Wydawało się, że oszołamiający obrót wydarzeń, śmiały manewr ostatniej chwili, poker połączony z partią szachów, czyli po prostu przejęcie Pogoni przez Alexa Haditaghiego, będzie końcem pracy w klubie dla Dariusza Adamczuka. A nie jest. I bardzo dobrze.
Aczkolwiek można było zakładać, że ego nowego właściciela nie wytrzyma – widać, że facet się ceni, skoro swoje wejście w klub opisał z patosem godnym filmu hollywoodzkiego, gdzie główny bohater wychowany przez wilki, wspina się po szczeblach kariery, by na finiszu wisienką na torcie było przejęcie zespołu w zachodniopomorskim. Tutaj tłum powinien skandować jego imię, bębny przygrywać w oddali, a światło padać tylko na lico biznesmena. Krytyka? Nie ten film, ludzie złoci.
Tymczasem Adamczuk w wywiadzie na Weszło wówczas – myśleliśmy wszyscy – niedoszłego szefa oceniał negatywnie. Mówił na przykład:
– Ten człowiek chciał zdeprecjonować klub, to jest nasza porażka, że taki ktoś się tu kręcił. W Szczecinie ci, którzy Pogoni nie życzą za dobrze, wyłapywali każde jego kłamstwo i potem opierali na tym swoją narrację.
Albo:
– Dużo mówił, dużo kłamstw opowiadał, a tak naprawdę on nie ma zielonego pojęcia o prowadzeniu klubu.
Tamta rozmowa miała trochę nastrój pożegnania, bo dyrektor przyznawał, że ma mniejsze wpływy przy Effforim, ale o ile przy adwokacie można było koniec domniemywać, o tyle przy herosie naszych czasów byliśmy wręcz pewni, że Adamczuk poleci, bo pierwsze co zrobi Haditaghi, to rozprawi się z takimi krytykami.
I – bez ironii – należy docenić, że tak się nie stało. Oczywiście nowy szef musiał w swoim stylu rozprawić o drugiej szansy, ale oceńmy skutek i ten jest jeden: dyrektor zostaje w klubie. Mógł Haditaghi na ślepo, pełen złośliwości, delektować się zemstą, natomiast z tej okazji nie skorzystał i chce z Adamczukiem dalej pracować.
Świetnie, bo rezygnować z jednego z najlepszych dyrektorów sportowym na polskim rynku ze względu na urażoną dumę, byłoby po prostu głupotą, a takowej Haditaghi nie zrobił. I tak, jeśli ktoś na powyższe określenie Adamczuka zakrztusił się herbatą, to powinien i uważniej pić, i uważniej śledzić nasz futbol, bo dyrektor Pogoni to na pewno ścisła czołówka w swoim fachu.
Zarzuca mu się trudny charakter, ale Pogoń to nie jest pismo psychologiczne, tylko klub sportowy i w nim Adamczuk wykonują dobrą pracę.
Nie było przecież łatwo dyrektorować Portowcom, skoro ci mieli (mają?) ograniczony budżet. W Legii jak widać można nie trafiać z transferami w kuriozalny sposób, a i tak trzymać się czołówki, w Szczecinie takiego komfortu absolutnie brakuje. Mówiąc obrazowo, Legia trafia dwa na dziesięć transferów i – jakoś – żyje, przy takiej samej skuteczności w Pogoni byłoby dawno po niej.
Żeby nie być gołosłownym, spójrzmy na trzy ostatnie sezony pod kątem transferów.
23/24 – Koulouris, Ulvestad, Cojocaru, Gamboa
Znakomity napastnik, bardzo solidny pomocnik, dobry bramkarz, dobry pomocnik. Żadnego pudła, żadnego szrotu, który trzeba odesłać w oka mgnieniu. Albo sensowni, albo bardzo sensowni ludzie.
22/23 – Wahqlvist, Koutris, Loncar, Borges, Alqmvist
Dwóch pierwszych to czołówka ligowa na swoich pozycjach, Borgesa dało się zaadoptować na środek obrony i wygląda solidnie, Loncar miał duże problemy ze zdrowiem, ale doszedł do siebie i gra dobrze. Alqmvist był na chwilę, ale taki był plan, swoje konkrety nabił (pięć goli, sześć asyst w lidze), teraz występuje w Serie A. Znów: żadnego szrotu.
21/22 – Biczachczjan, Jean Carlos Silva, Grosicki, Kostorz, Parzyszek
Trzy plusy (mniejsze, większe, ogromne), dwa minusy.
Wygląda to wszystko naprawdę porządnie. Oczywiście, ktoś zaraz wypomni Maniasa czy Cibickiego, ale to nie zmienia bilansu – Adamczuk trafia zdecydowanie częściej niż pudłuje. A jeszcze potrafi tych piłkarzy tak mądrze wybrać, by ci byli w stanie obstawić kilka pozycji, co jest ważne przy wąskiej kadrze. Tak było z Gorgonem, tak jest ze wspomnianym Borgesem.
Naturalnie rola Adamczuka nie ogranicza się tylko do transferów, bo trzeba też wspomnieć o akademii, ale znów trudno mówić o niej źle. Wychowankowie Pogoni grają za granicą, szczecinianie potrafią też za swoich piłkarzy dostać dobre pieniądze.
Czyli człowiek bez wad? Nie, nie, na przykład decyzja do spółki z Mroczkiem o wpisaniu pucharów za zeszły sezon do budżetu była absurdalna i błędna, ale jednak w pracy Adamczuka więcej jest zalet niż wad. Gdyby choć podobną skuteczność transferową miał Zieliński w Legii, to by pewnie dalej za te transfery odpowiadał.
Dobrze więc, że Adamczuk zostaje, że Haditaghi go nie skreślił. Ile ta współpraca potrwa, cholera wie, życie ojca narodu to przecież pełen zwrotów akcji film sensacyjny.
Natomiast chwali się, że pozytywnej postaci nie ustrzelił już na początku produkcji.
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:
- Bajkopisarz czy ratownik? Alex Haditaghi, postać nieoczywista
- Pogoń z Cracovią jak Haditaghi w życiu: od sprzedawania wody do milionów
- Adamczuk: W trakcie strajku piłkarzy chciałem odejść z Pogoni [WYWIAD]
Fot. Newspix