„Jestem zwolennikiem stawiania na Polaków” – tak w programie Liga+ Extra stwierdził trener, który jest wzorcem z Sevres tego, jak NIE stawiać na Polaków. Marek Papszun wywołał salwy śmiechu obserwatorów naszej piłki. Jak zatem wygląda on na tle najaktywniejszych trenerów w Ekstraklasie pod względem roli naszych rodaków w drużynie i kiedy w lidze przestaną grać miejscowi zawodnicy, jeżeli obecny trend się utrzyma?
Zdążyliśmy już zapomnieć, że Marek Papszun faktycznie kiedyś… stawiał na Polaków. W pierwszym sezonie Ekstraklasy Raków był w pierwszej piątce klubów w najmniejszym stopniu angażującym obcokrajowców. Wśród jedenastu zawodników z największą liczbą minut było aż siedmiu naszych rodaków: Patryk Kun, Kamil Piątkowski, Miłosz Szczepański, Jarosław Jach, Jakub Szumski, Sebastian Musiolik i Igor Sapała. Jeszcze rok później Polacy grali u niego więcej niż zawodnicy zagraniczni. Od 2021 roku co sezon są jednak przez trenera Papszuna łamane kolejne bariery: najpierw 60%, potem 70%, a po rocznej przerwie obecnie nawet ponad 75% występów Rakowa to gracze spoza Polski. Gdzie jest granica? No cóż, z pewnością stu procent nie da się przebić, ale próbować można. Wśród jedenastu zawodników z największą liczbą minut w Ekstraklasie jest już tylko etatowy bramkarz Trelowski oraz Patryk Makuch, który dwunastego Ericka Otieno wyprzedza o… jedną minutę, a biorąc pod uwagę, że Polak od października nie gra, to długo już w tej jedenastce nie zabawi.
Prekursorzy pomijania Polaków w Ekstraklasie: Pogoń Ptaka i Wisła sprzed 15 lat
W Ekstraklasie jeszcze na początku XXI wieku Polacy rozgrywali od 70% do nawet wszystkich możliwych minut, jak Cracovia w 2005 roku czy Odra Wodzisław rok później. W 2007 roku Górnik Zabrze prowadzony przez Marka Motykę z przerwą na trzecią kadencję Zdzisława Podedwornego rozegrał cały sezon samymi Polakami, bo Bułgar Iwajło Stoimenow wystąpił tylko w rezerwach. To ostatni taki przypadek w naszej lidze. Klubem z trzecim największym dziś udziałem Polaków w meczach (69%) jest Piast. Dwadzieścia lat temu wskaźnik ten lokowałby go na… ostatnim miejscu w lidze pod tym względem.
Zimą 2006 roku właściciel Pogoni Szczecin Antoni Ptak, będąc niezadowolonym z zaledwie dziewiątego miejsca w lidze, postanowił sprzedać większość zawodników i zastąpić ich graczami znalezionymi w Brazylii przez swojego syna. 11 kwietnia w Bełchatowie po raz pierwszy w historii naszej ligi w barwach Portowców wybiegła jedenastka bez ani jednego Polaka! Pogoń skończyła sezon na jeszcze gorszym, jedenastym miejscu, a w całym sezonie do obcokrajowców należała większość, bo aż 56% występów. Rok później dobili do 60%, a zaledwie trzy wygrane oznaczały spadek i w praktyce likwidację klubu. Nowa Pogoń odbudowana przez kibiców od czwartej ligi w 2012 roku wróciła do elity.
W sezonie 2010/11 wskaźniki brazylijskiej Pogoni przebiła Wisła Kraków. Pareiko, Bunoza, Cikos, Osman Chavez, Paljic, Kirm, Jirsak, Melikson byli zagranicznym zaciągiem, który zdecydował o mistrzostwie. Rozegrali oni aż 63% występów w lidze. W Europie jednak Karabach czy APOEL okazywały się za mocne, a rok później aż 70% udział obcokrajowców w meczach zakończył się siódmym miejscem. Dopiero drugi raz w ostatnich piętnastu sezonach Wisła znalazła się poza podium. Przez wiele lat żaden klub nie zbliżył się do ówczesnych wskaźników zespołów Kasperczaka, Maaskanta, Moskala i Probierza, a sama Biała Gwiazda zaczęła długie staczanie się po równi pochyłej aż do 1. ligi.
Ale wróćmy do tego, jak wygląda obecnie trener Papszun na tle swoich konkurentów w Ekstraklasie? Może wskaźniki jego zespołu są normalne i rzeczywiście na tle rywali można powiedzieć, że stosunkowo dużą rolę odgrywają w jego drużynie Polacy? Oczywiście, że nie.
Spośród 30 sezonów klubowych z największym udziałem obcokrajowców, tylko ówczesna Wisła i wcześniejsza Pogoń to przypadki sprzed 2018 roku. Wszystkie pozostałe to historia ostatnich kilku lat. W ścisłej czołówce tego zestawienia powtarzają się tylko dwa nazwiska: Marek Papszun i Michał Probierz.
Największy udział obcokrajowców w rozegranych meczach w ostatnich sezonach:
78% – Raków 2023/24 – Szwarga
77,8% – Raków 2024/25 – Papszun
76,7% – Cracovia 2020/21 – Probierz
76,0% – Cracovia 2024/25 – Kroczek
73,9% – Lechia 2024/25 – Grabowski i Carver
72,9% – Cracovia 2021/22 – Probierz i Zieliński
72,4% – Raków 2022/23 – Papszun
71,6% – Pogoń 2024/25 – Kolendowicz
70,9% – Cracovia 2019/20 – Probierz
69,3% – Pogoń 2023/24 – Gustafsson
Trudno obciążać Dawida Szwargę odpowiedzialnością za liczbę zawodników zagranicznych w składzie Rakowa w poprzednim sezonie, bo drużynę tę oczywiście zbudował Marek Papszun, o którym nawet i bez tych danych każdy fan Ekstraklasy wie, że jest on wręcz wzorem trenera, który nie stawia na Polaków.
Porównałem jednak dziesięciu trenerów, którzy prowadzili kluby w największej liczbie spotkań w naszej lidze w ostatniej dekadzie. Jeżeli każdemu z nich przyporządkować jedenastkę graczy, z których najczęściej korzystali, to Probierz ma w swojej zaledwie czterech Polaków, Runjaić – pięciu, Stokowiec i Urban – sześciu, Zieliński i Brosz – siedmiu, Ojrzyński ośmiu, a Fornalik i Vuković aż dziewięciu. Papszun ma ich zaledwie trzech – Patryka Kuna, Igora Sapałę i Kamila Piątkowskiego.
Marek Papszun i Kamil Piątkowski
Postanowiłem spojrzeć jeszcze szerzej i sprawdzić jaką część zawodników, którym dany trener pozwolił zadebiutować w Ekstraklasie stanowią Polacy. Oto wyniki:
Udział Polaków wśród debiutantów w Ekstraklasie u danego trenera:
Fornalik 70%,
Vuković 69%,
Zieliński 60%,
Stokowiec 55%,
Probierz 54%,
Ojrzyński 51%,
Urban 48%,
Brosz 45%,
Runjaić 40%,
Papszun 33%.
Trener Rakowa stawiał na Polaków prawie dwukrotnie rzadziej od Vukovicia, który przecież nawet nie pochodzi z naszego kraju, czy Fornalika, który łącznie wprowadził ich aż 57! Spośród dziesiątki szkoleniowców z największym doświadczeniem w ostatnich latach Papszun nie jest po prostu tym, który jedynie mocno stawia na obcokrajowców. On jest tym, który stawia na Polaków w zdecydowanie najmniejszym stopniu!
Oczywiście pojawiają się pytania natury filozoficznej. Sam fakt, że Polacy grają u niego zdecydowanie najmniej nie musi jednoznacznie wskazywać, że na nich nie stawia. Być może zdecydowanie preferuje swoich rodaków i mając przed sobą dwóch takich samych zawodników wybierze takiego z Piotrkowa Trybunalskiego zamiast z Senegalu? Może w jego arkuszu kalkulacyjnym do oceny graczy dodatkowe dziesięć procent punktów otrzymuje się za samo bycie z Polski? Ale mimo tego Polakom czegoś brakuje, by załapać się do jego drużyny, a nawet jeśli się do niej dostaną, by zostać wpuszczeni na boisko. Oczywiście może tak być.
Poza tym, Marek Papszun, dokładnie cytując, powiedział, że jest zwolennikiem stawiania nie tylko na Polaków, ale na „zawodników z ligi”, czego potwierdzeniem może być transfer Leonardo Rochy z Radomiaka. W całym programie tłumaczył także szerzej swoją filozofię budowania drużyny.
Marek Papszun: “Temat Arka Pyrki jest, nie będę ukrywał. Jestem zwolennikiem stawiania na Polaków i zawodników z ligi”
📺 Liga+Extra trwa w CANAL+ PREMIUM, CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/DYVywsvso4 pic.twitter.com/kCebFOH0PX
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 2, 2025
Nie zmienia to faktu, że w zgodnej opinii obserwatorów naszej ligi, wypowiedź Papszuna była po prostu komiczna. Wśród najłagodniejszych komentarzy na portalu X są następujące:
Czy ktoś mu wytłumaczy, że stawianie na Polaków to w rzeczywistości oznacza stawianie na Polaków, a nie robienie z klubu wieży Babel? @Kokosz86
W podstawowym składzie Barcelony w ostatnim meczu było więcej Polaków (2) niż w podstawowym składzie Rakowa (1). @Igor_LFC
Jest zwolennikiem stawiania na Polaków, ale chyba nie w Rakowie. @Michal_Klusek
Niektórzy mają wątpliwości, czy Papszun stawiałby na Polaków, nawet gdyby był selekcjonerem naszej reprezentacji. Przecież nawet Simone Inzaghi i Hansi Flick wystawiają ich więcej w Interze i Barcelonie, niż polski trener w Częstochowie.
Czy w 2050 roku w Ekstraklasie przestaną grać Polacy?
Inna kwestia, że w przeciwieństwie do Pogoni sprzed prawie dwóch dekad, Papszuna bronią wyniki. Jest pierwszym trenerem w historii, który doszedł trzy razy z rzędu do finału Pucharu Polski, pierwszym który w trzech kolejnych sezonach zaliczył łącznie sześć finałów Pucharu Polski i medali mistrzowskich. Za wcześnie, by podsumowywać trwający sezon, ale podium i gra w Europie wydają się dość prawdopodobne. A w ślad za jego sukcesami, kolejni szkoleniowcy będą pewnie próbować naśladować różne elementy jego warsztatu, w tym pewnie i stawianie na graczy zagranicznych.
Tymczasem już teraz udział Polaków w meczach rozegranych w Ekstraklasie od początku wieku spada średnio rocznie o 1,9 punktu procentowego. Jeżeli trend ten będzie kontynuowany, to w 2050 roku… zabraknie naszych rodaków w lidze. Oczywiście takiej nieustannej kontynuacji trendu nie będzie. Jest pewne minimum zaangażowania miejscowych zawodników. Kiedyś wydawało się, że będzie to 80%, potem że 60%, obecnie wielu może podejrzewać, że poniżej 40% nie da się zejść. Chyba absolutna skrajność w Europie to Cypr, gdzie zaledwie co piąty występ ma na koncie rodzimy gracz, do czego przyłożył się między innymi Grzegorz Krychowiak grą w Anorthosisie. Obyśmy nigdy nie zbliżyli się do tego pułapu, ale jeżeli coraz więcej będzie trenerów „stawiających na Polaków”, to kto wie, jak to się skończy, a pogłębi to pewnie zmiana przepisów sprzyjających młodym zawodnikom.
O ile szacunkowy wpływ przepisu o młodzieżowcu na grę najmłodszych Polaków to dodatkowe kilkanaście tysięcy minut na sezon, to już łączna liczba minut rozegranych przez naszych rodaków wzrosła zaledwie o kilka tysięcy minut. Czas gry młodych zawodników zwiększył się w dużej mierze kosztem starszych Polaków. Po znaczącym ograniczeniu mocy oddziaływania tej reguły, udział miejscowych zawodników w grze zespołów Ekstraklasy będzie prawdopodobnie spadał jeszcze bardziej.
Prawdą jest też to, że Marek Papszun uprzedził zmiany w naszej lidze, które nawet bez niego i tak by się toczyły. Pewnie nieco wolniej, ale ograniczanie roli Polaków miałoby i tak miejsce. W sumie cieszyć może fakt, że dziś drużyny angażujące najintensywniej obcokrajowców robią to najczęściej po to, by zbliżyć się do pucharów – jak Cracovia czy Pogoń, albo osiągnąć w nich dobre wyniki jak Raków czy Jagiellonia, a nie być początkiem wieloletniego kryzysu albo wręcz upadku klubu, jak to miało miejsce z Wisłą w 2012 roku, czy Pogonią w 2007. Jeżeli poskutkuje to pięcioma drużynami z Ekstraklasy, z czego dwoma w eliminacjach Ligi Mistrzów, to może jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi?
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Lech biega jak szalony. Te rekordy dadzą mistrzostwo?
- Piątkowski w Kasimpasie. “Nie chcieliśmy czekać na Serie A”
- Legia przypomniała sobie, że potrzebuje bramkarza
Foto: Newspix.pl