlusLigi, o tyle wszystkim wydawało się, że miejsca na podium są zarezerwowane dla drużyny z Zawiercia, Jastrzębskiego Węgla i Projektu Warszawa. Dopiero w drugiej kolejności wymieniano ZAKS-ę, Resovię i właśnie Bogdankę LUK Lublin.

Zamykanie ust niedowiarkom

Nikt na nas nie stawiał. Nikt. Jeżeli mi ktoś powie, że na nas stawiał, to mogę dać wam coś, czego pewnie lubicie się napić. Nie słyszałem głosów, że Bogdanka może zostać mistrzem Polski. Dlatego tym bardziej jestem dumny. Czasami dużo satysfakcji daje zamykanie ust niedowiarkom – przekonywał z uśmiechem Komenda.

Leon i jego koledzy zakończyli fazę zasadniczą na czwartym miejscu. W pierwszym spotkaniu ćwierćfinałów play-off przegrali u siebie 1:3 z ZAKS-ą. Po wygraniu pierwszego seta w kolejnych zdecydowanie ustępowali rywalom. Czy wtedy ktoś w zespole w ogóle wierzył w złoto? – Byliśmy pod ścianą, ale nie poddaliśmy się. Ten zespół jest bardzo silny siatkarsko, ale również mentalnie. Wcześniej byłem w klubach, gdzie po dwóch, trzech porażkach zawodnicy zaczęli myśleć tylko o sobie, kompletnie nie o drużynie. Tutaj zawsze każdy każdego wspierał. W większości meczów w play-offach byliśmy w bardzo dobrej dyspozycji. Udało nam się potwierdzić, że jesteśmy czołowym zespołem w Europie. Ten, kto sięga po mistrzostwo Polski, na pewno jest czołową drużyną w Europie – dodawał Komenda.

Skubiszewski wymienia kilka kluczowych momentów tego sezonu. – Pierwszy kroczek to wygrany ćwierćfinał Pucharu Polski przeciwko Częstochowie, kiedy mogliśmy odpaść, a udźwignęliśmy ciężar bycia faworytem. Drugi to powrót do meczu wyjazdowego z Lube po przegraniu dwóch setów. Drużyna uwierzyła w siebie. Zrozumiała, że nie ma takiej straty, której nie jest w stanie odrobić. A później ten pierwszy mecz z ZAKSĄ i świetna rekacja w drugim spotkaniu. Każdy kolejny mecz budował tę drużynę do mistrzostwa – tłumaczy prezes Bogdanki.

„Wilfredo udowodnił coś niedowiarkom”

Bogdanka miała być zespołem totalnie uzależnionym od Leona. Drużyną, która będzie miała wielkie problemy z przyjęciem zagrywki. Śmiano się, że Komenda powinien latem poćwiczyć sprinty, bo będzie musiał regularnie biegać do źle przyjętych piłek. Tymczasem w rywalizacji o medale świetnie spisywał się przyjmujący Mikołaj Sawicki, na pewno jedno z największych odkryć sezonu.

Drugi set dzisiejszego meczu? Najpierw Sawicki efektownie skończył bardzo ciężką piłką, atakując z trudnej pozycji, z odchylenia, by chwilę później posłać z zagrywki dwie bomby na drugą stronę. Wiele dawał też drużynie Sasak (choć nie wyszedł mu trzeci mecz w Sosnowcu), a brazylijski libero Thales Hoss potwierdził, że jest na tej pozycji w trójce najlepszych na świecie. No i był Leon, który od półfinałów bardzo dobrze jak na siebie przyjmował zagrywkę, a w ataku i na zagrywce, oprócz wielkiej mocy, pokazywał też spryt i technikę. Tylko w jednym z pierwszych ośmiu spotkań fazy play-off zdobył mniej niż 16 punktów, a najlepsze zawody rozegrał w pierwszym półfinale w Jastrzębiu, kiedy atakował ze skutecznością powyżej 62 procent. Dziś na początku meczu nie radził sobie najlepiej w ataku, ale od końcówki pierwszego seta robił już różnicę. Wielką różnicę.

Massimo Botti, trener mistrza Polski

Massimo Botti, trener mistrza Polski

Myślę, że Wilfredo udowodnił coś wszystkim niedowiarkom, którzy myśleli, że on przychodzi do Lublina, żeby głównie się leczyć. To ciągle jeden z najlepszych zawodników świata. Pokazał to swoim podejściem, grą i wywalczeniem mistrzostwa Polski – mówi Skubiszewski.

Leon, gdy pytamy go dziś o tamte sceptyczne głosy, dotyczące jego zdrowia, z którym w poprzednim sezonie, gdy grał w Perugii, nie było najlepiej: – Ja nie walczę, by pokazywać coś ludziom. Koncentruję się na sobie. Nie interesuje mnie to, co o mnie piszą: czy jestem najlepszy, czy trochę gorszy. Ja jestem po prostu sfokusowany na tym, czego chcę. Kluczowe jest to, że osiągnąłem sukces. A prasa nie ma znaczenia. Wiem, że mam już trochę lat, ale dalej jestem człowiekiem, który pragnie osiągać sukcesy i zdobywać trofea.

Żona Leona: „Bogdance kibicowało wielu ludzi”

Małgorzata Leon, żona Wilfredo, patrzyła ze szczęściem na swojego męża i pozostałych cieszących się ze złota siatkarzy Bogdanki. – Niesamowita historia, co? Ale miałam takie wrażenie, że od pewnego momentu kibicowało nam wielu ludzi. Chcieli, żebyśmy sięgnęli po tytuł. Ludzie lubią takie opowieści o underdogach, które osiągają coś wielkiego – mówiła po meczu.

Półtorej godziny po spotkaniu po hali przechadzał się Botti. Włoch nie był już raczej zaczepiany przez kibiców, którzy skupili się na zawodnikach. Botti spacerował z żoną, trzymając szklankę z piwem i tęsknym wzrokiem patrzył ostatni raz na halę i ludzi, którym dał tak wiele. Nowy sezon spędzi w Asseco Resovii Rzeszów, która mimo wielkich nakładów finansowych i tradycji od lat nic nie wygrała. Gdyby ją też doprowadził do złota, stałby się trenerskim czarodziejem polskiej siatkówki.

***

Jestem sportowcem, dla którego liczy się tylko złoto. Srebro to dla mnie jedynie dowód udziału w rywalizacji – te słowa Leon powtarzał w kilku wywiadach w ostatnich latach. Dziś wywalczył 36. złoty medal w swojej karierze.

Tytuł dla Lublina to piękna historia. A przy okazji – jedna z największych niespodzianek w historii PlusLigi. Zespół, który 12 lat temu grał w niższych ligach, wszystkie swoje mecze rozgrywał na wyjeździe, bo nie było go stać na organizację spotkań we własnej hali, a zawodnicy sami płacili za dojazdy, dziś jest najlepszy w Polsce.

I osiąga to w fantastycznym stylu.

Bogdanka LUK Lublin – Aluron CMC Warta Zawiercie 3:0 (25:22, 25:15, 25:18)

Stan rywalizacji do trzech zwycięstw – 3:1.

Z LUBLINA – JAKUB RADOMSKI

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

 

 

22 komentarzy

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama