Piast Gliwice w temacie frekwencji to chyba najdziwniejszy przypadek w Ekstraklasie. Liczba ludności podobna jak w Zabrzu, wyniki w ostatnich latach były historyczne, a na trybunach ani drgnie. Ba, od pewnego czasu widać, że nawet część dotychczas żelaznego elektoratu się wykrusza i ogólna tendencja jest raczej spadkowa. Mimo że na boisku Piast znaczy dziś więcej, w temacie kibicowskim pozostaje inną ligą w zestawieniu z Górnikiem Zabrze, z którym zmierzy się w piątkowy wieczór. To już ostatnia przewaga, która pozostała fanom „Żaboli”.
Piast pod względem liczby widzów nigdy nie należał do krajowej czołówki, ale do pewnego momentu wykręcał w tym względzie całkiem przyzwoite rezultaty, mimo że w mieście miał pozostawać w cieniu Górnika. Jeszcze w sezonie 2015/16 średnia na mecz wynosiła 6356 osób. Tylko trzy razy na spotkaniu domowym gliwiczanie mieli widownię poniżej pięciu tysięcy. Sezon później średnia już wyraźnie spadła, do 5063 widzów, lecz i tak do dziś pozostaje wynikiem nieosiągalnym. Minimalnie słabsza (4978) była nawet w sezonie mistrzowskim.
Po tamtym sukcesie nie tylko nie potrafiono pójść za ciosem, ale nie udało się nawet utrzymać dotychczasowych wskaźników, mimo że drużyna całościowo wciąż dawała radę. Piast to jedyny klub Ekstraklasy, który w ostatnich czterech latach zawsze finiszował w czołowej szóstce.
Piast Gliwice – dlaczego frekwencja jest tak słaba? [ANALIZA]
–
Spis treści
Chytry dwa razy traci
– Sprawa jest bardzo złożona i ciekawa, według mnie nadaje się nawet na pracę magisterską z socjologii. Piast na pewno miał trochę pecha, bo gdy osiągnął największy sukces, czyli mistrzostwo w 2019 roku, to za niedługo nastała pandemia, która wszystko wyhamowała – mówi nam współpracownik dziennika „SPORT” Krzysztof Brommer, od lat zajmujący się Piastem.
Z drugiej strony, w tamtym okresie zostały popełnione kluczowe błędy, które do teraz odbijają się czkawką. Sporo na ten temat ma do powiedzenia klubowa legenda Jarosław Kaszowski. Wówczas był on zatrudniony przy Okrzei. – Byłem odpowiedzialny również za sprzedaż biletów do firm, szkół, przedszkoli. Wydaje mi się, że do sezonu mistrzowskiego włącznie frekwencja stała na w miarę zadowalającym poziomie. Walczyliśmy, żeby dać się zapamiętać najmłodszym kibicom. Organizowaliśmy wiele akcji marketingowych, chcieliśmy wytwarzać modę na Piasta. Niestety, po zdobyciu mistrzostwa prezes Paweł Żelem zaszalał z cenami karnetów i biletów, zdecydowanie je podniósł. Argumentował to tym, że mówimy o już o klubie-Mercedesie, więc za jego mecze trzeba więcej zapłacić. Kibice protestowali, pracownicy klubu łapali się za głowy, ale nie udało się go odwieść od tej decyzji – wspomina Kaszowski, który przebył z Piastem drogę od B-klasy do Ekstraklasy.
Żelem nie poprzestał na drastycznych podwyżkach cen. Jednocześnie uznał, że po takim sukcesie mocniejsze zabieganie o widza jest zbędne. – W tym samym okresie Żelem ciął koszty i mocno ograniczył działania marketingowe. A wydaje się, że właśnie wtedy powinniśmy pójść za ciosem i wykorzystać to, że drużyna była na fali. To, co widzimy obecnie jest w dużej mierze pokłosiem tamtych ruchów. Piast musi wrócić do poprzednich działań, wydać trochę pieniędzy na dzieci, na różne gadżety. Inaczej nic nie ruszy. Na Zachodzie dzień meczowy jest świętem, całe rodziny mogą miło spędzić czas w klubie od rana do wieczora, jest show. U nas często idziesz na sam mecz i tyle – uważa Kaszowski.
Po covidzie tylko gorzej
„Udogodnienia” poszły jeszcze dalej. – Prezes Żelem przeniósł też sektor rodzinny po przekątnej, na drugą stronę, bliżej sektora kibiców gości. Uznał, że bilety na trybunie prostej były za tanie, a skoro rodziny chcą takowe mieć, to muszą siedzieć w gorszym miejscu. Mimo wszystko ten sektor i tak chyba nadal w miarę się zapełnia, to akurat nie jest jeden z głównych powodów słabszej frekwencji. Tańsze bilety zawsze będą w cenie – śmieje się Kaszowski.
Pracownicy vs Paweł Żelem. „Traktuje ludzi jak szmaty”,”to był mobbing”
– W przeszłości bywało z tym lepiej. Mocno stawiano na młodych kibiców, zapraszano przedszkola, dzieci ze szkół. To była słuszna droga, by nowe pokolenie kształtować jako kibiców Piasta, w mieście, gdzie w wielu dzielnicach starsi kibicują Górnikowi. Wyniki, najlepsze na Górnym Śląsku w XXI wieku, mogły pomóc, by reklamować dobry futbol i spokojną, może trochę piknikową atmosferę. Według mnie miasto, które jest większościowym akcjonariuszem, mogłoby pomóc marketingowo rozreklamować mecze i stworzyć modę na Piasta jako pozytywnego klubu, który może nie ma aż tylu fanatyków, ale jest takim klubem dla rodzin – podkreśla Krzysztof Brommer.
Efekt zaniedbań jest taki, że gdy po covidowych cyrkach kibice wreszcie normalnie wrócili na trybuny, Piast ma dużo słabszą frekwencję. W poprzednim sezonie średnia wynosiła 3731 kibiców na mecz, w obecnym na tę chwilę wychodzi 3765 (niżej są tylko Radomiak i Warta Poznań). A przecież liczby te i tak zawyżali przyjezdni z Poznania, Warszawy czy Łodzi. Wygląda to wyjątkowo biednie, zwłaszcza odkąd domowe spotkania w Gliwicach rozgrywa Ruch Chorzów. Wtedy stadion pęka w szwach w niebieskich barwach.
– Trzeba rzetelnie wykonywać pracę od podstaw. Nie ma innej drogi. Każdy w klubie musi zrozumieć, że bez dobrego marketingu, wizyt w szkołach i przedszkolach, bez atrakcji dla rodzin, wielu ludzi samych na stadion nie przyjdzie. Trzeba ich zachęcić. Wynik sportowy może być pewnym magnesem, ale jak widać, on wszystkiego nie załatwia. A wydaje mi się, że Piast jako klub urósł już do takiej rangi, że sam w sobie powinien stanowić atrakcję dla kibiców, a nie tylko jego rywal w postaci Lecha, Legii czy Górnika Zabrze – komentuje Kaszowski.
Zrażeni kibice prędko nie wrócą
Wspomniane drenowanie kieszeni kibiców po mistrzostwie sprawiło, że wielu z nich po prostu przestało zjawiać się przy Okrzei. Ceny najdroższych karnetów dla nowych klientów podskoczyły z 450 do 755 zł, a tańszych z 260 do 600 zł. Osoby przedłużające karnety musiały zapłacić od 285 do 570 zł, zamiast od 120 do 370 zł jak do tej pory. Klub tłumaczył, że zawierają się w tym także mecze w europejskich pucharach i starcie o Superpuchar Polski, ale mało kogo te wyjaśnienia przekonały.
– Raczej nie da się ściągnąć z powrotem tych kibiców, których wtedy zniechęcono. Robiono wszystko, żeby ich zrazić i to się „udało”. Piast kompletnie przespał czas po mistrzostwie jeśli chodzi o tworzenie bazy kibicowskiej. Zamiast tego prezes Żelem uznał, że zarobi jeszcze na więcej na tych, którzy już chodzili na mecze. Okej, może ceny na Piaście nigdy nie wybijały się zbyt mocno ponad średnią krajową – tak to też klub tłumaczył – ale kibica to nie interesuje. On widzi, że wcześniej płacił dużo mniej, a po sukcesie ma płacić znacznie więcej. Te 3 tys. przyjdzie zawsze, ale pozostali kalkulują. Znam niejedną rodzinę, która przestała przychodzić na stadion po zmianie cen. Trochę wody upłynie w naszej Kłodnicy, zanim ci ludzie powrócą na Okrzei, mimo że cały czas sympatyzują z Piastem – uważa „Kasza”.
Dziś ceny biletów na Piasta nie odbiegają od standardów. Nie można też powiedzieć, że klub nic nie robi, że nie prowadzi żadnych akcji promocyjnych, że po odejściu Żelema nie wrócił do szkół i przedszkoli. Mowa jednak o działaniach, których efekty mogą się pojawić z dużym opóźnieniem.
Nie wychowano nowego pokolenia
Największym problemem Piasta pozostaje fakt, iż na razie nie udało mu się na większą skalę wychować nowego pokolenia kibiców. Jeszcze nawet dekadę temu można było tłumaczyć, że gliwiczanie przegrywają u siebie walkę o widza z mocno zakorzenionym w lokalnej świadomości Górnikiem Zabrze, że klubowi brakuje tradycji i sukcesów, ale od tego czasu sporo się zmieniło. Gdyby dobrze odrobiono pracę domową związaną z pozyskiwaniem młodych, aktywnych kibiców, dziś byliby oni nową generacją na trybunach i nie trzeba byłoby się wstydzić obecnej frekwencji.
W Gliwicach nie czuć atmosfery piłkarskiego święta. Nie tylko dziś [REPORTAŻ]
Jarosław Kaszowski: – W latach 2015-2017 odnosiło się wrażenie, że kibice dochodzą i ich przybywa, że wkrótce pojawi się na trybunach młode pokolenie. Ode mnie z akademii wiele dzieci z rodzicami stawia się na meczach. Najwyraźniej jednak odpływ starych kibiców ma podobną dynamikę jak pojawianie się nowych.
Krzysztof Brommer: – Wydaje mi się, że baza chodzących jest taka sama od lat. Twardy elektorat w granicach 4 tysięcy będzie. Problem jest z tymi, którzy przychodzą tylko kilka razy w sezonie, gdy pojawia się ciekawszy rywal, albo drużyna walczy o medale. Baza mogła się powiększyć, ale trudno tych ludzi wyrwać z domu. Rozmawiałem z wieloma kibicami Piasta i oni mówią, że sytuacja na osiedlach i w dzielnicach zmieniła się na ich korzyść. Problem w tym, że nie widać tego na trybunach. Być może więcej osób z Gliwic interesuje się wynikami klubu, ale na mecze nie chodzą zbyt często.
Więcej działań poza Gliwicami
Słychać także głosy, że Piast kompletnie zaniedbuje próbę przebicia się w miejscowościach ościennych. Baza kibicowska w tych miejscach to jeden z powodów przewagi Górnika Zabrze. – Klub może tu zrobić znacznie więcej. Jeśli patrzymy z Gliwic w stronę Opola, to następnym większym klubem jest dopiero sama Odra Opole. Patrząc na taki Kędzierzyn-Koźle, w którym jest tylko Chemik z okręgówki, widać pole do zagospodarowania. Tamtejsi mieszkańcy mogliby w sporej liczbie przyjeżdżać do nas na Ekstraklasę. Oczywiście na Śląsku zadanie jest utrudnione przez zagęszczenie klubów ze szczebla centralnego. Lech Poznań w Wielkopolsce w zasadzie nie ma konkurencji, prawie cała uwaga kieruje się na niego. Mimo to można tu sporo zdziałać i trzeba z tego skorzystać – zgadza się Kaszowski.
Portal piastgliwiceinfo.pl analizując słabą frekwencję w rundzie jesiennej jako przyczyny podawał m.in. bardzo mało atrakcyjny styl gry pod wodzą Waldemara Fornalika (Aleksandar Vuković nie zdążył tego zmienić), porę rozgrywania meczów – Piast aż trzy razy domowe spotkania miał w poniedziałek, do tego zaległe starcie z Rakowem odbyło się w czwartek – czy przespane letnie okienko. Wydaje się jednak, że to wątki poboczne i czasami są skutkiem, a nie przyczyną. – Pory meczów stanowią konsekwencję formy drużyny i też zainteresowania – zauważa Brommer.
Wydaje się, że krótkoterminowo sytuacja frekwencyjna Piasta jest beznadziejna, nic się w najbliższym czasie nie zmieni. Dziś na Górnika przyjdzie więcej ludzi i to zapewne tyle jeśli chodzi o pozytywne odchyły w tym sezonie. Pozostaje cierpliwe rzeźbienie od podstaw, rozsądna polityka cenowa i… liczenie, że wkrótce zespół znów powalczy o najwyższe cele. Takie okoliczności przyciągną dodatkową widownię, o którą trzeba będzie odpowiednio zadbać, nie powtórzyć błędów z przeszłości i wtedy po odpływie trochę ludzi powinno zostać na dłużej. Jeśli z czasem uda się wrócić do średniej w granicach sześciu tysięcy widzów, już będzie można mówić o sukcesie.
CZYTAJ WIĘCEJ O PIAŚCIE GLIWICE:
- Ile jeszcze będziemy znosić piłkę błotną w Gliwicach?
- Alex Sobczyk: – Niektórzy kibice Górnika nawet mi teraz gratulowali
- Vuković: Daleko mi do zachodnich idei. Jestem odporny na manipulacje
Fot. FotoPyK/Newspix