Reklama

„Na szczęście mieliśmy Jordana Loyda”. Koszykarze po meczu ze Słowenią

Sebastian Warzecha

29 sierpnia 2025, 08:09 • 4 min czytania 8 komentarzy

Polscy koszykarze rozpoczęli EuroBasket 2025 w znakomitym stylu – od wygranej 105:95 ze Słowenią. To był jednak inny mecz, niż można było oczekiwać. Znacznie bardziej ofensywny, otwarty, pełen rzutów za trzy, często skutecznych. Dla nas – i publiczności zgromadzonej w katowickim Spodku – najważniejsze jednak, że zwycięski. Co jednak do powiedzenia mieli po nim najwięksi bohaterowie tego meczu i ich trener?

„Na szczęście mieliśmy Jordana Loyda”. Koszykarze po meczu ze Słowenią

Wszyscy zawodnicy podkreślali, że to był wysiłek zespołowy, bo inaczej się ze Słowenią nie da. Zresztą często zaczynało się właśnie od tego – że rywale to wielka drużyna, nawet jeśli ostatnio ma swoje problemy.

Reklama

Koszykarze po wielkiej wygranej ze Słowenią. „Nie możemy się rozluźnić”

– Jak nastroiliśmy się do tego meczu? Jak do każdego innego. Wiedzieliśmy, że będzie trudny, bo mają jednego z najlepszych graczy na świecie w swoim zespole. Słoweńców nigdy nie można lekceważyć. To byli mistrzowie Europy, po prostu świetny zespół. Luka [Doncić] ich prowadził, choć brakuje mu nieco pomocy ze strony innych zawodników – mówił Mateusz Ponitka, kapitan polskiej kadry, a przy okazji bohater poprzedniego meczu ze Słowenią – sprzed trzech lat, rozgrywanego w ćwierćfinale ostatniego EuroBasketu.

CZYTAJ TEŻ: CO ZA MECZ POLAKÓW! POKONALI SŁOWEŃCÓW NA OTWARCIE EUROBASKETU

Do tego spotkania nawiązywał też – o dziwo – Jordan Loyd, który nie tylko gra w reprezentacji od niedawna, ale ledwie od kilku tygodni ma polskie obywatelstwo. – Widziałem mecz, który Polacy grali trzy lata temu ze Słowenią. Mateusz był wtedy jednym z najlepszych zawodników – o ile nie najlepszym – na turnieju. Chcę czerpać z jego formy i z niej korzystać – mówił Loyd. Wczoraj Ponitka znów był znakomity, może nie tak, jak przed trzema laty – ale wtedy był młodszy, w pełni zdrowia i szczycie formy – ale wystarczająco, by zostać najlepszym graczem meczu.

Jego linijka? 23 punkty, 7 zbiórek i 2 asysty. Był właściwie wszędzie i robił na parkiecie wszystko. Ale nie był najlepszym strzelcem Polski, bo odpalił przywołany już Loyd. Amerykański Polak wszedł w mecz trafiając pięć pierwszych trójek i z miejsca napędzając naszą kadrę. A potem nie zwolnił. Spotkanie skończył mając na koncie 32 oczka. Więcej wczoraj zdobył tylko Luka Doncić, który rzucił 34 punkty. Loyd był więc o krok za nim. Nic dziwnego, że Ponitka mówił: – My na szczęście mieliśmy Jordana Loyda, który dziś wszedł na wyżyny. Cieszymy się, że był z nami.

Ponitka: „Całe szczęście, że mieliśmy Jordana Loyda. Wszedł na wyżyny”

Natomiast sam Jordan oddawał zasługi kolegom.

Każdy z nas sprostał zadaniu. Luka jest Luką, nic więcej nie trzeba dodawać. To genialny zawodnik, dlatego potrzeba było zespołowego wysiłku, żeby go powstrzymać. Każdy wykonał świetną robotę, w obronie i pod koszem Słoweńców. To naprawdę jest wygrana całej drużyny. Ja po prostu szedłem za „flow”. Szybko trafiłem kilka trójek, ale potem miałem problem z faulami [był bliski wykluczenia, miał cztery przewinienia na koncie – przyp. red.]. Stąd powtarzam, że to wysiłek zespołowy.

Przy okazji dowiedzieliśmy się, że rodzina i znajomi zaczęli nazywać Jordana per „Loydinski”, żeby spolszczyć go jeszcze bardziej. I cóż, po takim meczu mało kto w Spodku miał wątpliwości, że warto było się postarać o to obywatelstwo dla Loyda. I to pewnie jego miał między innymi na myśli trener Igor Milicić, gdy mówił: – My mamy wiele gwiazd. Może nie za takie miliony, ale sporo takich, które potrafią pociągnąć i dać nam dużo.

Ale nie tylko Jordana. Bo w trzeciej kwarcie – gdy Polacy budowali przewagę – odpalił Andrzej Pluta, który kilkoma świetnymi rzutami sprawił, że Biało-Czerwoni odskoczyli Słoweńcom. Syn byłego reprezentanta Polski zdobył ostatecznie 15 oczek. Ale i on raczej skupiał się na tym, że to zasługa całego zespołu.

– Cieszymy się, że wyszedł nam taki mecz. Staraliśmy się wykorzystywać nasze przewagi w ataku. Udało nam się. Miejmy nadzieję, że tak będzie przez cały turniej. Każdy dał z siebie maksa i każdy dał ważne punkty, ale nie tylko, bo i rzeczy, które nie są w statystykach. Na tym opieramy się w drużynie. Oczywiście, mamy swoich liderów, ale to było zwycięstwo drużyny – twierdził.

Na co jeszcze zwracali uwagę nasi zawodnicy?

Przede wszystkim – kibiców. – Myślę, że poczuli nieco tej energii. Zobaczyli, ile serca i potu dajemy z siebie na boisku. Myślę, że będą nas dopingować jeszcze mocniej, bo mają na to potencjał – mówił o fanach Ponitka. Poza tym wszyscy zgodnie wspominali, że to świetna wygrana, ale w gruncie rzeczy – tylko jeden mecz. Z pięciu grupowych, które mają do rozegrania. Jak powiedział Andrzej Pluta: – To turniej, nie możemy stale żyć tym meczem. Za dwa dni mamy kolejny. Nie możemy się rozluźnić.

Pozostaje trzymać kciuki, by kolejne spotkanie było co najmniej tak dobre, jak to ze Słowenią. I z tym samym zwycięzcą.

Z KATOWIC
SEBASTIAN WARZECHA

Czytaj więcej o koszykówce na Weszło:

Fot. Newspix

8 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Koszykówka

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama