Arne Slot dokonał z Liverpoolem rzeczy wielkiej. Wejście w buty Juergena Kloppa było jednym z najtrudniejszych możliwych zadań – zmierzenie się z jego legendą na Anfield, wejście do szatni przyzwyczajonej do wielkiej charyzmy, dotarcie do piłkarzy, dla których Niemiec był jak ojciec. Holender nie dość, że potrafił tego dokonać, to jeszcze piłkarsko odcisnął swój stempel na mistrzowskiej drużynie. To wszystko w duchu klubowej tożsamości, czego najpiękniejszym dowodem były sceny, jakie rozegrały się po ostatnim meczu z Tottenhamem.
Małe kulisy pracy redakcji: o tym, czy pisać tekst na temat mistrzostwa Liverpoolu zastanawialiśmy się już w środę. Wówczas mistrzostwo The Reds zapewniała porażka Arsenalu z Crystal Palace. Ostatecznie uznaliśmy, że szansa, iż Kanonierzy przegrają jest zbyt mała – według wyliczeń AbsurDB, szansa na taki scenariusz wynosiła dziesięć procent.
– Ale jeśli o tym nie napiszemy, to Arsenal na pewno przegra – zażartował wówczas nasz redakcyjny kolega. I faktycznie – znów była blisko Klątwy Weszło. Ekipa Kuby Kiwiora ledwo zremisowała w tamtym meczu 2:2, ale taki wynik oznaczał, że koronacja jest odłożona o kilka dni.
Dziś nie ma już nawet matematycznych szans na inny scenariusz: Liverpool FC został mistrzem Anglii.
Liverpool FC mistrzem Anglii. Slot godnie zastąpił Kloppa
Kiedy w styczniu zeszłego roku Juergen Klopp ogłosił rozstanie z Liverpoolem, serca fanów The Reds zamarły. Przed ich oczami wyskoczyły flashbacki z początku poprzedniej dekady: tułanie się po miejscach 6.-8., Liga Europy w czwartkowe wieczory, legendarny już skład z debiutu Kloppa w LFC – z Simonem Mignoletem, Nathanielem Clynem, Alberto Moreno, Emre Canem i Adamem Lallaną.
Niemiec z ławki w tamtym meczu wpuścił Joe Allena i Jordona Ibe. Pierwszy gra dziś w Swansea City, drugi w Hungerford Town, czymkolwiek ten zespół jest i w jakiejkolwiek lidze gra (informacji o tym klubie nie ma nawet na Transfermarkcie, ślad urywa się w kwietniu 2023 roku i na przegranej 0:5 z Ebbsfleet).
Klopp miał z czego odgruzowywać The Reds i w ciągu ośmiu lat zapracował na pomnik przy Anfield Road. Zdobył pierwszy tytuł w erze Premier League, którego brak Liverpoolowi tak ciążył. Zdobył pierwsze mistrzostwo Anglii od 30 lat. Trzykrotnie doszedł do finału Ligi Mistrzów, wygrywając go w 2019 roku. W lidze w ostatnich sześciu latach tylko raz wypadł poza podium, tocząc niesamowitą rywalizację z Manchesterem City Pepa Guardioli.
Spotkania tych dwóch wybitnych trenerów, być może nawet najwybitniejszych ostatnich kilkunastu lat, miłośnika gegenpressingu i tiki-taki, były piłkarskimi ucztami, co doceniali sami szkoleniowcy. Tak jak i swoją klasę, podkreślając, że wzajemna rywalizacja wzniosła Premier League na jeszcze wyższy poziom.
Ten uścisk trenerów najlepszym podsumowaniem kapitalnego meczu. Fantastyczna jakość, bramki, emocje, piekielnie ostra walka i na koniec szacunek dla przeciwnika. Piękno futbolu 🤝⚽ pic.twitter.com/hOqwZAWU1y
— Wojciech Górski (@Woj_Gorski) April 10, 2022
Gdy Klopp wypowiadał słynne już słowa „I’m running out of energy”, strach fanów The Reds był jak najbardziej zrozumiały. To niemieckie trener był gwarantem stabilności, jakości, tego, że zespół będzie prezentował określony poziom i bił się o najwyższe cele.
Brak Kloppa oznaczał niepewność. Przykładów nie trzeba było daleko szukać: wystarczyło zerknąć, co stało się z Manchesterem United po odejściu sir Alexa Fergusona. Przecież Liverpool sam był tam jeszcze przed chwilą.
A message to Liverpool supporters from Jürgen Klopp. pic.twitter.com/l7rtmxgOzt
— Liverpool FC (@LFC) January 26, 2024
„Arne Slot! La la la la la”
Oczywistym kandydatem do zastąpienia Kloppa wydawał się Xabi Alonso. Bask rozgrywał właśnie fenomenalny sezon z Bayerem Leverkusen, krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa. W lidze detronizował Bayern, grał na wszystkich trzech frontach. Był bliski dogrania całego sezonu bez ani jednej porażki – przegrał dopiero w przedostatnim meczu sezonu, w finale Ligi Europy z Atalantą.
Alonso wydawał się też, ze względu na sporo podobieństw i znajomość klubu, naturalnym następcą Niemca. Też przychodziłby do LFC z Bundesligi, jako drugi – od czasów Kloppa – trener, któremu udało się strącić Bayern z mistrzowskiego tronu. Do tego był przecież zasłużony piłkarzem LFC, członkiem zespołu, który w Stambule wygrywał Ligę Mistrzów. Xabi strzelił w tamtym meczu nawet gola, dobijając własny rzut karny, który odbił Dida.
O Alonso Liverpool miał walczyć z Realem Madryt i Bayernem Monachium. Wszyscy przegrali jednak z… Bayerem Leverkusen.
– Było wiele spekulacji. Po dokładnym rozważeniu podjąłem decyzję, że to właściwe miejsce dla mnie. To jeszcze nie koniec, wciąż mamy wiele do zrobienia. Przekazałem w piątek rano zawodnikom, że zostanę – przekazał Bask pod koniec marca zeszłego roku. Kibice LFC znów mieli nietęgie miny.
Wybór więc, dość nieoczywisty, padł na Arne Slota. Jak wieści głosi – tego szkoleniowca miał polecić Liverpoolowi Michael Edwards, człowiek, który wcześniej był gorącym orędownikiem zatrudnienia Kloppa i maczał palce przy transferach Alissona, Virgila van Dijka, Mohameda Salaha czy Sadio Mane. Slota na swojego następcę namaścił też Klopp, prosząc kibiców o wiarę i wsparcie dla nowego szkoleniowca.
Po ostatnim meczu na Anfield Niemiec przemawiał ze środka boiska do kibiców, gdy nagle zaintonował przyśpiewkę na cześć swojego następcy, powtórzoną po chwili przez cały stadion:
– Arne Slot! Na-na-na-na-na – zaśpiewał na melodię słynnego przeboju zespołu Opus „Live is life”.
— Liverpool FC (@LFC) May 20, 2024
Z jednej strony był to piękny gest, z drugiej – dobitne pokazanie, w jak wielkie buty musi wejść dotychczasowy szkoleniowiec Feyenoordu. Zastąpić Kloppa-trenera to jedno, ale zastąpić Kloppa-człowieka, to drugie.
Jak piękny dla kibiców The Reds wydarzył się scenariusz świadczy wczorajsza feta, podczas której Slot odwdzięczył się swojemu poprzednikowi dokładnie tym samym.
Arne Slot singing Jurgen Klopp’s name ❤️
— Anfield Sector (@AnfieldSector) April 27, 2025
Ale czy rok temu, gdy Anfield śpiewało piosenkę o Holendrze, więcej niż wiary, nie było jednak niepokoju?
Slot odcisnął swoje piętno
Dziś wiadomo już, ż Liverpool zatrudniając Slota, nie mógł podjąć lepszej decyzji. Choć fani mieli pełne prawo obawiać się, że kolejny trener z Holandii skończy jak Erik ten Hag, 46-latek znakomicie potrafił unieść ciężar oczekiwań. Jakimś cudem udźwignął też ciężar wejścia do szatni, przyzwyczajonej do obecności Kloppa, trenera, który dla wielu piłkarzy jest kimś bardziej na wzór ojca, niż szefa w pracy.
Holender, choć może nie tak ekspresyjny i roześmiany, nie ustępuje jednak swojemu niemieckiemu poprzednikowi charyzmą. I ma swoje sposoby, by „kupić” zawodników oraz fanów. To trener, który doskonale czuje klimat miasta, klimat klubu, potrafi w szybkim czasie przekonać wszystkich, że jest człowiekiem z wewnątrz. Właściwą osobą na właściwym miejscu. Na większą skalę powtórzył to, czym kupował serca kibiców AZ Alkmaar i Feyenoordu.
Główna różnica między początkiem pracy Slota a Kloppa polegała na tym, że pierwszy dostał w spadku dobrze i sprawnie funkcjonującą maszynę, którą pierwszy musiał budować właściwie od zera. A wiadomo jak jest z takimi maszynami – czasami, gdy zacznie się dłubać, przestaje działać.
Holender więc mógł albo kontynuować myśl Kloppa, albo przerabiać zespół na własną modłę. Rewolucja byłaby głupotą, ale Slot wiedział, że nie jest Kloppem, więc pełne kopiowanie jego myśli byłoby – po prostu – skazane na porażkę. Zmianę stylu gry Liverpoolu w listopadzie na łamach Weszło opisywał Paweł Wojciechowski.
Slot od samego początku zmienił bowiem sposób gry swoich nowych podopiecznych. Odszedł od kloppowego heavy metalu i nieustannej presji narzuconej przez filozofię gry niemieckiego szkoleniowca. Wyniszczała ona w ostatnim czasie drużynę, a na przestrzeni całego sezonu była niemal nie do utrzymania. Zarówno dla bardzo wysoko ustawionej defensywy, która musiała biegać dużo więcej od rywali w przypadku utraty piłki, przez ofensywę, mającą nieustannie pressować i czyhać na błędy przeciwnika.
Holender postanowił być bardziej pragmatyczny. Od rock&rollowej gry end-to-end wolał spokojniejsze wybijanie rytmu, ale za to takie, które niemal zawsze trafia w odpowiednie klawisze. Jego podejście, zarówno na boisku, jak i poza nim, kładzie nacisk na strukturę, dyscyplinę i bardziej kontrolowany styl gry. Jego drużyna notuje więc mniej podań, ale za to są one celniejsze, oddaje mniej strzałów, ale są one skuteczniejsze.
Poza tym odszedł od tak ubóstwianego przez Niemca 4-3-3 na rzecz zdecydowanie bardziej “odpowiedzialnego” 4-2-3-1. Oznaczało to wprowadzenie dwóch pivotów (najczęściej będący w rewelacyjnej formie Alexis Mac Allister i Ryan Gravenberch) dających lepsze zabezpieczenie przed linią obrony oraz zwiększone obowiązki defensywne takich graczy jak Trent Alexander-Arnold i Andy Robertson na bokach obrony. Do tego duża wymienność pozycji w linii środkowej i inne rozłożenie akcentów w ofensywie i w pressingu, sprawiły, że szkielet zespołu stał się znacznie mocniejszy, jednocześnie pozostawiając swobodę ekspresji i kreatywności w ataku.
Podsumowując: Slot stawiał bardziej na kontrolę i solidną grę defensywna, podczas gdy Klopp preferował twórczy chaos i tworzenie okazji po wysokim odbiorze piłki rywalowi.
Slotball lepszy niż heavy metal Kloppa? Futbolowy Verstappen rządzi w Liverpoolu
Niesamowita jesień
Sam początek pracy Slota był absolutnie niesamowity. Aż do 8 stycznia przegrał zaledwie… jeden raz. Poza tym w 28 meczach we wszystkich rozgrywkach zaliczył 24 zwycięstwa i trzy remisy.
Rozbił 3:0 Manchester United, 5:1 i 5:0 West Ham, pokonał 4:0 Bayer Leverkusen Xabiego Alonso, wygrał 2:0 z Realem Madryt i Manchesterem City, Tottenhamowi zaaplikował sześć bramek, po drodze zostawiają w pokonanym polu też Chelsea czy Milan. Kto wpadł pod koła drużyny Slota, kończył z łomotem.
Pod koniec stycznia Thomas Frank, trener Brentford, ochrzcił Liverpool najlepszym zespołem na świecie.
— Liverpool jest półkę wyżej niż City i Arsenal. Są kompletni. Ich etyka pracy, sposób, w jaki się poruszają, są dobrą wróżbą. To najlepsza drużyna na świecie i wielki faworyt do wygrania ligi — ocenił.
Gdy Szymon Janczyk prześwietlał wówczas grę Liverpoolu, zwracał uwagę na wyraźną poprawę gry w defensywie:
”Być może ważniejsze od tego, jakie rozwiązania w ofensywie stosuje Arne Slot, jest to, jak Liverpool broni. Intensywny futbol i wysoki pressing mają swoje atuty, ale też niosą ze sobą pewne zagrożenia. Angielskie media twierdzą, że w obecnym sezonie The Reds nie są doskonali, lecz są niemal bez zarzutu.
W sezonie, w którym nie muszą dążyć do podkreślanej przez Kloppa perfekcji — jego zdaniem tylko w ten sposób dało się ograć na dłuższym dystansie Manchester City — okazuje się to zupełnie wystarczające. Czasami skromnie zwycięstwo i czyste konto robią robotę. Na bramkę Liverpoolu oddano najmniej strzałów w Premier League. Co więcej, dane Opta wskazują, że były to też strzały najgorszej jakości, zaraz po Brentford.
Arne Slot maksymalizuje w ten sposób szanse na zwycięstwo. Albo inaczej: minimalizuje ryzyko utraty punktów” – pisał.
Dlaczego Liverpool to obecnie najlepszy zespół świata?
Pucharowy niedosyt
Druga część sezonu nie była już tak imponująca, a natłok spotkań w pewnym momencie stał się bardzo widoczny. W Premier League, choć niektóre mecze przepychane bywały kolanem, udawało się utrzymać tylko jedną porażkę aż do 6 kwietnia. Gorzej wyglądało to w pucharach – w FA Cup niespodziewanie „do widzenia” powiedziało im Plymouth Agryle z Tymkiem Puchaczem w składzie (Slot wystawił w dużej mierze rezerwowy skład, ale wciąż na boisku byli choćby Luis Diaz czy Diogo Jota), w EFL Cup w finale lepsze okazało się Newcastle United.
Przegrana 1:2 była bardzo bolesna, ale pewnie jeszcze trudniejsze do przełknięcia było odpadnięcie z Ligi Mistrzów. W fazie ligowej LFC spisywał się doskonale, jako jedyny wygrywając pierwsze siedem spotkań i kończąc tę część zmagań na pierwszej pozycji. W 1/8 finału trafili na PSG i odpadli po rzutach karnych.
– To trochę niesprawiedliwe, że odpadliśmy już w tej rundzie – wygraliśmy grupę, a potem graliśmy z tak silnym zespołem – żalił się wówczas Slot.
Wkrótce stało się jasne, że Liverpoolowi zostanie gra jedynie – a właściwie „jedynie” – o mistrzostwo Anglii. Ale uczucie rozczarowania szybko ustąpiło radości z tego, co udało się osiągnąć. Zapewnienie sobie mistrzostwa Anglii na cztery kolejki przed końcem, 15-punktowa przewaga nad Arsenalem i 20-punktowa nad trzecim Newcastle – to scenariusz, który każdy fan The Reds latem brałby w ciemno.
Kontraktowe zawirowania
Zwłaszcza, że przecież przez długą część sezonu wokół Liverpoolu dominowała atmosfera niepewności, co stanie się z jej największymi gwiazdami. Rozgrywający najlepszy sezon na angielskich boiskach Mohamed Salah publicznie przyznawał, że niepokoi go brak kontaktu ze strony klubu i brak propozycji nowej umowy.
Ostatecznie 32-latek nie dość, że przedłużył kontrakt do 30 czerwca 2027 roku, to jeszcze symbolicznie – w meczu, w którym LFC zapewnił sobie mistrzostwo – zdobył bramkę, dzięki której stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Premier League. W 48 meczach we wszystkich rozgrywkach zdobył już 33 gole i dołożył 22 asysty. Kosmiczny rezultat.
Umowę przedłużył też ostatecznie Virgil van Dijk, choć według wielu źródeł Holender też był już jedną nogą poza klubem, gdyż kontakt 33-latka wygasał z końcem sezonu. On także w Liverpoolu będzie do 2027 roku.
Anfield latem opuści za to najprawdopodobniej Trenet Alexander-Arnold, wychowanek i postać mocno kojarzona z czerwoną koszulką Liverpoolu. Ale odejście jednego głośnego nazwiska fani The Reds będą w stanie przeboleć, zwłaszcza, że ten zostawia na The Kop fantastyczne wspomnienie. Nie tylko te sprzed paru sezonów, ale i świeże – jak choćby z meczu przeciwko Leicester City, w którym Liverpool długo się męczył, a wracający po kontuzji Trent w końcówce, po wejściu z ławki, zdobył zwycięską bramkę.
Życie jednak nie znosi próżni, a Slot prędzej czy później – a raczej prędzej – stanie przed zadaniem zastąpienia w LFC także Salaha i van Dijka. W tym sezonie tchnął nowe życie w ludzi Kloppa, co jest absolutnie wielkim osiągnięciem. Wkrótce będzie musiał zbudować swoich żołnierzy.
WOJCIECH GÓRSKI
CZYTAJ WIĘCEJ O LIVERPOOLU NA WESZLO:
- Oficjalnie: Liverpool jest wielki i wygrywa mistrzostwo Anglii!
- Niesamowity rekord Mo Salaha. Takich liczb nie wykręcał nawet Thierry Henry!
Fot. Newspix.pl