Pora na kolejny maraton z Ekstraklasą. Nie będziemy was oszukiwać – na dzisiejszej trasie nie brakuje zakrętów, dziur i innych przeszkód. Już pierwszy odcinek – mecz Górnika Łęczna z Podbeskidziem – może być ciężki do przebrnięcia. Później jest już jakby z górki, ale mecze Cracovii z Ruchem i Lecha z Górnikiem Zabrze też mogą sprawić problemy.
Wybaczcie negatywny ton, ale nie mamy zamiaru pudrować rzeczywistości. Oczywiście może być dziś w Ekstraklasie również całkiem zabawnie, więc mimo wszystko – zachęcamy do:
a) udziału w tym maratonie,
b) rozgrzewki, a za taką uznać należy przeczytanie naszej zapowiedzi.
Czy Górnik ustrzeli klasycznego “hat-tricka”?
W porównaniu z większością klubów Ekstraklasy Górnik Łęczna to jeszcze podlotek, ale swoje 36. urodziny chce uczcić hucznie. Będzie poczęstunek, będą zniżki na bilety, a kto wie – może i fajerwerki pójdą w ruch. Jednak najważniejszym punktem programu ma być mecz i trzecia ligowa wygrana podopiecznych Jurija Szatałowa z rzędu. Taka seria Górnikowi od momentu powrotu do Ekstraklasy zdarzyła się tylko raz, i to w dodatku z przerwą pomiędzy sezonami. A jeśli chodzi o “klasyczny hat-trick”, czyli trzy triumfy tydzień po tygodniu, to niestety – ostatni raz fani poczuli, jak przyjemne to uczucie, jeszcze w pierwszej lidze.
Już w czasach Ekstraklasy to trzecie podejście. Poprzednie dwa zakończyły się porażkami – po ograniu Pogoni i Cracovii, Górnik przegrał w Jagiellonią, a po zwycięstwach z Ruchem i Górnikiem Zabrze na początku tego sezonu, lepsza okazała się Legia.
Ale Podbeskidzie to inna para kaloszy, więc jesteśmy dobrej myśli.
Czy Podoliński zmieni system?
Mówisz: “3-5-2”, myślisz: “Podoliński”.
System ten w naszej piłce był na tyle rzadkim zjawiskiem, że młody trener stosujący go regularnie w Dolcanie Ząbki (z powodzeniem) i później w Cracovii (bez powodzenia), stał się kimś w rodzaju ambasadora marki. Czy w Podbeskidziu pozostanie jej wierny?
Naszym zdaniem: nie, przynajmniej na razie. System jest na tyle wymagający, a potencjalni wykonawcy na tyle mizerni, że wprowadzanie go w tym momencie można by porównać do wycieczki pod stadion Legii w dniu meczu w celu śpiewania pieśni pochwalnych Polonii. Klasyczne proszenie się o wpierdol.
Wiele wskazuje natomiast na to, że wraz z przyjściem nowego trenera, rolę lidera defensywy stracił Krystian Nowak. Czyli Podoliński pracę domową odrobił.
Czy Cracovia znów gra bez obrony?
Zaczniemy od pewnej szokującej statystyki.
– Cracovia w trzech ostatnich meczach ligowych: 8 goli straconych.
– Cracovia we wcześniejszych piętnastu (!) meczach ligowych za kadencji Zielińskiego: 8 goli straconych.
Oznacza ona oczywiście problemy. Metamorfoza drużyny pod wodzą Jacka Zielińskiego to nie tylko świetna gra na wyjazdach, widowiskowe mecze w wykonaniu piłkarzy ofensywnych, ale przede wszystkim poprawa tego, co najbardziej szwankowało za Podolińskiego, czyli formacji obronnej. Teraz wyraźnie z tonu spuścił Sretenović, Wójcicki jest kontuzjowany, a pod dużym znakiem zapytania stoi występ Wołąkiewicza…
Sami już nie wiemy, czy ta ostatnia wiadomość jest dobra czy może zła dla Ruchu Chorzów.
Kto jest słabszy – Koj czy Cichocki?
Ruch Chorzów przed sezonem musiał rozwiązać wiele problemów personalnych związanych z odejściem graczy pierwszego składu. O ile Starzyńskiego, godnie zastąpił Lipski, o ile za Babiarza przyzwoicie gra Urbańczyk (mniej przyzwoicie – Iwański), o ile w ataku po odejściu Kuświka, nieźle wyglądał Visnakovs, a teraz Stępiński, o tyle w obronie powstała wielka dziura. Helik niezdolny gry, Malinowski pożegnany i Waldemar Fornalik musi wybierać pomiędzy Michałem Kojem a Mateusz Cichockim.
Czyli między dżumą a cholerą. Pierwszy ma u nas średnią not 3.40, drugi – 3.00. Obaj już zdążyli zawalić swoje. Łącznie zaliczyli może jeden przyzwoity występ. Nie zazdrościmy. Nie rozstrzygniemy też kwestii, który jest słabszy – dla obu poziom Ekstraklasy to chyba za wysokie progi.
Czy Lech w końcu wygra?
Nie mamy zamiaru się przesadnie rozpisywać. Tak, wygra. Dostaliśmy cynk od zaprzyjaźnionych wróżbitów. Przełamania w meczu z Ruchem nie można nazwać “wielkim”, ale jednak nastąpiło. Dziś też nie będzie szampana, spodziewamy się raczej innych cieczy – krwi, potu i łez, ale trzy punkty zostaną w Poznaniu. Jeśli nie z Górnikiem, który co prawda ostatnio w końcu wygrał, ale wciąż wygląda blado, to do cholery z kim?
Naprawdę, już nawet nie chce nam się żartować z poznaniaków. Taki mistrz to też wstyd dla całej ligi, chyba najwyższa pora, by pewne rzeczy wróciły na swoje miejsce.
Ile razy komentatorzy, dziennikarze, kibice wspomną dziś o pamiętnym meczu?
Oj, wiele. To będzie motyw przewodni szydery, więc… przeżyjmy to jeszcze raz.