Reklama

Trela: Żal idei. Lubińskie cmentarzysko trenerów znów dało o sobie znać

Michał Trela

10 marca 2025, 18:53 • 8 min czytania 10 komentarzy

Jesienią był chwalony na wyrost, głównie za to, że nie jest Waldemarem Fornalikiem. Zwolniony został, gdy pierwsze efekty jego pracy faktycznie zaczynały się przebijać. Nie żałuję Marcina Włodarskiego personalnie, ale jako „idei”. Bo alternatywą jest znów Zagłębie bez żadnej idei.

Trela: Żal idei. Lubińskie cmentarzysko trenerów znów dało o sobie znać

W tabeli za cały okres pracy czternaste miejsce. Mniej punktów zdobyły tylko Lechia, Widzew i Śląsk. Czternaście strzelonych goli – mniej tylko Puszcza i Śląsk. 23 stracone – więcej tylko Lechia, Widzew i Śląsk. Dziewięć porażek. Nikt w tym okresie nie miał więcej. Na dziesięć ostatnich meczów, osiem przegranych. Do tego miejsce nad strefą spadkową tylko dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań. I jeszcze to ograniczenie (!) czasu gry młodzieżowców. Pod wieloma względami zwolnienie Marcina Włodarskiego z Zagłębia Lubin to najmniej kontrowersyjna zmiana trenera w tym sezonie Ekstraklasy. Są jednak powody, by sądzić, że władze klubu, decydując się na to rozwiązanie, kompletnie nie rozumieją, co właściwie chcą naprawić. Tak samo, jak pół roku temu, gdy wybierały Włodarskiego.

Reklama

Komentując we wrześniu zwolnienie Waldemara Fornalika z dolnośląskiego klubu, użyłem określenia „cmentarzysko trenerów”, które wyraźnie zapadło w pamięć jego następcy, bo później dwukrotnie odwoływał się do niego w wywiadach. Lubińskie środowisko głośno wówczas protestowało, przypisując winę za ciągnący się marazm konkretnym jednostkom. Głównie Fornalikowi i Piotrowi Burlikowskiemu, byłemu dyrektorowi sportowemu. Próbę przypisania części winy za problemy tamtejszym realiom, czy to wewnątrz, czy okołoklubowym, uznawano wówczas za wybielanie przeze mnie zwolnionego trenera.

A jednak istnieje, to cmentarzysko. Rozumiane jako miejsce, z którego wyjeżdża się pokiereszowanym, z podupadłą reputacją. Sam Włodarski stał się tego kolejnym dowodem. Tymczasem paradoksalnie uważam, że sięgnięcie po niego mogło być ciekawą próbą zerwania z tego typu opiniami. Wyglądało na sygnał, że ktoś w klubie zrozumiał, że Zagłębie musi się stać jakieś. Musi zerwać z bezpieczeństwem. Nijakością. Tylko decydując się na kogoś takiego, trzeba zdawać sobie sprawę, że to ryzyko, które może prowadzić do turbulencji. I że nie można przypisywać jednostce zbyt dużego wpływu na odmianę całego miejsca.

Premia za niebycie Fornalikiem

Zatrudnianie Włodarskiego z myślą, że Zagłębie spokojniej się utrzyma, bo Fornalik to nieudacznik, byłoby głupotą. Ani Fornalik nie jest nieudacznikiem, ani Włodarski gwarancją spokojnego utrzymania. Zatrudnianie Włodarskiego mogło mieć sens tylko przy przyznaniu, że Fornalikowa stabilizacja już wszystkim zbrzydła i teraz chcą ostrej jazdy bez trzymanki, nawet z założeniem, że można się przy niej przewrócić. Włodarskiego nie bierze się, by trochę poprawił wyniki i awansował z dziewiątego miejsca na ósme, ale, by w klubie nie został kamień na kamieniu. Ale wtedy nie bierze się go na pięć i pół miesiąca, z których półtora to przerwa zimowa.

Włodarski nikomu się nie kłaniał. W wywiadach nie oddawał Fornalikowi szacunku należnemu starszemu koledze po fachu, jak czyni wielu początkujących trenerów. Przeciwnie, sprawiał wrażenie, że wszystko chciałby robić inaczej niż on. Błyskawicznie zmienił ustawienie, nie patrząc, czy ma do niego wykonawców. O Damianie Dąbrowskim, jednym z liderów drużyny, powiedział na wstępie, że chciałby, aby „zerwał z łatką zawodnika grającego tylko wszerz” (co jest absurdem, bo regularnie od lat jest w ligowej czołówce zagrań do przodu). Upychał ofensywnych piłkarzy, gdzie tylko można. Przy ławce rezerwowych sprawiał buńczuczne, czasem aroganckie wrażenie, co czasem przenosiło się też na jego wypowiedzi. Wyglądał jak trener młodzieży, który przyszedł pokazać wreszcie wszystkim starszym kolegom po fachu, jak się prowadzi drużyny w Ekstraklasie.

Część kibiców i mediów szybko łyknęła tę narrację. Fornalik, przez swój zdawkowy sposób komunikacji, nie należy do najbardziej popularnych, w sensie lubianych trenerów. A w Zagłębiu wcześniej działo się tak niewiele, że sam sposób reagowania, samo niebycie Fornalikiem, już odbierano jako powiew świeżości. A gdy jeszcze osiemnastolatek przylutował w derbach bramkę przewrotką, wydawało się, że to wszystko jednak było takie proste. Wystarczyło zwolnić jednego trenera, zatrudnić innego, młodszego, z większą werwą i postrzeganie klubu się odmieniło. Bo wymianę ciosów z Pogonią Szczecin fajnie się oglądało, cóż z tego, że zakończyła się porażką. Bo odrabianie strat w dziesiątkę z Cracovią wyglądało heroicznie, cóż z tego, że był to jeden z nielicznych meczów w ostatnich miesiącach niezakończony porażką. Efekt nowej miotły przyniósł trenerowi sześć punktów w dwóch pierwszych meczach. A efekt świeżości roztoczył nad nim parasol ochronny do końca rundy jesiennej.

Zmniejszona liczba minut młodzieżowców

Wiosną narracja jednak się odmieniła. Klub niosący stawianie na młodych Polaków na sztandarach pozyskał trzech na razie nic niewnoszących obcokrajowców, z których dwóch dobija do trzydziestki. Klub, który miał zachwycać ofensywną grą, strzelił wiosną cztery gole w sześciu meczach. Trener, który miał stawiać na miejscową młodzież, wypromowanego przez poprzednika Igora Orlikowskiego, regularnie grającego jesienią, nie wpuścił wiosną na boisko ani na minutę. O ile u Fornalika na początku sezonu młodzieżowcy spędzali na boisku średnio 176 minut na mecz, o tyle u Włodarskiego wynik spadł do 168 minut. Wśród siedemnastu (!) najczęściej wybieranych przezeń piłkarzy, ledwie dwóch było młodzieżowcami. A przecież tendencja miała być zupełnie inna. Zwłaszcza gdy specjalista od pracy z młodzieżą zastępował trenera, o którym mówi się, że nie lubi stawiać na młodych. W połączeniu z fatalnymi wynikami, Włodarski z każdym tygodniem zdawał się tracić zwolenników.

To wszystko, podobnie jak we wrześniu, gdy zwalniano jego poprzednika, byłoby jednak za proste. Włodarskiego prędko zaczęła dosięgać ligowa proza życia. Jesień kończył, zmagając się z plagą kontuzji. Były momenty, w których musiał wystawiać weterana Arkadiusza Woźniaka jako podstawowego środkowego napastnika, czy odkurzyć Jarosława Jacha, walczącego od lat samemu ze sobą. Dobra gra czasem nie przekładała się na wyniki, a indywidualne wpadki niweczyły wysiłek drużyny. Proza ligowego życia. Patrząc na rezultaty, Zagłębie z każdym tygodniem Włodarskiego zagrzebywało się coraz głębiej. Patrząc jednak na ogólniejszy trend, dopiero niedawno zaczęło w niektórych aspektach iść w stronę, o której trener od początku mówił.

Jednym z elementów bardziej atrakcyjnej gry miał być pressing, który przez poprzednika stosowany był zachowawczo, bo wiąże się z ryzykiem. W pierwszych dziewięciu kolejkach sezonu wskaźnik PPDA (liczba podań, jakie rywal może wymienić, zanim zespół podejmie próbę odbioru) według Hudl StatsBomb wynosił dla Zagłębia 11. W drugiej części rundy jesiennej spadł do 10,36. W pierwszych meczach wiosny to już 9,25. Nawet jeśli ktoś nie zauważa gołym okiem, da się pokazać na twardych danych, że Miedziowi są bez piłki aktywniejsi. A to jeden z elementów, który wpływa na atrakcyjność gry.

Symptomy poprawy

Stwarzanie sytuacji i dopuszczanie do nich rywala też świadczy o poziomie gry i w dłuższym okresie zwykle przekłada się na wyniki. Za czasów Włodarskiego Zagłębie w siedmiu meczach tworzyło gorsze okazje niż rywal, a w ośmiu lepsze niż on. Co znamienne, wśród tych, w których przegrywało jakością kreowanych sytuacji, są wygrane z Radomiakiem i Górnikiem, po których doszukiwano się pierwszych efektów pracy Włodarskiego. Wśród tych, w których tworzyło lepsze okazje od rywala, są zaś te najświeższe, gdy powszechnie uznawano, że z Zagłębiem źle się dzieje. Wiosną jedynie przeciwko Pogoni Szczecin na inaugurację lubinianie przegrali z rywalem na gole oczekiwane.

Według wyliczeń EkstraStats.pl Zagłębie w rundzie jesiennej należało, pod względem poziomu gry, do najsłabszych drużyn w Ekstraklasie. W jego obecności na dole tabeli nie było ani grama przypadku. Znajdowało się dokładnie tam, gdzie miało być. Z tym że za cały okres pracy Włodarskiego pod względem bilansu goli oczekiwanych Zagłębie zajmuje już czternaste (a nie szesnaste jak za cały sezon) miejsce w lidze. Za wiosnę natomiast zajmuje ósme miejsce i jest na plusie. To znaczy średnio w meczu stwarza lepsze sytuacje niż rywal. Wyniki pozostały mniej więcej takie same, jak były, ale wcześniej były prostą konsekwencją słabej gry, a ostatnio już niekoniecznie. Gdy taka tendencja utrzymuje się w dłuższej perspektywie, przekłada się to na punkty. Tworzy to obraz trenera, który jesienią był chwalony na wyrost, za to zwolniony został wtedy, gdy pozytywne efekty jego pracy zaczynały się powoli przebijać.

Średnia krocząca dla bilansu goli oczekiwanych Zagłębia. Zielona linia przerywana oznacza sytuacje stwarzane przez Zagłębie, fioletowa przez jego rywali. Niebieska linia pionowa to moment zmiany trenera. Widać wyraźnie, że tendencja, jeśli chodzi o stwarzanie sytuacji i unikanie ich pod własną bramką, jest wzrostowa. Źródło: Hudl StatsBomb

Wyobrażałem sobie, że tego właśnie chcieli w Lubinie. Wystawiania na środku pomocy ofensywnych pomocników, upychania ofensywnych pomocników na wahadłach, wyższego pressingu i stwarzania lepszych sytuacji niż rywale. Do tego trenera, który po przegranej na Lechu powie, że na nią nie zasłużył, a strzelane gole będzie świętował wręcz ostentacyjnie. Gdyby wytrzymali ciśnienie, gdyby poczekali jeszcze moment na przełamanie… być może spadliby z ligi. To fakt. Nie da się tego wykluczyć. Ale gdyby nie spadli, gdyby wyszli z wirażu cało, mieli szanse zbudować lepsze Zagłębie.

Przypisując całą winę Włodarskiemu, jak wcześniej Fornalikowi, donikąd się nie dojdzie. Zagłębie raczej utrzyma się w lidze, ma w końcu trochę lepszych piłkarzy niż większość rywali, z którymi walczy. Ale za kilka miesięcy znajdzie się w tym samym punkcie. Nie wiedząc, co właściwie miałoby znaczyć w Ekstraklasie, którą drogą pójść i jaki futbol grać. Próba nadania Zagłębiu wyraźnych kształtów być może była zbyt brawurowa, być może podjęto ją w nieodpowiednim momencie, albo z niewłaściwym człowiekiem. Włodarskiego personalnie trudno mi żałować albo mu współczuć. Żałuję jednak Włodarskiego jako „idei”. Bo alternatywą jest jedynie Zagłębie o niewyraźnych kształtach, w którym każdy człowiek okazuje się niewłaściwy.

Czyli cmentarzysko trenerów.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

10 komentarzy

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama