Reklama

Włosi obronili honor deblistów. Świątek i Ruud przegrali w finale US Open

Sebastian Warzecha

21 sierpnia 2025, 06:25 • 7 min czytania 8 komentarzy

Iga Świątek i Casper Ruud byli o krok od wywalczenia tytułu mistrzów wielkoszlemowych w mikście na US Open. Polsko-norweska para dotarła do finału tej imprezy, ale tam musiała uznać wyższość rywali, którzy – jak sami mówili – „grali dla wszystkich deblistów”. Dla Igi to jednak i tak spory sukces, bo specjalistką od gry podwójnej Polka po prostu nie jest. A dwudniowym występem w Nowym Jorku pokazała sobie i fanom, że również i w mikście sporo potrafi. Oby przełożyło się to też na występ w grze pojedynczej.

Włosi obronili honor deblistów. Świątek i Ruud przegrali w finale US Open

Potrzebnych będzie tu zapewne kilka słów wyjaśnienia – w tym roku organizatorzy US Open kompletnie zmodyfikowali bowiem zmagania mikstów. Zmienili format meczów – te po staremu były rozgrywane do dwóch setów, ale sety – poza finałem – do czterech gemów. Opcjonalna trzecia partia miała za to być super tie-breakiem. Do rywalizacji zaproszono 16 par. I właśnie, „zaproszono” to tu ważne sformułowanie. Postawiono bowiem na singlowe gwiazdy, niemal w pełni ignorując deblistów. Otwarcie krytykował takie posunięcie choćby Jan Zieliński, który – mimo że jest już dwukrotnym mistrzem wielkoszlemowym w mikście – zaproszenia na ten turniej nie otrzymał.

Reklama

Turniej, dodajmy, krótki, bo dwudniowy. Wczoraj rozgrywano mecze pierwszej i drugiej rundy, dziś półfinały i finał – jako jedyny grany w formule do sześciu wygranych gemów na seta. W dodatku przestawiony na okres przed startem właściwego Szlema, w końcu w Nowym Jorku trwają teraz kwalifikacje do drabinki głównej. Ale chodziło tu o coś innego: ściągnięcie fanów. Normalnie na meczach miksta – co dziwić nie może – tych jest niewiele. Tymczasem w czasie tego dwudniowego turnieju trybuny były pełne.

Debliści mogą się więc oburzać, ale wydaje się, że to kierunek, w którym – zapewne z jakimiś korektami – pójdzie US Open i w kolejnych latach. A wraz z nim, kto wie, może i inne turnieje wielkoszlemowe?

Iga Świątek bliska tytułu w mikście na US Open. Decydował super tie-break

Dość już jednak o tym, przejdźmy do tego, co działo się tej nocy. Wczoraj bowiem Iga Świątek i partnerujący jej Casper Ruud – rozstawieni z „3” – pewnie wygrali dwa mecze. Najpierw z Madison Keys i Francesem Tiafoe, a potem z Lorenzo Musettim i Catherine McNally. W obu przypadkach skończyło się na dwóch setach i triumfach 4:1, 4:2.

Wiadomo było jednak, że tej nocy polskiego czasu będzie trudniej.

I było. Już w pierwszym dzisiejszym meczu, czyli półfinale turnieju. Polsko-norweska para grała w nim przeciwko Jessice Peguli i Jackowi Draperowi, czyli najwyżej rozstawionej parze turnieju. Inna sprawa, że rozstawienia były brane z singlowych rankingów, więc tak naprawdę wielkiego znaczenia nie miały. Pegula i Draper pokazali jednak, że wiele potrafią. Ba, wydaje się wręcz, że powinni wygrać to spotkanie, bo do pewnego momentu byli na korcie po prostu lepsi.

Wygrali pierwszego seta, 5:3. Prowadzili w drugim już 2:1 z przełamaniem. I nagle sytuacja zaczęła się odwracać. Iga i Casper odrobili stratę breaka przy serwisie Jessiki Peguli, wygrali własne podanie, a potem z miejsca zagrozili rywalom trzema piłkami setowymi. Nie wykorzystali ani jednej, ale zupełnie się tym nie przejęli. Ewidentnie mieli dobry fragment gry, nakręcili się. Gdy więc zrobiło się 3:3, to najpierw wygrali gema przy podaniu Świątek, a potem raz jeszcze zaatakowali serwis Peguli. Po raz kolejny skutecznie. Tym razem to oni triumfowali w secie wynikiem 5:3.

Super tie-break był za to absolutnie szalony, bo Casper i Iga przegrywali już 4:8, a Świątek była na siebie bardzo zła za podwójny błąd (dziś zresztą popełniała ich sporo, ale to nie dziwi, w deblu słabszy serwis często oznacza natychmiastowe kłopoty, trzeba ryzykować). Tyle że ta złość mogła jej prędko minąć, bo Polka i Norweg wygrali… kolejnych sześć punktów. A wraz z nimi całego seta i mecz. To była kapitalna pogoń, godna tego turnieju w nowej formule i pełnych trybun, które zresztą momentami absolutnie szalały, bo obie pary dawały z siebie wszystko.

Lepsza była jednak ta polsko-norweska. I to ona miała zagrać w finale.

Włosi walczyli o honor deblistów

Naprzeciwko stanęli Włosi: Sara Errani, legenda kobiecego tenisa, zwłaszcza tego deblowego, oraz jej partner z kortu, czyli Andrea Vavassori. Tak naprawdę była to jedyna faktycznie deblowa para, jaka wzięła udział w tym turnieju. Errani grała kiedyś w finale singlowego Roland Garros, ma sześć tytułów wielkoszlemowych w deblu i trzy w mikście. Andrea dzieli z nią te ostatnie – to US Open 2024 (dzięki tej wygranej znaleźli się w tegorocznym turnieju), Roland Garros 2025 i… tegoroczny turniej w Nowym Jorku.

Bo to oni okazali się ostatecznie najlepsi.

Ubiegłoroczny – ich pierwszy wspólny – tytuł wielkoszlemowy Włochów. Wywalczony właśnie w Nowym Jorku.

Przez turniej przeszli zresztą w wielkim stylu. Do finału doszli bez straty seta, pokonując kolejno pary Taylor Fritz/Jelena Rybakina (4:2, 4:2), Karolina Muchova/Andriej Rublow (4:1, 5:4) i Danielle Collins/Christian Harisson (4:2, 4:2). Ale w meczu o tytuł nie mieli już tak łatwo. Ruud i Świątek – choć nie mieli czasu na przygotowania, Iga przecież 19 godzin przed pierwszymi meczami tego turnieju wygrywała finał w Cincinnati z Jasmine Paolini! – zagrali bowiem naprawdę znakomite zawody.

O krok od sukcesu

Choć początek tego nie zwiastował. Już w drugim gemie meczu Vavassori i Errani przełamali serwis Igi Świątek, a potem potwierdzili to własnym gemem. Było więc 3:0, ale jeśli coś wiedzieliśmy już o Casperze i Idze, to to że się nie poddają. I teraz też tego nie zrobili – w świetnym stylu odrobili bowiem stratę przełamania, a duża w tym zasługa Polki, która im dalej w turniej, tym lepiej czuła się w grze podwójnej. Częściej prezentowała się przy siatce, grała wolejem, nie bała się próbować typowo deblowych rozwiązań.

Równocześnie jednak dało się dostrzec, że brakuje jej czy to zgrania z Ruudem, czy po prostu obycia – mimo że ma deblowe doświadczenia, również z miksta – i zrozumienia tego, jak zachowywać się na korcie, gdy ma obok siebie innego zawodnika. Te pokazały się w kolejnym gemie, gdy Iga dała przełamać się po raz kolejny. I tej straty odrobić się już nie udało. Pierwszy set skończył się wynikiem 3:6 z perspektywy (połowicznie) naszej pary.

Drugi set? Wyrównany… do siódmego gema. Wtedy to przyszło kolejne przełamanie, po tym jak Errani znakomicie pograła przy siatce. Włosi prowadzili więc 4:3, a kilka chwil później byli o gema od seta. Casper Ruud jednak swój serwis utrzymał, a potem – co w tym meczu wydawało się wręcz nieprawdopodobne – zatrzymał się Andrea Vavassori. Włoch co prawda miał drobne problemy, na kort wszedł nawet fizjoterapeuta, ale na serwisie absolutnie imponował.

A wtedy sobie nie poradził. W dużej mierze za sprawą fantastycznej postawy Ruuda, który właściwie w pojedynkę pociągnął siebie i Igę do pozostania w tym meczu. A potem oboje nabrali rozpędu i poszli za ciosem – najpierw utrzymując podanie, a po nim zaliczając kolejne przełamanie, za sprawą kilku dobrych zagrań Norwega, a potem fenomenalnego returnu Polki.

W setach 1:1. Zdecydować miał super tie-break.

Wyszło tak, że miał niemal identyczny przebieg, co ten ze starcia półfinałowego. Iga i Casper znów przegrywali 4:8, Świątek raz jeszcze popełniła podwójny błąd przy 4:7, ale chwilę później zaliczyła wygrywający serwis. Wszystko się zgadzało, wierzyliśmy więc, ze może jeszcze raz oboje straty odrobią. Ale niestety – to właśnie to „niemal”. Errani i Vavassori zdołali bowiem utrzymać nerwy na wodzy. I wygrali, 10:6 w super tie-breaku. Zrobili, co mieli zrobić. Udowodnili, że warto było zaprosić deblistów. I być może dali do myślenia organizatorom.

Iga Świątek i Casper Ruud. US Open

Iga Świątek i Casper Ruud z paterą za udział w finale US Open w mikście. Fot. Newspix

A Iga? Zaliczyła dobry turniej, pokazała sobie, że potrafi odnaleźć się przy siatce, zarobiła niezłe pieniądze, ale też dobrze się bawiła. Przy okazji skompletowała również finały w każdej odmianie tenisa – sześć singlowych pamięta każdy, w 2021 roku z kolei grała na Roland Garros o tytuł w deblu (przegrały, razem z Bethanie Mattek-Sands), a teraz rywalizowała o triumf w mikście na US Open.

Oby okazało się, że to nie jej ostatni finał w tegorocznej edycji tej imprezy.

Świątek/Ruud – Pegula/Draper 3:5, 5:3, 10-8
Świątek/Ruud – Errani/Vavassori 3:6, 7:5, 6-10

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie na Weszło:

8 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama