Patrząc na to, co momentami wyprawiali dzisiaj piłkarze Piasta Gliwice, można było podejrzewać, że myślami są już na majówce. Taki Munoz przypomniał nam, że bez odpowiedniej koncentracji bywa paralitykiem generującym okazje dla rywali. A Plach, że siła nadchodzącego lata przy graniu o nic potrafi uczynić badziewiakiem nawet dobrego bramkarza. Głównie oni rzucali Lechii koła ratunkowe w walce o utrzymanie – miło, bo nie muszą martwić się o spadek i puchary też im nie grożą, więc przed końcem sezonu chociaż rozdadzą kilka prezentów.

Jakub Czerwiński powiedział po pierwszej połowie, że jego zespół wyglądał bardzo słabo. Dodał też celną uwagę, że tydzień temu (z Koroną) do przerwy było tragicznie. – Nie wiem, czy to charakter, podejście czy umiejętności. W każdym elemencie jesteśmy gorsi od Lechii.
Kapitan Piasta nie wie, ale śpieszymy z odpowiedzią. Mamy podejrzenie graniczące z pewnością, że gliwiczan dopadła choroba środka tabeli. Wiecie, do końca sezonu pięć kolejek, 38 „oczek” na koncie, czołówki już nie zawojujesz. A że w stawce są bardziej potrzebujący, na przykład Lechia, dochodzi do zderzenia różnych motywacji w zespołach. U jednych: pograć, u drugich: wygrać.
Lechia Gdańsk – Piast Gliwice 3:1. Lechii się chciało, Piastowi trochę mniej
Ale to i tak nie zmienia faktu, że Piast się kompromitował. No bo jak można wypluć przed siebie biedo-strzał Żelizki z trzydziestu metrów? Z całym szacunkiem, Plach to nie Tobiasz, a w tym meczu doświadczony golkiper trochę „przytobiaszował”. Bobckowi, czyli – jak się okazuje – niezłemu napastnikowi w realiach Ekstraklasy, aż głupio było tego nie wykorzystać. Wystarczyło sprawnie wyjść do dobitki i wpakować piłkę niemal do pustej.
W przeciwieństwie do Wjunnyka, który podwyższył na 2:0, Słowak miał dość łatwą robotę. A to właśnie Ukrainiec zaimponował w 44. minucie, złomując Czerwińskiego i Munoza, by finalnie wturlać futbolówkę do bramki między nogami Placha. Zwłaszcza starcie biegowe kapitana Piasta z Wjunnykiem wyglądało tak, jakby panowie uprawiali różne sporty. Jeden: ciężkie susy przełajowe, drugi: dynamit w nogach. Do groteskowego obrazu swoje dołożył Munoz, który odbił się od rywala jak worek kartofli od ściany. Właśnie wtedy trener Vuković chyba stwierdził, że gość się nie nadaje, skoro kilka chwil wcześniej zafundował Lechii akcję bramkową, zepsutą wyłącznie przez nieprzypilnowanie linii spalonego.
Piast schodził do szatni, mając dwa gole w plecy, a pewnie byłoby inaczej, gdyby miał z przodu kogoś pokroju Wjunnyka lub Bobcka. Wypracował bowiem stuprocentową okazję, wykreowaną z fajnego zagrania piętką Felixa w polu karnym, ale zepsutą przez Rosołka. Oczywiście znajdą się tacy, którzy chętniej pochwalą Weiraucha za świetną interwencję (fakt, dobrze skrócił kąt i zostawił rękę), ale trudno nie odnieść wrażenia, że przy idealnym uderzeniu nie miałby nic do powiedzenia.
Lechia zagrała dojrzale i absolutnie zasłużyła na trzy punkty
Nadzieją Piasta było liczenie na to, że Lechia będzie Lechią w złym tego słowa znaczeniu. Szarżującą z przodu, potrafiącą wrzucić dwie sztuki do sieci, a i tak będącą w stanie przegrać spotkanie. Oczywiście piłkarze beniaminka woleliby się od takich zarzutów odcinać, jednak coś w tym jest, że 2:0 to w ich przypadku żaden pewnik. Wszystko przez dysproporcję między ofensywą a defensywą, z czego ta druga potrafi nagle zagrać jak przypadkowa zbieranina facetów, którzy nakłamali w swoich CV. Co prawda nie jest już tak źle jak w rundzie jesiennej, ale wciąż na tyle niepewnie, że nawet przeciętnemu Piastowi do gola wystarczyła jedna losowa wrzutka ze stałego fragmentu gry i odrobina szczęścia.
Tylko co z tego, skoro to był jeden z dwóch-trzech momentów (z setką Rosołka włącznie), kiedy Piast poważniej zagroził Lechii. Ekipę Vukovicia raczej męczyła gra w piłkę, a z kolei trener Carver mógł z dumą patrzeć na swoją drużynę. Grającą odważnie, często z klepki. Bezpośrednio i bez gapiostwa na tyłach. Owszem, goście nie byli specjalnie wymagający i porwiemy się na kontrowersyjną tezę, że trudno o to z Rosołkiem i Piaseckim na przedzie.
Ale, mimo wszystko, pewną miarą rozwoju może być fakt, że Lechia drugi raz w tym sezonie strzela „Piastunkom” trzy gole, tym razem tracąc tylko jednego. To trzecie trafienie gdańszczan, pieczętujące zwycięstwo – ach, palce lizać. Klepu, klepu, Mena w obrębie szesnastki nie zachowuje się jak jeździec bez głowy, bramka i sukces. Oto bowiem Lechia opuszcza strefę spadkową z dobrymi widokami na to, żeby ten stan utrzymać.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Beniaminkowie na schwał. GieKSa i Motor najlepsze od 14 lat
- Tomasz Tułacz rozgoryczony po porażce. “Ta bramka nas zabiła”
- Raków wypunktował Śląsk, a Amorim chyba ma nową pozycję
- Koulouris coraz bliżej strzeleckiego rekordu Ekstraklasy w XXI wieku
- Co to w ogóle było?! Niesamowity Koulouris bohaterem szalonego meczu
Fot. Newspix