Jako dziecko był laureatem zgrupowań, na których błyszczał też Piotr Zieliński. Jeździł na mistrzostwa Polski w… tenisie stołowym. Liczył, że w Ekstraklasie zadebiutuje sześć lat temu, ale po jednym treningu usłyszał, że ma znów iść na wypożyczenie. Dziś Oskar Repka gra w GKS-ie Katowice i należy do najlepszych defensywnych pomocników w lidze. W rozmowie z Weszło opowiada o swojej piłkarskiej drodze, specyfice GKS-u, niedoszłym transferze do węgierskiego Ujpestu i marzeniach o reprezentacji Polski.
Jakub Radomski: W tym sezonie, jako piłkarz GKS-u Katowice, zadebiutowałeś w Ekstraklasie. Wydawało się, że do tego może dojść już w 2018 roku, gdy jako 19-latek podpisywałeś kontrakt z Arką Gdynia. Ale tam nie zaistniałeś. Czego wtedy zabrakło?
Oskar Repka, pomocnik GKS-u Katowice: Dziś uważam, że wytrwałości. Po transferze Arka oddała mnie na wypożyczenie do Chrobrego Głogów. Występowałem w I lidze, ograłem się, czułem się lepszym piłkarzem. Wracam do Gdyni ze sporymi nadziejami, a tam po dosłownie jednym treningu słyszę, że mam znowu iść na wypożyczenie. Nie spodobało mi się to trochę. Chciałem zostać w Arce, ale w klubie wtedy szukali młodzieżowca bardziej na skrzydło, a nie na środek obrony, gdzie wówczas najczęściej występowałem. Wydaje mi się, że mogłem wtedy podejść do tego z większym spokojem. Może, gdybym jednak został w Arce, za nowego trenera dostałbym szansę?
Zespół prowadził wtedy Jacek Zieliński. To on po jednym treningu powiedział: „Oskar, idź znowu na wypożyczenie”. Kiedy w tym sezonie GKS grał przeciwko Koronie, trener Zieliński do mnie podszedł i stwierdził: „Nie spodziewałem się, że aż tak się rozwiniesz”.
A ty co sobie pomyślałeś?
Szczerze? Zdziwiłem się, że w ogóle mnie pamięta.
Do Arki trafiłeś po dwuipółrocznej przygodzie w Niemczech. Jak to się stało, że jako młody zawodnik Zawiszy Bydgoszcz wyjechałeś do tego kraju? Słyszałem, że Karlsruhe, gdzie występowałeś w zespołach U-17 i U-19, nie było pierwszym niemieckim klubem, do którego trafiłeś na testy.
Było dwóch agentów, którzy dostrzegli coś we mnie i zaprosili na testy. Najpierw byłem w Hoffenheim, później we Freiburgu i Bayerze Leverkusen. Przekonało mnie dopiero Karlsruhe. Ważną postacią był w tym wszystkim Lukas Kwasniok. To pochodzący z Polski szkoleniowiec, który dziś prowadzi Paderborn, a wtedy był trenerem zespołu Karlsruhe do lat 19. Pamiętam, że bardzo chciał mnie w drużynie. W ogóle nie znałem języka, w zespole mało kto mówił jako tako po angielsku, a mimo to czułem się tam dobrze od pierwszego momentu.
Trener Kwasniok to ciekawa postać. Miał niesamowitą chęć rozwijania się. Na treningach regularnie pojawiały się nowe elementy. No i ta intensywność. Bardzo wiele wymagał od zawodników, wytwarzał zdrową atmosferę rywalizacji. Zdarzało się, że po treningu mieliśmy dość ciężkie bieganie, nawet dwa dni przed meczem. Pamiętam, jak później wróciłem do Polski i byłem zaskoczony, że po godzinie treningu jest już koniec (śmiech).
Rok 2017, Repka w reprezentacji do lat 19, mecz z Irlandią Północną
Ale w Karlsruhe przez jakiś czas nie mogłeś grać w meczach.
Tak, przez rok. Chodziło o dokumenty z FIFA, które zostały niewłaściwie złożone. Problem polegał na tym, że Zawisza w zasadzie kończył swoją działalność i ciężko było załatwić w tym klubie jakiekolwiek dokumenty, ale w końcu na szczęście się udało.
Sprawdziłem – w Karlsruhe występowałeś z Nico Schlotterbeckiem. Dziś jest znanym środkowym obrońcą – ważną postacią Borussii Dortmund i reprezentantem Niemiec.
Gdybym powiedział, że już wtedy był fantastyczny, to bym trochę przesadził, ale na pewno było widać, że ma świetnie ułożoną lewą nogę. Nie imponował motoryką, szybkością, ale potrafił zagrać znakomite piłki między liniami. Odważnie szukał kolegów z przodu, jego podania były celne, no i Nico wygrywał też wszystkie pojedynki główkowe.
Muszę cię zapytać o jeden mecz, który na pewno nie jest miłym wspomnieniem. Co czuje środkowy obrońca, gdy schodzi na przerwę przy wyniku 0:7?
Kojarzę… Mecz wyjazdowy z Anglią, reprezentacja Polski do lat 19. Pamiętam, jak spojrzałem na tablicę świetlną. Była chyba 33. minuta, a oni już prowadzili 7:0. Miałem myśli w stylu: „Jak to możliwe?” Czułem wtedy na boisku bezradność. Graliśmy specyficznym składem, było dużo nowych zawodników. Anglicy w pewnym momencie chyba zdiagnozowali nasze najsłabsze punkty, bo głównie po akcjach jedną stroną ładowali nam kolejne bramki. Dobrze, że potrafiliśmy wyjść z lepszym nastawieniem na drugą połowę i strzeliliśmy chociaż tego jednego gola, nie tracąc żadnego.
W reprezentacjach do lat 18, 19 i 20 rozegrałeś w sumie 16 meczów. Kto wydawał się w tamtych zespołach największym kozakiem?
Pamiętam Kubę Modera czy Tymka Puchacza, a gdybym miał wskazać kogoś mniej oczywistego, to takim gościem był Riccardo Grym. Wyróżniał się na poziomie tamtych reprezentacji. Był w Wiśle Kraków, później Wiśle Płock, ale się nie przebił. Trochę dziwię się, że ten chłopak teraz przepadł (dziś Grym występuje w 4. lidze niemieckiej – przyp. red.).
Repka w meczu GKS-u z Koroną Kielce
Porozmawiajmy chwilę o początkach. Jak wiele w twojej karierze dał ci tata?
Był związany z piłką, ale nie zawodowo. Kopał przez jakiś czas w drużynach młodzieżowych. Bardzo wspierał mnie na swojej drodze, podobnie jak mama. Oboje pomagali podejmować ważne decyzje, których trochę było w młodym wieku. Przez kilka lat łączyłem piłkę z graniem w tenis stołowy.
Dobry w nim byłeś?
Tak. Spędzałem wiele godzin przy stole i pamiętam, że niejednokrotnie jeździłem na mistrzostwa Polski swojego rocznika, do Częstochowy czy Krosna. Ale w pewnym momencie musiałem dokonać wyboru i postawiłem na piłkę. W wieku 11 lat chodziłem już do klasy sportowej.
Opowiedz o Polish Soccer Skills. To organizowane od lat obozy piłkarskie, których kilkoro laureatów ma okazję odbywać później treningi w czołowych europejskich klubach. Ty trzykrotnie, w latach 2009-2011, byłeś zwycięzcą w swojej kategorii wiekowej. Sprawdziłem – za pierwszym i drugim razem w starszym roczniku najlepszy był Piotr Zieliński. W 2010 roku do Amsterdamu pojechałeś m.in. z Hubertem Adamczykiem, a rok później w starszym roczniku wybrany został Jakub Łukowski.
Na obóz zapisał mnie tata. Jeszcze wtedy to trochę raczkowało. Pojechałem na zgrupowanie do Szczyrku, gdzie przez tydzień trenowaliśmy, a później robili nam testy: drybling, strzały do celu, żonglerka. Gdy pierwszy raz wygrałem, nagrodą był wyjazd do Mediolanu. Ćwiczyliśmy w akademii Milanu. Za drugim – w Amsterdamie trenowaliśmy z chłopakami z Ajaksu z naszego rocznika, a po trzeciej wygranej pojechaliśmy do Barcelony, już trochę większą grupą zwycięzców Polish Soccer Skills. W Katalonii mieliśmy zajęcia z człowiekiem z akademii Espanyolu.
A jak było przez lata z twoją pozycją? To prawda, że zaczynałeś w ataku?
Tak, byłem napastnikiem. W turniejach Deichmanna wystawiali mnie z przodu, strzelałem gole. Później występowałem jako „dziesiątka”. W juniorach starszych grałem już jako defensywny pomocnik. Oglądałem wtedy w telewizji Barcelonę, najbardziej podziwiając Xaviego oraz Iniestę, bo to była mniej więcej moja pozycja. Do piłki seniorskiej w zasadzie trafiłem jako środkowy obrońca. W Pogoni Siedlce, gdzie występowałem w II lidze, wróciłem na pozycję defensywnego pomocnika i tak już zostało w GKS-ie. Nie ukrywam, że na środku pomocy czuję się najlepiej, choć zdarza się, że gram też niżej. Kiedy w GKS-ie byli Antek Kozubal i Rafał Figiel, obaj świetnie rozumiejący grę, dobrze czułem się, występując na bocznym stoperze.
Gdyby ktoś przed sezonem powiedział ci, że po 19 kolejkach GKS będzie zajmował dziewiąte miejsce w tabeli, co byś sobie pomyślał?
W ciemno bym tego nie brał, ale na pewno cieszyłbym się. W poprzednich sezonach beniaminkowie raczej nie miały łatwo w Ekstraklasie. Niektóre zajmowały ostatnie miejsca. My po awansie nie mieliśmy w głowach utrzymania w lidze jako głównego celu. Myśleliśmy o tym, żeby wygrać każdy kolejny, najbliższy mecz i to nastawienie póki co się sprawdza.
Co jest największym atutem GKS-u?
Drużynowość. Powiedziałbym, że również nasz stadion, bo przy Bukowej przeciwnikom nie gra się łatwo, a my potrafimy dać z siebie więcej. Mamy też trenera Rafała Góraka, który świetnie zna ten klub i wierzy w nasz model gry, w całą drużynę. To sprawia, że wszyscy idą za jego głosem.
W ubiegłym sezonie wywalczyliście awans do Ekstraklasy, choć w pewnym momencie chyba mało kto w ogóle w to wierzył, prawda?
Po rundzie jesiennej nikt nie przypuszczał, że możemy wywalczyć bezpośrednio miejsce dające awans. Wydawało się, że szczytem możliwości będą baraże, choć i to było umiarkowanie realne. Przecież my w pewnym momencie nie potrafiliśmy wygrywać spotkań. Kluczem były pierwsze kolejki na wiosnę i nasze zwycięstwa. Wtedy narodziła się bardzo duża wiara w to, co robimy. W środku pola grałem z Kozubalem. Świetnie się rozumieliśmy. Czasami wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie i wiedzieliśmy, kto co za chwilę zrobi. Nie jestem w ogóle zaskoczony, że Antek wszedł z buta do składu i gra znakomicie po powrocie do Lecha Poznań. Byłem przekonany, że to świetny zawodnik i również tam sobie poradzi. To nie był przypadek, że w GKS-ie, zwłaszcza od pewnego momentu, grał na bardzo wysokim poziomie i miał trochę asyst.
Pojedynek Repki i Kozubala w meczu Lech – GKS z obecnego sezonu
Ty, choć jesteś bardziej defensywnym środkowym pomocnikiem niż Kozubal, masz w tym sezonie na koncie 19 meczów w lidze, trzy gole i dwie asysty. Zimą media pisały, że byłeś blisko odejścia do węgierskiego Ujpestu za pół miliona euro. Ale do transferu nie doszło.
Temat był, to prawda, ale nie dogadaliśmy się i teraz skupiam się wyłącznie na grze dla GKS-u.
A Ujpest jako kierunek był dla ciebie atrakcyjny?
Oczywiście, pod względem np. medialnym czy kibicowskim, to nie jest liga lepsza od polskiej. Ale przyznaję, że poważnie rozważałem tę opcję.
Jesteś dziś uważany przez ekspertów za jednego z najlepszych defensywnych pomocników w Ekstraklasie. Czytam, że poradziłbyś sobie już teraz w silniejszej lidze, niektórzy przebąkują, że warto cię sprawdzić nawet w reprezentacji Polski. Jak byś się do tego odniósł?
Powołanie do reprezentacji byłoby dla mnie wielkim wyróżnieniem. Oglądam każdy mecz kadry. Wiele osób mówi, że reprezentacji Polski brakuje środkowego pomocnika. Może bym się odnalazł? Na pewno, gdybym dostał taką szansę, zrobiłbym wszystko, żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony. Codziennie bardzo ciężko na to pracuję.
A kto według ciebie jest teraz najlepszym zawodnikiem Ekstraklasy na twojej pozycji?
Antka Kozubala nie będę tutaj wymieniał, bo poradziłby sobie co prawda jako defensywny pomocnik, ale występuje obecnie w roli bardziej ofensywnego gracza. Na pewno bardzo dobrze prezentuje się w Lechu Radosław Murawski. Imponuje mi przede wszystkim jego stabilność. A numerem dwa w Ekstraklasie jest dla mnie Taras Romanczuk.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Lech biega jak szalony. Te rekordy dadzą mistrzostwo?
- Piątkowski w Kasimpasie. “Nie chcieliśmy czekać na Serie A”
- Legia przypomniała sobie, że potrzebuje bramkarza
Fot. Newspix.pl