Reklama

Paweł Wąsek: Norwegowie? Nie mam zamiaru obrażać się przez całe życie [WYWIAD]

Sebastian Warzecha

08 kwietnia 2025, 11:29 • 15 min czytania 3 komentarze

– Czasem powie się po prostu coś, czego się później będzie żałowało. Tak to jest. My trenujemy całe życie, żeby być dobrymi skoczkami, a nie świetnymi reporterami – mówi Paweł Wąsek o słowach swoich kolegów z kadry, które wywołały oburzenie po konkursie w Planicy. W rozmowie z Weszło opowiada również o tym, jak uczył się radzić sobie z presją bycia liderem, słabym poprzednim sezonie i aferze z norweskimi skoczkami, którym gotów jest wybaczyć.

Paweł Wąsek: Norwegowie? Nie mam zamiaru obrażać się przez całe życie [WYWIAD]

Paweł Wąsek o Norwegach, Thurnbichlerze i… Formule 1

Jak bardzo zmęczony jesteś po tym sezonie? W końcu pierwszy raz byłeś zimą liderem kadry.

Reklama

Bardzo. Fizycznie tak, że na koniec odczuwałem każde wejście po schodach. Z kolei psychicznie czuję się zmęczony tą presją, która towarzyszyła mi podczas wszystkich zawodów. Starałem się nauczyć to kontrolować, dużo rozmawiałem z psychologiem. Z zawodów na zawody nabierałem dzięki temu pewności siebie i za każdym razem było trochę łatwiej. Ale i tak przydadzą się wakacje.

Na wakacje lecisz do Dubaju. To stała miejscówka czy pierwszy raz?

Jeszcze tam nie byłem. Od jakiegoś czasu mieszka tam mój kolega. Uznałem, że warto polecieć, póki tam jest i może nam pokazać wszystko na miejscu. Mamy dzięki niemu wstępny plan zwiedzania, fajnie wszystko poogarniał.

Ekstremalne rzeczy też czekają? Wiem, że na wakacjach w przeszłości śmigałeś choćby na skuterach wodnych.

Nie, choć kolega pytał nas od razu, czy chcemy i czegoś takiego. Ale uznaliśmy, że jak już tam jedziemy, to wolimy zwiedzić rzeczy, które są tylko tam. Na skuterach wodnych mogę popływać wszędzie, bo wszędzie będzie z tego frajda. Więc tym razem mniej ekstremalnych rzeczy. Zresztą jadę z dziewczyną, ona woli spokojne wakacje.

Czyli relaks i zwiedzanie.

Troszkę zwiedzania, jakieś safari. Chcemy się też na przykład wybrać do Abu Zabi. Może mi się uda ich wtedy namówić, żebyśmy zobaczyli tamtejszy tor Formuły 1. (śmiech) Ale to zależy od czasu.

A nie kusiło, żeby wyskoczyć na Grand Prix Bahrajnu? Jesteś fanem F1, a to w przyszły weekend i w sumie nie tak daleko od Dubaju.

Kusiło, ale po prostu nie ma na to czasu. Jak już pojedziemy do tego Dubaju, to chcemy go trochę pozwiedzać, a mamy na to tylko nieco ponad tydzień. Już 16 kwietnia muszę dołączyć do reszty drużyny na zgrupowaniu.

Czyli zostaje oglądanie w telewizji. A komu kibicujesz?

Od początku Maksowi Verstappenowi. Chociaż w zeszłym sezonie, jak pojawiła się szansa, że Lando Norris powalczy o tytuł, to i jemu. Ale w tym roku, gdy Red Bull ma problemy z bolidem, to zdecydowanie sprzyjam Maksowi. Żeby mimo tych problemów jeździł dobrze.

W ostatnim Grand Prix się udało.

Tak, w tym bolidzie taka wygrana to duży wyczyn. Inni kierowcy sobie w tym Red Bullu nie radzą, a on jest w stanie nawet wygrywać.

Oglądałeś wyścig w Japonii? Czy jednak start o siódmej rano cię pokonał?

Nie oglądałem, odsypiałem sezon. Tym bardziej, że po konkursie w Zakopanem mieliśmy jeszcze zorganizowane afterparty. (śmiech) Trochę poświętowaliśmy.

W Zakopanem brałeś udział w zawodach Red Bull Skoki w Punkt. Jak oceniasz tę formułę konkursu? Podobała się?

Mega. Jak wróciłem do domu po Planicy, to miałem już trochę dość skakania. Do Zakopanego jechałem bardzo zmęczony. W dodatku zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. A wyszły świetne zawody, mnóstwo frajdy i czysta przyjemność ze skoków. Bez żadnego napalania się i oczekiwań. Wszyscy byli bardzo zadowoleni, że mogli wziąć w tym udział. Na zakończenie sezonu to super opcja.

CZYTAJ TEŻ: REWOLUCYJNE ZAWODY W ZAKOPANEM. CZY TAK WYGLĄDA PRZYSZŁOŚĆ SKOKÓW?

Domen Prevc mówił nam, że zobaczyłby nawet tydzień takich zawodów w innej formule niż ta tradycyjna. Myślisz, że dałoby się to zorganizować w trakcie sezonu?

Raczej zostałbym przy tym, żeby to było na zakończenie zimy. Bo wtedy każdy ma luźną głowę, można sobie na więcej pozwolić. My w Zakopanem byliśmy z dziewczynami czy żonami, to była zupełnie inna atmosfera. W trakcie sezonu nie chciałbym na potrzeby czegoś takiego wychodzić z tego swojego trybu „skokowego”.

Skoki potrzebują takich imprez? Nie jest tajemnicą, że trochę się jako dyscyplina „zastały”.

Zdecydowanie, to fajne urozmaicenie i promocja skoków. Jestem jak najbardziej za tym, by to funkcjonowało i w przyszłości.

Paweł Wąsek ocenia swój sezon w skokach: Była duża presja kibiców i mediów

Jak oceniasz swój sezon? Wiadomo, że latem świetnie skakałeś i wygrałeś Letnie Grand Prix, ale to – jak wiemy – niekoniecznie musi przełożyć się na zimę. A jednak po części się udało.

Po tym lecie była duża presja ze strony mediów i kibiców, ale starałem się podchodzić do tego na spokojnie. Wiem przecież, jaki status w skokach ma Letnie Grand Prix i że nie będzie tak łatwo zimą. Cel był więc taki, żeby w sezon wejść dobrymi skokami, takimi, jakie oddawałem przed nim na treningach. Chciałem po prostu regularnie punktować. I wyszło, bo w Lillehammer byłem w TOP 20 w pierwszym konkursie. To był dobry początek.

Z perspektywy czasu to dość niewielki cel.

Nie oczekiwałem wtedy niczego więcej. Naprawdę cieszyłem się, że tak to wyglądało. Potem starałem się eliminować błędy, które się u mnie pojawiały. Do Turnieju Czterech Skoczni się rozwijałem, szedłem w górę. Później nastąpił okres nieco trudniejszych dla mnie skoczni, a po nim konkursy w Zakopanem i loty w Oberstdorfie, gdzie byłem czwarty. Wtedy pojawiło się najwięcej presji.

Paweł Wąsek

Paweł Wąsek w czasie zawodów w Zakopanem. Fot. Newspix

Za dużo?

Trochę zaczęło mnie to przytłaczać. Jeszcze nie do końca umiałem sobie z tym radzić. Doszło też spore zmęczenie, bo mieliśmy dwa dalekie wyjazdy – do Stanów Zjednoczonych i Japonii. To wszystko dało mi we znaki i zaczęły pojawiać się błędy na skoczni. Ale potem, na mistrzostwach świata, znów skakało mi się lepiej. A po nich zeszło nieco tej presji, bo impreza docelowa była już za nami. W efekcie pojawiło się więcej luzu i skoki wyglądały lepiej.

Cofnijmy się w czasie. Miałeś całkiem udany sezon 2022/23, 190 punktów, wtedy była to twoja życiówka. Jednak kolejna zima była bardzo słaba, zdobyłeś ledwie 42 punkty w Pucharze Świata. Co się wtedy stało?

Pogubiłem się technicznie. Nie umiałem odnaleźć dobrego czucia skoków. Zmieniliśmy też wtedy nieco w sprzęcie, nie potrafiłem się do tego odpowiednio zaadaptować. Potem trudno było próbować coś ponownie zmienić. Niestety, wyszedł z tego sezon do skreślenia. W końcu skoki bardzo mnie już męczyły. Po Pucharze Świata w Lahti zdecydowałem nawet, że chcę wrócić do Pucharu Kontynentalnego. Uznałem, że może z wyższych belek i przy lepszych prędkościach wróci mi nieco frajdy z tego skakania.

Udało się. Zaliczyłeś kilka niezłych konkursów, na koniec sezonu wygrałeś w Zakopanem. Uratowało to tamtą zimę?

Zdecydowanie tak. Te skoki w Pucharze Kontynentalnym może nie wyglądały wtedy inaczej, ale za sprawą wyższej belki zacząłem łapać lepsze czucie w powietrzu i skakanie po prostu mnie cieszyło. Tym bardziej w Zakopanem, gdy wygrałem i wyrównałem rekord skoczni. To było dla mnie coś bardzo ważnego po tak męczącym sezonie. Wcześniej czułem mnóstwo frustracji, a nagle miałem radość ze skakania. To dało nadzieję na kolejny sezon.

A psychika w skokach jest kluczowa.

Tak, musisz mieć pewność siebie, takie przekonanie, że wszystko jest dobrze. Inaczej skok się nie poukłada. Jak pojawiają się w głowie znaki zapytania, to chcesz to wszystko za bardzo kontrolować. I skok może nawet wygląda to dobrze technicznie, ale nie ma energii. W efekcie nie odlecisz.

W kadrze jest o tę pewność trudniej, gdy drugi sezon z rzędu brakuje sukcesów?

Na pewno. Wiadomo, że atmosfera jest lepsza, gdy te sukcesy są. Ale też jesteśmy sportowcami, mamy świadomość tego, że nie da się być cały czas na szczycie. Jasne, pojawia się frustracja po skokach, ale najtrudniejsza jest chyba tak naprawdę presja ze strony kibiców i mediów.

Tę presję musiałeś odczuwać, gdy byłeś blisko podium, ale niezmiennie czegoś do niego brakowało.

Tak. Na początku sezonu jeszcze się wymienialiśmy – raz ja byłem najlepszym Polakiem w konkursie, raz Olek Zniszczoł, Piotrek Żyła też, Kuba Wolny w Titisee-Neustadt też nas wszystkich wyprzedził. Wtedy nie odczuwałem jeszcze, że kibice patrzą na mnie. Raczej miałem wrażenie, że zerkają na całą drużynę i czekają na to, aż w końcu ktoś wypali na podium. Ale kiedy zacząłem regularnie być w dziesiątce, to poczułem, że ta presja istnieje.

Na podium wskoczyłeś w Lahti. Czyli skoczni, o której często mówiłeś, że jej nie lubisz. Wcześniej zająłeś czwarte miejsce na lotach w Oberstdorfie, gdzie też powtarzałeś, że to nie skocznia, którą byś lubił. Dlaczego akurat tam poszło więc tak dobrze?

Oberstdorfu nie tyle nie lubię, ale tam debiutowałem na skoczni mamuciej i wtedy skakałem źle. Nie miałem wówczas frajdy ze skakania, bodajże poleciałem najdalej na 180 metrów. To była wtedy moja życiówka, ale na takiej skoczni nie robiło to wrażenia, skoro nie doleciałem nawet do punktu K. Nie żeby mi ten Oberstdorf strasznie przeszkadzał, ale nie miałem z nim miłych wspomnień. A teraz byłem innym zawodnikiem, miałem frajdę z tych lotów.

A co do Lahti… w sumie nie wiem, czemu w tym roku to zafunkcjonowało. To specyficzna skocznia, tam jest bardzo stromy i krótki najazd, potem szybkie przejście. Zawsze jak tam przyjeżdżałem, to miałem problem właśnie ze znalezieniem odpowiedniej pozycji najazdowej. W tym roku nie było tego problemu w ogóle, od pierwszego skoku ta pozycja była dobra, przez co mi od razu się dobrze skakało.

Tak to jest – jak się skacze dobrze, to na każdej skoczni jest fajnie i pojawia się ta radość ze skakania. A jak skoki są słabe, to są takie skocznie, które pogłębiają moje błędy i jest mi na nich jeszcze trudniej.

Paweł Wąsek w Lahti

Paweł Wąsek po trzecim miejscu w Lahti. Fot. Newspix

Paweł Wąsek o Thomasie Thurnbichlerze: Dało się dostrzec, że jako drużyna trochę upadamy

W tym sezonie stałeś się – chcąc nie chcąc – „reklamą” Thomasa Thurnbichlera. Skakałeś najlepiej z kadry, do tego często chwaliłeś trenera. Jak będziesz wspominać tę współpracę?

Bardzo dobrze. Mimo tego, że zeszły sezon był dla mnie nieudany, to pracowaliśmy nad tym, żebym był coraz lepszym zawodnikiem. Jak już mówiłem – to jest sport, zdajemy sobie sprawę z tego, że czasem trafią się gorsze sezony. Ale Thomas dużo mnie nauczył, przekazał mi sporo wiedzy. Zacząłem inaczej spoglądać na skoki i cały trening. Dzięki niemu stałem się lepszym zawodnikiem.

A jak to było z atmosferą? Bo mówiłeś w przeszłości, że jednak dało się odczuć, że ta się pogorszyła.

Mnie się z Thomasem dobrze współpracowało, ale faktycznie niektórzy koledzy się trochę pogubili. W efekcie zaczęły się nerwy związane z tym, że nie ma wyników i nie udaje się tych błędów wyeliminować. Nie mogli też odnaleźć wspólnego języka, żeby po prostu te skoki zaczęły funkcjonować.

W takiej sytuacji atmosfera w drużynie niestety się pogarsza – wiadomo, że jak nie ma dobrych wyników, to trudno żeby atmosfera w drużynie była dobra. To oddziaływało na nas wszystkich. Pomimo tego że mi się dobrze skakało i że wiele razy byłem bardzo zadowolony po konkursie, to wracając do szatni, widziałem chłopaków, którzy są rozczarowani tym, jak wyszły im skoki. Dało się dostrzec, że jako drużyna trochę upadamy.

Ta frustracja wylała się nieco pod koniec sezonu. Nie z twojej strony, ale jednak. Wyszło to średnio, delikatnie rzecz ujmując.

No średnio. Na pewno lepiej by było, jakby wyglądało to inaczej. Szkoda, że tak to się zakończyło, ale to są emocje na zawodach, frustracja. Czasem powie się po prostu coś, czego się później będzie żałowało. Tak to jest. My trenujemy całe życie, żeby być dobrymi skoczkami, a nie świetnymi reporterami. Stąd myślę, że da się to zrozumieć.

CZYTAJ TEŻ: JAK STRACIĆ SZACUNEK I ZRAZIĆ DO SIEBIE LUDZI. PREZENTUJĄ: POLSCY SKOCZKOWIE

Dostałeś ofertę indywidualnej współpracy z Thomasem, dlaczego nie skorzystałeś?

Bo jestem takim zawodnikiem, który lubi trenować w grupie. Gdy widzę, ile inni wkładają w to wszystko serca i determinacji, to mnie to też napędza, chcę być lepszym od nich na każdym treningu. Gdybym trenował sam, to nie miałbym takiego odniesienia, kogoś, kogo starałbym się pokonać. To by raczej nie działało.

Zastanawiałeś się nad tym, czy od razu odrzuciłeś ofertę?

Od razu. Ale też dlatego, że jak Kamil Stoch zdecydował się na indywidualne szkolenie, to myślałem o tym, czy też bym tak chciał. Doszedłem wtedy do wniosku, że póki co na pewno nie. Może ja będę takim starszym zawodnikiem i wtedy będę potrzebował takiego indywidualnego trybu. Póki co chcę pozostać z grupą.

Jak długo znasz Macieja Maciusiaka?

Znamy się od dawna. Jak przyszedłem do kadry juniorskiej, to akurat on tam pracował. Moja przygoda w kadrach narodowych zaczęła się więc właśnie z nim. W dodatku w tym sezonie był z nami cały czas jako asystent.

Co może dać kadrze?

Maciek jest stanowczy i myślę, że scali tę grupę. Będzie trochę bardziej jak za czasów Stefana Horngachera, który jak coś powiedział, to nie było dyskusji i wszyscy szli za tym planem.

CZYTAJ TEŻ: PRACA Z MAŁYSZEM, RATOWANIE KARIER I PASJA DO PREMIER LEAGUE. OTO NOWY TRENER POLSKICH SKOCZKÓW

Czyli brakowało wam teraz takiego autorytetu na stanowisku trenera? Zamiast szkoleniowca-kolegi?

Może tak właśnie trochę było. Trener Thurnbichler często dyskutował, chciał poznać nasze myśli, wiedzieć co sądzimy na dany temat. Czasem to nie był stricte jego plan, którym szliśmy, zamiast tego dopytywał, co sądzą zawodnicy. Nie był tak stanowczy. U mnie to zafunkcjonowało, choć ja nie podrzucałem dużo swoich pomysłów. U niektórych zawodników może było jednak za dużo tego kombinowania.

Do dziś często wspomina się, że Horngacher dał ultimatum Piotrkowi Żyle co do pozycji najazdowej. I ten ją w końcu poprawił.

No właśnie, czasem to dobrze funkcjonuje. Wiadomo, każdy zawodnik jest inny i czegoś innego potrzebuje.

Jak to jest u ciebie z lotami. Nadal się ich obawiasz, czy wychodzisz na mamuta – jak niedawno w Planicy – i czujesz spokój?

Nie no, spokoju nie ma i raczej nigdy nie będzie. Nie wiem zresztą, czy jest jakiś zawodnik, który wychodzi na mamuta i nie ma w głowie żadnych myśli.

Domen?

No, może on. (śmiech) Nie no, ten strach jest i będzie zawsze, ale jeżeli skaczę dobrze i stabilnie, nie mam problemów w locie, to łatwiej jest mi się przekonać do lotów i zaaklimatyzować do takich obiektów.

Czyli jest wtedy ta radość z lotu? Bo w końcu zawsze powtarzacie, że to jest dla was najważniejsze.

Radość z lotu była zawsze. Dla mnie najgorszy jest moment przejścia z fazy odbicia do fazy lotu, gdy pozycja zmienia się najbardziej. Ale jak przelatywałem bulę i miałem wszystko pod kontrolą, to nawet w najgorszych momentach radość była ogromna. I tak samo było w tym roku.

Paweł Wąsek i Kamil Stoch w Planicy

Paweł Wąsek i Kamil Stoch w Planicy. Fot. Newspix

Po rekordzie świata Domena przypomniałem sobie stare konkursy w Planicy. I muszę powiedzieć: o rany, w stosunku do tych z tego roku, to tam było dopiero niebezpiecznie. Czy jednak tego bezpieczeństwa nie jest trochę za dużo? Jak ty podchodzisz do tego słynnego „safety first”?

Myślę, że zdarzają się konkursy, w których jury zdecydowanie zbyt szybko obniża belkę. Ale też trzeba pamiętać, że to oni dbają o nasze zdrowie, a nawet życie. Trudno ich więc winić. Jak coś się nam stanie, to dostaje się im. Na pewno trudno im podejmować takie decyzje i zapewnić nam nieco więcej szaleństwa. Ale sam jestem zdania, że czasem mogliby nieco popuścić.

Paweł Wąsek o aferze z Norwegami: Pewnie nie myśleli o konsekwencjach

Popuszczali gdzie indziej – przy kontrolach sprzętu. Jak zareagowałeś na aferę z kombinezonami Norwegów?

Dużo emocji wtedy było, w kadrze na początku nie dowierzaliśmy. Szkoda, że takie coś w ogóle miało miejsce. Dobrze dla nas, że to wyszło, bo wszyscy ciężko trenujemy, żeby być najlepszym i jak ktoś ma nas oszukiwać, to to nie jest fajne. Teraz tych oszustw będzie mniej. Ale dla całego świata skoków to na pewno nie jest to dobra rzecz.

Norwegowie nadal mają medale, choćby złoto z normalnej skoczni…

Mają, ale myślę, że to nie wynagrodzi im wszystkich problemów, które mieli i na pewno jeszcze będą mieć. Kilku sponsorów się tam wycofało. To nie będzie dla nich łatwa sytuacja.

CZYTAJ TEŻ: NORWEGÓW TRZEBA UKARAĆ. ALE CZY NISZCZYĆ?

Jeśli wrócą w przyszłym sezonie Pucharu Świata na skocznie, to podejdziesz do nich normalnie czy jednak się wstrzymasz?

W sumie o tym nie myślałem… [Paweł zastanawia się chwilę] Chyba nie ma co zbyt wiele się na nich obrażać. Każdy chce skakać jak najlepiej i jeżeli trenerzy im zaproponowali taką rzecz, to pewnie oni sami nie myśleli o konsekwencjach i o tym, że to jest nie fair wobec nas. Uważam, że wystarczająco odpokutują do kolejnej zimy.

Czyli wybaczysz?

Wiadomo, że przegięli, ale nie mam zamiaru obrażać się na nich przez całe życie. Zobaczymy też, z jakim nastawieniem wrócą do Pucharu Świata. Czy będą uparcie powtarzać, że o niczym nie wiedzieli, czy przyjdą i przeproszą za to wszystko.

Na starcie kolejnego – w dodatku olimpijskiego – sezonu będziesz traktowany jak lider kadry, a może nawet nadzieja na medale. Jesteś na to gotów?

Na pewno będzie to duża presja, ale mam teraz pół roku, żeby się na nią przygotować. Po tym sezonie jestem mądrzejszy, wiem, z czym to wszystko się je. Pozostaję dobrze nastawiony i wierzę, że uda mi się do tego przygotować.

Rozmawiasz z Kamilem Stochem, Dawidem Kubackim czy Piotrem Żyłą o tym jak postępować, kiedy się zaczyna odnosić sukcesy?

Rozmawiam, jak najbardziej. Najwięcej z Piotrem, bo jesteśmy sąsiadami i często dojeżdżamy razem na treningi do Szczyrku. Mamy wtedy godzinkę w tym samochodzie. Rozmawialiśmy już o wielu rzeczach, choćby jego doświadczeniach i o tym jak on do tego wszystko podchodzi. Piotrek dużo mnie nauczył.

Tu trzeba chyba powiedzieć, że Piotrek prywatnie, a Piotrek w rozmowach na zawodach to dwie różne osoby.

Tak jest. Na osobności to zupełnie inny człowiek.

Wspomniałeś już o tym, że masz krótki urlop, bo szybko trzeba wrócić do pracy. Jak wyglądają teraz wasze plany?

Reszta chłopaków zaczyna zgrupowanie już 14 kwietnia w Katowicach. Tam mają poustalać kwestie organizacyjne. Skończy się to zgrupowanie wyjazdem do Warszawy na badania. Ja ląduję 15 kwietnia wieczorem w Krakowie i prosto z lotniska pojadę do Katowic, żeby potem razem z nimi ruszyć na badania. No i później już zaczynamy trening siłowy i stabilizacyjny na hali. Pod koniec maja powinniśmy zacząć skakać.

I co, kolejnej zimy tylko w górę?

Na pewno. Choć na razie nie myślałem o kolejnym sezonie. Dopiero co skończyliśmy ten, chcę na chwilę odciąć się od skoków, odpocząć mentalnie. Jak wrócę z wakacji, to siądziemy z trenerami, przeanalizujemy wszystko, wyciągniemy wnioski z tej zimy. Wtedy postawimy sobie cele na kolejną.

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

ROZAMAWIAŁ SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

3 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama