Kto zadebiutuje w pucharach w sezonie 2025/26? Jakie nowe zespoły na mapie Europy pozna szersza publiczność już tego lata? Kto zostanie nowym Rakowem Częstochowa, Brestem czy Gironą, które pierwszy raz zagrały w rozgrywkach UEFA w ostatnich latach? Jesteśmy na takim etapie sezonu, że można już robić wstępne przymiarki pod to, kto powtórzy te wyniki w tym roku. Wygląda na to, że debiutanci w europejskich pucharach to nie piękne, romantyczne historie małych klubów mozolnie przez lata pracujących z młodzieżą, a raczej szemranych interesów, powiązań, zakazów transferowych i miast z korupcyjną przeszłością.

Spis treści
- Jakie kluby zadebiutują w europejskich pucharach w sezonie 2025/26?
- Pewniacy z lig grających w systemie wiosna-jesień
- Tragedia nad Morzem Czarnym
- Szemrane kluby ze wschodu
- Mniejsze szanse na debiut
- Będzie dziewiąty klub z Londynu?
- Ligi zbliżone do Ekstraklasy
- Szansa na niespodziankę w krajowym pucharze
- Derby Klużu zdecydują
- Potencjalne powroty po latach
- Zbyt zmienny zestaw reprezentantów Polski
- CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
Jakie kluby zadebiutują w europejskich pucharach w sezonie 2025/26?
Pewniacy z lig grających w systemie wiosna-jesień
Jak dotąd udział pierwszy w historii udział w europejskich pucharach sezonu 2025/26 zapewniły sobie tylko dwa kluby z lig grających w systemie wiosna-jesień. Pierwszym jest BFC Daugavpils z Dyneburga. Miasto to ma niezwykle bogatą, ale też wstydliwą historię zespołów występujących w lidze łotewskiej.
Do 2009 roku grał w niej bowiem FK Dinaburg, który w 1991 roku wygrał Puchar Łotwy, a w 1997 i 2001 dotarł do finału, zaś w 1995 był wicemistrzem i wiele razy występował w europejskich pucharach, a z Intertoto wyrzucił nawet Zagłębie Lubin w 2002 roku. Następnie wyrósł mu lokalny rywal FK Daugava, z którym w 2009 roku się połączył. Wkrótce okazało się, że Dinaburg ustawiał wyniki spotkań i został wykluczony z wszelkich rozgrywek, a jego szef – Oleg Gawriłow otrzymał dożywotnią dyskwalifikację. Daugava postanowiła odciąć się od skompromitowanych działaczy i ponownie przystąpić do rozgrywek najwyższej ligi na własny rachunek. W 2012 zdobyła nawet mistrzostwo kraju. Na cztery starty w europejskich pucharach nie wygrała żadnego dwumeczu.
W 2013 UEFA i służby antykorupcyjne nabrały podejrzeń w tracie przegranego przez nią 1:7 meczu z Elfsborgiem, w którym siedem bramek padło w drugiej połowie. Rok później w trakcie kontroli okazało się, że w klub zaangażowany był znany nam Oleg Gawriłow. Niedługo po tym Daugava została zlikwidowana. Drugie co do wielkości miasto Łotwy, z polską, ale przede wszystkim rosyjskojęzyczną mniejszością, stałoby się futbolową pustynią, jednak honoru Dyneburga bronił skupiający się na pracy z młodzieżą BFC Daugavpils.
Przez lata krążył między drugą ligą, a dołami tabeli Virslīgi. W ubiegłym roku przegrał szesnaście meczów przy jedenastu wygranych, jednak dzięki kolejnej aferze związanej z niewypłacalnością Valmiery, dostał się z piątego miejsca do eliminacji Ligi Konferencji, w których zagra w lipcu po raz pierwszy w historii. Będzie już szóstym debiutantem z Łotwy w ostatniej dekadzie. Większość kończy marnie, część już nie istnieje, ale być może BFC pójdzie w ślady RFS-u Ryga, który dopiero co dotarł aż do fazy ligowej Ligi Europy.
W Dyneburgu gra obecnie Armans Galajs, który trzy lata temu występował w trzeciej lidze w KSZO Ostrowiec.
Drugi debiutant jest jeszcze ciekawszy. Spaeri Tbilisi wygrało w grudniu Puchar Gruzji pokonując po rzutach karnych lokalnego rywala – Dinamo. Spaeri powstało osiem lat temu, jako amatorski klub, w którym trenowali sobie po godzinach… funkcjonariusze służb specjalnych. W 2022 roku dotarli aż do drugiej ligi, a awans do elity przegrali w konkursie jedenastek z Gagrą, czyli klubem, który grając na zapleczu najwyższej ligi gruzińskiej zdobył puchar kraju w 2020 roku. Spaeri powtórzyło to pięć miesięcy temu, mimo że w lidze zdobyło tyle samo punktów co… rezerwy Dinama, którego pierwszą drużynę pokonało w finale.
Zatem już latem gruziński drugoligowiec zadebiutuje w kwalifikacjach Ligi Konferencji.
Tragedia nad Morzem Czarnym
W ligach grających systemem jesień-wiosna są zaledwie dwa kluby, o których można powiedzieć, że stoją przed bardzo poważną szansą debiutu w europejskich pucharach. Ciekawszy z nich to Samsunspor. Klub z miasta na wybrzeżu Morza Śródziemnego siedemset kilometrów na wschód od Stambułu, a trzysta na zachód od Trabzonu między 1965 a 2006 rokiem praktycznie bez przerwy grał w najwyższej lidze, albo był w ścisłej czołówce drugiego szczebla. Zajmuje bardzo wysokie jedenaste miejsce w tabeli wszechczasów Süper Lig. Miał jednak pecha do europejskich kwalifikacji. W latach osiemdziesiątych, gdy akurat zajmował miejsca na podium, liga turecka była niesłychanie wręcz, z dzisiejszego punktu widzenia słaba, więc w Pucharze UEFA występował tylko jej wicemistrz. W latach 1978-1985 kluby znad Bosforu wyeliminowały łącznie… jednego rywala – fińskie Kuusysi Lahti. W 1988 Samsunspor zagrał nawet w finale Pucharu Turcji, ale przegrał z niżej notowanym Sakaryasporem.
Drogę na szczyt zatrzymała jednak tragedia. 20 stycznia 1989 roku autobus wiozący drużynę na mecz ligowy zderzył się z ciężarówką i spadł z klifu. W katastrofie zginął trener, kilku zawodników i kierowca autobusu. Klub musiał oddać pozostałe mecze walkowerem. Federacja pozwoliła mimo tego Samsunsporowi na utrzymanie oraz przyznała mu tytuł honorowych zwycięzców ligi. Niestety klub spadł z niej rok później i nigdy nie wrócił do chwały lat osiemdziesiątych.
Pod koniec ubiegłego stulecia występował w Pucharze Intertoto, który tradycyjnie nie jest wliczany do głównych rozgrywek europejskich. W 1998 doszedł w nich aż do półfinału, w którym odpadł z Werderem.
Po 2006 roku Samsun przechodził jeszcze głębszy kryzys, w elicie zagrał tylko w 2012 roku. Jak to zwykle bywa, krokiem ku odbudowie był spadek – pierwszy w historii do trzeciej ligi w 2018 roku, akurat po otwarciu nowego, pięknego trzydziestotysięcznego stadionu. Ostatecznie Czerwona Błyskawica wróciła do elity.
W 2012 roku grał w niej Słoweniec Dejan Kelhar, który rok wcześniej zaliczył dwa mecze w Legii. Jednak dopiero w ostatnich latach klub wręcz lubuje się w sprowadzaniu graczy z przeszłością w Ekstraklasie. W 2020 roku sięgnął po Nadira Çiftçiego, który wcześniej grał w Pogoni, z Wisły sprowadził Vukana Savićevicia, a rok później Alena Melunovicia, którego mogą pamiętać fani Widzewa.
W 2022 nad Morze Czarne trafił Arvydas Novikovas – dwukrotny wicemistrz Polski z Jagiellonią i obcokrajowiec roku 2018. Spisał się jednak kiepsko i szybko się z nim pożegnano. Dwa lata spędził tam nawet Jakub Szumski – wychowanek Legii, a później bramkarz Piasta, Zagłębia Sosnowiec i Rakowa. Do dziś gra w Samsunie sprowadzony dwa lata temu z Lecha słowacki obrońca Ľubomír Šatka.

Šatka walczy z Ciro Immobile z Besiktasu
Co ciekawe, za długi między innymi wobec Melunovicia, turecki klub ma obecnie nałożony zakaz transferowy przez FIFĘ. Mimo tego w tym sezonie z dużym powodzeniem prowadzi go Thomas Reis znany z Bochum i Schalke. Obecnie zajmuje w niej trzecie miejsce wyprzedzając prowadzony przez Solskjaera Besiktas i Başakşehir Piątka i Szysza. Klub znad Morza Czarnego ma duże szanse na debiut w europejskich pucharach. A nawet gdyby ktoś go wyprzedził, to na piątym miejscu znajduje się obecnie Eyüpspor.
Ten malutki klubik z dzielnicy Stambułu nigdy nie grał w pucharach, a przez większość swojej historii występował w trzeciej lidze. Rok temu pierwszy raz awansował do Süper Lig, a obecnie zajmuje w niej czwarte miejsce dające grę w Lidze Konferencji. To zasługa Ardy Turana, który po zakończeniu bogatej kariery piłkarskiej, na którą złożyło się ponad sto meczów w barwach Galatasaray i Atletico, dwa sezony w Barcelonie i sto meczów w reprezentacji Turcji, wziął się za trenerkę i idzie mu to wprost wyśmienicie.

Z bardzo dużym prawdopodobieństwem Eyüpspor lub Samsunspor zakwalifikują się po raz pierwszy w historii do pucharów w tym sezonie, a może nawet oba na raz, jak wskazywałaby obecna tabela ligowa. Minimalne szanse na to ma też ósma obecnie Kasımpaşa.
Szemrane kluby ze wschodu
Jedyny poza Turcją klub, którego szanse na debiut w przyszłym sezonie są bardzo duże pochodzi z miasta leżącego zaledwie osiemdziesiąt kilometrów od tureckiej granicy.
To zespół z azerskiej eksklawy Nachiczewanu, która oddzielona jest od Azerbejdżanu pasem ziemi należącym do Armenii o szerokości około trzydziestu kilometrów. Obszar ten nie ma bezpośredniej łączności ze stolicą w Baku. By tam dojechać, konieczna jest podróż przez Armenię. Mimo, że zawarte pięć lat temu porozumienie kończące zwycięski dla Azerów konflikt z sąsiadem o Górski Karabach, zagwarantowało bezpieczny transport do Nachiczewanu, tamtejszy klub – Araz, swoje mecze rozgrywa w Baku. Podobnie zresztą jak znany prześladowca naszych drużyn – Karabach, który w Agdamie, z którego pochodzi, nie gra od trzech dekad.

Eksklawa Nachiczewanu oddzielona od Azerbejdżanu (źródło: Mapy Google)
Araz Nachiczewan był w ostatnim ćwierćwieczu likwidowany i trzykrotnie odbudowywany. Nigdy nie zajął miejsca wyższego niż ósme. Dziesięć lat temu został oskarżony o ustawianie meczów, a niewiele później sam wycofał się z ligi w proteście przeciwko stronniczemu, jego zdaniem, sędziowaniu. Powrócił do elity rok temu, a teraz zajmuje wysokie trzecie miejsce. Nie dość, że ma cztery punkty przewagi nad czwartym Turanem, to jeszcze jeśli Karabach wygra z Sabah w finale Pucharu, na co się zanosi, to Araz już na pewno zagra w eliminacjach Ligi Konferencji.
Myśląc o debiutach w europejskich pucharach często mamy idealistyczne wyobrażenia o małych klubach inwestujących w szkolenie młodzieży i przebijających się mozolnie przez szczeble ligowe w swoich krajach. Niestety, Araz jest kolejnym przykładem klubu, który zadebiutuje w pucharach mając za sobą historię przekrętów, o jakich czytaliście już wyżej przy okazji Turcji i Litwy.
Nie są to odosobnione sporadyczne przypadki. Rok temu w artykule o siedemnastu debiutantach sezonu 2023/24 wymieniłem:
- Gironę należącą do Manchester City Group
- Pafos przejętym przez rosyjskich oligarchów
- Kalev Tallin oskarżony o ustawianie meczów
- AC Virtus z wyrokiem za match-fixing
- Isłacz Minski Rajon, który ustawił mecz w 2016 roku
Także debiutanci z Serbii, Czarnogóry i Ukrainy mają za sobą nieco szemrane rodowody. To nie może być przypadek. Niestety, w wielu ligach, głównie wschodniej części Europy debiutantami są w ostatnich latach zespoły, w których trudno dostrzec romantyczną wizję długofalowego rozwoju, a bardziej chęć skoku na kasę z UEFY, a potem gotowość do choćby i nawet likwidacji klubu.
Podobnie może być w tym sezonie, choć sama liczba nowych klubów prawdopodobnie spadnie bardzo drastycznie. Na dziś realnie można się ich spodziewać sześciu, co oznaczałoby wyrównanie historycznego minimum z 1979 roku, gdy była wśród nich Arka Gdynia. Wszystko zmieniło się po upadku komunizmu, gdy powstały w naszej części Europy liczne nowe kraje, które zaczęły delegować do pucharów swoich reprezentantów. W 1993 roku było ich aż trzydziestu. Dwadzieścia lat temu rozpoczęła się jednak ponowna naturalna tendencja spadkowa, którą zakłóciło aż siedemnaście nowych zespołów rok temu. W 2025 możemy oczekiwać mocnej korekty tej liczby:

Mniejsze szanse na debiut
Niestety, kluby z nietypową przeszłością można znaleźć także wśród tych, które mają mniejsze szanse na debiut, ale wciąż są w grze. W półfinale Pucharu Białorusi jest ML Witebsk. To całkowicie oddzielny byt od FK Witebsk, którego wychowankiem jest Ilja Szkurin. Do 2021 reprezentował małe miasteczko Rohaczów i balansował między drugą a trzecią ligą. Wtedy to przejęła go firma bukmacherska i narzuciła mu swoją nazwę. Już rok później wywalczył awans do najwyższej ligi białoruskiej, ale federacja nie przyznała mu licencji. W reakcji na to właściciel przeniósł go do znacznie większego Witebska i w grudniu 2024 roku znów wywalczył promocję. Bukmacher musiał jednak usunąć swoją pełną markę z nazwy klubu, bo zabraniają tego przepisy. Pozostał jedynie skrót „ML”.
Liga u naszych wschodnich sąsiadów rozgrywana jest w systemie wiosna-jesień, zatem trzej przedstawiciele w Europie są już wyłonieni. Jednak puchar kraju grany jest tak, jak u nas i dopiero za miesiąc wskaże ostatniego przedstawiciela Białorusi. ML Witebsk, zresztą podobnie jak derbowy rywal FK, jest w jego półfinale i w pierwszym wyjazdowym meczu z Torpedem Żodzino wywalczył cenny remis. Rewanże odbędą się za dwa tygodnie. W składzie drużyny jest Paweł Pawluczenko, który niedawno grał w Niecieczy i rezerwach Górnika Zabrze.
Nawet jeżeli tam nowemu klubowi się nie uda, to pozostaje walka o kolejną edycję pucharów dzięki dobremu miejscu w lidze, a w niej ML Witebsk jest obecnie współliderem. Możemy mieć zatem nową siłę za naszą wschodnią granicą.
Będzie dziewiąty klub z Londynu?
Także w najsilniejszych ligach mamy kilku kandydatów do debiutu w Europie. Zdecydowanie najciekawiej jest pod tym względem w Anglii. Premier League dobrymi występami w tym roku zapewniła już sobie pięć miejsc w fazie ligowej Ligi Mistrzów. Będą to Liverpool, Arsenal oraz prawie na pewno City, a także duet z grona: Nottingham, Newcastle, Chelsea i Aston Villa. Dwaj pechowcy z tej czwórki zagrają w Lidze Europy oraz Konferencji, bo Newcastle, które zdobyło Puchar Ligi (dający awans do najsłabszego z pucharów) i tak zakwalifikuje się dzięki pozycji w lidze.
To kończyłoby temat, ale jest jeszcze przecież Puchar Anglii. W nim w grze są nadal City i Nottingham, które dziś grają półfinał, ale i tak wywalczą miejsce w pucharach dzięki pozycji w Premier League, ale też przede wszystkim Crystal Palace. Jeżeli wygra ten ostatni klub, a wczoraj rozbił w walce o finał Aston Villę, to zadebiutuje w prawdziwych europejskich pucharach, bo dotąd grał tylko w Intertoto. Gdyby tak się stało, zostałby już dziewiątym londyńskim zespołem w Europie po reprezentacji miasta w Pucharze Miast Targowych, Chelsea (debiut w 1959), Tottenhamie (1961), Arsenalu (1963), West Hamie (1964), Queens Park Rangers (1976), Fulham (2002) i Millwall (2004).
Natomiast porażka Palace w finale na Wembley nie wyklucza angielskiego debiutanta. Oznacza bowiem przesunięcie kwalifikacji do Ligi Konferencji na ósmą pozycję w lidze. I tu mamy dobre wieści dla poszukujących nowych drużyn, bo nie dość, że tylko dwa punkty traci do niego Bournemouth (mające przed sobą dzisiejszy mecz z United) które nigdy w Europie nie grało, to zaledwie trzy kolejne oczka straty ma Brentford, a więc następny potencjalny londyński debiutant. Mało tego, tylko punkt mniej ma… Crystal Palace, która ma tym samym dwie ścieżki do pucharów, choć obie dość trudne.
Zatem Anglia nie będzie miała debiutanta tylko jeśli Palace nie wygra Pucharu Anglii, a Fulham lub Brighton zajmą ósme miejsce w lidze (są obecnie ósme i dziewiąte, ale rozegrały więcej meczów od konkurentów).

Bournemouth z Kepą Arrizabalagą nie traci wielu bramek
Ligi zbliżone do Ekstraklasy
W piątce najmocniejszych lig nie ma obecnie w tabelach innych kandydatów do pierwszego w historii awansu do pucharów. Spośród w miarę poważnych krajów wśród takowych można wymienić przede wszystkim Istrę Pula. Jeśli liderująca Rijeka wygra w finale Pucharu Chorwacji ze Slavenem Koprivnica, to czwarte miejsce da Ligę Konferencji, a klub z Istrii traci do niego zaledwie trzy punkty.
Zatem Raków, Lech lub Jagiellonia mogą w drugiej rundzie kwalifikacji zawitać na ładny stadion w okolicy tradycyjnie odwiedzanej przez rzeszę polskich turystów.
W Belgii trzy punkty straty do baraży ma OH Leuven, a sześć – Dender EH. W Portugalii odpowiednio sześć i dziewięć oczek tracą do Ligi Konferencji Famalicão i Casa Pia. W Austrii ze względu na baraże wciąż szanse, choć raczej iluzoryczne, mają WSG Tirol Wattens, Blau-Weiss Linz oraz Austria Klagenfurt (inny klub od dawnego reprezentanta tego miasta). Podobny system ma Rumunia, w której wielu zespołom odmówiono już licencji UEFA (Otelul, Hermannstadt, Farul i Arad), dlatego wciąż o debiucie mogą marzyć nawet Unirea Slobozia i Gloria Buzău, które są obecnie w… strefie spadkowej.
Wśród zespołów z iluzorycznymi, ale wciąż matematycznie istniejącymi szansami na debiut poza Weresem Równe, Novim Pazarem z Serbii, czy HNK Gorica jeszcze do wczoraj był Motor Lublin, który nigdy jeszcze nie zagrał w oficjalnych rozgrywkach prowadzonych przez UEFA. W 1982 roku wystąpił w nieoficjalnym Pucharze Intertoto wygrywając tam z MSV Duisburg.
Czy to lublinianie zostaną trzydziestym szóstym reprezentantem Polski w Europie? Po wczorajszej porażce z Cracovią, dowiemy się tego dopiero w przyszłych sezonach. Gdyby tak się stało, lubelskie zostałoby już trzynastym województwem z drużyną w pucharach. Poza nim nie dokonały tego nigdy tylko kluby z lubuskiego, warmińsko-mazurskiego i świętokrzyskiego. Uprzedzić Motor mogą Korona, Radomiak i ze znacznie mniejszym prawdopodobieństwem Puszcza, a z klubów 1. Ligi teoretycznie Nieciecza, Znicz Pruszków, Chrobry, Kotwica, Warta, Stal Stalowa Wola i Pogoń Siedlce, choć tym ostatnim znacznie bliżej do spadku do 2. Ligi.
Chichotem losu byłoby gdyby Motorowców w wyścigu o prymat w regionie uprzedził Górnik Łęczna.
W niżej notowanych ligach jest kilku kandydatów do debiutu, ale realne szanse z tego grona ma raczej tylko macedoński KF Gostiwar tracący cztery punkty do trzeciego miejsca.
Szansa na niespodziankę w krajowym pucharze
Jednak liga to nie jedyna droga do Europy. W kilku krajach wciąż w walce o puchar są zespoły, które nigdy nie zagrały w rozgrywkach kontynentalnych. W Szwajcarii kandydatem jest nie tylko klub mniej znany, ale wręcz… trzecioligowy. FC Biel-Bienne z dwujęzycznego miasta w północno-zachodniej części kraju pokonał wczoraj w półfinale Young Boys! W finale zagra z Basel lub Lausanne. W lidze ma trzy punkty straty do lidera.
W Mołdawii do podobnego etapu dotarł Spartanii Sportul, a w Luksemburgu – FC Wiltz 71, które grają na najwyższym szczeblu, ale nigdy dotąd nie awansowały do europejskich pucharów.
Na ustach kibiców nie tylko w Niemczech jest jednak Arminia Bielefeld, która jako klub trzecioligowy zagra w finale Pucharu Niemiec po ograniu czterech drużyn Bundesligi: Unionu Berlin (2:0), SC Freiburg (3:1), Werderu Brema (2:1) i Bayeru (2:1). Jak wskazywał Wojciech Górski, ich awans do finału jest tak niespodziewany, że spowodował zamieszanie związane z kalendarzem.
Arminia gra bowiem także w finale Pucharu Westfalii – eliminacji do przyszłorocznego Pucharu Niemiec, a oba mecze zaplanowano na… ten sam dzień 24 maja.

Derby Klużu zdecydują
Wiele zespołów ma także szanse na powrót do europejskich pucharów po wielu latach nieobecności w nich. Wśród tych, które już to sobie zapewniły, a nie grały w nich od co najmniej dekady są norweski Fredrikstad, którego Lech tak zbił w 2009 roku, że do dziś się nie otrząsnęli, czarnogórski Petrovac, irlandzka Drogheda, która zagrała w barażach o utrzymanie i… wygrała puchar kraju, czy litewska Banga Gorżdy.
Ponad 50% szans na powrót mają także Nottingham, które ostatni raz występowało w Europie w 1995 roku, azerski Turan, Dinamo Tirana, OFK Belgrad i chorwacki Slaven.
Najbardziej imponujący comeback zapowiada się natomiast w Rumunii. Aż do początku tego stulecia jedynym liczącym się klubem stolicy Transylwanii była Universitatea Kluż reprezentująca środowisko akademickie. Spędziła aż 57 sezonów w najwyższej lidze i zajmuje szóste miejsce w tabeli wszechczasów. Była jednak zazwyczaj chłopcem do bicia – ma najwięcej porażek (ponad siedemset) i straconych goli (ponad 2,5 tysiąca!) z wszystkich klubów rumuńskiej Ligi I. To więcej nawet niż polski rekordzista pod tym względem – ŁKS. Jedynymi sukcesami są wicemistrzostwo w 1933 roku oraz sześć finałów pucharu kraju, z których wygrali tylko jeden w 1965 roku, a także brązowy medal w 1972 roku.
Dwa ostatnie sukcesy zaowocowały grą w europejskich pucharach, jednak Studenci odpadli z Atletico oraz Lewskim Sofia (mimo wygranej 4:1 w pierwszym meczu). Dziś są na dobre drodze do powrotu po… pięćdziesięciu trzech latach przerwy.
To tak jakby polskim reprezentantem został któryś z dwóch klubów czekających dłużej na powrót do pucharów: Polonia Bytom lub Zagłębie Wałbrzych. Jedynym zespołem w Europie, który miał szanse przebić czas oczekiwania Studentów było Göztepe Izmir, które czeka o dwa lata dłużej – od porażki w 1970 roku z Górnikiem Zabrze. I jeszcze poczeka, bo wczoraj przegrało w półfinale Pucharu Turcji z Trabzonsporem.
Są na trzecim miejscu z punktem przewagi do… CFR-u Kluż. Ich derbowy rywal był historycznie reprezentantem środowiska kolejarskiego. Kibicuje mu także bardzo liczna w regionie mniejszość węgierska. Przez pierwsze sto lat swojego istnienia był w cieniu akademickiego przeciwnika. Na początku tego stulecia przejął go jednak nowy sponsor, Árpád Pászkány, który z trzeciej ligi doprowadził Kolejarzy do ośmiu mistrzostw kraju w latach 2008-2022, czterech pucharów oraz trzech występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a po dwóch w Lidze Europy i Konferencji!
Ciekawostką jest fakt, że oba kluby pobudowały sobie piętnaście lat temu pokaźne, ponad dwudziestotysięczne stadiony za kilkadziesiąt milionów euro. Dzieli je… kilometr. Trzeba pamiętać, że mówimy o mieście mniejszym od Białegostoku. Na obu zdarza się grywać reprezentacji kraju.
Układ sił w mieście może się w ciągu najbliższego miesiąca odwrócić. CFR jest bowiem czwarty, a Universitatea go wyprzedza. Jeśli dodamy do tego zbliżające się derby, to przepis na mieszkankę wybuchową jest gotowy. Kto zajmie trzecie miejsce zagra w barażach o Ligę Konferencji. Akademikom drogę do nich ułatwił… CFR. Awansował bowiem do finału Pucharu Rumunii, w którym zagra z Hermannstadt, który nie ma licencji UEFA.

Derby Klużu (Motofily, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons)
Zatem jeśli Kolejarze przegrają finał, wówczas trzecia drużyna ligi zagra bezpośrednio w kwalifikacjach Ligi Konferencji, a czwarty zespół wejdzie do baraży o nią. Jeśli zaś wygrają i wyprzedzą Universitateę na trzecim miejscu w lidze, to i tak zagra ona z czwartej pozycji w play-offach. Drogę do dwóch klubów z Klużu w pucharach mogą jeszcze popsuć bukaresztańskie Dinamo i Rapid czające się za ich plecami. Walka zapowiada się wyśmienicie.
Potencjalne powroty po latach
Wśród potencjalnych powrotów po latach, które wciąż mogą się wydarzyć, choć szansa na nie jest mniejsza niż 50% wymienić trzeba Mallorkę i Rayo, które gonią Osasunę i Celtę, węgierski Gyor, Lozannę, Karpaty Lwów i Petrolul Ploieszti.
Półtorej dekady na wyjazd zagranicę czekają też Werder i Fulham. Bremeńczycy tracą tylko trzy punkty do zajmującej miejsce dające awans do Ligi Konferencji Borussii, ale dziś grają jeszcze mecz z Sankt Pauli. Fulham jest zaś na ósmej lokacie, która da tę samą szansę, pod warunkiem, że jak wcześniej pisałem, Crystal Palace nie wygra Pucharu Anglii.
Szansę na powrót po czterdziestu dwóch latach ma także Spartak Warna tracący tylko punkt do baraży o puchary.
Ciekawa jest sytuacja w Holandii, w której w walce o play-offy jest aż osiem klubów, z których większość nie grała w Europie w ostatniej dekadzie, jak Heerenveen, NEC Nijmegen, NAC Breda czy PEC Zwolle, a Fortuna Sittard i Sparta Rotterdam czekają na puchary aż od czterdziestu lat. Indywidualnie ich szanse są niewielkie, ale gdy je zsumujemy, to mogą zagrozić faworytom, czyli Twente i AZ Alkmaar.
Oczywiście wszystkie te rozważania może popsuć UEFA przyznając swoje licencje, bo czasem potencjalni debiutanci nie spełniają jej wymogów. W niektórych przypadkach byłoby to wręcz wskazane.
Zbyt zmienny zestaw reprezentantów Polski
Według stanu na dziś, Polskę reprezentować będzie tylko jeden klub, który grał w pucharach także w kończącym się już sezonie. Będzie to Jagiellonia. Raków, Lech i Pogoń nie zagrały w tym roku w Europie. Grono to może zwiększyć się o Legię, jeśli wygra ona Puchar Polski.
To najgorszy wynik spośród wszystkich lig kontynentu, wraz z Litwą i Walią, które według obecnego stanu tabel oddelegują do Europy tylko jeden klub, który grał w niej w tym sezonie. Nawet gdyby w Lidze Europy zagrała Legia, to wyprzedzimy w klasyfikacji jedynie Szkocję, z której miejsce w czołówce powtarza na dziś tylko wielka dwójka z Glasgow.
Warto podkreślić, że polska zmienność, związana z wysyłaniem do rozgrywek UEFA coraz to nowego zestawu klubów jest ewenementem. Średni wskaźnik to 70%. Aż 167 klubów, które na dziś zagrałyby w pucharach występowało w nich też w zeszłym roku, na około 240 miejsc w Europie. Większość krajów wymienia rok do roku maksymalnie jeden klub ze swojego pucharowego zestawu, rzadziej dwa, a trzy – jak jest to wciąż możliwe u nas, to zdarzenie sporadyczne. Mało tego w aż ośmiu ligach na dziś w Europie zagrałby dokładnie ten sam zestaw, co rok temu, w tym w tak silnych jak grecka, czy portugalska. Taki stan rzeczy chyba nigdy nie nastąpi w Polsce, tym bardziej po zwiększeniu naszej puli do aż pięciu miejsc od 2026 roku.
Oddzielną kwestią jest fatalny okres naszego tegorocznego pucharowicza – Śląska, który może wręcz spaść z ligi. Z prawie dwóch i pół setki klubów, które grały w Europie w tym sezonie, tylko dwa znalazły się w strefie spadkowej: Transinvest, który wywalczył w 2023 roku Puchar Litwy i awans do najwyższej ligi, a następnie z niej spadł, oraz Maccabi Petach Tikwa, który zajmuje przedostatnie miejsce, ale pozostał mu mecz domowy z największym rywalem, który może pozwolić na pozostanie w elicie. Oba te kluby zagrały jednak w Europie dzięki wygraniu pucharu kraju i nie były w czołówce ligi w poprzednim sezonie. Natomiast Śląsk był wicemistrzem, któremu jednego gola zabrakło do tytułu!
Jak zauważył Cezary Kawecki, wrocławianie są zdecydowanie najgorszym zdobywcą drugiego miejsca pod względem średniej punktów na mecz w całej Europie! Drugi od końca czarnogórski Mornar ma średnią o prawie pół punktu na mecz lepszą od WKS-u.
📊 Śląsk Wrocław jest najgorszym wicemistrzem kraju W CAŁEJ EUROPIE. 😳
W tym sezonie Śląsk punktuje na poziomie 0,86 pkt./mecz. Nikt nie radzi sobie tak źle.
1. 🇦🇲 FC Noah – 2,67 pkt./mecz
…
40. 🇲🇪 Mornar Bar – 1,23
41. 🇵🇱 Śląsk Wrocław – 0,86🧵⤵️ pic.twitter.com/2MzkCdkyDg
— Cezary Kawecki | Statystyki piłkarskie 📊 (@CezaryKawecki) April 22, 2025
Pozostałymi klubami, którym łączenie gry w Europie z walką ligową kompletnie się nie udało są litewskie Szawle i Poniewież oraz norweskie Tromso, które ledwo się utrzymały. Spaść może też pogromca Wisły – Cercle Brugge oraz Girona. W Niemczech w trudnej sytuacji jest Heidenheim, a Hoffenheim zajmuje miejsce tuż nad barażami. Ciekawa jest sytuacja zdobywcy Pucharu Rumunii sprzed roku – Corvinula Hunedoara, który gra w strefie spadkowej… drugiej ligi.
Taka jest piłkarska kolej rzeczy, że do europejskich rozgrywek przystępują zespoły, którym nigdy dotąd się to nie zdarzyło, a zeszłoroczni uczestnicy walczą w lidze o utrzymanie. W Polsce zapowiada się okres względnej stabilności i koniec drżenia o to, czy ktoś wytrzyma w rozgrywkach UEFA dłużej niż do końca sierpnia. Rywalom w rankingu życzymy jak najwięcej niespodziewanych rozstrzygnięć ułatwiającym nam ich wyprzedzenie.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
- Tirowcy, winiarze, ustawiacze meczów i kluby oligarchów. Kto debiutował w Europie w poprzednim sezonie?
- Przeżyjmy to jeszcze raz! Jagiellonia i Legia w Europie – najlepsze momenty
- Oczekujmy czterech polskich klubów w fazie ligowej europejskich pucharów!
Fot. Newspix.pl