Przed meczem wydawało się, że jest jakieś sto sposobów na lepsze popołudnie niż oglądanie Motoru z Puszczą: wyjazd nad jezioro, spacer, zakupy, remont, no, umieścilibyśmy w takim rankingu to spotkanie dość nisko, może przed czyszczeniem filtra w zmywarce, ale już za wyniesieniem śmieci. I cóż, piłkarze jeszcze w pierwszej połowie chcieli udowodnić, że wcale nie, takie założenia są niesprawiedliwe, ale już po przerwie zgodnie stwierdzili: faktycznie, lepiej było naprawiać kran.
Druga część gry – sorry – “gry”: skrajny paździerz. Działo się tak mało, że głównym dostawcą emocji stała się sytuacja, kiedy piłkarze byli o krok, żeby pobić się w polu karnym. Innych rozrywek dla widzów nie stwierdzono, chyba że ktoś liczył w myślach złe wybory Ceglarza, wtedy rzeczywiście miał co robić.
Szkoda, że to się tak potoczyło, bo pierwsze 45 minut – mimo braku goli – było jakkolwiek obiecujące. Bramki zresztą paść powinny, ale albo Brkić obronił sam na sam, albo Wolski pomylił się minimalnie i trafił w słupek, albo trafienie cofał VAR.
Przy tej ostatniej historii kamień z serca spadł bramkarzowi Motoru, gdyż choć bronił dobrze, to wtedy odcięło mu prąd- wypluł prostą piłkę przed siebie i dostał dobitkę od Stępnia, ale ostatecznie stwierdzono, że ten był minimalnie wychylony za obrońców (a jeszcze można było uznać, że drugi piłkarz ze spalonego zasłania widok Brkiciowi).
Chorwat odetchnął, ale mieliśmy prawo myśleć: i tak czy siak coś tu dzisiaj dla kogoś wpadnie. No niestety…
Dlaczego tak się stało? No choćby dlatego, że kontry Motoru były fatalne, bardziej wyglądały jak konkurs na najgorszą decyzję, a nie na próby strzelenia gola. Ceglarz może wypuścić Ndiaye sam na sam, to kopie w obrońcę. Albo próbuje lobować z połowy. Stolarski ma kolegę do zaproszenia w szesnastkę na czystą sytuację, to pcha się między wszystkich rywali i owszem, zarabia rzut wolny, ale potem Ceglarz bierze piłkę i kopie nad poprzeczką.
Zresztą, jak widać po mnogości nazwiska Ceglarza w tym tekście, to on był głównym złoczyńcą tego spotkania. Bardzo dużo chciał zrobić w tym spotkaniu, ale absolutnie nic mu nie wychodziło. Fajny był też jego strzał z dystansu – komentator pochwalił go za decyzję, natomiast jeśli uderzenie z 30 metrów pod kryciem jest dobrą decyzją, to potem mamy takie mecze, a nie inne.
Nie pomagała też Puszcza, która jeśli chodzi o swoje stałe fragmenty gry kompletnie zawiodła. Dziś nie było w tych zawodnikach wiary, że coś może im wpaść, potrafili też swoje rzuty wolne wykonywać bez przygotowania, co jest przecież do nich niepodobne. W porównaniu do zeszłego tygodnia, kiedy ekipa Tułacza rozbiła innego beniaminka: przepaść poziomów.
Coś jak frajda z tego meczu kontra frajda z wizyty u dentysty. Przepaść. Na korzyść dentysty.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Ukraina w pucharach mało kogo obchodzi. Europa przyjeżdża do Polski na puste stadiony
- Dziki Kołobrzeg S05E01. Czasem słońce, czasem deszcz [REPORTAŻ]
- Polska dla Polaków, Ameyaw jest Polakiem
Fot. Newspix