Reklama

ŁKS ma już dość tej ekstraklasowej imprezy i chciałby wracać do domu

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

10 maja 2024, 19:53 • 2 min czytania 47 komentarzy

Czy można spędzić lepiej piątkowe popołudnie, niż oglądając spotkanie Piasta Gliwice, który o nic nie gra, bo nie ucieknie już ze środka tabeli z ŁKS-em, który też o nic nie gra? Oczywiście, że tak. Natomiast jeśli ktoś na to spotkanie się nie śpieszył – nie było powodu – i zasiadł dopiero na drugą połowę, może uznać, że przeżył miłe chwile. No, chyba że jest z Łodzi.

ŁKS ma już dość tej ekstraklasowej imprezy i chciałby wracać do domu

Dlaczego tak – ponieważ o pierwszej części gry naprawdę nie ma co gadać. W sekcji „akcja meczu” realizatorzy wybrali uderzenie głową Ameyawa obronione przez Bobka, z tym że w ogóle bez potrzeby, gdyż piłka nawet nie leciała w bramkę.

Chyba więc rozumiecie, z jakim bagnem mieliśmy do czynienia.

Natomiast po zmianie stron – inna rozmowa. Piast wziął się ostro do roboty, przycisnął beniaminka-spadkowicza i rozpoczął strzelanie.

Wynik otworzył – a jakże – przez wrzut z autu. Piłkę jak zwykle cisnął Dziczek, przedłużył ją Felix, a Ameyaw mocnym pieprznięciem skończył sprawę. Należy zwrócić uwagę, że w tej sytuacji Gulen (185 centymetrów wzrostu) przegrał starcie w powietrzu z Felixem (172 centymetry). Z kim więc obrońca ŁKS-u planuje w ogóle wygrywać takie pojedynki, trudno powiedzieć. Można podejrzewać, że przeskoczyłby go też Peter Dinklage.

Reklama

Swoją drogą, ciekawa jest kariera Gulena w Polsce: spędził tutaj dwa sezony i dwa razy spadł z ligi. Widać powtarzalność, ale chyba nie ma potrzeby sprawdzać, czy do trzech razy sztuka.

Niemniej wracając do meczu – po tym golu ŁKS rozstroił się całkowicie. To znaczy i przed nim nie było z łodzianami za specjalnie (oprócz początku, kiedy jeszcze jako tako wyglądali), ale po trafieniu Ameyawa – kaplica. Najpierw gola upolował Wilczek z najbliższej odległości, bo obrońcy tradycyjnie byli w lesie, potem wynik ustalał Felix – bramkami na 3:0 i na 4:0.

Przy wszystkich tych trafieniach w polu karnym ŁKS-u brakowało tylko czerwonego dywanu i pytania, czy napiją się panowie z Gliwic herbatki. Wyraźnie widać, że ze spadkowicza kompletnie uszło powietrze i chce on, żeby ten sezon już się skończył. A niestety – trzeba grać. I bardzo boleśnie dostawać w cymbał.

A Piast, cóż, wziął się w garść i z ostatnich pięciu spotkań ligowych wygrał cztery. Niestety – to już nie jest cała dobra wiosna, tylko ledwie jej końcówka, więc gliwiczanie walczą już po prostu o przyjemny finisz.

Może kiedyś dojdą do tego, że warto prezentować taki poziom nieco szybciej, kto wie.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

47 komentarzy

Loading...