Reklama

Prezes Jagiellonii: Po meczu z Legią pozostał niesmak. Teraz chcemy wygrać wszystko [WYWIAD]

Jakub Radomski

07 marca 2025, 11:18 • 11 min czytania 35 komentarzy

W tym klubie nie ma i nie będzie graczy przepłacanych – zapewnia nas Ziemowit Deptuła, prezes Jagiellonii Białystok. W rozmowie z Weszło mówi o wielkich ambicjach zespołu z Podlasia, który chce wygrać wszystko. Wraca do meczu z Legią, pełnego kontrowersji sędziowskich, i tłumaczy, dlaczego władze Jagiellonii zdecydowały się działać. Deptuła opowiada o swoich doświadczeniach z Lechii Gdańsk, chwaląc Paolo Urfera za wiedzę i znajomość rynku piłkarskiego. Prezes Jagiellonii tłumaczy nam też, który zagraniczny klub może stanowić wzór dla polskich drużyn. 

Prezes Jagiellonii: Po meczu z Legią pozostał niesmak. Teraz chcemy wygrać wszystko [WYWIAD]

Jakub Radomski: Jaki jest cel sportowy Jagiellonii w tym sezonie? 

Reklama

Ziemowit Deptuła, prezes Jagiellonii Białystok: Chcemy wygrać wszystko.

Ambitnie. Gdy przed pierwszym meczem w tym roku rozmawiałem z Leonem Flachem, waszym nowym zawodnikiem, powiedział, że liczy na pomyślną walkę o cztery trofea: ligę, Puchar Polski, Ligę Konferencji i Superpuchar Polski, o ile dojdzie w końcu do spotkania z Wisłą Kraków.

Pucharu Polski już nie wygramy.

Czujecie się pokrzywdzeni po tym, co stało się przy Łazienkowskiej?

Nie da się ukryć, że pewien niesmak pozostał. Ciężko jest stwierdzić, na ile te kontrowersyjne decyzje sędziów wpłynęły na wynik meczu, ale zdecydowaliśmy się działać. Napisaliśmy do Kolegium Sędziów PZPN oraz odpowiedniego organu UEFA z prośbą o wyjaśnienie czterech spornych sytuacji. Chodzi o to, żebyśmy wiedzieli na przyszłość, jak należy rozumieć przepisy. One się zmieniają i mam wrażenie, że nie zawsze opinia publiczna i nawet środowisko piłkarskie jest informowane o nowych wytycznych. Poza tym kontrowersji sędziowskich jest obecnie bardzo dużo. Wolę się skupiać na piłce, nie neguję decyzji arbitrów, ale chciałbym wiedzieć, dlaczego właśnie takie zostały podjęte.

Jakie to cztery sytuacje?

Wejście Pawła Wszołka w Oskara Pietuszewskiego, potencjalna ręka Ilji Szkuryna, potencjalna ręka naszego zawodnika, Cezarego Polaka, oraz wejście piłkarza Legii w Jesusa Imaza, które też było naszym zdaniem kontrowersyjne. W urzędach skarbowych czy sądach mamy wyższe instancje czy instytucje, które podają obowiązującą wykładnię prawa. Tutaj chcielibyśmy otrzymać coś podobnego.

Było o Pucharze Polski, a teraz przejdźmy do pozostałych rozgrywek.

Liga Konferencji to duże wyzwanie. W grze pozostało 16 bardzo dobrych zespołów, m. in. Betis, Fiorentina czy Chelsea. Wierzę, tym bardziej po pierwszym meczu, że przejdziemy Cercle Brugge, i nadal będziemy mogli kontynuować naszą przygodę w Europie. Wierzę też, że stać nas na obronę mistrzowskiego tytułu. Mamy bardzo dobry zespół i świetnego trenera.

Jesteście zadowoleni z zimowych transferów?

Przy okazji meczu z Cracovią rozmawiałem z naszym dyrektorem sportowym, Łukaszem Masłowskim. Zeszło na Enzo Ebosse’a. Zgodziliśmy się, że od razu widać po nim, że trafił do nas z bardzo silnej ligi, jaką jest Serie A. Norbert Wojtuszek wszedł w zasadzie od razu do składu i nie zawodzi. Nie potrzebował żadnego czasu na adaptację.

Ziemowit Deptuła (z lewej) i Łukasz Masłowski 

Patrzę na wasze ruchy i tak: bierzecie Flacha z Major League Soccer, który ma jakość i jest dobrą okazją transferową. Sięgacie po Ebosse’a z Udinese, gdy trzeba zabezpieczyć środek obrony. Pojawia się Edi Semedo, który zna ligę, bo był w Radomiaku, i może dać szybkość. Jest Wojtuszek – trochę niedoceniany piłkarz, który może być odkryciem rundy. A jednocześnie na skrzydle minuty zbiera 16-letni Oskar Pietuszewski. W jaką stronę długofalowo chce iść Jagiellonia, jeśli chodzi o budowanie składu?

Myślę, że to jest właśnie właściwy kierunek – sięganie po różnych zawodników, z zagranicy lub rodzimego podwórka, reagowanie na ubytki kadrowe. W tym klubie nie ma i nie będzie graczy przepłacanych. Jeżeli ktoś do nas trafił czy trafi w przyszłości, to nie dlatego, że dostanie dobry kontrakt, tylko – bo uwierzy we wspaniały projekt, jakim jest Jagiellonia Białystok. Na pieniądzach każdy potrafi budować drużynę. My patrzymy na piłkarzy nie tylko pod kątem ich umiejętności, ale również tego, jak bardzo pasują do sposobu gry Jagiellonii.

Nasi wychowankowie są dla nas równie ważni. Oskar Pietuszewski dostaje coraz więcej szans i pokazuje się z bardzo dobrej strony. Na obozie w Turcji było z nami kilku wychowanków. Młodzi zawodnicy z rezerw czy akademii będą stopniowo wprowadzani, ale ważne jest, by robić to w sposób przemyślany. Czasem nasi młodzi zawodnicy, żeby zdobywać doświadczenie będą udawać się na wypożyczenia, tak jak ma to miejsce w przypadku Miłosza Piekutowskiego, który ogrywa się aktualnie w Stali Stalowa Wola.

Płakał i rzucał czymś w szatni. Dziś jest nadzieją Jagiellonii

Jest pan prezesem Jagiellonii od początku tego roku. Wcześniej przez dwa miesiące obserwował pan z bliska pracę poprzednika, Wojciecha Pertkiewicza. Jaka była pana pierwsza myśl, gdy pojawiła się propozycja z Podlasia?

To była propozycja na zasadzie: „Porozmawiajmy”. Dopiero później, gdy rozmowy stawały się konkretne, zacząłem myśleć o tym na poważnie. Jestem zadaniowcem i uznałem to za kolejne zadanie do wykonania, a Jagiellonia od razu wydała mi się znakomitym miejscem. Przekonały mnie też osoby, które stoją za klubem: akcjonariusze, rada nadzorcza. Wiem, że będę mógł zrobić tutaj dużo fajnych rzeczy. W końcu pracuję w drużynie mistrza Polski, którego obecna sytuacja finansowa jest bardzo dobra. Tutaj akurat nie trzeba się zastanawiać, komu należy w najbliższym czasie zapłacić i skąd wziąć na to pieniądze.

W poprzednim klubie, którym pan zarządzał w 2023 roku – Lechii Gdańsk – było zupełnie inaczej.

Zgadza się. W Lechii największym problemem był właśnie brak pieniędzy. W dodatku przyszedłem tam w najtrudniejszym momencie. Końcówka sezonu, Lechia znajdowała się w strefie spadkowej. Chwilę przede mną pojawił się nowy trener (Hiszpan David Badia – przyp. red.). Musieliśmy przebudowywać zespół w bardzo trudnym momencie, kiedy wiedzieliśmy już, że się nie utrzymamy, a dodatkowo pojawiły się problemy z płynnością finansową, którą odczuwali zarówno zawodnicy, jak i pracownicy.

Kolejne problemy: niektóre spotkania mogły się nie odbyć, bo nie płacono ochronie, straży pożarnej czy karetkom pogotowia. Trwały negocjacje z miastem, ciągłe szukanie sponsorów. Dużo się działo, to był trudny czas, ale też szkoła życia. Dziś uważam, że udało mi się jakoś przez to przejść i klub później, już z nowym właścicielem, awansował do Ekstraklasy.

Jakie wrażenie zrobił na panu Paolo Urfer, gdy rozmawialiście pierwszy raz?

Poznałem go w zasadzie dzień przed oficjalnym ogłoszeniem, że zostaje prezesem. Na pewno zna się na zawodnikach, potrafi doskonale ocenić ich umiejętności albo zachowanie w danym momencie gry. Umie odpowiednio rozmawiać z agentami, bo sam pełnił kiedyś tę rolę, był też dyrektorem sportowym. Wie bardzo wiele o funkcjonowaniu rynku piłkarskiego.

Chwali go pan, ale faktem jest, że Lechia pod jego wodzą nie wywiązuje się z zobowiązań i jej mecz z Zagłębiem Lubin mógł nawet zakończyć się walkowerem, gdyby nie interweniowały władze Ekstraklasy, pożyczając Lechii pieniądze. Nie jest trochę tak, że taka sytuacja bardzo źle wpływa wizerunkowo na całe rozgrywki?

Ekstraklasa robi według mnie dobrą robotę, będąc nie tylko nad klubami, ale i występując jako podmiot, który pomaga drużynom w potrzebie. Dobrze, że i w tym przypadku tak się stało, choć szkoda, że zostało to przeciągnięte do tak późnego momentu i wydarzyło się już po utracie licencji przez Lechię, dlatego była burza w mediach. Można to było zrobić na spokojnie, dużo wcześniej i w zaplanowany sposób.

Wiem, że Ekstraklasa jest odpowiednio zabezpieczona, jeśli chodzi o tę pożyczkę. Uważam też, że Lechia Gdańsk to klub, który powinien grać w Ekstraklasie.

Mimo że nie płaci?

Wiadomo, że jej sytuacja finansowa nie jest zbyt dobra. Ale w najbliższym czasie prawdopodobnie wyjaśni się, czy dojdzie tam do zmiany właściciela, czy też obecny właściciel pozyska nowych sponsorów. Ta sytuacja na pewno nie może trwać w nieskończoność.

Wróćmy do Jagiellonii. Co pan chce zrobić w klubie?

Teraz głównym celem jest dla mnie budowa ośrodka akademii. Musimy stworzyć kompleks boisk i ośrodka treningowego, a do tego rozwijać naszą Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Sportowo klub wygląda bardzo dobrze, ale w kwestiach marketingowych i korporacyjnych jest sporo do poprawienia. Kiedy Jagiellonia sięgnęła po mistrzostwo Polski, trzeba było wskoczyć na totalnie inny poziom pod kątem sprzedaży, merchandisingu, czyli produktów, gadżetów, ale również jeśli chodzi o samo poukładanie organizacji. Od początku stycznia zatrudniliśmy w biurze kolejne dwie osoby. To pokazuje, że rozwijamy się, i dalej będziemy to robić. Planujemy też sporo nowych inicjatyw marketingowych. Chcę, żeby wszyscy stojący w Jagiellonii za drużyną, dojechali do poziomu, jaki ona prezentuje na boisku.

Prezes Deptuła i Afimico Pululu. Zdjęcie z obozu w Turcji 

Jak pan patrzy na kwestię frekwencji? Przy okazji np. spotkań w Lidze Konferencji była dyskusja, czy to nie jest słabe, że mistrz Polski, grający bardzo ładnie w piłkę, nie potrafi zapełnić swojego stadionu.

To bardzo proste – nie ma jeszcze mody na Jagiellonię Białystok. Ona dopiero się zaczyna. Potrzeba wielu lat, by dojść do takiego poziomu, żeby nasz stadion był zapełniany przy każdej możliwej okazji. Do tej pory na Jagiellonię przez lata chodzili najwytrwalsi fani. Każdy sukces, każda wygrana, krok po kroczku sprawiają, że coraz więcej osób chlubi się tym, że kibicuje naszej drużynie.

Niech pan spojrzy na ostatni mecz Ruchu Chorzów z Wisłą Kraków na Stadionie Śląskim. Na trybunach 53 tysiące ludzi. To pokazuje, że obie te drużyny mają rzesze kibiców wychowanych na dużych sukcesach. W Jagiellonii do tej pory takich osiągnięć nie było. Zespół wywalczył Puchar Polski, był drugi w lidze, ale dopiero teraz pierwszy raz zgarnął tytuł. Tu potrzeba czasu oraz powtarzalności.

Oczywiście my jako klub będziemy również robić wiele, by podsycać zainteresowanie Jagiellonią. Pamiętam Legię Warszawa z 2015 czy 2016 roku. Tam nie było wtedy różowo z frekwencją. Minęło 10 lat i zapełniają obiekt, co jest też efektem wielu udanych akcji marketingowych.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że uważa Ekstraklasę za niedoszacowaną. W jakich aspektach?

Chodzi np. o wartość klubów. Te liczby są stosunkowo niewielkie. Gdy jakiś zespół pozyskuje inwestora, to za niewielkie pieniądze, w porównaniu z tymi na Zachodzie, można u nas zbudować drużynę, która grałaby w europejskich pucharach i zarabiała pieniądze. W Polsce czasami można usłyszeć głosy wyśmiewające Ligę Konferencji. Że to jakaś trzecia liga europejska albo, nie wiem, Puchar Biedronki. Oczywiście, to są trzecie rangą rozgrywki, ale najważniejsze jest, że to świetna promocja polskiej piłki oraz naszych klubów za granicą. Po drugie – wyjazdy na mecze to duża nauka dla nas jako klubu. I po trzecie – aspekt finansowy. Granie w Lidze Konferencji to istotny zastrzyk gotówki. Dlatego bardzo bym chciał, by Jagiellonia w najbliższych latach za każdym razem występowała w europejskich rozgrywkach. To nam zapewni stabilizację finansową.

Wiele klubów w lidze boryka się z mniejszymi lub większymi problemami finansowymi. Te problemy klubów biorą się trochę stąd, że wszyscy chcą bardzo wysoko grać i zwyciężać, dlatego płacą za dużo za transfery albo przepłacają zawodników. Jednocześnie wpływy z tytułu praw telewizyjnych nie są aż tak duże, aby pozwalały na spokojne funkcjonowanie na arenie międzynarodowej. Rozmawiałem jakiś czas temu z Marcinem Animuckim, prezesem Ekstraklasy S.A. Powiedział, że dziś, aby grać w Lidze Mistrzów, trzeba mieć budżet rzędu 300 milionów złotych. W Polsce tylko Legia ociera się o taką wartość. Cała reszta drużyn nie jest w stanie dojść do podobnego pułapu.

Ciekawym przykładem jest Slavia. W Pradze przy stosunkowo niewielkiej inwestycji kapitału zagranicznego stworzono klub, który z powodzeniem grał co roku w europejskich rozgrywkach. To może być wzór, taki cel, przyświecający wszystkim zespołom Ekstraklasy.

Mówi pan o przepłacaniu zawodników. Co robi Jagiellonia, by nie iść tą drogą?

Dbamy o właściwy skauting. Będziemy chcieli rozwijać ten dział. Druga kwestia to odpowiednia polityka. Mamy w Jagiellonii ustawioną piramidę zarobków, jeżeli chodzi o drużynę piłkarską. Wiemy, ile maksymalnie możemy płacić naszym graczom. Jagiellonia nie oferuje specjalnie wysokiej podstawowej pensji, ale daje możliwości zarobienia dużych pieniędzy w postaci bonusów. Już poprzedni prezes działał w myśl zasady: „Zarób i daj zarobić innym”. Dyrektor Masłowski oraz ja zgadzamy się z takim podejściem. Jeśli klub ma określone przychody z miejsca w tabeli albo osiągnięcia danego szczebla rozgrywek europejskich, nie mam problemu z tym, żeby podzielić się wpływającymi pieniędzmi z tymi, którzy na boisku dali nam dobre wyniki. Myślę, że dobrze to u nas działa.

Pan grał w piłkę jako młody chłopak?

Tak, ale to był futbol podwórkowy. Gdy chodziłem do podstawówki, praktycznie codziennie po lekcjach szło się pograć w piłkę. Pamiętam trawniki, które były nimi tylko z nazwy, bo zostały przez nas powycierane do tego stopnia, że nie rosła już żadna trawa. Miło wspominam te czasy.

Wiem, że pochodzi pan z Białegostoku, jest absolwentem prawa i bezpośredni kontakt ze sportem miał już przed zostaniem prezesem Lechii. Działał pan w firmach, które sponsorowały kluby piłkarskie oraz działały przy Formule 1. Powie pan coś więcej o tych doświadczeniach?

Pracowałem w korporacjach. Pełniłem funkcje zarządcze w spółkach polskich i zagranicznych. Uczestniczyłem w ważnych fuzjach, m. in. w połączeniu Energizera i Wilkinson Sword w Polsce. Ze sportem natomiast jestem związany od prawie 10 lat. Pracowałem w firmie, która była sponsorem wielu klubów, organizacji sportowych, a także wydarzeń: m.in. Scuderia Toro Rosso oraz Grand Prix Austrii w Formule 1 i Moto GP. Robiliśmy bardzo dużo akcji marketingowych. To był czas, który pozwolił mi poznać, jak funkcjonują kluby oraz jak działa marketing sportowy. Wykorzystuję to dzisiaj.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

35 komentarzy

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama