Był taki moment w tym sezonie, gdy kibice Barcelony kręcili nosem na zwycięstwa 1:0. Że minimalistycznie, że bez polotu, że bez przekonania. Co w takim razie powiedzą malkontenci teraz, gdy Blaugrana drugi raz z rzędu zremisowała 0:0, a łącznie od trzech spotkań nie strzeliła gola? Tydzień temu Katalończycy uśpili nas meczem z Gironą, dziś chcieli nas dojechać występem z Getafe.
My rozumiemy, że ta przewaga punktowa nad Real Madryt w La Liga może usypiać i powodować, że w poczynania lidera ligi wkrada się rozluźnienie. Albo nawet nie rozluźnienie, a jakiś inny czynnik, który sprawia, że Barcelona nie gra na sto procent możliwości.
Zresztą przyjęcie takiej optyki i tak jest scenariuszem optymistycznym, bo stawia sprawę w oparciu o zasadę „mogliby ograć Gironę i Getafe, ale im się nie chciało”. Drugą – tą mniej optymistyczną dla kibiców Barcelony – wersją jest przyznanie, że w tym składzie osobowym, na tym etapie sezonu i w takiej formie liderów, po prostu Barca gra przeciętnie i przewidywalnie. I że te remisy to jej obecny poziom możliwości.
Dzisiaj goście mogli objąć prowadzenie i ułożyć sobie mecz, ale Raphinha w sytuacji sam na sam trafił w słupek, a Balde przy dobitce na niemal pustą bramkę… też trafił w słupek, niemal dokładnie w to samo miejsce, w które trafił Brazylijczyk. Okazję miał też Lewandowski, ale – do czego ostatnio zdążyliśmy się przyzwyczaić – uciekła mu piłka po przyjęciu. Jeszcze w drugiej połowie dostał niezłą wrzutkę od Alby, ale spudłował przy uderzeniu głową. To na pewno była lepsza wersja Lewandowskiego niż przed tygodniem, ale wciąż tej dzisiejszej wersji daleko było do przymiotników typu „świetny”, „bardzo dobry” czy chociażby „przyzwoity”.
I tak jak z Gironą, gdy fenomenalną szansę zmarnował Castellanos, tak dziś to rywal Barcelony miał przynajmniej kilka okazji bramkowych. Sam Enes Unal mógł załadować ze dwie sztuki, aktywny był Borja Mayoral i w samej końcówce miał patelnię na 1:0. Środek pola karnego, zgubiony obrońca, piłka w powietrzu – tylko przyłożyć w prawo lub lewo. Ale Hiszpan nie trafił nawet w bramkę.
Generalnie ten mecz oglądało się nieco lepiej niż zeszłotygodniowe popisy Barcy z Gironą, Był zrywy, było trochę walki wręcz między stoperami Getafe i ofensywnymi graczami gości (zwłaszcza Lewandowski sporo się nasiłował, to trzeba mu oddać). Ale ostatecznie skończyło się na kolejnym 0:0. Dorzucając do tego rewanż z Realem w Pucharze Króla – Katalończycy nie strzelili gola w trzecim kolejnym starciu.
Lenistwo, samozadowolenie, ułuda spełnienia? A może po prostu dołek formy, spotęgowany licznymi urazami? Pewnie sprawa jest bardziej złożona, natomiast za tydzień ekipę Xaviego czeka spotkanie z Atletico Madryt, które ostatnio jest w naprawdę dobrej formie. Czy śmierdzi tu przedłużeniem passy Barcy? Owszem. Aczkolwiek nie można chyba z takimi zawodnikami z przodu zaliczyć kolejnego pustego przelotu.
Getafe – FC Barcelona 0:0 (0:0)
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU: