Dla Huberta Hurkacza pojedynek z Novakiem Djokoviciem był w teorii meczem o nic. Ekskluzywnym sparingiem. Można by rzec, że swego rodzaju nagrodą za dziewiątą pozycję w rankingu ATP. A także okazją do poprawy bilansu spotkań z serbskim mistrzem, który wynosił 0 zwycięstw i 6 porażek. Tak jak w poprzednim spotkaniu obu tenisistów, tym rozegranym na kortach Wimbledonu, Polak dobrze się zaprezentował i napsuł najlepszemu tenisiście świata trochę krwi. Jednak niechlubnej tradycji stało się zadość. Serb po raz siódmy zakończył starcie z naszym rodakiem jako zwycięzca, tym razem ogrywając go w trzech setach: 7:6, 4:6 i 6:1.
Przypomnijmy, że Polak do samego końca walczył o to, by znaleźć się w czołowej ósemce rankingu ATP, która dawała prawo gry w Finałach. Tego celu nie udało się osiągnąć, jednak pozycja numer 9 zapewniła Hubiemu status pierwszego rezerwowego. Gdyby któremukolwiek z tenisistów przed meczem przeszkodziła kontuzja, zawodnik pochodzący z Wrocławia mógł wskoczyć na jego miejsce. Ale właśnie – taka sytuacja musiałaby zostać zgłoszona przed spotkaniem.
Z tego względu w ogniu krytyki znalazł się Stefanos Tsitsipas. Grek, który trafił do grupy z Jannikiem Sinnerem, Holgerem Rune oraz Novakiem Djokovićem, przyjechał do Turynu narzekając na problemy zdrowotne. Premierowe spotkanie z Włochem przegrał 0:2, jednak w następnym spotkaniu z Duńczykiem skreczował po zaledwie kilkunastu minutach. Ta decyzja wywołała złość fanów – tych w Turynie i w Polsce. Gdyby Tsitsipas zrezygnował z gry przed spotkaniem, Hubert mógłby go zastąpić.
Mało tego, grając w dwóch meczach, Hurkacz miałby szansę na walkę o awans do fazy play-off. W przypadku rozegrania jednego spotkania, było to niemożliwe. Nawet, gdyby dziś ograł Djokovicia 2:0. Hubertowi pozostawało zatem życzyć dobrej zabawy w starciu z najlepszą rakietą świata.
BYŁO DOBRZE DO TIE-BREAKA
Chociaż Polak nie grał o stawkę (a Serb wręcz przeciwnie – walczył o awans do dalszej fazy turnieju) i przystąpił do meczu w ramach zastępstwa, to paradoksalnie mógł jawić się dla Djokovicia jako większe zagrożenie od Greka. W ostatnich tygodniach Hurkacz prezentował się na kortach lepiej od Tsitsipasa. W dodatku w Turynie jeszcze nie grał, był zatem wypoczęty i w pełni sił.
I cóż, Polak stanął na wysokości zadania. Tak jak w poprzednim spotkaniu z Novakiem, tym bardzo zaciętym, zakończonym wynikiem 3:1 dla Serba na kortach Wimbledonu, Hurkacz postawił się faworytowi. Był świetny przy własnych gemach serwisowych, tylko w pierwszej partii zagrywając 10 asów. Ale Djoković pod względem jakości serwisu od niego nie odstawał, stąd w pierwszym secie wszystko zmierzało do tie-breaka.
Pod względem procentu wygranych, w tym elemencie w sezonie lepiej radził sobie Nole. Można było pocieszać się tym, że przecież statystyki nie grają. Jednak trudno było nie docenić ogromnej klasy być może najlepszego tenisisty w historii. Wyglądało bowiem na to, że wszystko co najlepsze, Serb zachował właśnie na końcówkę pierwszego seta. Novak błyskawicznie wyszedł na prowadzenie 6:0 i było niemal pewne, że rozstrzygnie tę partię na swoją korzyść. Ostatecznie Polak zdołał ugrać tylko jeden honorowy punkt, a dogrywka zakończyła się jego porażką 1:7.
ZNOWU POSTRASZYŁ MISTRZA
Hubert nie zniechęcił się niepowodzeniem z końcówki pierwszego seta. Wciąż przy własnym serwisie można było po zagraniach Polaka składać ręce do oklasków. Polak doprowadził nawet do pierwszych w meczu (!) break pointów, które wykorzystał. Hurkacz okazywał ogromną wolę walki i zaskarbił sobie szacunek turyńskich fanów. Choć ci oczywiście ci wspierali polskiego tenisistę także ze względu na Jannika Sinnera, który korespondencyjnie walczył z Serbem o wyjście z grupy.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Biorąc pod uwagę to, jak trudno było obu graczom nawet doprowadzić do możliwości przełamania rywala, Hurkacza bardzo należało docenić za to, że udało mu się przełamać mistrza. Jeszcze bardziej można było szanować Hubiego, kiedy przy własnym serwisie i prowadzeniu 4:3, przegrywał na punkty już 15:40. Ale odwrócił gema na swoją korzyść trzema kolejnymi asami serwisowymi i utrzymał przewagę! Ostatecznie triumfował w drugiej partii 6:4. A włoscy fani mogli wybuchnąć z radości, gdyż utrata seta przez Nole w tym spotkaniu powodowała, że Sinner był już pewien awansu do następnej rundy ATP Finals.
Podkreślmy wyraźnie – bynajmniej nie było tak, że Hurkacz spotkał się z Djokoviciem, który był nie w pełni sił. Serb nie narzekał na kłopoty zdrowotne, a do turyńskiego turnieju przystępował w dobrej formie. A mimo wszystko Polak grał z nim jak równy z równym. Tak naprawdę, pierwszy poważny błąd popełnił dopiero w partii numer trzy. Wtedy bowiem, po trzecim gemie i wymianie piłek, dał się zaskoczyć i przełamać Djokoviciowi.
Hubert starał się nie rozpraszać tym niepowodzeniem, ale kiedy taki stary wygra jak Nole poczuje tenisową krew, to zaczyna grać tenis wybitny i wykorzystywać każdy, nawet najmniejszy błąd. Serio, biorąc pod uwagę postawę Polaka, jego porażka 1:6 w trzecim secie wydaje się nawet nieco niesprawiedliwa. Ale tak to już jest – kiedy po drugiej stronie siatki biega tenisowy cyborg to musisz być przygotowany na to, że aby mu dorównać, sam potrzebujesz zagrać perfekcyjny tenis. Bo zaledwie dobra gra to za mało.
Ostatecznie więc mecz Polaka z Serbem zakończył się jak zwykle. Owszem, Djoković w kluczowych momentach spotkania pokazał mistrzowską klasę, ale i Huberta trudno krytykować po takiej porażce. Zagrał kolejny bardzo dobry mecz z być może najlepszym tenisistą w historii. A jeżeli ich każde następne spotkanie będzie podobnie wyrównane, to może w końcu szala zwycięstwa przechyli się na stronę Hubiego.
Hubert Hurkacz – Novak Djoković 1:2 (6:7, 6:4, 1:6)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: