Jeszcze w sierpniu będzie świętować 19. urodziny. Ale do niedawna nikt przesadnie wiele o niej nie mówił. No, nikt poza Kanadą – w jej ojczyźnie sporo o jej talencie bowiem opowiadano. Był to jednak talent, który wymagał potwierdzenia, rozbłysku. I w Montrealu, na jej ziemi, w końcu do tego doszło. Victoria Mboko na drodze do finału tamtejszego turnieju WTA 1000 ograła Coco Gauff i Jelenę Rybakinę. A o tytuł zagra z Naomi Osaką, prowadzoną od niedawna przez Tomasza Wiktorowskiego. Jak córka uchodźców z Demokratycznej Republiki Konga stała się nową tenisową gwiazdą?

Victoria Mboko. Czy Kanada ma talent na miarę Szlema?
Mecz z Rybakiną był pełen emocji, nawet jeśli tenisowo momentami niedomagał. To było zupełnie inne spotkanie, niż to rozegrane przeciwko Gauff, dwie rundy wcześniej. Tam Mboko weszła w mecz na niebotycznie wysokim poziomie. W pierwszym secie wręcz przejechała się po utytułowanej rywalce, w drugim utrzymała dyspozycję i wygrała z większymi problemami, ale nadal dość gładko. Skończyło się 6:1, 6:4.
Spotkanie z Rybakiną? W nim nic nie było gładkie czy szybkie. Poza pierwszym setem, którego spokojnie wygrała Kazaszka. A potem rozpędziła się Mboko.
Po ugraniu jednego gema w pierwszej partii, drugą wygrała 7:5, przełamując rywalkę w kluczowym momencie. W trzeciej z kolei dwukrotnie dała się przełamać i w efekcie Jelena serwowała na zwycięstwo w całym spotkaniu. Miała nawet jedną piłkę meczową, którą – zresztą w fenomenalnym stylu – Mboko obroniła. Ostatecznie Kanadyjka doprowadziła do tie-breaka. Mimo problemów z nadgarstkiem. Mimo zmęczenia. Mimo braku doświadczenia.
A w tie-breaku to ona lepiej utrzymała nerwy na wodzy. Wygrała. I awansowała do pierwszego w karierze finału turnieju WTA. Od razu rangi 1000, najwyższej po Szlemach.
Ale skąd się właściwie wzięła utalentowana Kanadyjka?
Tenisowa rodzina
W pewnym sensie – z Demokratycznej Republiki Konga. Choć sama przyszła na świat w Charlotte w Karolinie Północnej, to jej rodzina pochodzi właśnie z tego afrykańskiego kraju. Jej rodzice wyjechali z ojczyzny prawie trzy dekady temu, uciekając przed wojnami domowymi. Trafili do Stanów Zjednoczonych i… rozstali się. Nie umyślnie, problemy wizowe sprawiły, że Cyprien – ojciec Victorii – nie mógł wjechać do Kanady, gdzie chcieli się osiedlić.
Przez jakiś czas mieszkał więc w Karolinie Północnej, z kolei Godée – jego żona – w Montrealu. Ostatecznie to ona przyjechała do niego. I dlatego Victoria urodziła się w Stanach Zjednoczonych. Dopiero z czasem – gdy sytuacja wizowa została unormowana – cała rodzina przeprowadziła się do Toronto.
Cała rodzina, czyli rodzice i czwórka dzieci. Victoria jest najmłodsza, a przez to właściwie od najwcześniejszych chwil życia była na korcie. Bo cała trójka jej starszego rodzeństwa grała. To przez ojca, który tenis uwielbiał, choć sam nigdy zawodnikiem nie był. Ale nie był to typ rodzica takiego ja Richard Williams – ojciec Sereny i Venus. Cyprien dzieci do tenisa zachęcał, owszem, ale nie przymuszał. Ale że był to rodzinny sposób na spędzenie wolnego czasu, to wszystkie dzieciaki iść na kort lubiły.
CZYTAJ TEŻ: „BĘDĄ GRAĆ W TENISA”. JAK RICHARD WILLIAMS DOPROWADZIŁ SWOJE CÓRKI NA SZCZYT?
Victoria zresztą wielokrotnie wspominała, że były to piękne chwile. Ojciec się poświęcał. Harował na nockach, a potem przychodził na każdy mecz, każdy trening, woził synów i córki na zawody. Z kolei ona często rywalizowała ze starszym rodzeństwem. Zwykle przegrywała, wiadomo, różnica wieku, ale to tylko ją napędzało. Chciała w końcu ich pokonać. Jej rodzeństwo zresztą też z tenisa w swoim życiu sporo wyciągnęło. Siostra – stypendium na uniwersytecie. Jeden z braci też grał w college’u, dopóki problemy zdrowotne go nie zatrzymały.
Jasne, to nie poziom WTA czy ATP. Ale wciąż naprawdę dobre, solidne granie. A na ich doświadczeniach uczyła się potem Victoria.
Poza zasięgiem radarów
Teoretycznie były znaki. Niekoniecznie kręgi w zbożu, ale Victoria Mboko dała argumenty, by już jakiś czas temu myśleć, że będzie z niej spory talent. Tyle że za każdym razem, gdy taki argument się pojawiał, niedługo potem Kanadyjka znikała z radarów. W 2022 roku doszła na przykład do dwóch wielkoszlemowych finałów w deblu, ale oba przegrała (na marginesie – w jednym z nich naprzeciwko niej stanęła między innymi Diana Sznajder, dziś 17. tenisistka świata). Kiedy w 2023 roku zanotowała niezły wzrost w rankingu, to w 2024 się nie podniosła.
Dosłownie – rok kończyła jako 333. zawodniczka świata. Na dokładnie tej samej pozycji, co dwa lata temu.
Ale były tego powody. Victoria bowiem miała od zawsze talent i bardzo dużo ognia do rywalizacji w sobie. Miała też jednak problemy ze zdrowiem. Wiele tygodni dobrej gry, może nawet miesięcy, zabrała jej kontuzja kolana spowodowana przez nagły wzrost i upadek na korcie. W zeszłym roku grała przez to nieco mniej, zamiast tego kilka dobrych miesięcy spędziła w Belgii, w akademii Justine Henin. Przede wszystkim miała wrócić do zdrowia, potem przejmować się turniejami.
Gdy już weszła na powrót na turniejowe korty, wyników brakowało. Szczególnie końcówka roku była słaba – przegrała wtedy trzy z czterech meczów. Członkowie jej rodziny mówili potem,że zupełnie się tego nie spodziewali. Ale Victoria – mimo że ledwie 18-letnia – niespecjalnie się tym przejęła. Rozumiała, że to część procesu.
I w sumie może nawet posłużyło jej, że nie wystrzeliła wcześniej, przed kontuzją. Bo wtedy presja mogłaby ją przygnieść. A tak – pracowała spokojnie na swoje.
Początek 2025 roku pokazał, że była to praca naprawdę solidna.
Victoria zaczęła bowiem wygrywać. Nie tylko mecze. Turnieje. Niższych rang, oczywiście, ITF-owskie, nie WTA. Ale jednak. Jej ranking też szybko dzięki temu urósł. Sezon zaczęła wtedy na Martynice, w imprezie rangi W35. Wygrała cały turniej. Potem poleciała na Gwadelupę, na kolejny turniej tej rangi. Też zwyciężyła. Problemem w tamtym okresie było co najwyżej transportowanie trofeów do domu, bo gdy jej ojciec je tam zabrał, okazało się, że… nie mieszczą się w walizce. Musiał trzymać je w samolocie osobno.
Mboko do domu nie wracała, miała tylko chwilę przed wylotem do Europy, na turniej W75 w Rzymie. Tam też wygrała. A potem triumfowała i w W30 w Manchesterze. W efekcie jej awansowała do TOP 200 rankingu. A po jednym gorszym meczu i porażce w Macon przyszła wygrana w turnieju W75 w Porto. Wydawało się, że nic Kanadyjki nie zatrzyma. No, poza wejściem na zupełnie inny, wyższy poziom.
Mboko otrzymała bowiem dziką kartę do turnieju w Miami i w pierwszej rundzie pokonała Camilę Osorio, a w drugiej zmusiła Paulę Badosa do grania tie-breaka trzeciego seta. Przegrała ostatecznie, ale Hiszpankę tak sfrustrowała, że ta w pewnym momencie rzuciła do swojego teamu, że „ona gra lepiej niż Sabalenka!”. I faktycznie, Mboko grała znakomicie, a w kolejnych tygodniach notowała więcej niezłych rezultatów. Przeszła kwalifikacje w Rzymie i doszła do II rundy, gdzie przegrała z Coco Gauff, imponując Amerykance, która potem powtarzała, że „pod względem poruszania się Victoria jest na moim poziomie”.
– Po meczu Victoria powiedziała mi, że nie miała już sił. Nie mogła uwierzyć, w jaki sposób Coco odgrywała wszystkie piłki. Powtarzała: „Muszę wziąć się za siebie”. Ten mecz ją zmotywował – mówiła potem Gracia, jej siostra. Biorąc pod uwagę, co pokazała w meczu z Gauff w Montrealu, faktycznie doszła.
Później Victoria doszła do finału imprezy WTA 125 (poziom pośredni pomiędzy ITF-em a Main Tourem) w Parmie. A wreszcie – na Roland Garros – przeszła przez kwalifikacje, po czym wygrała dwa mecze. W wielkoszlemowym debiucie zatrzymała ją dopiero Qinwen Zheng, która rok wcześniej na tych samych kortach zostawała mistrzynią olimpijską.
Niemniej – Victoria się pokazywała. I o ile w Kanadzie – szczególnie jej tenisowych kręgach – już wcześniej było o niej głośno, o tyle zaczął zauważać ją wtedy cały świat. W końcu pojawiła się na radarach.
Skazana na sukces
Zdrowie zawsze może przeszkodzić, oczywiście. Ale w gruncie rzeczy wydaje się, że Victoria musiała odnieść jakiś – mniejszy lub większy – sukces. Jako najmłodsza z rodzeństwa czerpała z doświadczeń starszej siostry i braci, wiedziała, czego nie robić, a co warto próbować. Miała wsparcie kanadyjskiego związku, bardzo dbającego o swoich zawodników. Zaprzyjaźniła się z Biancą Andreescu, która też regularnie udzielała jej rad. A to przecież, było nie było, mistrzyni wielkoszlemowa.
A przede wszystkim – miała potrzebne nastawienie.
Jej rodzeństwo od zawsze powtarzało, że nawet jako mała dziewczyna Victoria chciała wygrywać. Nieważne, że grała ze starszymi o dobrych kilka lat siostrami – niezmiennie wierzyła, że zatriumfuje. Dostawała 0:6, 0:6? Nie szkodzi, kilka dni później wychodziła na kort i znów czuła, że może wygrać. Był w niej ogień. Rodzina momentami starała się go nawet nieco pohamować, obawiając się, że Mboko może wpaść w dołek, gdy przegra ważny mecz.
Ale pohamować się nie dało. A i dołków nie było.
Pomógł jej styl gry. Jest atletyczna, jest w stanie kreować sporą moc ze swoich zagrań, ale równocześnie wiele na korcie potrafi. Dobrze miesza tempem zagrań, świetnie wybiera kierunki, nie ma problemu ze skrótami czy grą slajsem. Jest wszechstronna, doskonale przygotowana na właściwie każdą nawierzchnię. Nathalie Tauziat, jej trenerka, a kiedyś 3. zawodniczka świata i finalistka Wimbledonu, właśnie tak starała się ją prowadzić. By Victoria nie opierała się tylko na sile, ale potrafiła na korcie znaleźć wyjście z każdej sytuacji.
Efekt jest, jaki widać. A że do tego dochodzi znakomity pierwszy serwis (jeden z lepszych w kobiecym tourze pod kątem skuteczności!), to gdy Mboko jest w formie, naprawdę nie jest z nią łatwo. Nawiasem pisząc zupełnie nie zdziwi was, że gdy Victoria dorastała, jej idolką była Serena Williams. I faktycznie, nieco tej Williams w jej grze jest. Ale też dużo z innych tenisistek. Trudno porównać ją do jednej konkretnej.
I może to dobrze. Niech pisze własną historię.
Czas na Naomi
Teraz spróbuje ją napisać w finale z Naomi Osaką. Japonka też ma sporo do udowodnienia, nie wygrała w końcu żadnego turnieju rangi WTA od ponad czterech lat. Jeśli uda jej się w Montrealu, zrobi to od razu po rozpoczęciu współpracy z Tomaszem Wiktorowskim. Choć pewnie trudno powiedzieć, by to on miał mieć na to jakiś wpływ, to byłby to znakomity pierwszy krok na ich wspólnej drodze.
Ale Mboko ma pewnie inne plany. Pytanie: czy wytrzyma?
Nigdy nie grała przecież tylu meczów w jednym turnieju, w dodatku na takim obciążeniu. Ten z Rybakiną musiał pochłonąć mnóstwo sił, miała też problemy z nadgarstkiem, na który w trzecim secie założono opatrunek. Nadal grała fenomenalnie, ale następnego dnia sytuacja może być już zupełnie inna. Do tego w sezonie zagrała już mnóstwo meczów, w tym momencie ma ich na liczniku 59. To jej pierwszy rok z taką liczbą.
A przede wszystkim – musi się oswoić ze sławą. Jej sparingpartnerka, Ange-Kevin Koua, mówiła, że przy okazji ich pierwszych treningów w Montrealu, właściwie w ogóle nie podglądali ich kibice. A przed meczem z Rybakiną było już ich tylu, że część wspinała się na małe trybuny umieszczone obok, by mieć widok na przygotowującą się do spotkania Victorię. Mboko nigdy wcześniej nie mierzyła się z takim zainteresowaniem.
Nawet wśród innych tenisistek – wiele podobno już pytało, czy nie chciałaby z nimi zagrać w debla.
– To zagrożenie, na pewno – mówiła Nathalie Tauziat. – Wiele jest zawodniczek, które wspinają się wysoko, ale potem mają problemy z utrzymaniem tego poziomu. Bo gdy osiągamy sukces, zarabiamy pieniądze, pojawia się wokół nas więcej ludzi, zmienia się życie. To normalne, ale trzeba nauczyć się utrzymywać ten spokój, jaki Victoria ma na ten moment. To potrzebne, żeby dalej odpowiednio trenować i żeby mieć wszystko poukładane w głowie i życiu. Bo wtedy grasz dobrze w tenisa.
Na razie pewnym jest, że Mboko wejdzie do TOP 40 rankingu WTA, wyprzedzając między innymi Magdę Linette. Jeśli wygra finał – przebije granicę TOP 30. W najlepszej „50” i tak będzie druga najmłodszą zawodniczką, po Mirrze Andriejewej. W czołowej setce młodsze są jeszcze Iva Jovic i Tereza Valentowa, zajmujące pozycje na jej końcu. Innymi słowy: szybko weszła na ten poziom.
Teraz chodzi o to, żeby szybko z niego nie spadła. Niezależnie od wyniku finału, który rozpocznie się równo o północy polskiego czasu.
SEBASTIAN WARZECHA
Źródła wypowiedzi: WTA, strony i media społecznościowe poszczególnych turniejów, The Athletic, Canadian Sport Scene, New York Times, TNT Sports, ESPN, Sky Sports, konferencje pomeczowe i wywiady na korcie.
Fot. Newspix