Dante Stipica jeszcze kilkanaście miesięcy temu był zaliczany do grona najlepszych bramkarzy Ekstraklasy. Jego pozycja w Pogoni Szczecin wydawała się niepodważalna. Miniony sezon zachwiał jednak tym wizerunkiem, a dość tajemnicze wydarzenia z przełomu lipca i sierpnia sprawiły, że Chorwat został przesunięty do rezerw i nie było już dla niego miejsca w ekipie “Portowców”. Teraz Stipica będzie próbował się odbudować, ratując przy tym Ekstraklasę dla Ruchu Chorzów. Rozmawiamy z nim o tych sprawach. Zapraszamy.
W jakiej formie się dziś znajdujesz, skoro prawie od pół roku nie grałeś w oficjalnych meczach?
To bardziej pięć miesięcy niż pół roku, nie grałem od sierpnia. Dość długo leczyłem kontuzję. Był to dla mnie trudny czas, ale robiłem wszystko, żeby być jak najlepiej przygotowanym, gdy nadejdzie szansa ponownego pokazania się w Ekstraklasie. Czuję się bardzo dobrze.
Czyli można się spodziewać, że już na pierwszą wiosenną kolejkę będziesz w optymalnej dyspozycji?
Jestem w nowym klubie, w nowym zespole i mogę przepracować cały obóz przed rundą wiosenną. To miesiąc przygotowań, wystarczająco dużo czasu, żeby być w dobrej formie. Oczywiście nikt z nas nie może z całą pewnością powiedzieć, co będzie za kilka tygodni, ale jestem naprawdę pozytywnie nastawiony. Mamy nowego trenera Janusza Niedźwiedzia, a z trenerem Radosławem Hołubcem ciężko pracujemy, żeby od pierwszego wiosennego meczu pokazać Ruch w jak najlepszym świetle.
Po przesunięciu do rezerw Pogoni nie występowałeś, natomiast trenowałeś normalnie?
Na początku skupiałem się na rehabilitacji, która musiała trochę potrwać. Zakończyłem ją dopiero w okolicach 20 października i wtedy rozpocząłem treningi na pełnych obrotach. Wcześniej pracowałem indywidualnie, robiłem wiele bramkarskich rzeczy, ale to nie były maksymalne obciążenia. Rezerwom pozostało wtedy jeszcze kilka meczów, ale nie było czasu i potrzeby, żeby mnie wprowadzać. Pogoni zależy na ogrywaniu młodzieży w III lidze, poza tym runda kończyła się szybciej niż w Ekstraklasie, bo jeszcze w listopadzie.
Gdyby nie Janusz Niedźwiedź, nie byłoby cię w Ruchu Chorzów? Do jego przyjścia wydawało się raczej, że nadal numerem jeden w bramce będzie Krzysztof Kamiński.
Nie wiem, jakie były wcześniejsze założenia względem innych zawodników, więc trudno mi to komentować. Mogę powiedzieć tyle, że trener Niedźwiedź dzwonił do mnie i wszystko dokładnie przedstawił: jaką ma filozofię, dlaczego mnie chce i czego będzie oczekiwał. To było decydujące, żeby zdecydować się na przyjście tutaj.
Czyli cała sprawa została bardzo szybko sfinalizowana.
Nie trwało to dwa dni, trzeba było jeszcze dograć sporo rzeczy, ale jeśli o mnie chodzi, szybko określiłem się, że chcę pójść do Ruchu i podoba mi się to, co usłyszałem od trenera. Wierzę, że możemy utrzymać Ekstraklasę w Chorzowie, a nawet być w tabeli trochę wyżej i prezentować przy tym fajną piłkę.
Miałeś w tym okienku inne konkretne propozycje?
To dziś bez znaczenia. Nie chcę komentować rzeczy, które nie są moją przyszłością. Liczy się tylko to, co mamy do zrobienia w Ruchu. Jestem bardzo zadowolony, że trafiłem do tego klubu.
Nadal dość mocno owiane tajemnicą są wydarzenia z przełomu lipca i sierpnia. Rozumiem, że kontuzja, którą leczyłeś do połowy października, to ten uraz szyi spowodowany przez jednego z kolegów na treningu Pogoni?
Zdaję sobie sprawę, że to dla was niezwykle interesujące, co się wtedy stało, ale musicie mnie zrozumieć: jestem tu na wypożyczeniu, nadal mam kontrakt z Pogonią. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć.
Jedną kwestię spróbuję jednak poruszyć. Ty na Instagramie pisałeś o “niewyjaśnionym skoku kolegi na twoją szyję, przez który prawie mogłeś zostać sparaliżowany”. Nim to napisałeś, pojechałeś do Gandawy, jeszcze przez kilka następnych dni normalnie trenowałeś, a trener Jens Gustafsson stwierdził potem, że sam musisz określić, kiedy będziesz mógł grać. Skąd ta różnica w wersjach dotyczących skali problemu po tym starciu?
Wiem, że dziennikarzom teraz zależy, żebym powiedział tutaj coś więcej, ale jako że wciąż jestem związany umową z Pogonią, nie mogę tego skomentować. Dla mnie liczy się to, że mogę znów występować w Ekstraklasie i mogę pomóc Ruchowi.
Widzisz jeszcze dla siebie przyszłość w Pogoni?
Nigdy żadnych drzwi sobie nie zamykam. Mam kontrakt do czerwca 2026 i będę robił to, czego się ode mnie oczekuje. Jestem sportowcem, w życiu i na boisku chcę dawać z siebie sto procent.
Ruch nie ma opcji wykupu. Wszystko w kontekście dalszej współpracy zależy tu od utrzymania klubu?
Na razie tego nie analizuję i się nad tym nie zastanawiam. Przede mną pół roku, w którym ja jako bramkarz i Ruch jako cały zespół możemy zrobić wiele dobrego. A co będzie dalej, zobaczymy w odpowiednim momencie.
Gdybyś mógł cofnąć czas, zmieniłbyś coś w ostatnich miesiącach, pewne sprawy rozegrał inaczej?
Najgorsze, co możesz robić w życiu, to rozmyślać nad przeszłością i ciągle patrzeć wstecz. Takie rozpamiętywanie nie ma sensu. Coś takiego częściej może zaszkodzić niż pomóc. Nikt nie wie, co by było, gdyby wybrał inną drogę. Może byłoby lepiej, może nie. Być może w jakiejś sytuacji nie było optymalnego wyjścia. Tak bywa w życiu i karierze. Trzeba skupiać się na tym, by w danych okolicznościach tu i teraz wycisnąć jak najwięcej.
Czujesz, że masz dziś coś do udowodnienia? Ostatni sezon w Pogoni był już dużo słabszy w twoim wykonaniu, coraz częściej pojawiała się krytyka.
Kilka razy słyszałem takie opinie od dziennikarzy, ale ja nie czułem, żeby ostatni rok był zły w moim wykonaniu. Niektórzy patrzą tylko na liczby, czyste konta i tym podobne. W poprzednim sezonie na cztery rzuty karne, które mi strzelano, tylko jeden zakończył się golem. To już wygląda trochę inaczej, zgadza się?
W statystyce rzutów karnych jak najbardziej, ale akurat rozmawiasz z osobą, która w Ekstraklasie ogląda prawie wszystko.
Generalnie wielu komentatorów za mocno patrzy na liczby, a one wszystkiego nie pokazują. Nie chodzi tylko o bramkarzy, także o zawodników ofensywnych. Z drugiej strony, każdy popełnia błędy i nie znajdziemy bramkarza, który nie ma na koncie jakichś wpadek. Dla mnie ważne jest to, żeby codzienną pracą i poświęceniem tych błędów nie powtarzać lub przynajmniej ograniczyć je do minimum. Ci, którzy ograniczają je najbardziej, są najlepsi na świecie.
Zmierzam do tego, że przez pierwsze dwa lata w Pogoni praktycznie nie popełniałeś poważnych błędów, a dość często robiłeś różnicę swoimi interwencjami. Później wyrazistych wpadek nazbierało się sporo: z Broendby, w poprzednim sezonie z Wisłą Płock i Stalą Mielec, latem z Linfield…
Nie pamiętam już wszystkiego. Na czym polegał błąd ze Stalą Mielec?
Sprokurowany rzut karny w pierwszej połowie.
A z tego rzutu karnego nie było gola. Zawodnik rywali wbiegał sam na dalszy słupek, chciałem go wyblokować, zderzyliśmy się i sędzia uznał, że był to faul… Są błędy ewidentne, które wiele kosztują, a czasami sprawa jest bardziej złożona. Z Broendby podawałem do Luisa Maty, wbiegł piłkarz Broendby, przewrócił się i sędzia gwizdnął. VAR-u nie było, nie dało się tego zweryfikować.
Krytykowano cię także za to, że nie przyznajesz się do błędów, szczególnie po wywiadzie dla Interii, w którym nie miałeś sobie nic do zarzucenia i mówiłeś o braku szczęścia.
Ten wywiad niestety nie został rzetelnie spisany i nie oddawał moich słów. Gdy go zobaczyłem, nie poznawałem naszej rozmowy. To nie były moje odpowiedzi. Pogoń nawet reagowała w tej sprawie. To dla mnie nieprzyjemny temat. Pierwszy raz w Polsce przeżyłem coś takiego. Trudno, jesteśmy osobami publicznymi i takie rzeczy też mogą się zdarzyć.
Co do tych błędów, każdy bramkarz je popełnia. Chodzi mi o to, żeby nie był to dla ciebie koniec świata, żebyś się nie załamał. Krytyka w naszym zawodzie jest normalna, trzeba z nią żyć, ale nie można jej rozpamiętywać. To samo zresztą dotyczy pochwał, do nich też musisz mieć dystans.
Mówiłeś, że pierwsze dwa lata w Pogoni były super. Moim zdaniem również trzeci sezon był udany.
Pierwsze dwa lata super, trzeci rok dobry. W ten sposób.
Jeśli tak to widzieliście, nie ma problemu, dla mnie ogólnie te trzy lata były bardzo dobre. Ja widzę to, że trzy razy z rzędu byłem nominowany do tytułu najlepszego bramkarza w Ekstraklasie, raz też do najlepszego piłkarza całej ligi. W jednym przypadku udało się tę bramkarską kategorię wygrać.
Pamiętajmy, że ten ostatni sezon nie był łatwy dla całego klubu. Zmienił się trener, po wielu latach odszedł Kosta Runjaic, zupełnie zmieniliśmy sposób gry. Zaczęliśmy mieć problemy z utrzymaniem zera z tyłu. W międzyczasie wykańczano nowy stadion. Dużo rzeczy się na siebie nałożyło. A i tak myślę, że koniec końców prezentowaliśmy bardzo ciekawy futbol. Zabrakło nam jednego punktu do podium.
Może twój problem polegał również na tym, że w pierwszym etapie przyzwyczaiłeś do gry ponad normę i później, gdy zaczęły się przytrafiać słabsze momenty, błędy bardziej rzucały się w oczy?
Niewykluczone, że coś w tym jest, ale znów wracamy do tego, że jeżeli sezon w sezon rozgrywasz ponad 30 meczów, to nie da się nie popełnić jakiegoś błędu. To, że długo nie miałem wpadek, o których ludzie by mówili i tak jest sporym osiągnięciem. Najważniejsze, jak zareagujesz w chwilach słabości. Musisz iść dalej, żeby nie złapać złej serii i nie stracić pewności siebie. To byłoby najgorsze.
Co sądzisz o tezie, że w Szczecinie brakowało ci porządnej rywalizacji i zrobiło się trochę za wygodnie? Klebaniuk i Bursztyn nie mogli cię naciskać tak jak Szromnik Bielicę w Górniku Zabrze, Hładun Tobiasza w Legii czy Bednarek Mrozka w Lechu Poznań.
Uważam, że Kuba Bursztyn jest bardzo zdolnym bramkarzem. Nie zgodzę się, że przy nim nie miałem rywalizacji. Po prostu bardzo dobrze broniłem i nie dawałem podstaw, żeby myśleć o zmianie. To nieszczęście drugiego bramkarza, że przy takiej formie konkurenta musi siedzieć na ławce. Na tej pozycji nie dostaniesz szansy w końcówce. Myślę, że przy Bartku Klebaniuku też nie brakowało mi bodźców. To Polacy, są lub byli młodzieżowcami i musiałem grać na naprawdę wysokim poziomie, żeby w razie czego trener nie pomyślał, że najlepiej będzie wstawić młodego do bramki. Nigdy nie straciłem motywacji do pracy.
Podczas najlepszego okresu w Pogoni mogłeś iść jeszcze wyżej? Jesienią 2021 łączono cię z Legią Warszawa.
Kilka razy przedłużałem kontrakt z Pogonią i to chyba najlepiej pokazuje, jak działały moje serce i głowa, gdy wszystko dobrze się układało. Nawet jeśli coś się gdzieś pojawiało, moje myśli były skoncentrowane na Pogoni. Teraz jestem na wypożyczeniu, bo w Szczecinie nie miałem widoków na granie i musiałem coś zmienić.
Na koniec: jak przekonasz zniechęconych kibiców Ruchu Chorzów, którzy na wygraną czekają od 2. kolejki, żeby nie tracili nadziei w rundzie wiosennej?
Przyszedłem tutaj dlatego, że wierzę w uratowanie Ekstraklasy dla Ruchu. Janusz Niedźwiedź i jego sztab wiedzą, co robią. Poznałem już kolegów w szatni, zobaczyłem ich na boisku i naprawdę mam przekonanie, że wszyscy jesteśmy gotowi na skuteczną walkę. Jak mówiłem, stać nas na coś więcej niż samo utrzymanie w ostatniej kolejce.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kasolik: Z Wieczystą chcę przejść podobną drogę jak z Ruchem Chorzów
- Człowiek o dwóch twarzach. Niedźwiedź rusza na ratunek Ruchu
Fot. Newspix