Podczas piątkowej konferencji prasowej Xabi Alonso oficjalnie ogłosił, że po sezonie przestanie być trenerem Bayeru Leverkusen. To oznacza, że niemal na pewno zastąpi Carlo Ancelottiego na ławce trenerskiej Realu Madryt. Na czym polega geniusz baskijskiego szkoleniowca i jakie wielkie wyzwania czekają go po dołączeniu do Królewskich? Takie widzimy przynajmniej dwa.
– Mogę poinformować, że w tym tygodniu uzgodniliśmy z klubem, że najbliższe dwa mecze będą moimi ostatnimi w roli trenera Bayeru Leverkusen. Teraz jest odpowiedni moment, by to ogłosić – zadeklarował na piątkowej konferencji prasowej Xabi Alonso.
– Nie jest to jeszcze moment, by mówić o przyszłości – dodał, ale chyba nie wygłupimy się, jeśli stwierdzimy, że sensacją byłoby każde inne rozwiązanie, niż dołączenie do Realu Madryt.
A że obejrzałem niemal każdy – jeśli nie absolutnie każdy – mecz Bayeru Leverkusen pod wodzą Alonso, to chyba dobry moment, by naświetlić, jakim trenerem jest baskijski szkoleniowiec. I odpowiedzieć na pytanie: czy poza wieloma przesłankami, że jest to idealny trener dla Królewskich, istnieją także pewne znaki zapytania, które możemy postawić przy jego nazwisku? Osobiście widzę dwa główne wyzwania, stojące przed Xabim Alonso.
Oficjalnie: Xabi Alonso odchodzi z Bayeru Leverkusen
Spis treści
- Xabi Alonso odchodzi z Bayeru Leverkusen
- Początki: powrót do podstaw
- Letnia rewolucja. Najpiękniejsza twarz Bayeru
- Xabi-time i nerwy ze stali
- Bayer staje się wielowymiarowy
- Przejście w stronę szybkościowców
- Przygotowanie pod grę z Viniciusem i Mbappe?
- Drugie wyzwanie w Realu: zarządzanie ego piłkarzy
Xabi Alonso odchodzi z Bayeru Leverkusen
Aby przedstawić, jakim trenerem jest Xabi Alonso – trzeba zarysować odpowiedni kontekst. Choć w pierwszym odczuciu jego Bayer Leverkusen wciąż kojarzy się z widowiskową piłką i wspaniałą serią meczów bez porażki, rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Bask to trener wielowymiarowy, mający do zaoferowania wiele rozwiązań. Trener, któremu w zeszłym sezonie wychodziło niemal wszystko: stworzył zespół niemal idealny, który jest marzeniem każdego szkoleniowca. Taki, który gra pięknie i taki o niezłomnym charakterze, często odwracający wynik w końcówkach spotkań. Zespół, w którym każdy piłkarz czuł się doceniany, a sam trener uchodzi za wzór klasy, opanowania i taktycznego wyczucia.
Wiadomo było jednak, że taka seria Bayeru Leverkusen nie może trwać wiecznie – a kiedy Aptekarze zaczęli się potykać, to na wizerunku Xabiego Alonso zaczęły pojawiać się pierwsze rysy. Ale to przecież normalne – nie ma w futbolu trenera perfekcyjnego i nieomylnego. Poprzednim sezonem Bask sam niewiarygodnie rozbudził oczekiwania co do własnej osoby. Ważne jednak, by w Madrycie pamiętali, że nic nie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Początki: powrót do podstaw
Magiczna różdżka nie zadziałała także od razu w przypadku Bayeru Leverkusen. Tu warto nakreślić okoliczności, w których Bask trafiał do klubu z Nadrenii Północnej-Westfalii: poprzedni sezon Aptekarze zakończyli na 3. miejscu w tabeli, finiszując tylko za plecami Bayernu Monachium i Borussii Dortmund. Mieli niezłą drużynę i obiecującego trenera, Gerardo Seoane, który wcześniej trzy razy z rzędu wygrywał mistrzostwo Szwajcarii z Young Boys Berno. Pierwszy sezon w Leverkusen też zapisał na zdecydowany plus. Jego zespół lubił wciągać rywala na własną połowę, by zaatakować z wykorzystaniem wielkiej szybkości grających na prawej stronie Jeremiego Frimponga i Moussy Diaby’ego. Ten duet, w połączeniu ze skutecznym Patrikiem Schickiem w ataku, siał postrach w całej Bundeslidze.
W drugi sezon Seoane wchodził więc z dużymi oczekiwaniami, a pierwsze kolejki Bayeru Leverkusen pamiętam akurat bardzo dobrze – nie można było powiedzieć, by prowadzony przez niego zespół grał słabo. Tworzył okazje, atakował, ale… nic nie chciało wpadać do siatki. W efekcie nie punktował, a negatywna spirala zaczynała się nakręcać. Przestawały funkcjonować dotychczasowe schematy, a zaczęły mnożyć błędy w defensywie. Wreszcie, po dwóch miesiącach, gdy klub znalazł się w strefie spadkowej, zdecydowano, że to czas na zmianę. Seoane podziękowano, a zespół powierzono Xabiemu Alonso.
Jeśli ktoś wówczas spodziewał się, że Bask natychmiast przestawi wajchę na posiadanie piłki i boiskową dominację, mógł srodze się zawieść. Tak samo jak po spojrzeniu na wyniki: już w drugim spotkaniu Alonso dostał „plaskacza” od FC Porto, przegrywając 0:3. Kilka dni później po jego zespole boleśnie przejechał się Eintracht Frankfurt, gromiąc Bayer 5:1. W siedmiu pierwszych spotkaniach Xabi wygrał tylko raz – w debiucie, pokonując Schalke. Poza tym zbierał ciosy i obserwował, co w jego drużynie wymaga poprawy.
A że do poprawy było wiele, zaczął od pracy u podstaw.
– Byłem na dwóch otwartych treningach na początku pracy Alonso. Powiem ci, że komunikacja z zawodnikami była bardzo ciężka. Potrzebowali dużo czasu na pokazanie i przyswojenie ćwiczeń, na wytłumaczenie ćwiczeń. Wymagało czasu, zanim słowa Alonso do nich trafiły. Taktyczne sprawy też były aspektem, którego w pewnym momencie zawodnicy nie potrafili jeszcze przetworzyć – mówił w kwietniu zeszłego roku w rozmowie ze mną Mateusz Kurt, polski trener, pracujący w strukturach Bayeru.
Alonso miał wpajać swoim piłkarzom proste zasady, usprawniające grę zespołu: to, by pierwszy kontakt z piłką zawsze miał miejsce do przodu i to, by piłkarze Bayeru nigdy, poza napastnikami Schickiem i Bonifacem, nie stali plecami do bramki przeciwnika. Postawa otwarta pozwalała w każdej chwili przenieść piłkę za linię obrony rywala, przyjąć kierunkowo, otworzyć pole gry i napędzić ataki. Tak prosta rzecz przyniosła Bayerowi wiele rozwiązań.
– Kolejnym z aspektów, na jakie Alonso jako trener zwraca uwagę, jest ustawienie stopy i ustawienie ciała, co powoduje dużą lepszą jakość podań oraz strzałów – mówił Kurt, zwracając uwagę do jakich podstaw w swojej pracy z piłkarzami wracał Bask.
Jednak pierwszym, co rzucało się w oczy za kadencji Alonso, było ustabilizowanie defensywy. Z przodu plan w dużej mierze pozostawał bez zmian i opierał się na wykorzystaniu szybkości Frimponga i Diaby’ego. Później okaże się, że przywiązanie Baska do szybkościowców z czasem tylko wzrośnie, ale na razie trzeba było skupić się na ratowaniu sezonu. To udało się zrobić – w Lidze Europy Bayer dotarł do półfinału, a w Bundeslidze zajął szóste miejsce, dające prawo gry w europejskich pucharach.
Letnia rewolucja. Najpiękniejsza twarz Bayeru
Latem klub przeszedł metamorfozę. Diagnoza Xabiego obejmowała pożegnania z kilkoma zawodnikami – za nieprzydatnych uznano między innymi Kerema Demirbaya i krnąbrnego Mitchela Bakkera, a dodatkowo Alonso zrezygnował z usług Karima Bellarabiego, Sardara Azmouna czy Daleya Sinkgravena. Bask dostał też zapewnienie, że klub nie sprzeda więcej niż jednego kluczowego zawodnika. Tym okazał się Diaby, przechodząc za 55 mln euro do Aston Villi.
Zarobione pieniądze dyrektor sportowy Simon Rolfes zainwestował rewelacyjnie, tworząc Alonso idealne warunki do wdrożenia swojej filozofii. To wówczas ściągnięto piłkarzy, którzy nadali Bayerowi przepiękną twarz: Granita Xhakę, Alejandro Grimaldo, Jonasa Hofmanna i Victora Boniface’a. Razem z nimi do klubu przyszedł, początkowo rezerwowy, bardzo szybki Nathan Tella.
To właśnie wtedy, przez kilka miesięcy, oglądaliśmy najpiękniejsze oblicze Bayeru Leverkusen. W tej drużynie zgadzało się wszystko.
Alonso ustawił zespół w formacji 3-4-2-1, choć sama struktura była mocno płynna. Z taktycznego punktu widzenia zachwyty budziła gra Odilona Kossounou, ustawionego jako półprawy stoper. Ten momentami grał bardzo wysoko, łącząc rolę prawego obrońcy nawet ze środkowym pomocnikiem – wspomagał w rozegraniu, atakował wysokim pressingiem i co najważniejsze – pozwalał wykorzystać potencjał Jeremiego Frimponga. Ten w teorii ustawiany był jako prawy wahadłowy, ale w praktyce – grał blisko bramki przeciwnika. Jego nieprawdopodobna szybkość sprawiła, że sezon kończył z dorobkiem 14 bramek i 12 asyst.
Z drugiej strony operował Alejandro Grimaldo. W zależności od potrzeb – w roli lewego obrońcy, wahadłowego, a nawet ofensywnego pomocnika. Alonso kapitalnie wykorzystał techniczne zdolności tego filigranowego piłkarza, a także jego doskonale ułożoną lewą nogę. Grimaldo siał postrach ze stałych fragmentów gry oraz z dośrodkowań, nieraz zamykanych przez Frimponga, a w drugiej połowie sezonu – finalizowanych przez Schicka. Ten także kończył sezon z niewiarygodnymi jak na wahadłowego liczbami – 12 goli i 20 asyst.
Współpraca nowych piłkarzy – m.in. Hofmanna, Grimaldo i Frimponga nadała Bayerowi nowy blask
W środku pola generał Xhaka dostał do pomocy bulterierów – Exequiela Palaciosa i nieco surowego technicznie Roberta Andricha. Ten w Niemczech uchodził za zabijakę, długo grał jedynie w 3. Bundeslidze. Pod wodzą Alonso rozwinął się jednak tak, że podczas domowego Euro 2024 stał się ważną postacią reprezentacji Niemiec. Rozwój poszczególnych piłkarzy także stał się cechą szczególną Xabiego.
I wreszcie ofensywne trio – genialny Florian Wirtz, sprytny Jonas Hofmann i mobilny Victor Boniface. Cała trójka myślała szybciej, niż biegała, dzięki czemu piłka krążyła między nimi z prędkością błyskawicy. Gdy wymieniali podania wszystko wydawało się takie łatwe – pach, pach, pach, piłka w bramce. Dodatkowo Boniface, choć gabarytami przypomina czołg, okazał się piłkarzem wyjątkowo dobrze dobranym do takiego stylu gry. Często i chętnie poruszał się poza polem karnym, schodził do lewego skrzydła i otwierał miejsce choćby dla Wirtza czy Frimponga.
Bayer zachwycał, Bayer dominował i Bayer wygrywał. Do końca listopada ekipa Alonso wygrała 18 z 19 meczów, do tego remisując z Bayernem Monachium. Do ułożonej już w zeszłym sezonie defensywy Alonso dodał czynnik ekstra – widowiskową grę z przodu. Leverkusen dominowało, wymieniało bardzo dużo podań, a do tego grało odpowiedzialnie. Przez cały sezon Bundesligi straciło tylko jedną bramkę po utracie piłki.
Xabi-time i nerwy ze stali
Oczywiste było jednak, że tak bajecznie nie może wyglądać cały sezon. I muszą pojawić się kłody. Momentów, mogących złamać zespół było kilka. To choćby kontuzja Boniface’a, którego godnie zastąpił Schick. To także dwumecz z Karabachem Agdam – gdy Bayer dwukrotnie przegrywał już 0:2, ale i w pierwszym meczu, i w rewanżu zdołał się podnieść. Nawet gdy w 93. minucie rewanżu potrzebował dwóch goli do awansu – po prostu je strzelił. Takich historii było o wiele więcej.
Nie bez powodu ostatnie minuty zaczęto nazywać już Xabi-time, bowiem niezłomny charakter piłkarze Alonso wykuwali w bardzo ważnych meczach. Tak było z wicemistrzem ze Stuttgartu, tak było też z Borussią Dortmund. Ostatecznie w aż 12 spotkaniach sezonu Bayer odwracał wynik w okolicach doliczonego czasu gry. To blisko 25% wszystkich meczów w sezonie.
Co ważne – Bayer w końcówkach meczów nie tracił głowy, nie atakował na chaos, nie panikował. Zachowywał zimną krew, do końca cierpliwie wymieniając podania i czekając na lukę w obronie rywala. Nieraz pomagał też Alonso, trafiając z późnymi zmianami – jak choćby w przypadku Schicka, czy Josipa Stanisicia.
Te wykute w skale nerwy doprowadziły Bayer do niesamowitej serii 51 kolejnych spotkań bez porażki, śrubując niesamowity rekord europejskiej piłki. Niewiele zabrakło, a Leverkusen bez przegranej zakończyłoby cały sezon. Tytuł mistrza Niemiec zdobyli bez porażki, Puchar Niemiec – siłą rzeczy – też. Ostatecznie przegrali tylko raz, w finale Ligi Europy z Atalantą. Ale o tym meczu więcej za chwilę.
✅90+7. min 2-2 z Romą
12 z 49 meczów uratowanych w doliczonym czasie❗️❗️❗️
Rekord Benfiki pobity w TAKI sposób, awansując do finału LE! https://t.co/JUkSgedoWZ pic.twitter.com/cs75yN2KrZ
— Wojciech Górski (@Woj_Gorski) May 9, 2024
Bayer staje się wielowymiarowy
Na razie skupmy się bowiem na kolejnej rzeczy, za którą Alonso można pochwalić. Natłok meczów i kontuzje wymuszały zmiany, więc Xabi odszedł od swojej żelaznej jedenastki. Ba, wiosną właściwie trudno było wskazać, kto jest piłkarzem pierwszego składu, a kto tylko rezerwowym. A że zespół wygrywał wszędzie, każdy czuł się ważny.
– Największym sukcesem trenera jest to, że każdy czuje się w drużynie potrzebny i doceniony. Dzięki temu mógł swobodnie stosować rotację, bo nawet jeśli ktoś nie grał za wiele, był w stanie wejść i jakość drużyny nie spadała – chwalił swojego szkoleniowca w kwietniu 2024 roku Hofmann.
Choć to właśnie były gracz Borussii Moenchengladbach był wśród tych, którzy wiosną (oraz w kolejnym sezonie) stracili na znaczeniu. Alonso kombinował, miejsce Boniface’a zajął Schick, równie – a może i nawet bardziej skuteczny – ale będący po prostu innym typem napastnika. To piłkarz mniej mobilny, a najlepiej czujący się w polu karnym i żyjący z dośrodkowań. Obok Wirtza zaś, kosztem Hofmanna, coraz częściej zaczęli pojawiać się zawodnicy bazujący na szybkości: Amine Adli, Nathan Tella, czasami przesuwany był tam Frimpong. To zmieniało styl gry Bayeru, pozwalając mu także cofać się i w większej mierze bazować na kontratakach.
Bask przestał też być przywiązany do ustawienia z trójką stoperów. Najlepszy dowód? Rewanżowy mecz z Bayernem Monachium, absolutnie kluczowy w walce o mistrzostwo Niemiec. Alonso, mając do dyspozycji trzech zdrowych napastników – Schicka, Hlożka i wypożyczonego Borję Iglesiasa, wszystkich zatrzymał na ławce rezerwowych, decydując się na ustawienie 4-2-3-1 z wymieniającym się na szpicy Adlim z Wirtzem. Grimaldo i Tella wystąpili w roli skrzydłowych, obrona została wzmocniona dodatkowym zawodnikiem. Efekt? Najniższe w sezonie posiadanie piłki Leverkusen – zaledwie 38%. I wielkie zwycięstwo 3:0, z przewagą 8:1 w strzałach celnych. Mecz, którym Bayer po jedenastu latach strącił z tronu mistrzowskiego Bayern Monachium.
Przejście w stronę szybkościowców
Alonso pomysł z grą ze sprinterami (Adlim, Tellą lub Frimpongiem) zamiast z napastnikiem mocno przypadł do gustu. W końcówce sezonu chętnie korzystał z tego ustawienia, gdy przychodziło do starć z mocnymi rywalami. Gorzej, że efekty nie były już tak spektakularne jak przeciwko Bayernowi.
Z Borussią Dortmund remis udało się uratować dopiero w 97. minucie (gdy na boisku byli już Schick i Boniface), z AS Roma – tak samo, odrabiając dwubramkową stratę po wejściu Schicka. W obu meczach decydujące gole strzelał w siódmej doliczonej minucie Stanisić.
W finale Ligi Europy Alonso znów chciał skopiować manewr z meczu z Bayernem, posyłając do boju niemal identyczną jedenastkę. Zmiany były jedynie kosmetyczne – Andricha zastąpił Palacios, za Tellę zagrał Frimpong. Struktura została zachowana.
Tym razem jednak, w kluczowym meczu, plan zawiódł. Silni obrońcy Atalanty stłamsili wątłych graczy, których z przodu wystawił Alonso. Nagle, gdy okazało się, że z przodu nikt nie potrafi utrzymać się przy piłce, Bayer może stać się bezradny. Dwa szybkie gole Lookmana i stawka meczu sprawiły, że Bayer posypał się jak domek z kart, a jego losów nie było już w stanie odmienić ani wejście Boniface’a, ani Schicka, ani Hlożka. Leverkusen przegrało 0:3, tracąc szansę na absolutnie idealny, perfekcyjny sezon.
Xabi Alonso po przegranym finale z Atalantą
Przygotowanie pod grę z Viniciusem i Mbappe?
O dziwo mimo fiaska z Atalantą w kolejnym sezonie tendencja takiej gry tylko się u Alonso nasiliła. Bayer coraz częściej był pragmatyczny, coraz rzadziej widowiskowy. Nie, że nie zachwycał wcale, a do usprawiedliwienia spadku formy zawodników znaleźlibyśmy i tysiąc powodów – od niesamowitych obciążeń w poprzednim sezonie i dodatkowego ciężaru w postaci Ligi Mistrzów począwszy. Ale ważne jest, by nakreślić pewien trend, ku któremu zmierzał baskijski szkoleniowiec. A ten był wyraźny.
Choć pierwszą część sezonu znów świetną zaliczył Boniface (6 goli w pierwszych 10 meczach przed kontuzją), a drugą Schick (ma 19 goli, choć strzelać zaczął dopiero w listopadzie), stało się to już pewną regułą – gdy dochodziło do kluczowych meczów snajperzy, choćby nie wiadomo w jakiej formie byli, siadali na ławce rezerwowych.
Problem w tym, że przynosiło to różne skutki. Na początku sezonu nawet dobre – dzięki takiemu rozwiązaniu udało się wyeliminować Bayern z Pucharu Niemiec (mecz ustawiła czerwona kartka Neuera za faul na ustawionym wysoko Frimpongu), z Interem Mediolan – udało się wygrać z Nathanem Tellą w ataku.
W ligowym starciu z Bayernem znów w ataku zagrał Tella, ale choć Leverkusen wyraźnie przeważało, mecz zakończył się wynikiem 0:0, korzystnym dla Bawarczyków. A sam Tella, strzelec jedynego gola w Pucharze Niemiec, nie wykorzystał kilku niezłych okazji. Prawdziwa katastrofa nadeszła jednak w Lidze Mistrzów – tam Bayer znów trafił na Bayern i znów miejsce w ataku, kosztem Schicka, który tydzień wcześniej trafił z Eintrachtem, a dwa tygodnie wcześniej z Holstein, otrzymało trio Frimpong – Adli – Wirtz. Zupełnie jak w finale Ligi Europy z Atalantą.
Zupełnie, bo zgodził się nawet końcowy wynik. 3:0 dla ekipy z Monachium i koniec marzeń o awansie do ćwierćfinału Champions League.
To spotkanie, przegrane przez Alonso na płaszczyźnie taktycznej, było początkiem końca jego Bayeru Leverkusen. W dziesięciu kolejnych spotkaniach – na swoim dotychczasowym poziomie drużyna zagrała jeszcze tylko raz, wygrywając 4:3 z VfB Stuttgart. Kilka dni po porażce z Bayernem przegrała też z Werderem, ulegając na ligowym podwórku dopiero po raz drugi w ciągu blisko dwóch lat. Niespełna miesiąc później odpadła z Pucharu Niemiec z trzecioligową Arminią Bielefeld, grając w najgorszy sposób od kilkunastu miesięcy – długimi piłkami, chaotycznie i bez pomysłu. W tym momencie stało się już jasne, że sezon, choć wyczerpujący i ostatecznie całkiem niezły: z wicemistrzostwem, półfinałem Pucharu Niemiec, 1/8 finału Ligi Mistrzów, można uznać za zakończony.
Drugie wyzwanie w Realu: zarządzanie ego piłkarzy
Porażki z Bayernem i z Arminią wyzwoliły też wśród zawodników tłumione dotychczas emocje. A Alonso dostało się nawet od tych, którzy wcześniej go chwalili. Dla porównania niedawny cytat z Jonasa Hofmanna, który jeszcze rok wcześniej piał z zachwytu nad tym, jak każdy w zespole czuje się ważną postacią:
– To trudne być wcześniej tak ważną częścią zespołu, a potem zostać pominiętym. Nie otrzymałem od trenera zbyt wielu informacji. Zastanawiam się, jaki może być powód tego, że gram tak mało, ale nie znalazłem wyjaśnienia – żalił się niemieckim mediom, wprost krytykując komunikację z Alonso.
Goryczy nie kryli też Boniface czy Emiliano Buendia, którzy grali tak mało, że w jednym ze spotkań poszarpali się w kłótni, gdy drugi z nich próbował strzału, zamiast podania. Problem z opanowaniem ego nie wymknął się jeszcze spod kontroli, ale zaczął być dostrzegalny.
Dobrze oddaje to scena, jaka miała miejsce w ostatnich minutach kwietniowego mecz Bayeru z St. Pauli. Wówczas, po straconej na 1:1 bramce od dłuższego czasu przy linii bocznej stali Arthur, Buendia i Boniface, gotowi do wejścia na plac gry. Alonso długo wstrzymywał jednak zmianę, przeprowadzając ją dopiero w 89. minucie. Na placu gry pojawiła się tylko ostatnia dwójka, Arthur został odesłany na ławkę.
„To było działanie, które w Realu Madryt i wśród jego światowych gwiazd wywołałoby trzęsienie ziemi. Nawet w Leverkusen wywołało niezadowolenie, gdyż było farsą” – komentował na gorąco Kicker.
Zresztą oglądając mecz z St. Pauli, w którym też przez długi czas Alonso starał się utrzymywać wynik, grając z przodu jedynie szybkościowcami przeszła mi w głowie z pozoru głupia myśl: a co jeśli Hiszpan już teraz przygotowuje się do objęcia Realu Madryt? Co jeśli przesunięcie wajchy w tę stronę w jakiś sposób jest już przygotowaniem pod objęcie Królewskich?
Tam przecież Alonso napastnika w stylu Boniface’a czy Schicka – jeśli nie dojdzie do istotnych transferów – nie dostanie. Grę opierać za to będzie na demonach szybkości – Mbappe i Viniciusie, w odwodzie mając także Rodrygo. Żaden z nich nie jest przecież klasyczną dziewiątką, ale łatwo można wyobrazić sobie system, w którym Alonso wystawia dwójkę z nich, ustawiając za ich plecami Jude’a Bellinghama. Jako trener potrafi zarówno spychać rywala do głębokiej defensywy, jak i grać w sposób pragmatyczny – co idealnie pasuje do charakterystyki Realu Madryt.
Gra z wykorzystaniem szybkich napastników oraz zarządzanie ogromnym ego w szatni – to dwa główne wyzwania, jakie widzę przed Xabim Alonso w zespole Królewskich. Jeśli im podoła, niewiele będzie w stanie zatrzymać ekipę z Madrytu.
WOJCIECH GÓRSKI
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE NA WESZŁO:
- Media: Bayern i Wirtz dogadali się w sprawie transferu
- To on zastąpi Alonso w Bayerze? Zainteresowanych jest więcej
- Grabara i Kamiński stracili trenera. Co dalej z polskim duetem?
fot. Newspix.pl