Śląsk Wrocław dołączył dziś do elitarnego grona klubów, które nie potrafiły strzelić gola Lechii Gdańsk (są w nim jeszcze Korona i Radomiak) oraz jednocześnie do grona tych ekip, które przegrały z nią mecz (czyli do Górnika i znów Radomiaka). Na koniec jesiennego grania dostaliśmy „hitowe” starcie na dnie tabeli o niezwykle prestiżową stawkę – status największych gamoni pierwszej części sezonu. Ten jakże ważny tytuł ląduje do zawodników Śląska Wrocław. Wielkie gratulacje!
Wyznaczyliście standardy beznadziei. Kibice piłkarscy mogą teraz stopniować: zły, bardzo zły, najgorszy, Śląsk Wrocław. Startowaliście do tego sezonu jako wicemistrz, a wyglądaliście jak zaskoczony rzeczywistością bemianimek. Dziś byliście tak żałosną drużyną, że nawet Pllana i Olsson wyglądali na waszym tle jak poważni obrońcy, Carenko przypominał młodego de Jonga, Żelizko grał jak Busquets, a Sezonienko…
No, akurat Sezonienko był Sezonienką.
Śląsk wymyślił, że zwolnienie Jacka Magiery okaże się panaceum na wszelkie kłopoty. Problem w tym, że wciąż nie dowiedział się, co dalej. Halo, Wrocław! Samo pożegnanie szkoleniowca niczego nie zmieni, jeśli nie znajdziecie na jego miejsce nikogo innego. Przy zmianach trenerów najwięcej kontrowersji wywołują ZWOLNIENIA, ale tak naprawdę chodzi w nich o ZATRUDNIANIE. Rozumiemy jednak, że na Dolnym Śląsku mogli o tym zapomnieć, bo przecież latem…
- pożegnali Erika Exposito i nie mieli pomysłu, co dalej;
- pożegnali Patricka Olsena i nie mieli pomysłu, co dalej;
- pożegnali Nahuela Leivę i nie mieli pomysłu, co dalej…
My wam powiemy co dalej – ZATRUDNIJCIE TRENERA, bo w zmianach kadrowych chodzi o to, żeby starych pracowników (gorszych) zastępować nowymi (lepszymi). Zobaczcie – kilka dni temu Lechia przedstawiła nowego szkoleniowca i dzisiaj wygrała mecz. To naprawdę działa. Warto mieć na ławce trenerskiej fachowca.
Warto też mieć poważnych ludzi na boisku, bo dzisiaj roiło się od parodystów. Największym z nich był Jasper, urodzony w Anglii Bułgar z nigeryjskimi korzeniami, który – na swoje nieszczęście – wykazywał się ponadprzeciętną aktywnością. Gdyby jakoś się schował, jak na przykład próbował to robić Baluta, może w głowach kibiców zostałyby inne obrazy. Niestety – bardzo mu się chciało i bardzo nie potrafił. Podawał do nikogo, strzelał w niebo, wprowadzał zamieszanie pod swoją bramką. Najbardziej skompromitował się wtedy, gdy przez pół boiska biegł w sytuacji sam na sam i kopnął prosto w bramkarza.
Baluta wygląda jak piłkarski trup. Być może dlatego, że jest piłkarskim trupem, ale dajmy mu czas, jest jeszcze tyle kolejek, w końcu zagra chociaż poprawne zawody. Żukowski na szpicy to jakaś aberracja. Nie wiemy, co muszą czuć Musiolik i Świerczok w związku z faktem, że na ławie sadza ich gość mający zero bramek w tym sezonie (!), który nie jest nawet napastnikiem (!). Kiedy dziś w pierwszych minutach meczu stanął oko w oko z Sarnawskim, namyślał się tak długo, że Olsson zdążył wybić mu piłkę spod nóg. Inna sprawa, że Musiolik, który pojawił się jeszcze przed przerwą, też niczego nie wymyślił.
W Lechii do tego poziomu dostosował się tylko Kacper Sezonienko, dla którego nie ma już żadnej przyszłości w Ekstraklasie. Napastnik, 68 meczów, jeden gol… Chyba nie musimy już niczego dodawać. Dzisiaj nawet stojąc wprost bramki jakieś sześć metrów od niej, nie mając przy tym presji obrońców, nie potrafił strzelić gola. Jak biegł pół boiska na skrzydle i miał w polu karnym dwóch kolegów, to przerzucił całe boisko w poprzek, by piłka wyszła na aut.
Ale nie znęcajmy się nad Sezonienką, bo Lechia wyglądała dziś naprawdę sensownie. I sami nie wierzymy, że możemy coś takiego napisać. Przy akcji bramkowej zobaczyliśmy sporo jakości – Piła ośmieszył Bejgera na skrzydle (chyba wiemy, czemu Magiera na niego nie stawiał…), Wjunnyk wykonał w szesnastce ruch jak rasowy napasnik, a obrona Śląska stała i patrzyła.
To nie tak, że gdańszczanom wyszła jedna akcja – przez cały mecz atakowali i byli w tych atakach znacznie bardziej przekonujący niż rywal. Mógł podobać się Chłań, któremu chciało się tak jak Jasperowi – z tą różnicą, że Ukrainiec akurat potrafi – w środku pola rządził Żelizko, obrońcy obyli się bez gaf, coś ekstra dołożył bramkarz. Za wcześnie o wnioski, że z tej zbieraniny piłkarzy może coś jeszcze być, ale niewątpliwie lechiści będą mogli mówić sobie do lustra przez całą przerwę świąteczną: byliśmy słabi, ale nie najgorsi.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Górnik jest coraz piękniejszy, Lech ma już dość grania w tym roku
- Znęcał się nad partnerką, ale nadal szkoli sędziów
- Rutkowski: Wytypowaliśmy zawodników, których chcemy sprowadzić zimą
Fot. newspix.pl