Nie odnieśli sukcesu na poprzedniej imprezie tej rangi. W rozgrywkach grupowych przegrali z Litwą. Ale mimo tego, wciąż trudno było uwierzyć, że amerykańscy koszykarze zawiodą w półfinale tegorocznych mistrzostw świata. Doszło jednak do kolejnej niespodzianki: wielcy faworyci zostali pokonani przez Niemcy i do domu wrócą co najwyżej z brązowym medalem.
Oczywiście, jak to już bywa, na mistrzostwach globu Amerykanie nie zameldowali się w najmocniejszym możliwym składzie. Nie jest to tajemnicą, że – w przypadku koszykówki reprezentacyjnej – najbardziej zależy im na sukcesie na igrzyskach. Inne imprezy są natomiast traktowane nieco po macoszemu. Albo inaczej: szanse do gry dostają wówczas przede wszystkim młodzi gracze. Tak właśnie było w tym roku: Steve Kerr, szkoleniowiec USA, miał do dyspozycji wschodzące gwiazdy NBA – jak Anthony’ego Edwardsa, Tyrese’a Haliburtona czy Jarena Jacksona Jr. Ale ci najlepsi z najlepszych – jak choćby Kevin Durant – zostali w Stanach.
Tym samym to właśnie reprezentacja Stanów Zjednoczonych miała… najniższą średnią wieku wśród wszystkich zespołów na MŚ. Ale podkreślmy raz jeszcze: to naprawdę nie znaczy, że brakowało jej talentu. Jeśli chodzi o grę ofensywną: Amerykanie byli generalnie nie do zatrzymania, już od pierwszego meczu. W poprzednim tygodniu Litwini pokazali jednak, że da się ich pokonać… rzucając jeszcze skuteczniej od nich. Taki sam plan na zwycięstwo mieli dzisiaj najwidoczniej Niemcy.
Nie ma co ukrywać, ten mecz oglądało się znakomicie. Prowadzenie co chwilę się zmieniało, raz w ataku imponowali Europejczycy, raz Amerykanie. Skuteczność za trzy obu zespołów praktycznie przez cały mecz nie schodziła poniżej 50% (dopiero w czwartej kwarcie “snajperzy” z obu stron nie byli już tak bezbłędni). W głównych rolach występowali oczywiście zawodnicy z NBA – bo Niemcy też ich paru mieli. Wyjątek stanowił jednak Andreas Obst, gracz… Bayernu Monachium. Ten niepozorny 27-latek był dziś rewelacyjny: albo trafiał naprawdę trudne rzuty, albo znajdował kolegów na wolnych pozycjach (zanotował 24 punkty oraz 6 asyst).
Amerykanom w trudnych momentach pomagał tradycyjnie Anthony Edwards, ale i on się wreszcie pomylił. W momencie, gdy jego zespół gonił wynik w czwartej kwarcie (109:113), na 27 sekund przed końcem, 22-latek… wyrzucił piłkę na aut. Adresatem jego podania był Jaren Jackson Jr, ale panowie po prostu się nie zrozumieli.
Kluczowa okazała się też trójka wspomnianego Obsta (dająca prowadzenie 111:107) oraz zimna krew Dennisa Schrodera. Ten nie dawał się “pressingowi” Amerykanów i nie popełniał niepotrzebnych strat, a w końcówce trafił też dwa ważne rzuty.
Doszło zatem do niespodzianki. Choć z drugiej strony: kiedy porażki Amerykanów na wielkiej scenie przestaną nas zaskakiwać? Cztery lata temu skończyli mistrzostwa globu na siódmym miejscu, teraz poradzili sobie nieco lepiej, ale jeśli pokonają Kanadę, to zdobędą “zaledwie” brąz. Mistrzem świata zostaną natomiast albo Niemcy, albo Serbia. Wszystko stanie się jasne w niedzielę: to wtedy obejrzymy decydujące spotkania tegorocznego koszykarskiego mundialu.
Stany Zjednoczone – Niemcy 111:113 (31:33, 29:26, 24:35, 27:19)
Fot. Newspix.pl