Reklama

Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 stycznia 2025, 04:49 • 5 min czytania 4 komentarze

Zapomnieć, że pierwszy set w ogóle się odbył, a ocenić pozostałe dwa. Tak trzeba potraktować mecz Magdaleny Fręch w drugiej rundzie Australian Open. Jeśli bowiem wyrzucimy przegraną do zera pierwszą partię, to okaże się, że Polka zagrała świetne spotkanie, które ostatecznie wygrała. W dodatku od początku drugiej partii była zawodniczką zdecydowanie lepszą. Teraz poziom wyzwania się jednak podniesie, bo w III rundzie czeka na nią sklasyfikowana wyżej w rankingu WTA Mirra Andriejewa.

Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Magdalena Fręch rok temu w Australian Open zaszalała – doszła do IV rundy, notując wielkoszlemową życiówkę. Potem zaliczyła jeszcze kilka niezłych występów i choć na wiosnę nastąpił u niej lekki kryzys, to od lata odżyła i doszła do finału turnieju WTA 250 w Pradze (przegrała z Magdą Linette), a potem wygrała nawet – pierwszy w karierze – puchar w tourze. I to od razu turniej rangi 500, w Guadalajarze, wykorzystując w świetnym stylu słabszą niż zwykle obsadę takiej imprezy. Ale na sam koniec sezonu nieco spuściła z tonu, a i początek tego nie napawał przesadnym optymizmem.

Ale już mecz w I rundzie Australian Open tak. W niej Magdalena w dobrym stylu odprawiła bowiem będącą na fali Polinę Kudiermietową. I załatwiła sobie tym samym mecz z inną Rosjanką – Anną Blinkową.

Atuty Blinkowej? Przede wszystkim świetny, mocny forehand, którego siłę poznała Jelena Rybakina, gdy rok temu właśnie z Rosjanką odpadała z turnieju. Ale Anna to jedna z tych zawodniczek, które uderzyć mocno, owszem, potrafią, tyle że w jednej chwili są w stanie z precyzyjnej maszyny zmienić się w taką kompletnie rozregulowaną. A Fręch z tego typu rywalkami grać potrafi, jej tenis opiera się w dużej mierze na korzystaniu z tego, co “odda” przeciwniczka. Stąd byliśmy optymistami, ale wiedzieliśmy, że zlekceważyć Rosjanki nie można. Magda też zresztą musiała to wiedzieć. Ale zaczęła tak, jakby o tym zapomniała.

Na korcie w pierwszym secie królowała bowiem jedna tenisistka i była to Blinkowa. Nie tylko trafiała właściwie wszystkim, czym chciała, ale też momentami sprzyjało jej szczęście i piłki a to wpadały, zahaczając minimalnie o linię, a to pomogła siatka. Fręch niby nie grała źle, ale była spóźniona, odgrywała nieco za krótko i zostawiała rywalce pole do popisów. A ta z tego skrzętnie korzystała. I przy swoim podaniu, i przy serwisie Polki, którą przełamała raz, drugi, a potem trzeci. Magdzie z kolei nie udało się to ani razu, stąd pierwszą partię przegrała do zera.

Reklama

Czy nas to martwiło? W tamtym momencie bardzo. Fręch, owszem, z utrzymaniem podania miała problemy również w pierwszej rundzie, ale wtedy znakomicie poczynała sobie na returnie. Teraz ani w swoich gemach, ani w tych rywalki, nie grała najlepiej. Seta przegrała w ledwie 22 minuty.

Ale na drugą partię wyszła już inna Polka. I inna Rosjanka.

Fręch przede wszystkim mądrzej rozgrywała punkty. Nadal skupiała się na tym, by przebijać piłkę na drugą stronę i wyczekiwać błędów rywalki – choć gdy trzeba, potrafiła skutecznie zaatakować – ale robiła to w lepszym stylu. Piłki leciały bliżej linii końcowej, Polka dobrze zmieniała też kierunki i tempo zagrań. Blinkowa nie potrafiła sobie z tym poradzić i na tym etapie meczu popełniała błąd za błędem. Efekt był taki, że tym razem to ona została przełamana trzykrotnie, a sama breaka nie ugrała. Z 0:6 w pierwszym secie – z perspektywy Polki patrząc – zrobiło się więc 6:0 w drugim.

Obie tenisistki szybko wróciły więc do stanu równowagi, a o wszystkim rozstrzygnąć miała trzecia partia. Przed nią Rosjanka udała się do toalety, przerwa się wydłużyła. Zdarza się, że takie momenty źle wpływają na zawodniczkę, która zostaje na korcie (a Magda właśnie tam spędziła przerwę), ale Fręch wyraźnie nic sobie z tego nie zrobiła. Już na start decydującej partii przełamała rywalkę. Przy swoim serwisie była za to skuteczna mimo naporów Blinkowej (tu trzeba dodać, że ta być może byłaby w stanie Polkę przełamać, gdyby nie zepsuła kilku punktów w wyjątkowo spektakularny sposób), a w piątym gemie ponownie zaatakowała podanie Rosjanki i raz jeszcze skończyło się to przełamaniem.

Reklama

Więcej breaków już w tym meczu nie było. I choć Anna Blinkowa próbowała się nakręcać, krzycząc głośno po właściwie każdym wygranym przez siebie punkcie, to jednak niczego już nie zdziałała. Fręch wygrała decydującą partią i awansowała do III rundy.

W niej mało brakowało, a zmierzyłaby się z Moyuką Uchijimą, czyli pogromczynią Magdy Linette. O ile Polkę Japonka ograła jednak w super tie-breaku, tak tej nocy właśnie w tej decydującej rozgrywce Uchijima uległa Mirrze Andriejewej. Fręch zagra więc z trzecią z rzędu Rosjanką, ale będzie to wyzwanie najpoważniejsze. Andriejewa – mimo że na karku ma tylko 17 lat – jest notowana na 15. miejscu w rankingu WTA, o 11 pozycji wyżej od Magdy. Ale jeśli Polka chce co najmniej obronić punkty wywalczone w Australii przed rokiem, musi to spotkanie wygrać.

I oby tak się stało.

Magdalena Fręch – Anna Blinkowa 0:6, 6:0, 6:2 

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

4 komentarze

Loading...