Raków Częstochowa zremisował przed własną publicznością z Motorem Lublin (2:2) w ostatnim swoim meczu w tym roku. Trener Marek Papszun docenił na pomeczowej konferencji prasowej postawę przeciwnika, ale również pochwalił grę swojego zespołu, w której jego zdaniem brakowało dziś wyłącznie większej skuteczności pod bramką rywala.
Oceniając mecz z Motorem, szkoleniowiec Rakowa wskazał na dominację swojej drużyny, zwłaszcza w pierwszej części meczu. Wynik, jego zdaniem, był efektem niewykorzystania stworzonych okazji.
– Sam mecz był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Wszystko się zgadzało, oprócz wyniku. Liczbą szans można by obdzielić kilka innych spotkań w tej rundzie. Niestety, nie wygraliśmy. Do 22. minuty powinno być już po meczu, ale często tak jest w piłce. Mieliśmy jeden zły moment w niskiej obronie. Do momentu, kiedy straciliśmy bramkę, przeciwnik nie był w stanie nic zrobić. Porwaliśmy obronę niską, nad czym dużo też pracowaliśmy. Z tego był rzut rożny, nie zachowaliśmy się według swoich zasad i padła bramka. Podaliśmy rękę przeciwnikowi, ale dalej to my mieliśmy przewagę – zaczął Papszun.
– Druga połowa wyglądała inaczej, bo nie dominowaliśmy aż tak, jeśli chodzi o szanse bramkowe. Z piłką wyglądaliśmy dobrze, mieliśmy wysokie posiadanie i skuteczność podań. Daliśmy moment przeciwnikowi, gdzie miał szansę i trafił w słupek, a za chwilę strzelił bramkę po bardzo dobrych akcjach, które ma wypracowane i są one powtarzalne. Motor wykorzystał swoje momenty perfekcyjnie. Z trzech sytuacji zrobił dwie bramki, tyle co my z dziewięciu. Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do zespołu o skuteczność, takiej sytuacji nie było chyba przez całą rundę – zaznaczał.
– W szatni powiedziałem, że szkoda, że runda się kończy, bo dwa ostatnie mecze były dobre w naszym wykonaniu, choć straciliśmy w nich za dużo bramek. Taka jest piłka, że czasem tworzysz dużo sytuacji, a nie wygrywasz. Gratuluję Motorowi zdobycia jednego punktu, bo to wyczyn, żeby takiej drużynie jak Raków się przeciwstawić. To był wymagający rywal, który cały czas starał się nam przeszkadzać i na ile mógł być przy piłce, to był. Dziękuję kibicom i społeczności Rakowa za ten rok, również w imieniu Dawida i managmentu. Duże podziękowania dla Michała Świerczewskiego, który wkłada nie tylko duży kapitał, ale też poświęca też swój czas i energię. Myślałem, że już nie będzie miał więcej obowiązków, ale biznesowo sięga po więcej. Dalej ma jednak czas dla klubu i powinniśmy to mocno doceniać, bo to człowiek, dzięki któremu możemy spełniać swoje marzenia i być dumni z tej drużyny. Wierzę, że w tym sezonie również będziemy dumni – dodał.
W drugiej połowie mecz został na kilkanaście minut przerwany z powodu zadymienia boiska. Papszun nie był zadowolony z tak długiej przerwy w grze, choć nie uważa, że można nią uzasadniać wynik spotkania.
– Byłem mocno zły, bo dało to przeciwnikowi czas, żeby odpoczął. Plusem jest, że można przekazać uwagi, ale to nie jest najbardziej istotne, można do tego wykorzystać krótszą przerwę w grze. Ale przerwa była dla obu drużyn, absurdem byłoby zrzucać zrzucać na nią wynik – ocenił szkoleniowiec.
Brak meczów stwarza okazję do odpoczynku po trudach rundy. Marek Papszun skupia się jednak przede wszystkim na pracy.
– Jeszcze nie mam planów urlopowych, dopiero będę się zastanawiał. Ostatnie tygodnie były ciężkie, wiele się działo. Przede wszystkim były to prace związane z przygotowaniem do meczów, ale też transfery, zmiany w sztabie, podsumowania. Musiałem z wieloma pracownikami porozmawiać, żeby podsumować półroczne, a to wymaga dużo czasu. Dodatkowo wigilie klubowe i biznesowe, nie było czasu zastanawiać się nad urlopem. Kilka dni pewnie będzie, ale trudno mówić o urlopie, bo musimy dalej pracować. Trzeba przygotować okres przygotowawczy, transfery, zmiany w sztabie, zamknąć rundę i wyciągnąć wnioski. Jest, co robić. Ale to okres poza drużyną, więc trzeba złapać oddech – wyjaśnił trener Rakowa.
W drugiej połowie, przy stanie 2:1 dla Motoru, na boisku pojawił się Matej Rodin, który często brał udział w akcjach ofensywnych. Papszun wyjaśnił, jakie były powody tej zmiany i jak wpłynęła ona na grę zespołu.
– To wypadkowa przygotowania wariantów na wypadek, gdyby coś nie szło. Mamy przygotowane takie rozwiązania, które już się sprawdzały. Dlatego Mati wszedł, po bramce na 2:2 znowu się wycofał, później wchodził na stałe fragmenty. Raz graliśmy na czwórkę, raz na trójkę. Uważałem, że nie możemy się za mocno odkryć, bo jednak rywal też szukał swoich momentów. Motor lepiej zarządza meczem niż przy naszym pierwszym spotkaniu. To dojrzała drużyna. Dlatego nie poszliśmy va banque. Założenie przy zmianie Rodina było takie, żeby wygrać. Gdy było już 2:2, trzeba było tym umiejętnie zarządzić. Walczyć o wygraną, ale też uważać, że nie poszło to w drugą stronę. Dzisiaj było trudno, bo wypadło dwóch zawodników, którzy byli w świetnej dyspozycji. To trochę nas oszpeciło. Erik zszedł, a nie mieliśmy na ławce skrzydłowego, bo trzech było na boisku. Bergi, który grał bardzo dobry mecz też zszedł z urazem, to również nam nie pomogło. Ale takie sytuacje się zdarzają i trzeba tym zarządzić. Cieszę się, że chłopaki z tego wyszli i nie przegraliśmy tego spotkania – podsumował trener.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Najgorszy mecz w karierze Iviego Lopeza
- Widzew uratował sobie święta
- Znęcał się nad partnerką, ale nadal szkoli sędziów
- Rutkowski: Wytypowaliśmy zawodników, których chcemy sprowadzić zimą
Fot. Newspix