Pustki na trybunach. Kilometry wolnej przestrzeni. Miejsce i czas na zabawy w polu karnym. Komfortowa bezkarność przy popełnianiu kardynalnych błędów w defensywie. Wcale niekrótkie momenty taktycznej swawoli. Rezerwowi grający ordynarnie pod siebie. Raków Częstochowa wygrał z Florą Tallinn i postawił malutki krok w stronę fazy grupowej Ligi Mistrzów, a równie dobrze mógł być to jakiś typowo lipcowy sparing z wyraźnie słabszym rywalem.
W rozmiarze i charakterze zwycięstwa mistrza Polski szczególnie cieszy jedno: że nie musimy ani czytać, ani tym bardziej produkować parszywie smutnych żartów o Europie, w której nie ma już słabych drużyn. Interwencje Everta Grünvalda prosiłyby się o tysiące koślawych nawiązań do Bitwy pod Grunwaldem, a akcje Konstantina Vassiljeva o uzasadnione podejrzenie wynalezienia eliksiru na nieśmiertelność…
Tak, dobrze, nawet bardzo dobrze, że udało uniknąć się tego śmiechu przez łzy.
Krótko: eurowpierdolu.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Ożywcza siła ataku
Raków zagrał mecz o wiele lepszy mecz niż ten w Częstochowie. Flora wyglądała na jego tle zwyczajnie słabo. Zagrożenie sprawiał głównie Danil Kuraksin, ale po jednej z nieudanych akcji przytomnie podsumował go Robert Podoliński: „to dwudziestolatek”. Podpalał się, brakowało mu doświadczenia, żeby ciągnąć na plecach ten zespół, choć na jego flance Jean Carlos odstawiał cyrk w defensywie – przysypiał, dekoncertował się, gubił krycie.
Po wszystkim ma czyste papcie.
Tak jak reszta.
Obie drużyny odróżniała bowiem przede wszystkim przepaść w piłkarskim rzemiośle. Marcin Cebula kolejne pojedynki wygrywał samym kierunkowym przyjęciem piłki, a rzeczony Jean Carlos – samym wypuszczeniem piłki przed siebie. Zoran Arsenić w destrukcji wymiatał jak Sergio Ramos czy inny Alessandro Nesta, a i przy golu na 1:0 dał kozacką asystę Łukaszowi Zwolińskiemu.
Właśnie, Zwolińskiemu. Przyjemnie się patrzyło na napastnika Rakowa. Pokreślmy: „napastnika Rakowa”. Ustrzelił dublet, mógł hat-tricka albo nawet czteropak, ale, co ważne, nie miało się wrażenia, że partaczy, marnuje, fałszuje, jak całymi poprzednimi latami miało to miejsce w przypadku wysokich i silnych „snajperów” Medalików.
Łatwiej już nie będzie
Tu jednak wypada przyhamować z tym entuzjazmem: to była tylko Flora Tallinn.
Fajnie, że Evert Grünvald tak się napocił, że Raków mógł mu wcisnąć jakieś siedem czy osiem bramek, że Giannis Papanikolaou doprawdy urodziwie przymierzył z dystansu na 3:0, że dawno nie widzieliśmy większego parcia na gole i asysty przy już dawno przyklepanej wygranej niż miało to miejsce w wykonaniu grupy rezerwowych: Johna Yeboaha, Fabiana Piaseckiego, Mateusza Wdowiaka, Deiana Sorescu czy Władysława Koczergina.
Ale, no, jeszcze raz: to była tylko Flora Tallinn. Niczego Estończykom nie ujmujemy, ale czy to Karabach, czy jakikolwiek inny rywal w drodze do Ligi Mistrzów, Ligi Europy, a pewnie i Ligi Konferencji najpewniej postawi Rakowowi dużo trudniejsze warunki.
Kartkówka zaliczona.
Łatwiej już nie będzie.
Czas na poważne egzaminy.
Flora Tallinn 0:3 Raków Częstochowa
Zwoliński 47′, 59′, Papanikolaou 85′
Czytaj więcej o Rakowie Częstochowa:
- Pestka: Moje odejście z Cracovii to była decyzja klubu. Raków zaufał mi w trudnym momencie
- Arsenić: W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów
- Szwarga: Wywracanie wszystkiego do góry nogami byłoby głupotą || Raport z Arłamowa
- Źle, gorzej, strata Iviego Lopeza. Raków i wyzwanie, które ciężko udźwignąć
- Raków Częstochowa zapłacił karę za brak gry młodzieżowców
Fot. Newspix