W kontekście Legii dużo mówi się o potrzebie ściągnięcia napastnika, plotkowano o jednym, drugim, trzecim, ostatecznie póki co nie przyszedł żaden – i jest to coraz bardziej kompromitujące – niemniej dobrze byłoby też spojrzeć na drugą stronę boiska, bo Legia pilnie musi sprowadzić bramkarza.
I tak też podobno ma się stać – najpierw portugalski Record napisał, że Wojskowi chcą wypożyczyć Kovacevicia ze Sportingu, potem Tomasz Włodarczyk z Meczyków tę informację potwierdził i dodał, że Legia za bramkarzem rozgląda się od… niedzieli. Czyli od meczu z Koroną, kiedy Kobylak – delikatnie mówiąc – nie pomógł swoim kolegom.
Znów: wydaje się to niespecjalnie poważne.
Nie potrzeba było bowiem meczu z Koroną, by wiedzieć, że Kobylak będzie bronić jak Kobylak. To znaczy jak bramkarz, którego jeszcze w poprzednim sezonie trzeba było wysłać na wypożyczenie do Radomiaka, gdzie nie błyszczał, puszczając 28 bramek w 11 meczach. Owszem, przed sobą w obronie nie miał Maldiniego z Nestą, ale dobrzy bramkarze potrafią się w słabszych klubach pokazać – jak Kochalski albo Mrozek w Stali.
Kobylak swoją grą nikogo nie porwał, przeważnie puszczał to, co miał puszczać, a czasem i więcej. Najgłośniej było o nim, gdy strzelił gola, natomiast choć Legia ma problemy ze snajperami, to chyba nie bramek oczekiwano od akurat tego zawodnika.
W każdym razie Kobylak w końcu wygryzł Tobiasza z bramki i cóż…
- z Lechem nie pomagał
- z Cracovią miał wielką ochotę na remis, ale sędzia nie zauważył ręki Wszołka po nieudolnym wyjściu golkipera
- Stali wręczył gola na 2:2 obwiązanego w czerwoną kokardę
- w pucharach powinien się lepiej zachować choćby przy drugiej bramce Lugano
- w pierwszym meczu wiosny wrzucił na konia Augustyniaka i Korona wyszła na prowadzenie
Błędów więc tyle, że solidny bramkarz po popełnieniu ich przez cały sezon ma do siebie pretensje, a tu mówimy o ledwie małym wycinku roku. Co gorsza – Kobylak okazał się w rywalizacji lepszy niż Tobiasz, więc Legia ma problem zarówno na jedynce i dwójce. Oczywiście ktoś może stwierdzić, że trenerzy się nie znają, bo gdyby bronił Tobiasz, wszystko byłoby inaczej, ale taki ktoś musiałby się Legią interesować od paru dni, przecież Tobiasz między słupkami wcale nie wyglądał dużo lepiej (o ile w ogóle).
Po prostu zespół z Warszawy ma w kadrze dwóch średnich bramkarzy, którzy w Lechu siedzieliby na trybunach, bo tam mocniejsi są i Mrozek, i Bednarek.
Ignorowanie tej miernej jakości między słupkami było ze strony Legii kompletnie niezrozumiałe. Nawet jeśli chciałoby się twierdzić, że w Warszawie wcale nie szukają bramkarza od niedzieli, to przecież i tak jest nie do obrony – kompetentny zawodnik powinien tę ekipę wzmocnić dużo wcześniej.
I czy Legia szuka od niedzieli, czy nie szuka od niedzieli – nie ma to żadnego znaczenia, bo wciąż takiego bramkarza w klubie brakuje.
Być może będzie nim Kovacević, co swoją drogą też mówi o ruchach klubu, który zdecydowanie zbyt rzadko jest w stanie wyciągnąć kogoś ciekawego, kto jednocześnie nie był objęty ekstraklasowym pakietem Canal+. Z Vinagre trafiono, ale na jednego Vinagre przypada jeszcze Goncalves, Nsame i Alfarela. Nikt nie miałby pretensji do Legii, że ściąga wyróżniających się ligowców (albo ex-ligowców), gdyby było to podparte jeszcze transferami spoza radaru dekodera C+, ale nie jest.
Zatem jeśli przyjdzie Kovacević – w sumie trudno bić brawo. Po pierwsze za późno, po drugie to kolejny pokaz indolencji, bo jeśli meczów danego piłkarza nie komentował Bartosz Gleń albo Rafał Dębiński, to w Legii go raczej nie znają.
WIĘCEJ NA WESZŁO LEGII WARSZAWA:
- Udręka i ekstaza kibica Legii
- Kto powie Legii, że najwyższy czas wygrywać, jeśli chce być mistrzem Polski?
Fot. FotoPyk