Widzew Łódź jest szalenie rozwścieczony na sędziego Tomasza Kwiatkowskiego, który nie zezwolił na rozegranie meczu z Ruchem Chorzów. Prezes RTS-u zwołuje konferencję prasową i mówi o „paranoi” oraz „decyzji uderzającej w klub”. Czuje się niesprawiedliwie potraktowany. Twierdzi, że wszyscy chcieli grać, więc trzeba było grać. Zawodnicy – chcieli. Trenerzy – chcieli. Kibice – chcieli. Nie chciał tylko ten zły sędzia.
Widzew Łódź – Ruch Chorzów. Odwołany mecz
Przekaz Michała Rydza z konferencji prasowej jest spójny i klarowny. Szef Widzewa wypowiada się w sposób ostry, ale spokojny. Bierze na celownik arbitra. Po konferencji łódzki klub wydaje oświadczenie, w którym zwraca uwagę głównie na drenaż murawy (zdaniem RTS-u: wymagający remontu).
– Sędzia Kwiatkowski podjął decyzję, która jest dla mnie niezrozumiała. Zarządy obu klubów, oba sztaby szkoleniowie i piłkarze chcieli grać. Tego na pewno chcieliby też nasi kibice. Ale arbiter zdecydował inaczej.
– Jestem rozczarowany tą decyzją, bo uderza ona w klub.
– Sami państwo czują do jakiej my dzisiaj doszliśmy paranoi – rzuca, gdy dziennikarze pytają o zachowanie kibiców, którzy zaprosili piłkarzy na murawę, by pokazać im przygotowane oprawy.
Zadajmy sobie dwa kluczowe pytania.
Czy powinno się w tej sytuacji atakować sędziego Kwiatkowskiego?
Czy to normalna sytuacja, że stadion, który został oddany do użytku w 2017 roku, wymaga poważnego remontu?
Uprzedzając fakty: odpowiedź na oba pytania to jednoznaczne „nie”.
Dlaczego Tomasz Kwiatkowski nie pozwolił na rozegranie meczu?
Ale zacznijmy od sprawcy całego zła (w oczach Widzewa). Wiecie, co powiedzieliby prezesi obu klubów, gdyby mecz się jednak odbył i któryś z piłkarzy – odpukać w niemalowane – odniósłby w nim groźny uraz? Ci sami ludzie zapytaliby: kto pozwolił na rozgrywanie meczu w takich warunkach?
Narracja byłaby nagle inna o sto osiemdziesiąt stopni. Ludzie w marynarkach mówiliby z zaniepokojeniem na twarzach, że przecież wszyscy widzieli, jakie są warunki. Nagle okazałoby się, że nikt nie chciał grać. Piłkarze – nie chcieli. Trenerzy – nie chcieli. Kibice – nie chcieli. Tylko sędzia chciał. I to on jest winny tej skandalicznej kontuzji piłkarza, którego zmuszono do gry w niebezpiecznej aurze.
Murawa nie nadawała się do gry. Narażała zawodników na kontuzje. Tomasz Kwiatkowski opowiada w Lidze Minus o pracach wykonywanych przed meczem. Porządkowi usunęli wodę z jednego pola karnego. Wyglądało nieźle. Sędziowie poszli sprawdzić sytuację pod drugą z bramek. Gdy wrócili do tego pierwszego pola karnego, znowu było zalane. Wystarczyło kilka minut. Według prognoz deszcz miał dalej padać. W trakcie meczu miało dojść do kumulacji opadów.
Podczas podejmowania ostatecznej decyzji, sześćdziesiąt-siedemdziesiąt procent boiska nie nadawało się do gry (tak szacuje Kwiatkowski). Nie było widać linii. Woda je rozmywała. Rysowano je na bieżąco. – Mogliśmy grać w piłkę wodną, ewentualnie w piłkę, w którą nie gra się po ziemi – gorzko żartuje arbiter, który wydał ostateczną decyzję.
Rozumiemy frustrację klubu. Wierzymy, że zrobił wszystko, by mecz się odbył. Ufamy, że – zgodnie z tym, co mówi Rydz – prace interwencyjne zaczęły się o szóstej rano. Zdajemy sobie sprawę z kosztów poniesionych przez RTS. Współczujemy kibicom, którzy wypełnili stadion, tym z Łodzi, ale i tym z Chorzowa. Szkoda, że pogoda zepsuła niespodziankę, bo oba kluby miały ogłosić uroczyście powstanie pomnika symbolizującego przyjaźń fanów Widzewa i Ruchu.
Ale czy to wszystko oznacza, że mecz nie odbył się przez złą wolę arbitra? Nie ma żadnego znaczenia, że „wszyscy chcieli grać”. Skoczkowie narciarscy też zawsze chcą skakać. Kierowcy F1 też zawsze chcą się ścigać. Piłkarze również spotykają się na stadionie po to, żeby ze sobą zagrać. Żadna drużyna nie jedzie dwustu kilometrów po to, żeby sobie pogadać przy kawce. Kibice też nie przychodzą na stadion, by zobaczyć, że nie grają. Także i sędziowie przyjeżdżają, by gwizdać w stronę piłkarzy, a nie pod nosem.
Ale wciąż – co z tego? Czy mamy grać za wszelką cenę? Ryzykować zdrowiem piłkarzy tylko dlatego, że tłumnie przyszli kibice? Sędzia miał zezwalać na to, by zawodnicy potykali się o własne nogi na śliskiej murawie i pracowali na uraz z każdym kolejnym zagraniem? Arbiter uznał, zapewne bardzo rozsądnie, że on nie weźmie na siebie zdrowia piłkarzy. Dlaczego Widzew nie potrafi tego uszanować? Czemu szuka skandalu tam, gdzie go nie ma, zamiast zaakceptować, że czasem człowiek przegrywa z pogodą i nie ma sensu z tym faktem wojować?
Nowy stadion do remontu
Pozostaje jeszcze kwestia stadionu. W oświadczeniu, jakie powstało po niedoszłym meczu z Ruchem, czytamy:
„Wyrażamy nadzieję, że odwołanie niedzielnego meczu, straty finansowe poniesione przez Widzew Łódź oraz rozczarowanych kibiców zaprzyjaźnionych klubów będą impulsem do dokonania zmian infrastrukturalnych na stadionie, o których władze Widzewa informowały już podczas rozgrywania meczów w Fortuna 1 Lidze”.
Wcześniej Widzew pisze o problemach z drenażem murawy. Kwiatkowski opowiada z kolei o studzienkach, które straż pożarna musiała przetkać, bo inaczej woda nie miałaby żadnej drogi ujścia.
To chyba nie jest zbyt zdrowa sytuacja, by stadion oddany do użytku w 2017 roku wymagał gruntownego remontu już w 2023 (a nawet wcześniej, bo klub mówi jeszcze o czasach pierwszej ligi). W tym samym czasie na oddalonym o kilka kilometrów stadionie ŁKS-u odbywał się mecz drugiej ligi. Tam nie padało? Padało. Jak widać – na stadionie lokalnego rywala drenaż murawy nie zawiódł. Na Widzewie – zawiódł. Jak zwykle w naszym kraju: fuszerka i robienie po kosztach. A później winny jest sędzia Kwiatkowski.
Widzew to jedyny klub w Polsce, któremu wybudowano zbyt mały stadion. Za małe są trybuny, które wypełniają się do ostatniego miejsca co dwa tygodnie. Za mała jest przestrzeń biurowa, pracownicy klubu musieli przeprowadzać się do innego miejsca (położonego nieopodal biurowca). Wcześniej RTS alarmował, że może mieć problemy z przyznaniem licencji (mowa o drobiazgach, ale jednak). I teraz ta murawa. Przypomnijmy: ledwie sześć lat temu ten obiekt był oddawany do użytku.
Jeśli coś wokół tej sprawy jest „paranoją”, jak mówi Rydz, to może właśnie to, a nie zachowanie Kwiatkowskiego? Brawa dla Widzewa, że zrobił wszystko, co się dało, żeby ten mecz się odbył. Ale nawet to nie oznacza, że powinien się odbyć. Nie trzeba szukać skandalu w tym, że wszyscy rozjechali się do domów. Meczu nie dało się rozegrać. Trudno. Takie rzeczy naprawdę się zdarzają.
CZYTAJ WIĘCEJ O WIDZEWIE:
- Prezes Widzewa: Decyzja sędziego jest dla mnie niezrozumiała
- Lot wznoszący Myśliwca. Historia trenera Widzewa
Fot. newspix.pl