Masz 20 lat. Właśnie zakończyłeś udaną rundę jesienną, w której trakcie byłeś ważną postacią środka pola drużyny Ekstraklasy. Rozegrałeś łącznie 20 spotkań. Zadebiutował również w polskiej młodzieżówce. Mogłoby się wydawać, że za moment twój macierzysty klub zarobi co najmniej milion euro. W końcu posiadający znacznie mniejsze doświadczenie w lidze Mateusz Kowalski odszedł za tę kwotę do Parmy, a nieco starszy i mający niemal identyczną liczbę występów w dorosłym futbolu Krzysztof Kubica wylądował za 1,2 mln euro w Benevento Calcio. Włoską drogę wróżono również Jakubowi Kałuzińskiemu. I być może nią podąży, ale ponownie Lechia Gdańsk nie zarobi tyle, co Jagiellonia, Górnik Zabrze czy wiele innych polskich klubów, bo sama podkłada sobie kłody pod nogi. Ponownie nie porozumiała się z utalentowanym wychowankiem, który 1 lipca zostanie z kartą na ręku i będzie mógł związać się dowolną drużyną. O ile jeszcze zimą nie zmieni klubu.
Cała sprawa nieprzedłużenia umowy z Lechią przez Kałuzińskiego jest wielowątkowa i zahacza o tradycyjne dla polskiego futbolu punkty prowadzenia negocjacji kontraktowych jak kary, zesłania do klubu kokosa i zwaśnione strony. Jak na razie najgorzej wyszedł na niej zawodnik, który stracił najważniejsze przygotowania w roku, ćwicząc w samotności, bądź z juniorami. Z tego powodu trener nie widzi go w składzie, a klub nie odpowiada na oferty innych ekip. W całej sytuacji panuje impas, który może spowodować, że 20-letni pomocnik straci rundę wiosenną. Jedyną nadzieją jest jego odejście przed końcem zimowego okna. Stało się jednak jasne, że nie dojdzie do transferu do czołowej europejskiej ligi, a Lechia niechętnie chce puścić wychowanka do jednego z ligowych rywali.
Geneza nieprzedłużenia umowy przez Jakuba Kałuzińskiego z Lechią Gdańsk
Zwarcie panujące między Lechią a obozem piłkarza widać już po komunikacji, jaką prowadzą. – Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat, bo możliwe, że Kuba zmieni jeszcze klub w tym oknie. Aktualny impas nie pomaga nikomu w tej sytuacji – mówi nam agent piłkarza Daniel Weber z INNfootball. – To zawsze jest sytuacja dwóch stron. Nie wszystko zależy od klubu – odpowiada Łukasz Smolarow, dyrektor sportowy klubu, który dodał, że Lechia wydała już jeden oficjalny komunikat ws. nieprzedłużania umowy z Kałuzińskim, a także długo mówił na ten temat podczas przedsezonowej konferencji prasowej i nie ma sensu dalej rozwlekać całego zajścia. Zarzut drugiej strony pozostaje natomiast taki, że aż za wiele zostało powiedziane, w tym rzeczy, które odbiegały od prawdy.
Zablokowany przez Mandziarę
Negocjacje między Lechią a Kałuzińskim toczyły się już dobre pół roku. Z ramienia klubu rozmowy prowadził Paweł Żelem bowiem Łukasz Smolarow został dyrektorem sportowym na początku tego roku. Z racji wygasającej w czerwcu 2023 roku umowy, agent piłkarza – Daniel Weber domagał się zmiany na lepsze dla zawodnika warunków umowy. 20-letni pomocnik stał się ważną postacią trenerów Kaczmarków, najpierw Tomasza, później Marcina. Piłkarz liczył na podwyżkę, choć nie taką, by znaleźć się wśród najlepiej opłacanych graczy zespołu. Byłby to raczej awans z końca listy płac na drużynową średnią. Klub starał się ciągnąć tę kwotę w dół, natomiast agent w przeciwnym kierunku. Kolejne negocjacje nie przynosiły postępów i pod koniec roku 20-latkowi było bliżej do opuszczenia Gdańska niż pozostania w nim. Już w styczniu Kałuziński mógłby się związać z innym klubem bez większych konsekwencji, co potraktowano w Lechii bardzo personalnie.
– Piłkarz nie odegra żadnej roli w naszej przyszłości. Teraz ma więc czas na to, żeby znaleźć nowy klub. Zawodnik zdecydował, że już nie chce grać w Lechii Gdańsk, tak przekazał jego agent. Powiedział o tym zarządowi w listopadzie. Skoro piłkarz nie chce grać w Lechii, to niech poszuka nowego klubu, gdzie będzie mógł się rozwijać. Rozmowy z jego agentem prowadził Paweł Żelem. Jeśli on mówi, że złożył ofertę, a później otrzymał kontrofertę od Daniela Webera, której nie mógł przyjąć, to muszę to zaakceptować. Następnie muszę wziąć pod uwagę słowa zawodnika, który nie chce grać w Lechii. Już latem trwała dyskusja o tym, że piłkarz ma oferty, kwestią jest tylko kierunek, Włochy czy MLS. Tylko że żadna oferta nie trafiła do Rady Nadzorczej. Takie są fakty – powiedział na łamach “Przeglądu Sportowego” Adam Mandziara.
Treningi z juniorami
Prezes biało-zielonych wydał polecenie, żeby nie zabierać Kałuzińskiego na obóz do Turcji bowiem klub nie wiąże z nim przyszłości. Nie przeszkodziło to jednak w tym, by na pokład samolotu zabrać Christiana Clemensa, który tydzień po rozpoczęciu przygotowań odszedł z gdańskiego klubu czy Łukasza Zwolińskiego, który wielokrotnie domagał się transferu. Zabrano również długą listę piłkarzy, którzy podobnie, jak 20-letni pomocnik, wciąż nie przedłużyli umowy z biało-zielonymi. W międzyczasie skrócono wypożyczenie Jana Biegańskiego z GKS Tychy, by bez zbędnych kosztów wypełnić miejsce po pomocniku. Z racji odsunięcia od treningów pierwszej drużyny i zeszłorocznego rozwiązania rezerw Kałuziński musiał trenować z zespołem juniorów. Otrzymał jeszcze rozpiskę treningów indywidualnych, które miały pomóc mu w utrzymaniu odpowiedniej sprawności i byciu gotowym do rywalizacji po powrocie drużyny z Turcji. Tak się jednak nie stało, na co na konferencji prasowej utyskiwał trener Marcin Kaczmarek.
– Poza mną zapadły pewne decyzje i jako trener muszę się do nich dostosować. W sprawie Kuby otrzymałem takie, a nie inne polecenie. Ta sytuacja jest trudna dla każdego. Jeśli piłkarz nie trenuje i nie gra w sparingach przez 11 dni, to na pewno jest to dla niego jakimś ubytkiem. Na pewno nie stracił fizycznie, gdyż na miejscu miał rozpisane zajęcia, regularnie trenował też w juniorach. Pod tym względem nie powinno więc być problemu. Jednak to, że nie miałem zawodnika przez kilkanaście dni, jest dla mnie istotne i muszę brać to pod uwagę, jeśli chodzi o najbliższe mecze. Mogę jednak zapewnić, że Kuba jest do mojej dyspozycji i jeśli tylko sportowo będzie na to zasługiwać, wybiegnie na boisko – stwierdził Kaczmarek.
Na pierwsze ligowe spotkanie w 2023 roku Kałuziński nie był jednak nawet brany pod uwagę, co poniekąd było kontynuacją kary za nieprzedłużenie umowy. Przed drugim spotkaniem już trenował z pierwszym zespołem, ale w szerokim składzie się nie znalazł. W międzyczasie negocjacje kontraktowe starał się wznowić nowy dyrektor sportowy. Celem Smolarowa było przedłużenie umów z najważniejszymi zawodnikami. Z każdym z dziewięciu, którym wygasają w czerwcu kontrakty, porozmawiał osobiście podczas obozu. Dwaj – Ilkay Durmus i Jarosław Kubicki – już prolongowali swoje umowy. Z dwoma do negocjacji nie mógł zasiąść bowiem nie zabrano ich do Turcji. Mowa o Kałuzińskim i Krystianie Okoniewskim, który de facto jest również reprezentowany przez agencję INNfootball.
Ostatnia oferta gorsza niż lipcowa
Po powrocie z obozu do kraju Smolarow podjął jeszcze jedną próbę negocjacji umowy z Kałuzińskim. Klub 23 stycznia złożył kolejną ofertę, którą zawodnik miał rozpatrzyć w określonym czasie. Biorąc pod uwagę termin ogłoszenia komunikatu o nieprzedłużeniu kontraktu przez 20-latka, co nastąpiło 1 lutego, można domniemać, że otrzymał czas do końca miesiąca. Niemniej jednak pomocnik nie bardzo miał co rozpatrywać bowiem według naszych informacji, którym klub zaprzecza, ostatnia złożona oferta była niższa od tej przedstawionej w lipcu zeszłego roku.
– Negocjacje trwały w zeszłym roku, odbyły się trzy spotkania. Nie powinny przenosić się na ten rok. Chcieliśmy usiąść jeszcze raz, porozmawiać i przedstawić jeszcze jedną ofertę. Została ona odrzucona, dlatego ogłosiliśmy, że Kuba nie przedłuży wygasającego w czerwcu kontraktu. Z tego, co mi wiadomo, to nasza ostatnia oferta nie była niższa niż wcześniejsze – mówi nam Smolarow.
Ciężko przypuszczać, na co liczył klub, wznawiając rozmowy po karnej degradacji piłkarza. Na pewno nie wpłynęło to dobrze na samego zawodnika, który wychował się w Lechii i wiązał z nią najbliższą przyszłość. – Kuba jest zawiedziony i rozczarowany całą tą sprawą. To pełnoprawny wychowanek. Do klubu przyszedł jako pięcio- bądź sześciolatek. Spędził w nim niemal całe życie. Odczuwa na własnej skórze, jaki jest ciężki los wychowanka. To przykre dla niego i rodziny – wyjaśnia Weber.
Niefortunny komunikat
Na domiar złego klub, wystosowując komunikat o nieprzedłużeniu umowy przez Kałuzińskiego, sam dolał oliwy do ognia. Po pierwsze, dlatego że wciąż jest wielu zawodników, którzy nie znają swojej przyszłości albo nie wiążą jej z Lechią, ich kontrakty wygasają w czerwcu, a mimo to nie pojawiły się żadne komunikaty. A po drugie, że dyrektor sportowy użył dość niefortunnego sformułowania porównującego sytuację 20-latka do Łukasza Poręby. On również nie przedłużył umowy z Zagłębiem Lubin i za darmo opuścił zespół Miedziowych na rzecz Lens. Problem w tym, że na Dolnym Śląsku nikt Porębie nie robił pod górkę. Nie trafił do klubu kokosa. Przepracował cały obóz przygotowawczy. A w rundzie wiosennej sezonu 2021/22 był ważną postacią Zagłębia.
– Rozmowy z agentem Kuby trwały praktycznie cały poprzedni rok. Ostatecznie strony nie doszły do porozumienia, nad czym bardzo ubolewam. Kuba po 30 czerwca stanie się wolnym zawodnikiem, a do tego czasu jest oczywiście do dyspozycji trenera. Takie sytuacje się w piłce zdarzają. W zeszłym roku miałem podobną w Zagłębiu Lubin, gdzie młody wychowanek klubu Łukasz Poręba także odchodził po wygaśnięciu kontraktu. Zagłębie się utrzymało, a zawodnik odszedł do RC Lens. Teraz już jednak skupiamy się na naszym celu na tę rundę – powiedział Smolarow cytowany przez oficjalną stronę klubu.
Impas
Po tych oficjalnych deklaracjach obie strony nabrały wody w usta. Jak podczas konferencji prasowej powiedział Smolarow: – W przypadku tego transferu pojawiały się informacje nieprawdziwe, które stawiały mnie i klub w niekomfortowej sytuacji. Znam Kubę długo. Byłem jak debiutował w Ekstraklasie, jak z Legią z Urbańskim stworzył bardzo dobry środek pola. Z szacunku do niego, sytuacja wymaga wyciszenia, dlatego nie chcę niczego dopowiadać. Podobną wersję mógłby wyrecytować piłkarz i jego otoczenie. Panuje impas bowiem w tle nadal toczą się gry o przyszłość Kałuzińskiego.
Jeśli pomocnik zostanie w Gdańsku, spotka go prawdopodobnie półroczny brak gry. Właśnie dlatego agencja piłkarza pracuje nad tym, by jeszcze zimą odszedł z Lechii. Oficjalne zapytanie złożyła Wisła Płock. Problem w tym, że klub na nie nie odpowiedział. Biało-zieloni wciąż liczą, że jak w przypadku Kacpra Urbańskiego czy Mateusza Żukowskiego, pojawi się temat zagranicznego transferu. Oznaczałby on dla Lechii znacznie większy zastrzyk gotówki aniżeli transfer do polskiego klubu.
Gra o małe/duże pieniądze
W przypadku przejścia do zespołu Ekstraklasy biało-zieloni zarobiliby z tytułu ekwiwalentu ok. 100 tys. zł. W przypadku zagranicznego transferu kwota ta może urosnąć nawet do kilkuset tysięcy euro. Problem w tym, że większość najważniejszych europejskich rynków jest już zamkniętych, a przenosiny do klubu z innej niż pierwsza kategoria, określona przez ramy ekwiwalentu za wyszkolenie FIFA znane również jako “FIFA training compensation”, powodują znaczną obniżkę wysokości ekwiwalentu. Na przykładzie Kałuzińskiego transfer do ligi z pierwszej kategorii oznaczałby zysk na poziomie 350-400 tys. euro, natomiast do ligi drugiej kategorii ok. 220 tys.
Bez względu na to, jak zakończy się cała ta sytuacja, nie można przejść obojętnie obok tego, w jaki sposób Lechia po raz kolejny nieudolnie radzi sobie z zarządzaniem własnymi zasobami, którymi bezwzględnie są wychowywani przez lata piłkarze. Klub nie wyszedł z twarzą ani podczas odejścia Urbańskiego do Bologny, ani Żukowskiego do Rangers. Teraz ten obraz jeszcze się pogorszył, co nie jest dobrym sygnałem dla takich piłkarzy jak Filip Koperski, Kacper Sezonienko czy Antoni Mikułko.
W dobie, gdzie wszędzie na świecie wydaje się pieniądze na potęgę, a polskie kluby co sezon są w stanie sprzedawać zupełnie niedoświadczonych, ale młodych piłkarzy za ponad milion euro, Lechia zupełnie się nie odnajduje. W całej swojej historii zrobiła tylko pięć takich transferów. Dwa z nich są dziełem obcokrajowców, a ostatni miał miejsce półtora roku temu. Wyższe rekordy odstępnego posiada aż dziesięć klubów Ekstraklasy, a także pierwszoligowa Wisła Kraków. W poprawie tego stanu rzeczy nie pomagają ani wysokie miejsca w Ekstraklasie, ani występy w europejskich pucharach. Zresztą, jak liczyć na poprawę, gdy na końcu klub nie jest w stanie porozumieć się ze swoim wiernym, wieloletnim wychowankiem ws. przedłużenia umowy.
WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK:
- Świat paradoksów: Mandziara odszedł z Lechii, ale dalej w niej jest, a w klubie jest źle, ale dobrze
- Smolarow w Lechii, czyli duża szansa i dla niego, i dla klubu
- Lechia kończy eksperyment i ma porządnego prawego obrońcę. Brawo!
Fot. Newspix