Po zwycięskiej bramce zdobytej przez Sonny’ego Kittela w meczu z Karabachem Agdam odżyły historie o powołaniu go do kadry. Z tą tezą w swoim felietonie w “Przeglądzie Sportowym” nie zgadza się Radosław Kałużny.
– Znowu muszę powiedzieć, że za moich czasów nie wystarczyło dwa razy kopnąć prosto piłkę, żeby zaczęło się gadanie o kadrze. Trzeba było orać na boisku, dać się pokopać i samemu kogoś skopać. Oj, ilu ja ludzi skopałem, żeby mnie raz powołali na reprezentację! Teraz jest zupełnie inaczej. Niektórym się wydaje, że skoro grają w Hamburgu, wielkim klubie, z tłumem kibiców, to już są wielkimi panami – stwierdził Radosław Kałużny na łamach “Przeglądu Sportowego”.
Sonny Kittel niedawno został nowym zawodnikiem Rakowa Częstochowa. W swoim debiucie zdobył zwycięską bramkę w meczu z Karabachem Agdam. Potrzebował na to tylko dziewięciu minut. Bohater od razu po spotkaniu został zapytany o historię jego gry w reprezentacji Polski. 30-latek stwierdził, że wciąż jest otwarty, ale kilka lat temu jego powołanie zablokował Zbigniew Boniek.
– Kittel debiutował w wieku 17 czy 18 lat w Eintrachcie Frankfurt, więc talent na pewno ma. Ale potem też nastąpiła redukcja, piłkarsko spadał: dwa razy zrywał więzadła, poszedł do HSV, kiedy grało w 2. Bundeslidze i do tej pory nie awansowali. W pewnym momencie trzeba spojrzeć sobie w oczy i zapytać: gdzie jestem i co robię? Gdyby był tak wybitnym zawodnikiem, przenosiny do Rakowa nie wchodziłyby przecież w grę – dodał Kałużny.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Czy robienie z Filipa Marchwińskiego napastnika ma sens?
- Łukasz Zwoliński – idealny napastnik Rakowa Częstochowa? Analiza ataku mistrza Polski
- Imię po Klinsmannie, gra jak młoda wersja Josue. Kim jest Juergen Elitim?
Fot. Newspix