Co za występ skoczków spod flagi w biało-czerwonych barwach, świat może zazdrościć takiej dominacji! Zapewne w ten sposób relacje z dzisiejszego konkursu Pucharu Świata w Lillehammer rozpoczynają austriackie portale sportowe. Skoczkowie z kraju Mozarta od początku sezonu pokazują bowiem, że są szalenie mocni. Jan Hoerl wygrał, a czterech jego rodaków znalazło się w pierwszej dziesiątce konkursu. Jako polski portal, mamy jednak zgoła inne odczucia. Nasi rodacy kolejny raz byli bowiem tylko tłem dla najmocniejszych zawodników. Do drugiej serii zakwalifikowało się trzech Polaków. I wszyscy skończyli w trzeciej dziesiątce konkursu.
RANO POLACY BEZ SZAŁU
Kwalifikacje do drugiego w tym sezonie konkursu Pucharu Świata nie przyniosły tylu emocji, co wczorajsze skoki eliminacyjne. Trudno się temu dziwić, bo jednak nie co serię zdarza się, by któryś zawodnik został zepchnięty z belki startowej. A to właśnie miało miejsce w przypadku Kristoffera Eriksena Sundala. Tylko swojemu kunsztowi Norweg może zawdzięczać, że po takim zdarzeniu oddał świetny skok.
🗣️ “TO JEST COŚ NIEWIARYGODNEGO” ❗️
🗣️ “JEST KOZAKIEM” ❗️Kristoffer Eriksen Sundal został 𝐙𝐄𝐏𝐂𝐇𝐍𝐈𝐄̨𝐓𝐘 z belki i wylądował na 135 metrze. To jest niecodzienna sytuacja! 😮#skijumpingfamily #Lillehammer pic.twitter.com/P7EMrcRY7L
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) November 23, 2024
Jak jednak wspomnieliśmy, dziś takich ekscesów nie było. Co nie znaczy, że nie obyło się bez żadnych problemów. Po południu w Lillehammer przewidywano pogorszenie się warunków atmosferycznych, dlatego kwalifikacje przeniesiono na godzinę 9:30. W nich najlepszy okazał się Jan Hoerl przed Sundalem, a także swoim rodakiem – Danielem Tschofenigiem. Polacy spisali się bez szału, ale też nie zaliczyli żadnej wpadki. Cała piątka Biało-Czerwonych awansowała do zaplanowanego na godzinę 16:00 konkursu. Najlepszy skok oddał Dawid Kubacki (128,5 metra), który uplasował go na 15. miejscu.
ORŁY NISKO LATAJĄ
W porównaniu do wczorajszej aury, dziś na skoczni w istocie panowała zimowa aura, a z nieba padał gęsty śnieg. Na całe szczęście Borek Sedlak zakomunikował dyrektorowi Pucharu Świata Sandro Pertile, że chociaż opady śniegu były spore, to przynajmniej na skoczni nie wieje, więc można skakać.
Jaki był więc problem ze śniegiem podczas rozgrywania – jakby nie patrzeć – zimowego sportu, którym są skoki narciarskie? Ano taki, że tory najazdowe były mocno zasypane. To powodowało niższe prędkości osiągane przez skoczków, a to z kolei wpływało na to, że osiągane przez nich odległości były krótsze. Jednak takie warunki nie mogą być usprawiedliwieniem na próbę Macieja Kota, który zaliczył zaledwie 102,5 metra. To był dramatyczny skok doświadczonego Polaka, po którym pozostawało mieć nadzieję, że reszta naszych orłów będzie latać dalej.
Lepiej poszło Kamilowi Stochowi. 37-latek uzyskał 118,5 metra i z notą 102,3 punktu musiał na dole obserwować to, jak poradzą sobie rywale. Ci jednak wcale nie skakali wyśmienicie, bo nie radzili sobie z ciężkimi warunkami. Tym sposobem kolejni skoczkowie lądowali bliżej od naszego trzykrotnego mistrza olimpijskiego, a Stoch z takim wynikiem zdołał awansować do drugiej serii. Haczyk tkwił w tym, że we wspomnianej grupie znajdował się także Dawid Kubacki. Skoczek z Nowego Targu uzyskał 115 metrów i 94,3 punktu. I tyle go widzieli w dzisiejszym konkursie.
Nastroje polskich fanów nieco bardziej poprawił skok Aleksandra Zniszczoła (126,5 m i 115,2 pkt). W ciężkich warunkach poradził sobie też Paweł Wąsek. 25-latek wylądował metr krócej od Olka i po pierwszej serii znalazł się zaraz za kolegą z kadry.
Ostatecznie więc z pięciu Polaków w konkursie, do drugiej serii awansowało trzech. I wszyscy znajdowali się w trzeciej dziesiątce zawodów. No słabizna, nie ma co ukrywać. Finałowa seria nie przyniosła tu żadnego przełomu. Stoch skoczył metr dalej, ale za to Wąsek i Zniszczoł – krócej niż w swoich pierwszych skokach. Wszystko ułożyło się tak, że Paweł w zawodach zajął 23. miejsce, Aleksander był 25., a Kamil – 28.
Polscy kibice więcej skoków swoich rodaków już w ten weekend nie zobaczą 🇵🇱#skijumpingfamily #Lillehammer pic.twitter.com/ffDU7cBV70
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) November 24, 2024
Innymi słowy, Polacy w drugim konkursie – i w ogóle podczas pierwszego weekendu Pucharu Świata – stanowili tło dla najlepszych skoczków w stawce, walczących o zwycięstwo. No dramat. Wszystko zapowiada się więc na to, że na początku roku ponownie będziemy musieli trochę poczekać na wielką formę Biało-Czerwonych. I zastanawiać się, czy odpalą w okolicach konkursu w Wiśle, Engelbergu, czy może dopiero podczas Turnieju Czterech Skoczni.
NA GÓRZE BEZ ZMIAN
Jak już napisaliśmy, Biało-Czerwoni nie włączyli się do walki o zwycięstwo w niedzielnych zawodach. Choć w zasadzie, to tak zrobili, bo przecież hehe, barwy trzech najlepszych skoczków po pierwszej serii się zgadzały!
Dobra, obiecujemy, że już nie będziemy katować was tym żartem przynajmniej do końca tego miesiąca. Oczywiście, że chodzi o Austriaków, którzy na półmetku rywalizacji zajmowali całe podium. Stawce przewodził bowiem Stefan Kraft (141,4 pkt), przed Janem Hoerlem (140,8 pkt) i Danielem Tschofenigiem (139,9 pkt). Austriackie trio naciskał Pius Paschke, a niespodziewanie wysoko znajdowali się też Gregor Deschwanden i Tate Franz. Taki to znak czasów, że skoczkowie reprezentacji z Wielkiej Szóstki gremialnie znaleźli się w dole stawki, a 19-latek z USA po cichu mógł liczyć na to, że stanie na podium.
Ostatecznie Franz musiał obejść się smakiem, ale i tak ma powody do zadowolenia, bo znalazł się w czołowej dziesiątce. Młodzian nie poradził sobie z presją… w przeciwieństwie do Dechwandena, który skoczył 132 metry. Po próbie Szwajcara ręce mogły składać się do oklasków, ale chwilę później aż 136 metrów huknął Pius Paschke! Tym samym 34-latek z Niemiec ponownie mógł zgarnąć austriackiej koalicji zwycięstwo sprzed nosa. Dokładnie tak, jak uczynił to wczoraj.
Dziś do podobnego scenariuszajednak nie doszło. Wprawdzie Paschke wyprzedził Tschofeniga (135 m) i Krafta (133,5 m). Jednak z zadania w austriackiej ekipie znakomicie wywiązał się Jan Hoerl, który poszybował aż na 139,5 metra! Choć dokonał tego bez ładnego lądowania, co nie przeszkodziło jury obdarzyć do notami po 18,5.
W każdym razie, nie zmienia to faktu, że Austriacy od początku sezonu pokazują ogromną moc. Dziś dwóch z nich stanęło na podium zawodów. A pięciu znalazło się w czołowej dziesiątce turnieju. I nic nie zapowiada tego, by w kolejnych konkursach austriacka dominacja została przerwana.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o skokach narciarskich: