Czy jesteście w stanie odbudować nasze zaufanie? – brzmiał baner wywieszony za jedną z bramek na stadionie w Szczecinie. Na piłkarzy Pogoni spadła zasłużona krytyka po przegranym finale Pucharu Polski. Zdawali sobie z tego sprawę sami zawodnicy. Kamil Grosicki raz po raz kajał się mediach, ale to było za mało, bo poprawę należało zaprezentować na boisku. W meczu z walczącą o utrzymanie Puszczą Niepołomice Portowcy grą nie zachwycili, ale wygrali i na punkt zbliżyli się do podium.
– “Zero tituli, pusta gablota, zakała polskiej piłki…” Ile jeszcze lat czy dekad mamy nosić łatkę przegrywów? Zawiedliście całą społeczność w najgorszy możliwy sposób. Jedyne czego pragnęliśmy w czwartek to poznania smaku zwycięstwa, zwieńczenia tylu lat naprawdę ciężkiej pracy przy oprawach. Zwieńczenia tylu lat rozwoju naszej społeczności i tylu lat niejednokrotnie ogłuszającego dopingu. Żadnych więcej oczekiwań… Dostaliśmy mokrą szmatą w pysk. Nie od naszego boiskowego rywala, a od was. Zjebaliście! Nie ma dla was usprawiedliwienia – napisali tuż przed meczem Ultrasi Pogoni Szczecin na stronie na Facebooku.
Pogoń niczym Aldo
Po porażce w finale Pucharu Polski kibice nie ukrywali złości. Teraz przerodziła się ona we wstyd i poczucie bezsilności. Wpis w mediach społecznościowych nie był jedynym tego przejawem. Jeden z fanów przed meczem z Puszczą wrzucił na murawę pampersy, które są synonimem tego, że Portowcy mentalnie nie dźwignęli spotkania z pierwszoligową Wisła Kraków.
Ta klęska pozostawiła głęboką rysę w zespole Portowcom. Słychać to było w wypowiedziach pomeczowych, w szczególności Kamila Grosickiego, który mówił o złamanym sercu, zawiedzionych nadziejach i nadwyrężonym zaufaniu kibiców. Natomiast brak pewności siebie i zdecydowania szczególnie mocno dało się zauważyć na początku starcia z Puszczą, tak jakby porażka z Wisłą Kraków odcisnęła tak duże piętno, że widać je aż na herbie, gdzie od ust widniejącego tam gryfa szła bolesna blizna niczym u Jose Aldo. Brazylijczyka, który w nocy z soboty na niedzielę zwycięsko wrócił do oktagonu UFC po dwóch latach, definiowała jako wojownika. I właśnie to Pogoń zaprezentowała w poniedziałek, bo w marnym stylu, ale podniosła się po bolesnej przegranej.
Długimi fragmentami jej nie szło. Wręcz postawimy tezę, że gdyby nie Valentin Cojocaru, skończyłoby się porażką, bo Rumun w pierwszej połowie uchronił Portowców przed pewną stratą bramki. Po wrzucie z autu i kilku podaniach piłka dotarła po płaskim dośrodkowaniu od Huberta Tomalskiego do Jakuba Bartosza w pole karne. 27-latek przegrał jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem, który umiejętnie skrócił kąt. Chwilę później Cojocaru zatrzymał strzelającego głową Wojciecha Hajdę, choć pomocnik w momencie wrzutki Ioana-Calina Revenco znajdował się na spalonym, co nie umniejsza refleksu golkiperowi.
Wędrychowski załatwił Puszczy walkę o utrzymanie
Duże większe problemy Pogoń miała w ofensywie. Tak jak już wspomnieliśmy, brakowało zdecydowania i przebojowości. Zupełnie niewidoczny był Grosicki, który rozpoczął spotkanie na nietypowej dla siebie pozycji – w ataku. Zupełnie tam zniknął, co dało okazję pokazać się innym, bo skrzydła, gdzie zwykle występuje reprezentant Polski, zajęli młodzieżowcy: Marcel Wędrychowski i Adrian Przyborek. Obaj okazali się niezbędni w pokonaniu Puszczy, choć na szczególne pochwały zasłużył pierwszy z nich.
Wędrychowski w starciu z Wisłą pojawił się dopiero w 81 minucie. Z bliska oglądał zatem degrengoladę swojego zespołu. Wobec tego, że nie był w stanie jej zapobiec w czwartek, w poniedziałek chciał zrobić wszystko, by pokazać się z dobrej strony. I tak już na początku starcia z Puszczą doskonale dograł piłkę na głowę Linusa Wahlqvista. Z asysty się jednak nie mógł cieszyć, bo świetnie między słupkami spisał się Oliwier Zych. Bramkarz Żubrów był również górą w starciu z uderzeniem Efthymiosa Koulourisa, któremu, a jakże, podawał Wędrychowski.
Finalnie 22-latek zakończył spotkanie bez asysty, za to z asystą drugiego stopnia. To on świetnie odnalazł w polu karnym Przyborka, a ten dośrodkował do Leonardo Koutrisa, który tyłem do bramki, z ostrego kąta zaskoczył Zycha niesygnalizowanym strzałem. Co najważniejsze był on celny i przyniósł jedynego gola w spotkaniu. Grek zapewnił Pogoni wygraną i to bardzo ważną. Dzięki niej Portowcy na punkt zbliżyli się do podium i włączyli się w walkę o europejskie puchary, co biorąc okoliczności tej kolejki – czołowa szóstka uciułała tylko trzy punkty na 18 możliwych – wydaje się fantastycznym rezultatem. Szczecinian na pewno również cieszy fakt, że udało się podnieść po klęsce w Pucharze Polski i choć grą nie zachwycili, to postawili pierwszy krok w odbudowie zaufania do swoich fanów.
Porażka dla Puszczy oznacza natomiast to, że w walce o utrzymanie pozostała w zasadzie tylko ona i Korona. Pogoń przerwał passę sześciu meczów bez porażki Żubrów, które mają już tylko punkt przewagi nad kielczanami.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Spokojnie, Legia kontroluje wyścig o mistrza
- Chodyna: Transfer do czołowej drużyny Ekstraklasy byłby niezłą opcją
- Dobrze ci tak, Lechu! Ruch był po prostu lepszy
Fot. Newspix