Gdy Robert Lewandowski bił rekord Gerda Muellera w Bundeslidze, pomogła mu wyjątkowa powtarzalność. Ładował piłkę do siatki tydzień w tydzień, robiąc sobie tylko cztery weekendy przerwy. Niespecjalnie nas to szokowało, bo mówiliśmy o napastniku klasy światowej. Wydarzenie jest wtedy, gdy człowiek pogryzie psa, nie pies człowieka. W myśl tego powiedzenia trzeba docenić to, co wyprawia Łukasz Sołowiej, bo w jego przypadku powtarzalność w zdobywaniu bramek jest czymś unikatowym.
Trzydzieści cztery wiosny na karku i jedno spotkanie dzielące go od prestiżowego klubu dwustu na zapleczu Ekstraklasy. Łukasz Sołowiej prędzej spodziewał się, że licznik jego gier na drugim szczeblu rozgrywek w Polsce osiągnie ćwierć tysiąca występów w tej lidze, niż że zdąży jeszcze zadebiutować w elicie. O byciu czołowym strzelcem Ekstraklasy nie ma nawet sensu wspominać — to solidny pierwszoligowy stoper, nie żaden walczący napastnik czy król podwórek w stylu Grzegorza Piechny.
Kiedy Sołowiej zamieniał GKS Tychy na Puszczę Niepołomice, nikt nie robił wokół tego transferu szumu. Nieoczekiwanie jednak stał się jednym z najważniejszych wzmocnień w historii Żubrów. To, że nieźle broni, to jedno. Tomasz Tułacz dostrzegł w nim kogoś więcej: człowieka ze smykałką do straszenia rywali, doskonale zamykającego dośrodkowania i wrzuty.
Bez niego Puszcza nie miałaby największego atutu. Bez Puszczy Sołowiej nie miałby statystyk, których pozazdrościć może mu kilku sowiecie opłacanych asów, jakich oglądaliśmy na polskich boiskach.
Łukasz Sołowiej — nietajna broń Puszczy Niepołomice przy stałych fragmentach gry
Wszyscy wiedzą, co robi Puszcza Niepołomice. Tomasz Tułacz wraz ze sztabem wymyślił to sobie w sposób wręcz ekspercki. W teorii rozegranie stałego fragmentu gry poprzez dośrodkowanie/wrzut z autu na krótki słupek i przedłużenie piłki jest rzeczą trudniejszą do wykonania niż precyzyjna centra prosto na nos kolegi z zespołu. Matematyka jest nieubłagana: żeby strzelić bramkę po przedłużeniu podania, trzeba wykonać minimum dwa celne zagrania. Szanse na to, że coś po drodze się wywróci, jest zdecydowanie większa, niż wtedy, gdy do gola wystarczy jedno skuteczne podanie.
Jest jednak także druga strona medalu. Umiejętne rozegranie SFG w ten sposób może zwiększyć szanse na zdobycie bramki. Dzieje się tak dlatego, że często oznacza to strzał z lepszej pozycji niż w przypadku bezpośredniego podania.
Puszcza stwierdziła, że to ryzyko, które warto podjąć. Gdy byliśmy w Niepołomicach, przekonaliśmy się, że Żubry nie tłuką stałych fragmentów gry w nieskończoność. Ich trening to rondo, ich trening to przesuwanie bez piłki, ich trening to sztuka zakładania pressingu. Wiadomo jednak, że im bliżej meczu, tym więcej uwagi poświęca się temu, jak zaskoczyć rywala, bo mimo powtarzalnego schematu rozegrania stałego fragmentu gry tak, żeby kończył się on strzałem Łukasza Sołowieja “zamykającego” akcję, przeciwnicy wciąż nie potrafią się przed tym ustrzec.
Wystarczy spojrzeć na obecny sezon:
- Ruch Chorzów: wrzut z autu, przedłużenie piłki przez dwóch zawodników, Sołowiej zamyka akcję i zdobywa gola
- Radomiak Radom: dośrodkowanie z rzutu rożnego, przedłużenie piłki, Sołowiej niekryty pakuje piłkę do siatki
- Legia Warszawa: wrzut z autu, przedłużenie piłki, złe wybicie obrońcy, powtórka zagrania na dalszy słupek i Sołowiej uwalnia się od krycia, po czym trafia do siatki
W meczu z Jagiellonią wydarzyło się coś innego, ale tylko trochę. To znaczy: zamiast po stałym fragmencie gry, Sołowiej trafił po dośrodkowaniu z akcji. Gol wyglądał jednak bliźniaczo podobnie do jego pozostałych trafień: doskonałe zamknięcie akcji w miejscu, w którym środkowy obrońca zwykł się pojawiać.
“Poprawka” dośrodkowania ze stałego fragmentu gry. Piłka adresowana na dalszy słupek, w okolice piątego metra – wbiega tam Sołowiej, który dostawia nogę i strzela gola
Piłka zgrywana głową na dalszy słupek, w okolice piątego metra. Kolega z drużyny ściąga uwagę obrońcy, Sołowiej wyskakuje zza pleców i strzela gola
Zgranie piłki, tym razem krótsze niż zwykle, ale Sołowiej i tak jest pozostawiony sam sobie na dalszym słupku. Wbiega, strzela, trafia
Rzut rożny bity na jedenasty metr, zgranie na dalszy słupek, Sołowiej korzysta z przestrzeni za plecami obrońcy i wbiega w “piątkę”, skąd strzela gola
Schemat jest ten sam, ale przed każdym meczem trzeba wykuć na blachę, co zrobić, żeby wszystko potoczyło się po myśli trenera Tomasza Tułacza. Dzień przed meczem z Radomiakiem, na ostatnim treningu Puszczy, ten sposób rozegrania rzutu rożnego ani razu nie zakończył się sukcesem. Ale przyszedł pierwszy gwizdek sędziego i lekcja nie poszła w las, dała Żubrom gola, a w następstwie cenny punkt.
Jak Puszcza Niepołomice wykorzystuje Łukasza Sołowieja?
Kiedyś zapytałem Tomasza Tułacza o to, jak to jest, że Łukasz Sołowiej został jego tajną bronią. Musicie bowiem wiedzieć, że nie jest to stoper, który słynął z seryjnego trafiania do siatki przed transferem do klubu z Niepołomic. Na podstawie dostępnych danych -“WyScout” – możemy wyliczyć, że zanim stoper trafił do ekipy z Małopolski, oddał 51 strzałów z gry, po których zdobył sześć bramek. Wszystkie padły po strzałach z piątego metra; pięciokrotnie były to uderzenia bezpośrednio po dośrodkowaniu w pole karne. Żadnych zbędnych kombinacji, żadnego przedłużania.
Trener Tułacz w odpowiedzi uchylił rąbka tajemnicy.
– Bazujemy na jego doświadczeniu i zachowaniach w polu karnym. Mamy pewne założenia odnośnie tego, gdzie piłka ma wylądować. Często zakładamy, że piłka spadnie w jego sektor, ale używamy go też do wybloków, do ściągania na siebie uwagi.
Efekty wspomnianego zachowania Łukasza Sołowieja w polu karnym są dla rywali druzgocące. Środkowy obrońca jako piłkarz Puszczy Niepołomice oddał 20 strzałów na bramkę i zdobył dziewięć bramek (nie liczymy rzutów karnych). Jego skuteczność przed transferem wynosiła więc 12%, a obecnie urosła do 45%. Przy czym, warto dodać, do czasu transferu do Puszczy oddawał on średnio 0,44 strzały/90 minut, podczas gdy w nowych barwach zalicza 0,5 strzałów/90 minut.
Gol bezpośrednio po dośrodkowaniu. Łukasz Sołowiej nabiega na jedenasty metr i kończy dośrodkowanie celnym strzałem, korzystając z zaabsorbowania obrońców innymi piłkarzami Puszczy
Odwrócenie klasycznego schematu. Tym razem piłka wędruje na dalszy słupek, skąd zagrywana jest do niepilnowanego Sołowieja, który strzela bramkę
Piłkę ma Emile Thiakane, który przedłuża dośrodkowanie. Sołowiej wbiega w “piątkę” i strzela bramkę
Znów “krótkie” przedłużenie – piłka wędruje z jedenastego metra do “piątki”, gdzie akcję finalizuje Sołowiej, który wcześniej uciekł rywalowi za jego plecami
“Poprawka” dośrodkowania ze stałego fragmentu gry – Łukasz Sołowiej tradycyjnie atakuje piąty metr zza pleców rywali i trafia do siatki
Różnica niewielka, za to już częstotliwość trafiania do siatki wygląda znacznie lepiej. Przed Puszczą: 0,05 gola/90 minut. W Puszczy: 0,16/90 minut. Zdziwienie niewskazane: jak już wspominaliśmy, udane przedłużenie piłki może sprawić, że zawodnik będzie miał lepszą okazję do zdobycia bramki. “StatsBomb” nie ma jeszcze zaksięgowanych danych z meczu z Ruchem Chorzów, ale mapa strzałów Łukasza Sołowieja i tak wiele mówi: dwa gole Solo strzelił, mając ponad 50% szans na trafienie do siatki.
“StatsBomb” nie oferuje danych z niższych lig w Polsce, więc żeby udowodnić, że Łukasz Sołowiej w Puszczy Niepołomice faktycznie ma lepsze sytuacje strzeleckie niż przed transferem, przesiądziemy się na “WyScout”. Dzięki temu dowiadujemy się, że w barwach Żubrów siedmiokrotnie oddawał strzały o wartości xG >0,20 (20% szans na bramkę), z kolei w poprzednich klubach ta sztuka udała mu się osiem razy. Sęk w tym, że koszulkę Puszczy nosił przez 5037 minut, a w pozostałych zespołach uzbierał 10045 minut.
Sołowiej Petraskiem Puszczy Niepołomice?
Wojciech Jagoda zdążył już nazwać Łukasza Sołowieja “Tomasem Petraskiem Puszczy Niepołomice”, odwołując się rzecz jasna do skuteczności czeskiego wieżowca w barwach Rakowa Częstochowa. Coś w tym jest, choć w Rakowie Petrasek znacznie częściej straszył rywali swoimi strzałami (1,15 strzałów/90 minut — wybitny wynik jak na środkowego obrońcę). Różnicą na pewno jest sposób wykorzystania obydwu środkowych obrońców, bo Żubry mają swój unikatowy pomysł, który dopracowano do perfekcji.
Puszcza Niepołomice w poprzednim sezonie strzeliła osiemnaście bramek po stałych fragmentach gry, absolutnie deklasując pierwszoligową konkurencję. Beniaminek w Ekstraklasie aż tak nie szaleje. Spójrzmy na sytuacje ze stojącej piłki – jeszcze bez meczu z Ruchem Chorzów.
Ale można to jeszcze zmienić. Za sprawą Łukasza Sołowieja. Tomasz Tułacz jakiś czas temu mówił nam, że nie jest jeszcze w pełni zadowolony z tego, jak Puszcza wykorzystuje stałe fragmenty gry.
– Rywale adaptują się do tego, co chcemy grać. W pierwszej lidze robiliśmy to bardzo dobrze, w Ekstraklasie jest trudniej: mierzymy się z lepszymi obrońcami. Gdy będziemy swobodniejsi mentalnie, kiedy uwierzymy we własne umiejętności, będziemy lepiej wykorzystywać stałe fragmenty gry.
Od tamtej pory Żubry wyraźnie jednak się rozkręciły i ciężko wyobrazić sobie, że ktoś je zatrzyma. Jak widać nawet to, że zespół z Niepołomic konsekwentnie “tłucze” jeden, konkretny schemat dogrania na dalszy słupek, wciąż jest on skuteczny. Dla beniaminka może to oznaczać utrzymanie, dla Łukasza Sołowieja walkę o koronę króla strzelców. Przynajmniej wśród obrońców, bo wspomnianego wcześniej Petraska łyknie pewnie przed nadejściem zimy — żeby wyrównać jego najlepszy wynik w Ekstraklasie, potrzebuje już tylko jednego gola.
WIĘCEJ O PUSZCZY NIEPOŁOMICE:
- Jordan Majchrzak: W Romie nie myślałem, że nie dam rady. Musisz grać bez kompleksów
- W Niepołomicach żyją Ekstraklasą
- Trela: Kontrolowany spadek. Czego Mit Syzyfa może nauczyć Puszczę Niepołomice
- Bartoszek: Puszcza po ziemi stąpa twardo, choć teraz z lekkim uśmiechem
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix