Jeśli powrót Jana Urbana miał dać Górnikowi Zabrze powiew świeżości i energii, tak bardzo potrzebny w walce o utrzymanie, to wyszło… zupełnie na odwrót. Dziś przy Okrzei obejrzeliśmy drużynę stłamszoną, bezjajeczną, w ofensywie bijącą głową w mur i mocno przeciekającą w defensywie. To nie mogło się dobrze skończyć, a że Piast Gliwice obrał właściwą strategię na ten mecz i nie miał słabych punktów, wygrał w pełni zasłużenie, choć tylko 1:0.
Masz nóż na gardle i jeszcze rozgrywasz mecz derbowy, czyli do i tak wysokiej stawki dochodzą kwestie prestiżowe. Do tego dopiero co zmienił ci się trener i nawet jeśli przyszedł nowy-stary, fakt ten powinien być jakąś dodatkową mobilizacją. Było mnóstwo okoliczności każących sądzić, że w zabrzańskich szeregach wióry będą leciały podobnie jak w drugiej połowie starcia z Wisłą Płock.
Piast Gliwice – Górnik Zabrze 1:0. Tomasiewicz był wszędzie i jeszcze strzelił gola
A tymczasem…
A tymczasem Frantisek Plach po raz pierwszy musiał się wykazać dopiero w 88. minucie, gdy zachował czujność na przedpolu i zgarnął piłkę zgrywaną przez Norberta Wojtuszka. Do tego momentu Górnik pozostawał bez celnego strzału. Zmienił to dopiero Dani Pacheco, Plach musiał się wyciągnąć po jego mocnym uderzeniu, ale koniec końców interweniował pewnie. I rzecz wcale nie w tym, że wcześniej goście obijali słupki czy poprzeczki lub fatalnie pudłowali w świetnych sytuacjach. Nie, po prostu ich nie mieli. Jedna wielka niemoc.
Piast posiadał piłkę raptem przez 39 procent czasu gry. Mimo to praktycznie od początku do końca kontrolował przebieg wydarzeń. Kamil Wilczek zmarnował dziś trzy niezłe sytuacje, jednak rehabilitował się wytężoną pracą w defensywie, co zresztą przypłacił kontuzją. Gdy blokował uderzenie Podolskiego, ucierpiało jego kolano i musiał wejść Alex Sobczyk. Po tej zmianie gospodarze stracili rozmach w ofensywie, ale wciąż dość spokojnie bronili dostępu do swojej bramki.
Grzegorz Tomasiewicz do ostatniego gwizdka sędziego biegał jak szalony, uniemożliwiając rywalom swobodne rozgrywanie. Filigranowy pomocnik wyrasta na absolutnie kluczową postać w układance Aleksandara Vukovicia. Już pal licho, że strzelił zwycięskiego gola, sytuacyjnie wykorzystując fakt, iż piłka znalazła się pod jego nogami po zblokowanym uderzeniu Katranisa. Był wszędzie, świetnie działał w pressingu, wywalczył aż sześć fauli, a z futbolówką przy nodze dawał jakość. Czasem niezbyt subtelnie mówi się o jakimś piłkarzu, że gra, jakby miał motorek w tyłku. Jeśli ktoś nie potrafi sobie tego zwizualizować, wystarczy, że obejrzy Tomasiewicza z piątkowego wieczoru.
Fatalny dzień Jensena
Gliwiczanie załatwili Górnika podobnie jak Zagłębie Lubin na początku rundy: odważnym, skoordynowanym pressingiem i atakami dużą liczbą zawodników po przechwycie. W akcji bramkowej Piast miał w polu karnym przeciwnika sześciu piłkarzy, a mówimy o 12. minucie, nie końcówce, gdy trzeba gonić wynik.
Podopieczni Urbana dali się stłamsić, bo Yokota i Pacheco za mało dawali w defensywie (Hiszpan chyba najczęściej padał ofiarą agresywnych odbiorów w środku pola), przez co Piast często miał przewagę liczebną na bokach, na co zresztą w przerwie przed kamerami C+ zwrócił uwagę kapitan Erik Janża. Arkadiusz Pyrka dwa razy zdrzemnął się w tyłach – z czego nie skorzystali Podolski i Janża – za to do przodu zasuwał jak szalony i notorycznie sprawiał problemy, zwłaszcza Richardowi Jensenowi. Reprezentant Finlandii od dłuższego czasu spisuje się słabo, potwierdzając, że nie przez przypadek przez cztery lata nikt mocniejszy nie wyciągnął go z drugiej ligi holenderskiej. Spóźnione wślizgi, spóźnione doskoki, złe ustawianie się i coraz większa niepewność – nic dziwnego, że Urban już w przerwie mu podziękował i skorygował ustawienie.
Z przodu najpierw bezradny był Van den Hurk, później Szymon Włodarczyk. Obaj łącznie przez cały mecz zaliczyli niewiele ponad 20 kontaktów z piłką. W zasadzie nie wzięli udziału w grze.
Brak Kądziora nie zaszkodził
Piasta nie wytrąciła z rytmu nawet wymuszona w ostatniej chwili zmiana w składzie. Damian Kądzior doznał kontuzji i został zastąpiony przez Michaela Ameyawa. Biorąc pod uwagę fakt, że mowa o bardziej dynamicznym graczu, być może nawet w większym stopniu pasował dziś do tego, co chciał od swojej drużyny Vuković. Z kolei za pauzującego za czerwoną kartkę Patryka Dziczka do środka pola wskoczył Tom Hateley i kilka razy wzorowo asekurował kolegów, chociażby wtedy, gdy Podolski oszukał Pyrkę, wpadł już w pole karne i został zatrzymany przez doświadczonego Anglika.
Piast był zespołem, Piast zagrał po swojemu i wykorzystał jedną z kilku dobrych okazji, a w obronie unikał większych problemów. Tylko tyle i aż tyle. W efekcie ekipa z Okrzei odniosła już piąte zwycięstwo na wiosnę i patrząc na jej przyjaźnie wyglądający terminarz, kto wie, czy jeszcze nie zakręci się ona w okolicach piątego miejsca. Górnik z taką grą nie ma szans na cokolwiek. No, ewentualnie na to, że Miedź Legnica i tak nie zdoła go wyprzedzić.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix