Reklama

Novak Djoković znów bez Szlema. Alcaraz nie miał litości

Sebastian Warzecha

06 września 2025, 00:11 • 5 min czytania 5 komentarzy

Ich ostatnie dwa mecze wygrał Novak Djoković i w obu przypadkach były to triumfy znaczące. Najpierw – finał igrzysk olimpijskich w Paryżu, jego marzenie, skompletowanie kariery. Potem – Australian Open, ćwierćfinał turnieju, w pewnym sensie udowodnienie, że Nole na dystansie do trzech wygranych setów nadal może z gościem takim jak Carlos Alcaraz rywalizować. Ale to już przeszłość. Dziś w Nowym Jorku nie było wątpliwości, który z tenisistów był tym lepszym. Hiszpan w trzech setach rozprawił się ze znacznie bardziej doświadczonym Serbem. A to oznacza, że temu stuknęły już dwa lata bez wygranego tytułu wielkoszlemowego.

Novak Djoković znów bez Szlema. Alcaraz nie miał litości

Novak Djoković gorszy od Carlosa Alcaraza. Serb już dwa lata bez Szlema

Metryki się nie oszuka. Przekonali się o tym Rafa Nadal i Roger Federer, a teraz – tak to wygląda – robi to również Novak Djoković. Federer swój ostatni wielkoszlemowy finał rozegrał jako niemal 38-latek i przegrał w nim właśnie z młodszym o sześć lat Djokoviciem, a półtora roku wcześniej po raz ostatni w Szlemie triumfował. Nadal – przez kontuzje – ze szczytu zszedł nieco szybciej, bo po wygranym Roland Garros 2022 (miał wtedy 36 lat), nigdy już nie był w finale turnieju tej rangi.

Reklama

Djoković trzyma się blisko – to jego czwarty wielkoszlemowy półfinał w tym sezonie – ale o ile reszta stawki daje się mu ogrywać, o tyle Carlos Alcaraz i (ostatnio szczególnie) Jannik Sinner tego nie robią.

Powstaje więc pytanie: czy Novaka stać jeszcze na zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym?

Odpowiedzi udzielić nie jest łatwo. Bo z jednej strony jego poziom wciąż jest blisko szczytu. Cztery wielkoszlemowe półfinały w roku, w którym skończyło się 38 lat, to wynik doskonały, nie ma co do tego wątpliwości. Z drugiej strony gdy już z turnieju odpadał, to nie ugrywał ani seta.  W Australii skreczował po pierwszym, przegranym secie pojedynku z Alexandrem Zverevem. We Francji i Wielkiej Brytanii dwa razy po 3:0 pokonał go Jannik Sinner. A teraz dołożył się do tego Carlos Alcaraz. Więc dojść do półfinału Novak nadal potrafi. Ale przejść dalej – no z tym jest problem. I to spory.

Sam zresztą kilkukrotnie już podkreślał, że czuje mijające lata. Zresztą trudno, żeby było inaczej. Mówił też, że dopóki będzie znajdować w sobie motywację, to będzie też grać. Pytanie – gdy ogląda się takie mecze, jak ten dzisiejszy – brzmi: czy tę motywację utrzyma jeszcze długo? Bo przecież ma już wszystko, jedyne, za czym może gonić, to poprawianie własnych rekordów i 25. tytuł wielkoszlemowy właśnie. Sam mówił, że odpuszcza wiele mniejszych turniejów, że niespecjalnie interesują go już nawet „tysięczniki”.

Zostają więc tylko Szlemy, może kolejne igrzyska – aczkolwiek tam miałby już 41 lat. Łatwiej wygrywać już nie będzie, po prostu.

Djoković bez ognia, a Alcaraz spokojny

O ile same wyniki to zła wiadomość dla Serba, o tyle jest jeszcze gorsza – Carlos Alcaraz nie wyglądał dziś tak, jakby grał na 100 procent swoich możliwości. Nie to, że się nie starał, po prostu nie wychodziło mu wiele zagrań z jego repertuaru, na przykład skróty. Momentami też nieco źle czytał grę, szczególnie w ofensywie. Wiele piłek Serbowi wystawił. Ale ten skorzystał z tego wszystkiego właściwie tylko raz – na początku drugiego seta, gdy rywala przełamał.

Podobnie było w Australii. Tam doprowadził potem i seta, i kolejne partie do dobrego dla siebie końca. A dziś? Dziś nie był w stanie tego zrobić.

Ten drugi set szczególnie zwraca uwagę. Novak otrzymywał w nim bowiem swoje szanse. Najpierw przełamanie, potem tie-break. Alcaraz nie grał wybitnie, ale na tyle dobrze returnował i pracował w defensywie, że zdobywał punkty. A Djoković po części mu pomagał. Brakowało mu pierwszego serwisu, brakowało skutecznych ataków. Zdarzały się nawet podwójne błędy w kluczowych momentach. Podczas gdy w najlepszych dla Serba czasach najmocniejszy był właśnie wtedy, gdy przychodziło do kluczowych momentów setów i meczów, tak dziś to w nich najbardziej widać było braki.

Kolejna zła wiadomość? Znów miał problemy fizyczne. Po drugim secie poprosił o interwencję masażysty, w trzecim istniał na korcie tylko początkowo, a gdy Carlos przełamał go po raz pierwszy, właściwie już odpuścił, chyba czując, że niczego nie zdziała. Podobnie wyglądało to w meczu z Sinnerem na Wimbledonie. Nie było w Novaku tego ognia, który często pchał go do sukcesów. Stosunkowo spokojnie przyjmował własne błędy, nie celebrował przesadnie znakomicie wygranych punktów.

Był na korcie, grał, cieszył się meczem. Ale żeby z całych sił, do samego końca walczył o wygraną? No nie, tego nie można napisać.

Czy Alcaraz zatrzyma Sinnera?

Wygrana Alcaraza oznacza, że najpewniej po raz trzeci w tym sezonie w finale wielkoszlemowym spotkają się Hiszpan i Jannik Sinner. Na Roland Garros po niesamowitym meczu wygrał Carlitos, choć Włoch prowadził już 2:0 w setach i miał trzy piłki meczowe. Na Wimbledonie Sinner był po prostu tenisistą lepszym, wygrał pewnie, w znakomitym stylu. Na US Open możemy dostać – bo Jannik musi jeszcze pokonać Felixa Augera-Aliassime’a, ale wygrana Kanadyjczyka byłaby największą sensacją tego turnieju – kolejny akt tej rywalizacji.

Carlos Alcaraz. US Open

Carlos Alcaraz. Fot. Newspix

I dobrze. Bo to najciekawsze, co jest teraz w męskim tenisie. I oby ten (potencjalny) finał przypominał mecz z Roland Garros. Jeśli tak będzie, prędko o nim nie zapomnimy.

Carlos Alcaraz – Novak Djoković 6:4, 7:6 (4), 6:2

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

5 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama