Pogoń Szczecin miała już w tym sezonie wiele meczów, w których dominowała, atakowała, stwarzała sytuacje, a na koniec zdobywała co najwyżej jeden punkt. Kibice “Portowców” długo mogli mieć obawy, że z Cracovią czeka ich kolejny dzień świstaka, ale tym razem zawodnicy Jensa Gustafssona dobrą grę przełożyli na dobry wynik. Taki prezent na Wielkanoc.
A trzeba stwierdzić wprost, że brak zwycięstwa gospodarzy byłby naprawdę dobitnym przykładem, jak brutalny i bezwzględny jest futbol. Pogoń z dziecinną łatwością przedostawała się w pole karne krakowian, demolując ich swoimi skrzydłami. Druga linia słabo pomagała Kakabadze lub Jaroszyńskiemu, więc Grosicki i Koutris oraz Biczachczjan z Wahlqvistem mogli sobie hasać do woli.
Brak Zahovicia i Almqvista w ogóle nie rzucał się w oczy. Ba, wydaje się, że rosły, ale dobrze wyszkolony Gorgon najlepiej pasuje do roli “dziewiątki” w szczecińskiej ekipie.
Pogoń Szczecin – Cracovia 3:2. Akcja sezonu?
Szybkie ataki, duża ruchliwość, ciągłe zgłaszanie się po piłkę przez każdego zawodnika z przodu – no to się oglądało! Tylko dzięki kilku świetnym interwencjom Niemczyckiego i olbrzymiej nieskuteczności Pogoni przyjezdni zawdzięczają to, że w pewnym momencie nie tylko mogli zremisować, ale nawet wygrać. Cracovia bardzo długo miała na koncie trzy strzały. Wszystkie celne. Dwa zakończyły się golami, trzeci zmusił Klebaniuka do sporego wysiłku (uderzał Jugas). W końcówce podopieczni Jacka Zielińskiego stali się nieco groźniejsi i gdyby kompletnie bezbarwny tego dnia Kallman wykorzystał nieporozumienie na przedpolu Loncara z Klebaniukiem, moglibyśmy być świadkami jednego z najbardziej niesprawiedliwych zwycięstw w trwającym sezonie.
Fin jednak fatalnie przestrzelił, a zaraz potem dla odmiany zobaczyliśmy być może najlepszą akcję bramkową z ataku pozycyjnego w tej edycji Ekstraklasy. Wędrychowski, Biczachczjan i Grosicki poklepali tak, że na koniec Gorgon był zupełnie niepilnowany przed pustą bramką i nie mógł zepsuć wysiłku kolegów.
Biczachczjan dał jakość, Loncar nie
Biczachczjan był dziś kluczową postacią dla wygranej “Portowców”. Gdyby nie absencje Zahovicia i Almqvista, pewnie nie wyszedłby w podstawowej jedenastce. Swoją szansę wykorzystał. Pięknie trafił na 2:1, stworzył sytuację sam na sam Grosickiemu (lepszy Niemczycki) i to jego podanie do wbiegającego “Grosika” okazało się decydujące w akcji dającej pełną pulę.
Zresztą, początek tego meczu był niesamowity.
- kapitalnie przymierzył Bochnak, pokazując ludziom w Pogoni, że kiedyś za łatwo został pożegnany
- znakomicie pod ladę załadował Koutris
- no i potem idealnie przymierzył Biczachczjan, a na zegarze była dopiero 17. minuta
W Pogoni jedynym niepewnym punktem poza Klebaniukiem był Loncar. Chorwacki stoper debiutował w podstawowym składzie i to po jego prostym błędzie w wyprowadzeniu zaczęła się akcja bramkowa Cracovii. To też Loncar nie zrozumiał się z Klebaniukiem, co powinno skończyć się golem Kallmana. Gustafsson nie może mieć poczucia, że problem z partnerem dla Zecha został rozwiązany.
Najlepszy mecz w Ekstraklasie rozegrał Mateusz Łęgowski. Dziś po raz pierwszy zaprezentował się tak, że przeszłoby nam przez myśl, że może to być kiedyś kandydat do reprezentacji Polski. Dynamiczny, zdecydowany, pożyteczny zarówno w ofensywie jak i defensywie, dochodzący do sytuacji – takiego Łęgowskiego chcemy widzieć częściej.
Pogoń umocniła się na czwartym miejscu, wyraźnie odskakując grupie pościgowej. Cracovia przedłużyła passę bez wygranej do sześciu kolejek. Ostatnimi czasy niewiele jest w tej lidze mniej ekscytujących zespołów.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Zagłębie skutecznie przeszkodziło dziś… Zagłębiu. Wisła Płock wygrała spokój
- Trela: Nieuzasadnione ambicje. Dlaczego Cracovia nie robi nic, by ruszyć z miejsca?
Fot. Newspix