Jagiellonia nie mogła w Kielcach wygrać. W najlepszym wypadku jedynie zachowałaby status quo, bo Raków rozbił swojego rywala w piątek. Mogła za to bardzo dużo stracić. I straciła – szanse na powtórzenie wyniku sprzed roku. Porażka wciąż aktualnych mistrzów Polski oznacza, że na 99,99% nie obronią oni już tytułu. Nie przy tak równo grającym Rakowie. Nie przy takim Lechu. Nie przy stracie siedmiu punktów i czterech kolejkach do końca.

I to nawet w sytuacji, w której przed Jagiellonią jeszcze bezpośrednie starcie w Częstochowie w 32. kolejce. Żeby myśleć jeszcze o złotym medalu, Duma Podlasia musi nie tylko wygrać ten mecz, ale też…
- liczyć na to, że ekipa z Częstochowy musiałaby jeszcze potknąć się dwa razy w lidze,
- wygrać wszystkie mecze, które ma do końca (Górnik, Śląsk, Pogoń).
No nie, to się nie wydarzy, nie miejmy złudzeń.
Korona – Jagiellonia 3:1. Koniec szans Jagi
Jagiellonia wypisała się dziś z walki o mistrzostwo Polski. Pogrążyły ją mecze u siebie z Zagłębiem Lubin i na wyjeździe z Koroną. W obu z nich mistrzowie Polski tracili po trzy gole. W obu z nich wyglądali jak drużyna wypruta z kreatywności, woli, energii i sił. Czy się dziwimy? Pewnie nie, bo Jaga grała dziś swój 52. mecz w tym sezonie. I tak – jak na standardy złotych medalistów z ostatnich lat – gra świetną kampanię, za którą należy ją głównie chwalić.
Ale tytułu, o ile nie dojdzie do niewiarygodnego splotu okoliczności, nie obroni.
Teraz Jagiellonia musi martwić się raczej o awans do europejskich pucharów, bo jeśli Legia zgarnie 2 maja Puchar Polski, a Pogoń przeskoczy ją w lidze (na ten moment: dwa punkty starty i bezpośredni mecz w zanadrzu), będziemy mówili o grubej wpadce na koniec sezonu.
Dyskusyjny karny
Dzisiejszy mecz w Kielcach bardzo przypominał starcie z Zagłębiem sprzed tygodnia i już nawet nie chodzi nam o to, że o oba spotkania zakończyły się tym samym wynikiem. Jaga zaczęła nieźle, z animuszem, ale jej energia szybko uleciała. Wyszła na prowadzenie po karnym z cyklu „nie chcemy słuchać takich gwizdków na polskich boiskach”. Potrzebowaliśmy z dziesięciu powtórek, żeby w ogóle dostrzec jakikolwiek kontakt Remacle’a z Imazem, co już samo w sobie dowodzi, że nie mieliśmy do czynienia z ewidentnym przewinieniem.
A było tak: Hiszpan składał się do strzału, Belg wracał za akcją i położył rywalowi ręce na plecach, po czym ten, już po oddaniu uderzenia, się przewrócił. Nogami w niego nie wpadł, ciałem też, pozostały tylko te ręce, bardzo trudne do oceny, bo w ogóle nie mamy przekonania, że ten kontakt spowodował upadek lidera Jagiellonii.
Afimico Pululu pewnie wykorzystuje rzut karny i Jagiellonia prowadzi w Kielcach 1:0! 🎯
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/BvKY9uYvae
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 27, 2025
Nawet sędziowie na VAR uznali, że to typowy karny z czapy i po długiej weryfikacji wezwali Tomasza Kwiatkowskiego do monitora. Ale tam arbiter główny niespodziewanie dopatrzył się potwierdzenia swojej pierwotnej decyzji i utrzymał ją.
Gola z karnego zdobył Pululu (pierwszy skalp w lidze od… lutego), do tego Churlinov był bliski gola po centrostrzale (Długosz wybił z linii), Romanczuk trafił w poprzeczkę po stałym fragmencie gry. Jeszcze wtedy Korona nie istniała. Wyglądała, jakby urządzała sobie jakiś trening biegowy z elementami zapasów i mieszanych sztuk walki. Była głęboko cofnięta, nie pressowała – naprawdę średnio to wyglądało.
Jak z Zagłębiem
Ale jak już się przebudziła, to jeszcze przed przerwą udało jej się wcisnąć gola za sprawą Szykawki (do niego jeszcze dojdziemy). Kielczanie wyczuli krew i po przerwie poszli za ciosem. Najpierw trafili za sprawą Resty (główka po stałym fragmencie gry), a później szalonego gola zdobył Mariusz Fornalczyk. Nawinął sobie jednego, drugiego, huknął z całej pety po długim rogu, pisząc w ten sposób jedną z puent fantastycznej rundy wiosennej.
𝐌𝐀𝐑𝐈𝐔𝐒𝐙 𝐅𝐎𝐑𝐍𝐀𝐋𝐂𝐙𝐘𝐘𝐘𝐘𝐊! 😱 𝐍𝐈𝐄𝐒𝐀𝐌𝐎𝐖𝐈𝐓𝐘 𝐆𝐎𝐋! 💣
Korona poszła za ciosem i prowadzi już 3:1 z Jagiellonią! 💪
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/n38K0br4Js
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 27, 2025
Jak zareagowała Jaga? No właśnie… Nie zareagowała. Nie miała siły. Nie wiedziała jak. Nic ją nie poniosło. Nawet nie biła głową w mur, to wszystko było jakieś takie nijakie, ślamazarne, bezzębne. Oglądałeś końcówkę tego meczu i wiedziałeś, że tu już nic się nie wydarzy. A chyba nie tak powinny wyglądać okoliczności wypisywania się z wyścigu o złoty medal w samej końcówce sezonu.
Przełamanie Szykawki
Z czego zapamiętamy obecną kolejkę Ekstraklasy? Ano z tego, że w niewyjaśnionych okolicznościach przełamują się etatowi badziewiacy. I nie, wcale nie mamy na myśli tego, że wreszcie do siatki trafił Pululu. Do Adriano Amorima i Claude’a Goncalvesa, którzy zagrali świetne mecze, a przez cały sezon zawodzili, dołączył Jewgienij Szykawka.
Białorusin ma bezcenne zasługi dla Korony. Gdyby nie jego dwie bramki w Poznaniu w ostatniej kolejce zeszłego sezonu, kieleckiego zespołu nie byłoby dziś w Ekstraklasie. Problem polegał na tym, że… były to jego ostatnie ligowe trafienia. Aż do dziś, bo dzięki dołożeniu głowy w ostatniej akcji pierwszej połowy nie skończy sezonu 24/25 z zerem na koncie. Na strzelenie gola napastnik (!) ten potrzebował 29 meczów i 1053 minut. Niewielu oglądamy aktualnie na polskich boiskach bardziej irytujących atakujących.
To co, może jeszcze Bryan Fabiema zagra dziś dobry mecz?
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Czołowa postać Rakowa na celowniku Niemców
- Claude Goncalves wyszedł z szafy z drzwiami. Spektakularny powrót!
- Jagiellonia ma pomysł na zatrzymanie Czurlinowa
Fot. newspix.pl