Górnikowi Zabrze chyba jednak nie po drodze z europejskimi pucharami. Otworzyła się naprawdę duża szansa, po wysokiej wygranej z ŁKS-em wszystko zapowiadało się super z perspektywy drużyny z Roosevelta, ale w ostatnich trzech spotkaniach zdobyła ona zaledwie dwa punkty. W dużej mierze na własne życzenie.
Przed tygodniem zwycięstwo Górnikowi w ostatniej akcji zabrał Łukasz Wolsztyński, czyli w tamtych rejonach swój chłop. Dziś z pełnej puli nie pozwolił cieszyć się Jakub Bartosz, który głową zapewne piękniejszego gola w życiu już nie strzeli. A mecz z Puszczą zdawał się układać obiecująco…
Górnik Zabrze – Puszcza Niepołomice 1:1. Głupia czerwona kartka Pacheco
Górnik potrzebował kwadransa na rozkręcenie się, ale potem zaczął kręcić obroną beniaminka i mógł żałować kilku zmarnowanych szans. Aż tu nagle Dani Pacheco, który nieco wcześniej kapitalnie otworzył akcję do Podolskiego, zagrzał się jak junior i przedwcześnie wyleciał pod prysznic.
Wykluczenie Hiszpana nie jest kontrowersją. Były pomocnik Liverpoolu podpalił się w stykowym starciu w środku pola i na wślizgu uniesioną nogą trafił Wojciecha Hajdę. Ten trochę od siebie dołożył – można było odnieść wrażenie, że kość pękła, a zaraz potem grał jakby nigdy nic – ale tak czy siak Pacheco przesadził i musiał ponieść konsekwencje.
Hajda od tego momentu, mimo że przecież do dorosłego grania wchodził w Górniku i z niektórymi z dzisiejszych rywali dzielił szatnię, znajdował się na cenzurowanym wśród zawodników gospodarzy. Szczególnie u Podolskiego, który kilka razy słownie go zaczepiał, a raz nawet odepchnął, za co jednak ani razu nie doczekał się kary w postaci kartki. Tutaj sędzia Arys mógłby być bardziej zdecydowany i jednym “żółtkiem” ukrócić chęć do dalszych konfrontacji. W każdym razie, podopieczni Jana Urbana mieli jednego mniej i musieli sobie jakoś poradzić.
Nieskuteczny Kapralik
Taki obrót spraw wywołał efekt zupełnie inny, niż powinien wywołać na pierwszy rzut oka. Puszcza, która w podstawowym składzie wystawiła sześciu nominalnych obrońców i chciała przede wszystkim zaryglować dostęp do własnej bramki, nagle została zmuszona do rozgrywania i przejęcia inicjatywy. Delikatnie mówiąc, nie za bardzo wiedziała, jak się w takiej rzeczywistości odnaleźć. Bardzo długo jedyne zagrożenie z akcji stworzyła jeszcze przy grze 11 na 11, gdy zastępujący wykartkowanego Kamila Zapolnika Maciej Firlej uciekł stoperom, wpadł w pole karne i w ostatniej chwili został zablokowany przez Damiana Rasaka. Później, jeśli już cokolwiek działo się pod bramką Daniela Bielicy, to i tak po stałych fragmentach.
Górnikowi, paradoksalnie, nowy układ pewne rzeczy ułatwił. Piłkarze Urbana mogli się cofnąć i szukać kontr z wykorzystaniem Ennaliego lub Kapralika. W efekcie sytuacji pojawiło się więcej niż wcześniej. Akcja bramkowa to raptem dwa przytomne podania w środku i wygrana walka o pozycję Kapralika z Kojem. Słowak mógł tego dnia spokojnie skompletować hat-tricka, ale poprzestał na tym jednym trafieniu.
Główka życia Bartosza
Ta nieskuteczność w końcu się zemściła. Wielominutowa przerwa spowodowana zadymieniem z rac sprawiła, że Górnik chyba stracił rytm, a Puszcza wreszcie zaczęła tworzyć konkrety z gry. Lee zepsuł kontrę w przewadze, a Janża bohaterskim wślizgiem zdołał zablokować Firleja. Celebrował tę interwencję prawie jak gola, ale był z tego rzut rożny, po którym Bartosz z niezwykle trudnej pozycji idealnie trafił przy słupku. Jak trwoga w Niepołomicach, to są stałe fragmenty.
Górnik i tak spokojnie mógł wygrać, ale Oliwier Zych rzucił wyzwanie Mateuszowi Kochalskiemu w temacie bohatera piątku. Do wygranego pojedynku z Kapralikiem dołożył bezcenne interwencje po woleju Janży i mocnym uderzeniu Siplaka, utrzymując Puszczę przy życiu.
Na koniec siły się wyrównały, bo Thiago zgłupiał i dwukrotnie zdzielił faulującego go na żółtą kartkę Janżę. Brazylijczyka zapewne czeka nieprzyjemna rozmowa wychowawcza z Tomaszem Tułaczem.
Ten remis cieszyć nie może nikogo. Górnik znacznie oddalił się od pucharów, natomiast Puszcza nie wycisnęła maksimum z gry w przewadze i dziś nie zapewniła sobie utrzymania. Pięć punktów przewagi nad Koroną Kielce to pokaźna zaliczka, jednak jeszcze nie pozwala na spokojny sen. W piątkowy wieczór w Zabrzu mamy same kwaśne miny.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Kochalski udowadnia, że jest najlepszym bramkarzem sezonu
- Jeden agent, jeden sezon i osiem transferów do Stali Mielec. Mogło wyglądać źle, ale wypaliło
- Po sezonie uważajcie na prezesów, którzy będą nawijać makaron na uszy
- Radomiak prosi miasto o pomoc. „Sytuacja grozi utratą płynności finansowej”
Fot. Newspix